Dzień -1.
Los Angeles.
Piątek, 9 czerwiec 2023.
Wieczór.
Harry wylądował w kolejnym barze, jakich wiele… i w sumie w jakim już był. A że nie skuł tam nikomu gęby(jeszcze?), nie było więc problemu, by tam posiedzieć.
A gdy czas płynął, jak i alkohol, w końcu natrafił, na to co go interesowało.
Szatynka miała na imię Anna, a blondynka Rose… i dziewczyny nie miały nic przeciwko gadce-szmatce futbolisty. Wraz zaś z mijanym czasem, i wypijanymi procentami, również i nie było problemu z flircikami.
Gdy zaś jednak doszło już do finałowego "ataku" i Harry zaproponował przeniesienie się do jego lokum, Anna się wzbraniała… Rose jednak ją w końcu namówiła.
W mieszkaniu 0806, dwie godzinki później, Anna w końcu również dała się namówić i na figielki. Było super…
~
Francja-elegancja, i takie tam pierdoły, hehe… ale w "The Wolves", tak właśnie było. No i w końcu po coś się żyje, nie tylko człowiek do tyrania stworzony.
Piotr lubił dobrą kuchnię, jak i dobre drinki, a jednego i drugiego mieli tu pod dostatkiem, i to nawet wprost wykwintnego. Tylko te ceny trochę takie… aaaa co tam!
Gadka jednak polakowi dzisiaj nie bardzo wychodziła, i w sumie żadnego interesującego towarzystwa na owy wieczór podłapać nie umiał. Chociaż w sumie i tak było całkiem nieźle.
Tylko na końcu ten rachunek na 102$, auć...
~
Sandra nie zakończyła dnia samotnie. Katie w końcu się dała namówić przez whatsapp, i wpadła do kumpeli… z whisky.
Zrobiły więc sobie drinki z colą, "na odwagę", "na przekonanie do…" piły, chichrały, i gadały o wszystkim i niczym, a coraz bardziej zaczął się pojawiać pomysł, ewentualnego wyjścia w miasto, oczywiście ze strony kumpeli basistki, do… jakiegoś klubu.
Padło na "Exchange", który był praktycznie tuż obok. Muzyka może nie caaaałkiem taka, jaka im obu odpowiadała, ale co tam… no i Sandra, spotkała tam wytatuowaną sąsiadkę, która robiła za jednego z barmanów.
~
Jeff miło spędził wieczór ze swoją dziewczyną w czterech ścianach, choć raz, czy dwa, Pamela napomknęła, że jutro wieczorem to na pewno gdzieś idą, i basta… a oczywiście on miał wymyślić, gdzie i co, by dziewczę było zadowolone.
Chwilowo jednak, winko, przekąski, beznadziejna romantyczna komedia, przytulanko na kanapie, i takie tam…
A wieczorkiem, obowiązkowe jeszcze wyjście z "Mimi", oczywiście zarezerwowane dla Jeffa, podczas gdy Pamela przygotowywała się wśród własnych chichotków na figle.
~
Malvin byczył się wieczorem po męsku… brakowało tylko jeszcze do wszystkiego piwa. Na końcu zaś "różnych-takich", usnęło mu się po prostu na kanapie.
Ocknął się z jękiem niezadowolenia, czując niemiłe skutki zalęgnięcia na kanapie, i złorzecząc na… godzinę 2 w nocy. Poczłapał więc do sypialni, by tam dalej spać, w swoim już wygodnym łóżku.
I jakoś nawet mu nie przeszkadzało płaczące znowu dziecko za ścianą. Mały żółtko-białas, miał chyba już roczek… z niemowlęcego więc kwilenia o byle gówienko, teraz były płacze z ząbkowaniem, czy jakoś tak?
Dzień 0.
Los Angeles.
Sobota, 10 czerwiec 2023.
Ranek/Południe.
W "Exchange" dziewczyny zabawiły dosyć długo… a bawiły się same. Zarówno
Sandra, jak i
Katie, nie miały ochoty na żadne męskie zaloty, głupie gadki, i flirciki, tańczyły więc razem, piły razem.
Kumpela z kapeli nocowała u siwowłosej, było już za późno, były obie wstawione, a tak było wygodniej, i bezpieczniej(dla Katie). Sandra miała zapasową szczoteczkę do zębów, i piżamkę, i miejsce w łóżku… a spały jako przyjaciółki, nie kochanki. Po śniadaniu zaś, Katie w końcu się wyniosła. Ale i tak wieczorem spotkają się na koncercie, na którym w końcu grał ich zespół?
~
Panienki wyniosły się z mieszkania
Harrego tuż przed 10. Anna była nieźle skacowana, i nie kryła się ze stwierdzeniami, iż to nie był najlepszy pomysł, by… się z nim bzykać. Cóż, zdarza się, "
One Night Stand", i to jeszcze z wyrzutami sumienia, hehe… numeru nie zostawiła żadna z nich.
Były i się zmyły, i tyle.
~
Malvin w sumie miał naaaaawet dobry humor. W miarę się wyspał, dzisiaj go jeszcze nic nie bolało z powodu choroby, a i skoro była sobota, to recepcja była zamknięta. Siedział więc w niej sam zamknięty na klucz, z zasłoniętymi roletami, od czasu do czasu zerkając na liczne
kamery monitorujące budynek, z przygrywającym w tle radiem.
Sobotnie dniówki były nawet znośne… dobrze, że nie miał nocki, wtedy bywało już gorzej.
~
- Ding-dong! Ding-dong! - Ktoś dzwonił do drzwi
"Pyiotra", i bynajmniej nie był to odgłos domofonu, ale do samych drzwi. Kie licho, o porannej porze?
Polak więc się ruszył, by sprawdzić. Sąsiadka, babcia-Tamez. Dobrze chociaż, że nie te grubasy.
- Dzień dobry młody człowieku… przepraszam, że przeszkadzam… mam taką sprawę… "Luna", jeden z moich
kotków, trochę za dużo skakała, spadł ze ściany obrazek, prosiłabym o pomoc…
~
Rano na plaży było mało ludzi, z biegiem jednak czasu, zaczęły się robić istne tłumy, trochę ku niezadowoleniu
Jeffa. Normalnie pół L.A. postanowiło chyba wybrać się w to miejsce! Pamelce to jednak absolutnie nie przeszkadzało, a i nawet chyba łechtało jej ego. Te wszystkie spojrzenia kobiet i mężczyzn, och tak, podobało jej się.
Jemu w sumie chyba akurat z tego powodu również. Faceci zazdrościli mu takiej laski, a same inne panny, pewnie by i chciały
wyglądać jak ona. 16:23
Coś przeleciało nad Los Angeles, po czym w nie walnęło. Spadło ledwie 5 kilometrów od SB Tower na wschód, na dzielnicę przemysłową Commerce.
Huk słyszalny na dużą odległość, eksplozja, drżenie ziemi.
Niedowierzanie, w to, co niektórzy widzieli na niebie na własne oczy, czy i już na ziemi, strach, czasem panika. A później syreny, dużo syren…
~
W ciągu pół godziny, trąbiły o tym niemal wszystkie lokalne media. Stacje radiowe, telewizja wysyłająca na miejsce katastrofy reporterów, bloggerzy, influencerzy, tik-tokerzy, i inne takie wynalazki, nadający stamtąd na żywo w internecie ze swoich smartfonów…
Meteoryt.
Na "Miasto Aniołów" spadł meteoryt, taki prawdziwy, jak na filmach, zabijając około setki osób, oraz raniąc drugie tyle. A więc nie wypadek w jakimś zakładzie, żadni tam też terroryści. Kawał głazu, prosto z kosmosu, zwalił się ludziom na głowy. Dobrze chociaż, że jakiś taki mały.
No nieźle, nieźle… co tu człowiek myśli, że już przeżył, czy i widział, a tu zaś coś nowego. Ej, ale NASA spała, albo coś?? Jak mogło dojść do czegoś takiego, przecież dostają miliardy $, mają te swoje teleskopy, i inne takie pierdoły, i chyba ten… chyba nawet było jakieś Space Force, czy coś takiego, nie? Ten pomarańczowy palant o czymś takim, nie tak dawno biadolił prosto z Białego Domu, gdy w nim jeszcze urzędował??
~
No ale meteoryt, meteorytem, a życie, życiem… spadło, pieprznęło, byli zabici i ranni, ale żadna tam tragedia na skalę narodową to raczej nie była. Pobiadolą o tym tu i tam przez tydzień, może na jeden dzień będą opuszczone do połowy masztów flagi, takie tam podobne, i tyle.
Ale dzisiaj sobota, już powoli wieczór! To co by tu pokombinować, jak spędzić czas? Takie myśli, na tą chwilę, miała większość z niemal czterech milionów mieszkańców Los Angeles, a nie jakieś tam "kosmiczne pierdoły"…
***
Komentarze dzisiaj, około 18.