03-03-2023, 22:38
|
#27 |
| Karawanseraj
17 Sarenith 4707 AR
Pojąć nie mógł elf, kto kazał im wejść w cień pasażu bramy, nie było to szaleństwo muzyki barda, bo w tej każda nuta była ustalona od początku, dokonało się kiedy wygrał pierwsze dźwięki, ale nie spodziewał się Świteź, że ukończy utwór tam właśnie, w wąskim przejściu. Przewidziawszy zapewne brawurę barda znający go dobrze wojownik zastawił go z przody wraz z krzepkim krasnoludem. Chronili jak kruchą porcelanową lakę, lokalnego bożka łady i rozpadu.
Wirujące wietrzne diabliki zawinęły równie szybko jak nienasycone bestie, by przeciąć im drogę szarży i rozsypać się w piach i niewiatr.
I to wygrał dmuchając w kunsztowny instrument, to i jeszcze nut kilka. Te szczególnie przygotowane do chwili owej Dźwięki, kiedy forpoczeta bestii pokazała kły, zamknęły wcześniej zawiły utwór w zgrabnej całości. Serca napełniły odwagą, a w członki wdrukowały pewność.
Flet zdawało się kuglarską sztuczką zniknął pod odzieniem Barda, a zastąpił go w prawicy ostry rapier, by dać miejsce za peleryną sztyletowi. Taka konfiguracja była poręczniejsza dla znajdującego się zaraz za plecami wojowników szermierza niżli łuk.
Tak właśnie zza pleców towarzyszy spojrzał wreszcie bez obłędu muzyki w malowane posoką pyski pustynnych bestii, tylko barki napięte, mięśnie prężone dzieliły go od potworów, pewne dłonie i oczy w obstawie.
Dziwne, bo nie poczuł nic, ni podniecenia ni strachu, zimny niczym zaklęty w pięknym ciele golem. Kiedy tylko nadarzyła się okazja wyszukał szczelinę i pchnął stychem w ciało zwierza, na uwadze mając wciąż drugi plan, bo tam wyczekiwał zwrotu i prawdziwego podniecenia. |
| |