Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2023, 22:45   #23
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
sztuczka

Karawanseraj

Jak miał pewność bard, tak Rayyan zaprowadził porządek. Nie znaczyło to, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, wraz z kolejnymi domysłami koślawo się rozrastało, bo hieny z gnollami, czy tam odwrotnie, a spodziewał się elf przynajmniej chimery. Powściągając fantazję musiał przyznać z zawodem, że teoria kompanów jest bardziej do rzeczy niż jego fantasmagoria.

Rdzewiejące liście, zeschnięta krew odchodziła od nich płatami wysuszona od palącego słońca, scenografia dość korzystna dodając ogiery przy bramie, dość patetyczna, tylko słonko mogłoby się położyć niżej, ale na to nie miał Świteź wpływu. Taką miał scenę, taką rolę dostał, tym razem jemu było być herodem, lub może dziewką dla demona, owcą dla smoka, rachował.

Wyszukał wzrokiem ptasich posłańców, wypatrzył krążące na granacie nieba sępy. Mądre i czujne. Pewne swego. Te wziął na swa muzę.

- Zasadzki? -wygiął teatralnie usta - Spodziewamy się, tym jest ta patowa sytuacja. Nie sądzę, by strażnik wciąż tam z rodziną mieszkał i gotował gnollom gulasz z ludczyny. Zostawiać za plecami zagrożenie tej rangi byłoby nierozsądnym. Wobec czego jak mówi Rayyan trzeba ich wywabić. Pozwolicie państwo, że zaryzykuję, sprowokuje, utulam, zmylę. Podejdę przed bramę z melodią, proszę o osłonę strzelecką, Quatermain - zwrócił się do Lary - Czy ten kij pluje śmiercią? - uśmiech szeroki i błysk w oku jak świetlik w otchłani - Wierzę ci, masz dwie pary oczu. Rayyan i Thurgrun na flankach. - z kolei do wysokiego elfa się zwrócił, znów głowę zadzierając - Znasz bracie jakieś: Abrakadabra, to się u was wymawia jakoś Hokus Pokus? - nie czekając na odpowiedź, bo wystarczyła wymiana spojrzeń między elfami, mrugnął.

Świteź raz jeszcze zlustrował wzrokiem scenę wypatrując detali, które mogły umknąć, jak sęp niewielkiej padliny. Łuk przewiesił przez ramię, dla odmiany wydobył z jaszczura długi chudy miecz z pięciolinią zaklętą w kloszu przy jelcu. Z ramion ściągnął warstwę obszernych szat, będącą krótką sztywną peleryną. Ostrze umieścił za skórą obszytą mieniącym się w słońcu jedwabiem, podobnie skorupie skarabeusza. Drugą ręką wydobył z przybornika na piersi poprzeczny flet.

Pozwalał nieść się muzie, pierwsze dźwięki zdawały się odległe jak ptaki na horyzoncie, wolno zmieniające ton, jak powolne kręgi zataczały sępy. Zaraz jednak temat przeszedł bliżej do krwi zeschniętej, do mordu niedawnego, do przyjaciół straconych. Do gniewu i przestrogi, do wyzwania, do majestatu jej promienności. Dźwięki coraz to bardziej i bardziej wibrowały, coraz się bardziej wydawały dzikie, jednocześnie coraz bardziej zrozumiałe, jakby bard śpiewał, choć w istocie czasem tylko przerywał, dla vokalizy, przebijającej się ponad mury, aż ku wiszącym nad głowami padlinożercą.

- Seraj, seraj, zbolały, seraj sanktuarium, serce zranione krainy. Seraj, seraj, nie mogę, porzucić cię, seraj, cienia twego, wezwania słodkiego Semiramis tańczy na niebie dla ciebie

Bard kroczył wolno do przodu, pewny gardy towarzyszy, kroczył wprost w maleńki wichrowy diablik pustynny. Ów podzielił się na troje i powirował z braćmi do przodu, zaś powietrze przed Świteziem rozmyło się od gorąca.

Elf mógł to rachować na niezliczoną ilość sposobów, analizować jak wytworzyć podobny efekt, jak utkać miraż podgrzewając powietrze, nic jednak podobnego, rachowanie zastąpiła intuicja, melodia grzała serca, oszukiwała naturę, uroczyła żywioły nadając im elfimizację*, jednała wszystkie stworzenia i zjawiska. Rozgrzane przed bardem powietrze powieliło jego sylwetkę obserwowaną od strony karawanseraju w nieskończonej fatamorganie powieleń. Muzyka wznosiła się wyżej i wyżej stając się coraz to bardziej nieobliczalną, zaskakującą, dysharmoniczną, aż żałował zapamiętany w przedstawieniu Bard, że nie ma pod ręką lutni swej czternastostrunowej, albo lepiej jeszcze mandoliny jak sugerował Rayyan niejednokrotnie, będącej instrumentem bardziej uniwersalnym.

W suchym kraju spadnie deszcz,
Równo zrosi każdy płaszcz,
Kto był dobry w byle czym,
Kto co zrobił, będzie żył,
Kto zaś zbójem, nikczemnikiem,
Tego znaczę złym dotykiem,
Sklinam wobec potęg świata,
Tu przemieniam na wariata.
Na psubrata, nie kamrata,
Na pariasa i odsyłam na skraj świata


Choć śpiewał tylko flet wszyscy zrozumieli słowa pieśni egzorcystów.

Bard używa sztuczek najpierw wzmacnia sobie głos, czego efekt trwa aż 10 minut, następnie wykonuje sztuczkę kuglarską. napisano, że mogę podgrzewać substancję, w tym wypadku Świteź manipuluje temperaturą i wilgotnością powietrza, stwarzając powietrzne wiry i ukrywając się za mirażem. Warunki sprzyjają. Oczywiście z tymi nieskończonymi kopiami to Licentia poetica

* odpowiednik personifikacji, ale elfy inaczej to kumają. Nie wszyscy do nas, ale my jako część całości.

Obrona peleryną, była w istocie elementem walki rapierem, stąd taktyka matadorów, tu bard prezentuje podobny styl, dodatkowo owa jest wzmocniona jedwabiem, więc może służyć jako tarcza przeciwko strzałom.



20/8/2/17/20

 
Nanatar jest offline