Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2023, 11:50   #7
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień -1.


Los Angeles.
Piątek, 9 czerwiec 2023.
Wieczór.

Harry wylądował w kolejnym barze, jakich wiele… i w sumie w jakim już był. A że nie skuł tam nikomu gęby(jeszcze?), nie było więc problemu, by tam posiedzieć.

A gdy czas płynął, jak i alkohol, w końcu natrafił, na to co go interesowało.


Szatynka miała na imię Anna, a blondynka Rose… i dziewczyny nie miały nic przeciwko gadce-szmatce futbolisty. Wraz zaś z mijanym czasem, i wypijanymi procentami, również i nie było problemu z flircikami.

Gdy zaś jednak doszło już do finałowego "ataku" i Harry zaproponował przeniesienie się do jego lokum, Anna się wzbraniała… Rose jednak ją w końcu namówiła.

W mieszkaniu 0806, dwie godzinki później, Anna w końcu również dała się namówić i na figielki. Było super…

~


Francja-elegancja, i takie tam pierdoły, hehe… ale w "The Wolves", tak właśnie było. No i w końcu po coś się żyje, nie tylko człowiek do tyrania stworzony.


Piotr lubił dobrą kuchnię, jak i dobre drinki, a jednego i drugiego mieli tu pod dostatkiem, i to nawet wprost wykwintnego. Tylko te ceny trochę takie… aaaa co tam!

Gadka jednak polakowi dzisiaj nie bardzo wychodziła, i w sumie żadnego interesującego towarzystwa na owy wieczór podłapać nie umiał. Chociaż w sumie i tak było całkiem nieźle.

Tylko na końcu ten rachunek na 102$, auć...


~

Sandra nie zakończyła dnia samotnie. Katie w końcu się dała namówić przez whatsapp, i wpadła do kumpeli… z whisky.

Zrobiły więc sobie drinki z colą, "na odwagę", "na przekonanie do…" piły, chichrały, i gadały o wszystkim i niczym, a coraz bardziej zaczął się pojawiać pomysł, ewentualnego wyjścia w miasto, oczywiście ze strony kumpeli basistki, do… jakiegoś klubu.


Padło na "Exchange", który był praktycznie tuż obok. Muzyka może nie caaaałkiem taka, jaka im obu odpowiadała, ale co tam… no i Sandra, spotkała tam wytatuowaną sąsiadkę, która robiła za jednego z barmanów.


~

Jeff miło spędził wieczór ze swoją dziewczyną w czterech ścianach, choć raz, czy dwa, Pamela napomknęła, że jutro wieczorem to na pewno gdzieś idą, i basta… a oczywiście on miał wymyślić, gdzie i co, by dziewczę było zadowolone.

Chwilowo jednak, winko, przekąski, beznadziejna romantyczna komedia, przytulanko na kanapie, i takie tam…


A wieczorkiem, obowiązkowe jeszcze wyjście z "Mimi", oczywiście zarezerwowane dla Jeffa, podczas gdy Pamela przygotowywała się wśród własnych chichotków na figle.


~

Malvin byczył się wieczorem po męsku… brakowało tylko jeszcze do wszystkiego piwa. Na końcu zaś "różnych-takich", usnęło mu się po prostu na kanapie.

Ocknął się z jękiem niezadowolenia, czując niemiłe skutki zalęgnięcia na kanapie, i złorzecząc na… godzinę 2 w nocy. Poczłapał więc do sypialni, by tam dalej spać, w swoim już wygodnym łóżku.


I jakoś nawet mu nie przeszkadzało płaczące znowu dziecko za ścianą. Mały żółtko-białas, miał chyba już roczek… z niemowlęcego więc kwilenia o byle gówienko, teraz były płacze z ząbkowaniem, czy jakoś tak?








Dzień 0.


Los Angeles.
Sobota, 10 czerwiec 2023.
Ranek/Południe.

W "Exchange" dziewczyny zabawiły dosyć długo… a bawiły się same. Zarówno Sandra, jak i Katie, nie miały ochoty na żadne męskie zaloty, głupie gadki, i flirciki, tańczyły więc razem, piły razem.

Kumpela z kapeli nocowała u siwowłosej, było już za późno, były obie wstawione, a tak było wygodniej, i bezpieczniej(dla Katie). Sandra miała zapasową szczoteczkę do zębów, i piżamkę, i miejsce w łóżku… a spały jako przyjaciółki, nie kochanki. Po śniadaniu zaś, Katie w końcu się wyniosła. Ale i tak wieczorem spotkają się na koncercie, na którym w końcu grał ich zespół?


~

Panienki wyniosły się z mieszkania Harrego tuż przed 10. Anna była nieźle skacowana, i nie kryła się ze stwierdzeniami, iż to nie był najlepszy pomysł, by… się z nim bzykać. Cóż, zdarza się, "One Night Stand", i to jeszcze z wyrzutami sumienia, hehe… numeru nie zostawiła żadna z nich.

Były i się zmyły, i tyle.


~

Malvin w sumie miał naaaaawet dobry humor. W miarę się wyspał, dzisiaj go jeszcze nic nie bolało z powodu choroby, a i skoro była sobota, to recepcja była zamknięta. Siedział więc w niej sam zamknięty na klucz, z zasłoniętymi roletami, od czasu do czasu zerkając na liczne kamery monitorujące budynek, z przygrywającym w tle radiem.

Sobotnie dniówki były nawet znośne… dobrze, że nie miał nocki, wtedy bywało już gorzej.


~

- Ding-dong! Ding-dong! - Ktoś dzwonił do drzwi "Pyiotra", i bynajmniej nie był to odgłos domofonu, ale do samych drzwi. Kie licho, o porannej porze?

Polak więc się ruszył, by sprawdzić. Sąsiadka, babcia-Tamez. Dobrze chociaż, że nie te grubasy.

- Dzień dobry młody człowieku… przepraszam, że przeszkadzam… mam taką sprawę… "Luna", jeden z moich kotków, trochę za dużo skakała, spadł ze ściany obrazek, prosiłabym o pomoc…


~

Rano na plaży było mało ludzi, z biegiem jednak czasu, zaczęły się robić istne tłumy, trochę ku niezadowoleniu Jeffa. Normalnie pół L.A. postanowiło chyba wybrać się w to miejsce! Pamelce to jednak absolutnie nie przeszkadzało, a i nawet chyba łechtało jej ego. Te wszystkie spojrzenia kobiet i mężczyzn, och tak, podobało jej się.

Jemu w sumie chyba akurat z tego powodu również. Faceci zazdrościli mu takiej laski, a same inne panny, pewnie by i chciały wyglądać jak ona.






16:23

Coś przeleciało nad Los Angeles, po czym w nie walnęło. Spadło ledwie 5 kilometrów od SB Tower na wschód, na dzielnicę przemysłową Commerce.

Huk słyszalny na dużą odległość, eksplozja, drżenie ziemi.


Niedowierzanie, w to, co niektórzy widzieli na niebie na własne oczy, czy i już na ziemi, strach, czasem panika. A później syreny, dużo syren…


~

W ciągu pół godziny, trąbiły o tym niemal wszystkie lokalne media. Stacje radiowe, telewizja wysyłająca na miejsce katastrofy reporterów, bloggerzy, influencerzy, tik-tokerzy, i inne takie wynalazki, nadający stamtąd na żywo w internecie ze swoich smartfonów…

Meteoryt.

Na "Miasto Aniołów" spadł meteoryt, taki prawdziwy, jak na filmach, zabijając około setki osób, oraz raniąc drugie tyle. A więc nie wypadek w jakimś zakładzie, żadni tam też terroryści. Kawał głazu, prosto z kosmosu, zwalił się ludziom na głowy. Dobrze chociaż, że jakiś taki mały.

No nieźle, nieźle… co tu człowiek myśli, że już przeżył, czy i widział, a tu zaś coś nowego. Ej, ale NASA spała, albo coś?? Jak mogło dojść do czegoś takiego, przecież dostają miliardy $, mają te swoje teleskopy, i inne takie pierdoły, i chyba ten… chyba nawet było jakieś Space Force, czy coś takiego, nie? Ten pomarańczowy palant o czymś takim, nie tak dawno biadolił prosto z Białego Domu, gdy w nim jeszcze urzędował??


~

No ale meteoryt, meteorytem, a życie, życiem… spadło, pieprznęło, byli zabici i ranni, ale żadna tam tragedia na skalę narodową to raczej nie była. Pobiadolą o tym tu i tam przez tydzień, może na jeden dzień będą opuszczone do połowy masztów flagi, takie tam podobne, i tyle.


Ale dzisiaj sobota, już powoli wieczór! To co by tu pokombinować, jak spędzić czas? Takie myśli, na tą chwilę, miała większość z niemal czterech milionów mieszkańców Los Angeles, a nie jakieś tam "kosmiczne pierdoły"…










***
Komentarze dzisiaj, około 18.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline