Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2023, 17:27   #51
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację





************************************************** *************************************************
JAK UPOLOWAĆ TZIMISCE?
************************************************** *************************************************

- Nie powinno nikogo dziwić, że Nekromanci przyjęli to "na zimno". A może tylko chcieliby mocniej, tylko nie byli w stanie? - sarknęła - Rozmawiałam z... klonem Gino. To była bardzo dziwna rozmowa. Jak tylko doszło, że może to być sprawka Sabatu, to on mnie przeprosił i opuścił pokój, aby zaraz wrócić z... ehm... Arturo. - skrzywiła się - Wystarczy spojrzeć na niego, aby wiedzieć, że nie tylko ma uszkodzoną twarz... Szybko zawyrokował, że ten Tzimisce to Diabeł wenecki, który trzyma urazę do klanu Giovanni oraz tak umęczył tego biedaka. - pokręciła głową - Kiedy pierwszy nekromanta choć zaczął wymawiać przydomek Arturo... cóż. Ten mu złamał nos. Czuję, że to mogłoby się gorzej skończyć. Niby nie było decyzji z góry, ale mamy duże szanse na Arturo w Stillwater. Chęć prawie z niego krwiście buchała...
- Cóż… wygląda na fanatyka. Takim łatwo się steruje, wystarczy machać mu przynętą przed nosem.- oceniła Lukrecja, a Larry zaśmiał ironicznie. - Czy ten Diabeł wenecki… nie powinien być w Wenecji? To chyba gdzieś w Europie, prawda?
Ann wzruszyła ramionami.
- Przecież ten Tzimisce ma planować jakąś zemstę, a Diabeł wenecki ma ją do Giovanni. Abstrahując od Arturo, najwyraźniej nekromanci poważnie do kwestii tego Tzimisce podchodzą. Ponoć to może pasować do jego modus operandi.
- Noo… ale… Giovanni siedzą w Europie. Czemu miałby się mścić tutaj? W miejscu gdzie nie ma nawet ich przedstawicielstwa. - Larry uparcie drążył ten temat. Odpowiedziała mu zaś Nadia. - Wszystko zaczęło się od tajemniczej podróży i zaginięcia wysoko postawionego członka ich klanu z Europy. Z pewnością był to ktoś znaczący. Niemniej nie znamy tożsamości pierwszej ofiary, więc… pozostają nam tylko spekulacje.
Smith zaś zwrócił się do Ann. - Coś jeszcze odkryłaś? Coś rzuciło ci się w oczy? Może coś wymsknęło się im podczas rozmowy?
- Arturo sugerował lepsze zabezpieczenie szychy z Europy, ale najwyraźniej go zignorowali. Ten klon Gino, Giacomo, on szczerze bał się klanowca. - zamilkła na chwilę - Cokolwiek Giovanni robią w Nowym Jorku nie podoba się zbyt Księciu. Przydupaska Szeryfa poszła ich przycisnąć, ale wątpię, aby coś wyciągnęła. Były zapewnienia, że są transparentni z Księciem i tip-top jest. Znajdował się nawet, z nią pewnie, lizodup Quentina, David Thorn. - nie mogła powstrzymać się przed określeniem.

- Kim jest Quentin?- spytała Lukrecja.
- Quentin Ellsworth, najmłodszy Potomek Księcia, Przemieniony niecały rok po ostatnim ataku Sabatu na Nowy Jork. Otacza się ghulami, słabymi wampirami ulicy... ale tylko w tych kręgach jest idolem. Wyżej raczej nie mają wysokiego mniemania o nim. Zajmuje się interesami tatusia ze śmiertelnymi.
- Aaacha… czyli płotka bez znaczenia. Książę traktuje swoich potomków gorzej niż Smith Clyde’a.- oceniła Lukrecja i zapaliła papierosa.- Ten… Ellsworth, nie jest wart naszej uwagi.
- Hej… jestem tutaj i wszystko słyszę. Uraziłaś moje uczucia.- wtrącił młody Brujah, dotąd milczący.
- Pff… nie bądź dziecinny. Uczucia zostaw żywym. - stwierdziła sarkastycznie primogenka Ventrue.

- Ok… czyli chyba to wszystkie zebrane informacje. Teraz pytanie, co z nimi zrobimy i jakie zaplanujemy działania na następne noce. Niezbyt mi się podoba to że moja domena jest między młotem opętanego zemstą Tzimisce, a kowadłem Giovanni.- westchnął Joshua.
- Nie mam żadnych wpływów wśród Ventrue Nowego Jorku, więc zajmę się ugoszczeniem tego szkaradźca i reszty. Jeśli jest tak paskudny jak powiadają, to trzeba będzie go wpuścić tylnym wejściem. Dobrze że mam klucze do kanałów miasta.- westchnęła Lukrecja.
- Poszukam wśród ksiąg informacji na temat tego Diabła, skoro jest tak stary może są jakieś wzmianki o nim w europejskich kronikach. Ewentualnie… - Nadia potarła kark.- …nie mam dobrych kontaktów w Europie. Mogę wysłać prośbę do Wiednia, albo do leżących bardziej na południu placówek mego klanu. Nie ma co liczyć za bardzo na ich odpowiedź.

- Jak pojawi się nasz piękny gość, to chyba dobrze będzie z nim ustalić plan... bądź co bądź doświadczył go... empirycznie. Ten fanatyzm może być przydatny w niektórych momentach. - zaproponowała Ann.
- I pozwolić mu odebrać moją zdobycz?! Czaszka tego Tzimisce ozdobi moje biurko.- wtrącił z bezczelnym uśmiechem Larry.
- Chyba nie mówisz poważnie? Przecież to stary Kainita, starszy od ciebie.- rzekł sceptycznie Joshua.- Tzimisce nie jest łatwą zdobyczą.
- Gdyby był, to byłbym bardzo rozczarowany. Z mojej strony mogę dać granatnik wojskowy ze skrzynką granatów zapalających. Zwalczyć ogień ogniem.- kontynuował Larry, a Smith pokręcił głową. - Nie… żadnego ognia, obawiam się, że sytuacja łatwo wymknęłaby się spod kontroli. Nie chcę pożarów lasów w mojej domenie.
- No dobra… mam i granaty zaczepne. Poza tym kilka pistoletów maszynowych i śrutówek. Następnym razem będziemy gotowi na jego potwory. - odparł z szaleńczym uśmiechem Larry. Dobrze, że chociaż on dobrze się bawił.
- Może komunikacja z Arturo przebiegnie ci znakomicie - on chce ubić Tzimisce, ty... po prostu ubić w walce. - Ann zwróciła się do Larry'ego.
- Nic nie rozumiesz… on jest konkurencją. Muszę dorwać tego Diabła przed nim i ubić go. O żadnej komunikacji czy współpracy nie ma tu mowy. - odparł zadziornie Kainita, a Smith tylko pokręcił głową.- Ktoś jeszcze ma jakieś pomysły?

- Cóż… ja mam dwa. - wtrącił William i spojrzał na Ann. - Zauważyłem, że Bella ma do ciebie pewną słabość. Mogę ci dać jej prywatny numer telefonu. Może uda ci się wykorzystać to jakoś.
Caitiffka spojrzała zdziwiona. Czy szczerze mogła mieć wpływ na Primogenkę?
- Dobrze... - szepnęła.
- Mam też cztery adresy moich posiadłości, których najemcy wydają się podejrzliwi. Zamierzam je ostrożnie sprawdzić. Być może któryś z nich to… ukryte siedlisko Tzimisce.- dodał Toreador.
- Cóż… to jakiś trop. Potrzebujesz pomocy?- zapytał Smith.
- Nie sądzę by pomoc…- tu spojrzał na Larry’ego i Garry’ego. -... była tu potrzebna. Zamierzam być… dyskretny i ostrożny. I raczej potrzebuję pomocy osoby subtelnej w działaniu. Nie mamy takich w naszej drużynie.
- Oprócz Ann. - wtrąciła Tremere.
- Czego byś oczekiwał? - zapytała skundlona wampirzyca.
- Nic takiego, popracujemy razem.- odparł z uśmiechem Kainita i zerknął w notatki. - Jakieś Towarzystwo Okultystyczne wynajęło jedną z moich willi. Ich strona internetowa to stek ezoterycznych bredni, podobnie jak strona Garry’ego, więc przypuszczam że to jakiś kult, idealna przykrywka dla Tzimisce.
- Czy oni przypadkiem nie wyglądają jak Diabły? Takie rogate koszmarki? Czyż nie takiego zobaczyła Lukrecja?- spytał zdezorientowany Larry.
- Oni mogą wyglądać jak chcą.- odparł Smith - i mogą innych zmieniać w dowolny kształt.
- Ale chyba więcej niż jednego Diabła tu nie ma? - wtrąciła Ann.
- Diabeł Wenecki jest jeden, ale… mógł zrobić sobie potomków. - stwierdził po krótkim namyśle Smith.
- Czyli ile jest Tzimisce w Stillwater? - zdziwiła się Ann - To musiałoby ruszyć Nowy Jork, mieć wylęgarnię Tzimisce pod nosem.
- Na pewno musimy brać pod uwagę czterech do pięciu przeciwników, w tym jednego Tzimisce. Jak już wspomniałam, miał on wsparcie. - zastanowiła się Lukrecja. A Smith dodał.- Odpowiedź Księcia była jasna… za duży w tej chwili jest bajzel w samym mieście. Nie pomogą nam.
- Przyjmijmy, że jest szóstka Kainitów, to dużo gąb do wykarmienia. Mamy jakieś zaginięcia w domenie?- zapytała Nadia poprawiając okulary na nosie.
- Nie…- zaprzeczył Smith.- Co oznacza, że żywią się albo u Wilkołaków, albo na południu. U Anarchów z Fortu.
- Lub wcześniej zgarnęli jakiś ludzi i trzymają na pożywienie. W samym USA zaginięć jest zawsze w bród... - dodała Ann.
- Niemniej warto to sprawdzić. Garry pogadasz z futrzakami? - spytał szeryf, a Gangrel odparł z uśmiechem. - Jasne szefie.
- Może wizja pijaw mających chrapkę na ich plemię, sprawi że nam pomogą. - westchnął smętnie Joshua.
- Pozostaje jeszcze kierunek południowy. Kto tam teraz rządzi?- spytał William.
- Bo ja wiem… Anarchy z Fortu są nieszczególnie zorganizowane. Tam szybko liderzy się zmieniają. - wzruszył ramionami Joshua. - Unikam kontaktu z nimi, to świry.
- Ale w końcu będzie trzeba i u nich obadać, czy się nie rozplenił i tam Tzimisce. - odparła Ann.
- Kiedyś… eech… Larry… to będzie robota dla ciebie, tylko nie możesz udać się sam.- odparł Smith zerkając na Brujaha.
- Nie potrzebuję nikogo do pomocy w bójkach. - prychnął Larry, a William dodał. - I w tym problem, nie pojedziesz do Fortu by wywoływać bójki.
- Raze. - zaproponowała Bezklanowa - Ktoś musi choć mieć szansę się utrzymać nim zdoła się Larry'ego okiełznać.
- No… nie… to by było najgorsze rozwiązanie. Pozabijaliby się w drodze na miejsce.- wtrącił Garry, a Smith machnął ręką. - To… kwestia na później. Larry na razie załatw może więcej broni ciężkiej. Tzimisce potrafią robić olbrzymie bestie. Wątpię by kilka pistoletów maszynowych zrobiło wrażenie na takim behemocie.
Po tych słowach Książę Stillwater spojrzał na członków swojej społeczności.
- To… chyba wszystko co mamy obecnie do omówienia. Kolejne zebranie za dwie noce.

***

Ann spojrzała na Tremere, a gdy ta wychodziła, podeszła i zrównała się z nią.
- Zirytowałaś mnie ostatnio. - szepnęła do kobiety.
- Więc jesteśmy kwita.- odparła zimno Kainitka nie zwracając większej uwagi na Ann.
Wyprzedziła Tremerkę, aby stanąć przed nią.
- Uderzyłaś w moje relacje z Cyrilem. - warknęła - Temu nie zadzwoniłam nawet. - dodała ciszej.
- Złamałaś umowę, jesteś więc niesolidna… no i poddajesz się emocjom jak… Toreador. - stwierdziła zimno i spokojnie Nadia. - Mój czas jest cenny, a ty go zmarnowałaś. Na taki błąd mogę sobie pozwolić tylko raz.
Po tych słowach obojętnie wyminęła Ann.
Ann złapała nadgarstek Nadii, gdy ta obok niej przechodziła.
- Powinnaś spodziewać się konsekwencji. - mruknęła, silnie trzymając Tremere - szczególnie w takich krytycznych momentach.
- Spodziewałam się focha… jak to u każdego młodzika. Nie spodziewałam się złamania umowy. - odparła chłodno wampirzyca. - Nie zadzwoniłaś, by poinformować mnie że nie przyjdziesz, więc… nie masz już po co dzwonić czy przychodzić. I puść mnie, bo sama będziesz mogła się spodziewać konsekwencji.
- O jakiej umowie mówimy?- wtrąciła się zaciekawiona Lukrecja.
Bezklanowa spojrzała z uśmieszkiem na Nadię i spojrzała na Lukrecję.
- W 2e musiałaś być największą plotkarą z gumowym uchem. - wróciła wzrokiem do Nadii - To był właśnie mój foch.
- Więc poznałaś właśnie jego konsekwencje. - odparła Tremere wyrywając się gwałtownie z uścisku dłoni Ann. - Kainitów nie stać na fochy.
A Lukrecja wzruszyła ramionami - Tak to jest moja droga, gdy się pierze brudy publicznie.
Cień Ann zdawał się zadrżeć nieodpowiednio do oświetlenia, jakby zirytowany zwierzak ze złości.
- Niewiele trzeba, abyś była jak entitled brat, gdy coś nie pójdzie po twojej myśli.
- Bójka! Bójka! Bójka! - zaczął skandować Larry, a książę syknął do niego cicho.- Zamknij się.
Natomiast Nadia rozmasowała leniwie nadgarstek mówiąc.- Nie jestem na ciebie obrażona i nie zamierzam podstawiać ci kłód pod nogi. Po prostu nasza umowa automatycznie wygasła i tyle.
Mimo tego spokoju w tonie głosu, Ann widziała iskierki przeskakujące po włosach, jak i po ubraniu Tremere. Małe łuki elektryczne. Udając zimną obojętność temperamentna Nadia zaczynała się powoli gotować w sobie.
Kawałek cienia Ann jakby skierował się ku Nadii i mogłoby się wydawać, że machnął częścią siebie, jak łapą z pazurami w stronę cienia Nadii... a może to tylko dziwna gra światła? Tylko czemu tak dziwny kąt przybrał?
- Jak przestaniesz odwalać swoje fochy, to możemy nową podpisać. - caitiffka odparła tonem dalekim od uległości, mimo słów.
- Nie ma potrzeby zawierania nowej umowy. - Tremere wzruszyła obojętnie ramionami. - Im więcej mija czasu, tym mniej jest ona potrzebna. Po prostu daj sobie spokój z nią.
- Jeżeli tak wolisz... - również wzruszyła ramionami - Pogotuj się jeszcze we własnej złości, jeżeli to ci wystarczy, bo jedna rzecz poza twoimi planami to już tak ciężkie przewinienie, że Rewolucja mu do pięt nie dorastała.
Tremere westchnęła ciężko, odwróciła się plecami i rzekła spokojniejszym głosem zerkając przez ramię. - Nadajesz tej kwestii wagę większą niż ma naprawdę. Za kilka nocy, sama zrozumiesz jak bardzo nie było warto się o to kłócić.
- A to mogła być taka piękna cat fight.- westchnął z żalem Larry, a Joshua syknął. - Idiota.
- A według ciebie nie było warto?
- Mój czas jest bardzo cenny Ann. Za bardzo bym narażała się na jego marnowanie.- powtórzyła Tremere oddalając się.

Ann także odwróciła się tyłem do Nadii, patrząc na Williama.
- Kiedy chcesz ustalić jak mamy współpracować? - zapytała.
- Masz szczęście, że nie doszło do bójki. Cienie by nie zdołałyby cię ukryć. Ona zawsze trafia, gdy się przyłoży.- rzekł cicho i dyskretnie Toreador. - Magia Tremere uczyniła z niej groźną wojowniczkę. Błyskawice może są bardziej widowiskowe, ale nie są najsilniejszą sztuczką w jej arsenale. - dodał głośniej. - Może zrobić dziś planowanie i odprawę i sprawdzić jutro, albo nawet dziś ruszyć od razu. Tyle że bez planu.
- I tak przecież nie chciałam się z nią bić. - nie ściszając głosu mruknęła do Toreadora - A teraz... Czy w ogóle wiemy cokolwiek o miejscu docelowym?
- Ty może nie, ale wiesz… ona bywa wybuchowa. I Cyril… twierdził, że trafiła tu z powodu tego, że… ehmm… pobiła kilku magów klanu, dosłownie.- mruknął Blake upewniając się wpierw, że Nadia się oddaliła. Ona tak… podobnie jak trójka Brujah i Gangrel. Ale nie Lukrecja.
- Dosłownie niemal upiekła żywcem jednego Tremere… nie za pomocą ognia tylko, błyskawicami niczym kurczaka w mikrofali.- wtrąciła z lisim uśmiechem Ventrue.- Więc, jakie to konszachty utrzymujesz z Nadieżdą? I czemu ja nic o tym nie wiem?
- Wystarczająco poważne, aby mogły spowodować między nami spięcia. Dosłownie, najwyraźniej. - cień Ann tym razem powrócił do swojej naturalnej formy... nudnej, nie odstającej nawet kątem padania - A jeżeli była w stanie to im zrobić... To w sumie mogła, jak miała powód. - wzruszyła ramionami z pewnością w głosie.
- Dlatego pewnie tu jest. Tremere nie mają w swoich szeregach zbyt wielu członków, którzy potrafią sobie poradzić z presją pola bitwy. Augusto z pewnością wezwie ją z powrotem, gdy gówno uderzy w wiatrak.- odparła z przekąsem Lukrecja i teatralnie dotknęła swojej piersi. - Jestem zaś urażona twoją nieufnością, myślałam że coś jest między nami.
- W co ty się wplątujesz, gdy nie patrzę? - zapytał zakłopotany tymi nowinami Toreador.
- Nie skonsumowałyśmy, więc... - wzruszyła ramionami - A zbyt wielka ufność jest wyborem głupca.
- Nad konsumpcją pomożemy ponegocjować.- wtrąciła Lukrecja z lisim uśmieszkiem, nim Wlliam jej przerwał mówiąc.- Nie mieszaj Ann w swoje małe intrygi. Nie ma dość szerokich pleców, by je przetrwać.
Po czym rzekł do caitifki. - Mam plany budynku, bo w końcu należy do mnie. Mam też zebrane informacje na temat tej sekty. Ale tylko ich oficjalne mydlenie oczu, więc nie wiem co naprawdę tam robią.
- I co byś chciał tam na miejscu zrobić? - zapytała i spojrzała na Lukrecję - Taka chętna? Tylko czy to na pedofilię nie zakrawa?
- Och moja droga… pedofilia kończy się wraz osiemnastoma latami, za moich czasów kończyła się zresztą w wieku szesnastu lat. - zaśmiała się delikatnie Ventrue. - Co najwyżej możesz uznać, że mam słabość do o wiele młodszych od siebie.
- Dajcie obie spokój.- burknął Blake i rzekł do Lukrecji.- Zakładam, że w takim razie udasz się z nami, co? W ramach zemsty na Tzimisce, który cię poranił.
- Aż tak mściwa nie jestem. - odparła spokojnie Kainitka.
- To świetny pomysł! - nagle wtrąciła Ann - Będzie świetnie, odwrócisz uwagę niepożądanych obserwatorów swoim... wdziękiem i doświadczeniem.
- Walczyłam już z nim. On wie, że jestem Kainitką. - odrzekła Lukrecja niezbyt zadowolona z tego pomysłu.- Poza tym muszę przygotować pokoje dla Giovanni.
- Jeszcze nie przyjechali, a jak przyjadą to twoja córka może się tym zająć. - odparł William i dodał. - Przypuszczam, że Diabeł zna całą populację Kainitów w Stillwater. Drań się pewnie dobrze przygotował pod tym względem.
- Niech będzie. Pomogę wam. - wymruczała Lukrecja zgrzytając wręcz zębami w irytacji.
- Idealnie. - uśmiechnęła się Ann - To jak wygląda to miejsce?
- Jestem graczką zespołową w przeciwieństwie do naszej chmurnej magiczki i wspieram naszą społeczność. - stwierdziła perlistym tonem Lukrecja, a William zajrzał do notatek.- Willa z krytym basenem i klimatyzowaną piwniczką na wino, którą łatwo zamienić na kryptę dla naszego rodzaju. Trochę podobna do mojego domu, tylko bardziej…
- Bardziej tres chic - wtrąciła Lukrecja dodając ironicznie. - Ze wszystkich luksusowych domów jakie posiada, Blake upiera się mieszkać w tej swojej zapuszczonej pustelni na bezludziu. Nawet Garry ma lepsze lokum, cóż… lepsze było, nim Gangrel się tam osiedlił i je zdewastował.
- Gdyby nie mieszkał na tym bezludziu, to byś nie miała gdzie uciec. - odparła.
- Nie, moja droga. Gdyby mieszkał w innym budynku, bliżej jeziora, szybciej bym do was dotarła. - westchnęła smętnie Lukrecja, a Blake kontynuował. - Trzeba by tam się rozejrzeć, by sprawdzić czy mamy do czynienia z siedliskiem Kainity, a następnie się wycofać. Nie jestem pewien czy nasza trójka ma szansę w bezpośrednim starciu z Tzimisce i jego pomagierami. I wolałbym się o tym nie przekonywać.
- Czy Tzimisce umieją tak... bardziej widzieć? Jak Tremere czy ty? - zapytała Williama.
- Nie wiem… nie znam za dobrze tego klanu. Joshua zaś wie niewiele więcej. - westchnął Blake.- Ten zaś może mieć dostęp do Dyscyplin innych niż te powiązane z jego klanem. Za długo był cierniem w boku Giovanni, by nie nauczyć się tego i owego.
- Ten Tzimisce miałby tam robić kreatury, prawda?
- Nie wiem… ten klan potrafi tworzyć prawdziwe potwory, ale niewiele wiem na ten jego metod. A jego członkowie, których miałem okazję zobaczyć nie wyglądali na intelektualistów. - ocenił po zastanowieniu Toreador, a Lukrecja westchnęła. - Może resztę narady odłożymy do czasu, aż przejdziemy do mojego gabinetu?
- Ona lubi czuć się jak szef za biurkiem. - szepnęła do Williama... nie do końca dbając o to. by Lukrecja nie usłyszała.
- A wy lubicie zachowywać się jak dzieci. - odparła głośno Ventrue i ruszyła przodem poganiając resztę “drużyny” słowami. - Szybciej, nie mamy całej nocy.

Wkrótce dotarli na miejsce, po czym Lukrecja rzeczywiście zasiadła za biurkiem.
- Tooo… jak do tego chcemy podejść?- zapytała na wstępie.
- Myślałem co by… skorzystać z okazji i bo ja wiem… podkraść się jakoś ? Mam klucze do willi.- stwierdził nieśmiało William. Wyglądało na to, że Toreador właściwie nie ma pojęcia za co chce się zabrać. - Albo na bezczela… jako… mój pracownik z dokumentami do podpisania?
- Lukrecja będzie tym pracownikiem i jak będzie zajmowała obecnych ja wślizgnę się, idealne!
- Jak dzieci… - stwierdziła z przekąsem wampirzyca siedząca za biurkiem.- … pomysł godny napalonych nastolatków. Nie, nie, nie… nic takiego nie zrobimy. Za duże ryzyko wpadki. Zaczniemy od dyskretnego obserwowania. William załatw vana, a ja skombinuję sprzęt szpiegowski. Mam trochę kamer i mikrofonów kierunkowych, trochę lornetek.
- Skąd je masz? - spytał podejrzliwie Toreador, a Ventrue zmieszała się. - Eeem… nieważne. Zostały po moich starych projektach finansowych. Słowo.
- A mimo tych zabawek nie dowiedziałaś się niczego o mnie i Nadii... - pokręciła głową.
- Cóż… nie jesteście warte wysiłku włożonego w takie szpiegowanie. - odparła z lisim uśmieszkiem Lukrecja. Po czym dodała poważnym tonem.- Sprzęt kurzy magazynie od pięciu lat. Projekt biznesowy nie wypalił, więc… zminimalizowałam straty i zostawiłam sprzęt, na wszelki wypadek.
- Po prostu wiedziałaś, że Nadia by ten sprzęt wykryła. - spojrzała na Toreadora - Gdzie miałoby się to zainstalować? Szczerze, to ciekawi mnie co jest w piwnicy.
- Nie wiem… nie jestem uzdolniony technicznie. - przyznał Blake i wzruszył ramionami. - Musimy załatwić sobie pomoc Larry’ego. I vana od niego.
- W sumie... czemu Tzimice i Tremere to wrogowie?
- Z tego co wiem, pierwsi Tremere kiedy byli jeszcze śmiertelnymi magami, porwali ważnych Tzimisce i użyli ich jako składników w rytuałach, które pozwoliły im się przemienić w Kainitów. Czy coś w tym rodzaju.- zadumał się Toreador. - Tzimisce wypowiedzieli wojnę młodemu klanowi Tremere i przegrali ją, gdy czarownicy rzucili do walki gargulce przeciw ich vozhdom. -
- Taki gargulec by nam się teraz przydał. - przyznała Lukrecja.

- Czemu do tych kamerek nie weźmiemy profesjonalisty? - spojrzała po obydwojgu - Nadii.
Lukrecja jęknęła cierpiętniczo. - Ona potrafi być trudna do wyciągnięcia ze swojej norki.
- Ona ma vana, sprzęt ogarnie lepiej niż jego twórcy, a przy okazji Tzimisce kuku zrobi. Macie coś, co by chciała?
- No… nie… nic. - przyznał Blake po chwili namysłu, a Lukrecja jęknęła przeciągle. - Nadieżda potrafi być uparta jak muł i nie jest szczególnie chętna do pracy w grupie. Sama zresztą powinnaś to wiedzieć, miałaś okazję z nią działać.
- Będzie siedziała z tyłu. Z dala. - Ann zamyśliła się - Nie mam stuprocentowej pewności, ale może udałoby mi się ją choć przekonać do rozmowy w środku.
William i Lukrecja popatrzyli po sobie znacząco, po czym Ventrue westchnęła mówiąc.
- Skarbie… ta gadka o cennym czasie jaką ci zaserwowała Nadia, nie jest wymówką urażonej kobiety. Nadia jest ciągle zajęta i ciągle nie ma czasu i trzeba ją wołami wyciągać z jej biblioteki. Z Larrym nie ma takiego problemu.
- Tylko w sumie co może nam dać Larry w misji, gdzie nie rozwalamy wszystkiego?
- Możemy spróbować z Nadią. - zaczął William, a Lukrecja burknęła. - Ty możesz. Ja nie planuję z nią rozmawiać. Smith dał jej zadanie które lubi, bo wymaga zagrzebania się w książkach. Powodzenia przy wyciąganiu jej spod sterty woluminów.
- Nie masz podejścia do Tremere. - Ann powiedziała wprost.
- Nadia jest trudna nawet jak na standardy Tremere.- odparła cierpko Ventrue.
- I tak spróbuję. - odparła z dumną pewnością zwycięstwa.
- W takim razie ja i William zajmiemy się szukaniem i wyciąganiem mojego sprzętu fil… szpiegowskiego. - odparła Lukrecja entuzjastycznie i z wyraźną ulgą. I wzięła skołowanego rozwojem sytuacji Williama pod pachę kierując się do wyjścia z pokoju. - Niech podjedzie od tyłu.
Najwyraźniej nie zamierzała dać Ann czasu na zmianę zdania.



Ann z wahaniem nacisnęła dzwonek do biblioteki, do której dotarła dość szybko po spotkaniu w Róży.
- Biblioteka jest zamknięta o tej porze. - znajomy głos, znajomy ton odezwał się po kilku długich minutach.
- Wiem. - odezwała się Bezklanowa - Ale przyszłam do ciebie, nie do biblioteki.
- Jestem u siebie. - drzwi otworzyły się po tych słowach.
Ann ruszyła do środka, ku znajomym terenom podziemia. Nie miala planu, ale to może i lepiej.
Bibliotekarka była dosłownie zasypana księgami. Tym razem jej komputery były wyłączone, a ona sama przeglądała kolejne księgi od czasu do czasu robiąc notatki. Nie poświęciła zbliżającej się Ann wiele uwagi.
Młoda wampirzyca podeszła do Nadii i zajrzała przez ramię Tremere do trzymanej przez nią książki.
- Klan Tremere by przyklasnął.
- Mhmm… z pewnością.- mruknęła Kainitka odrywając się od zapisanej gotyckim pismem księgi. Tekst był mieszaniną starofrancuskiego i łaciny… ze szczyptą szyfrów i niejasnych odniesień.
- Zakładam, że masz konkretny powód przybycia tutaj?- zapytała Tremere zerkając na Ann.
- Tak. - spojrzała na twarz kobiety - Powinnam jednak zacząć od czegoś innego. - westchnęła, po czym uklękła na jedno kolano przed Nadią - Przepraszam za dziś. I wtedy.
- Przeprosiny przyjęte, ale nie masz przypadkiem czegoś do zrobienia? Ja mam… zlecenie od naszego Księcia. - stwierdziła Kainitka wracając do czytania księgi. - Które rozwaliło mi co prawda moje plany na ten wieczór, ale Księciu się nie odmawia.
- Chyba, że przesuwa w czasie, aby inną rzecz wykonać.
- Doceniam gest przeprosin, naprawdę doceniam. Niemniej jeśli nie masz nic do dodania… to ja mam dużo ksiąg do przejrzenia. - przypomniała Nadia.
- Mówię szczerze. Williamowi by się przydała twoja umiejętność okiełznania urządzeń do szpiegowania, a tobie bardziej nowoczesne środowisko. Będziemy sprawdzać jedną z podejrzanych rezydencji, na obecność Tzimisce. Mamy sprzęt od Lukrecji, ale to tyle. Proszę, pomóż nam w tym.
- Preferuję badania nad… akcję w terenie. Nawet jeśl te badania są analogowe. - stwierdziła wampirzyca wyjaśniając sytuację. - Poza tym… nie wierzę, że Tzimisce kryje się w willi wynajętej od Williama. Nie widzę powodu marnować mój potencjał na podglądanie śmiertelników robiących swoje… śmiertelnicze sprawy.
- Nawet jeżeli nie ma tam wampira, to mogą być jego przydupasy. - spojrzała błagalnie na Nadię - Lukrecja będzie miała radochę, gdy nie przyjdziesz, cholerna baba, co nawet pornola wydać nie umie…
Nadia spojrzała na Ann i spytała poważnie. - Naprawdę obchodzi cię, co sobie pomyśli ta pozbawiona wpływów sfrustrowana Ventrue? Nie masz większych zmartwień?
- Nie chcę by wyszło na jej. - stwierdziła szczerze - No i jeżeli ty nie przyjedziesz, to oni chcą brać Larry'ego, jako kogoś lepszego w tej sprawie. Larry w tej misji... - prychnęła.
- Nie zamierzam tracić mojego cennego czasu na podglądanie jakichś napalonych nastolatków bawiących się w sekskult, jak ci zboczeńcy od Garry’ego, ale… - Nadia uniosła palec w górę. - ... mogę wam skonfigurować sprzęt od Lukrecji i zostawić instrukcje co do jego używania, co byście Larry’ego nie potrzebowali. Oczywiście jeśli w zamian skończysz to ględzenie mi nad uchem.
Ann uśmiechnęła się do Nadii.
- Pożyczysz nam też swojego vana?
- Przeciągasz struny mojej cierpliwości…- mruknęła złowieszczo Tremere i westchnęła.- Vana… oraz żula dorzucę. Męczenie go jest i tak… męczące, bo jego zalany krwią z alkoholem umysł nie potrafi docenić moich docinków.
- Dzięki wielkie. - szczęśliwa Bezklanowa skłoniła się Nadii - Jesteś niezastąpiona.
- Oczywiście, że jestem. - przyznała bez śladu dumy Tremere. Jakby stwierdzała oczywisty fakt. - Czekam na parkingu za 15 do 20 minut. Nie spóźnijcie się. Nie cierpię braku punktualności.
- Podjechałabyś z tyłu do Lukrecji? Tam trzyma swój sprzęt.
- Niech będzie… ale jesteście mi coś winne. Obie… - burknęła gniewnie Nadia.
- Oczywiście, zrobię co będziesz chciała. - odparła miękko.
- Już to gdzieś słyszałam.- odparła wampirzyca i machnęła ręką. - No, nie trać więcej czasu. I mojego, i swojego.



Na miejscu Ann zastała Williama i Clyde’a wynoszącego z budynku, jakieś skrzynie i opakowania. Było tego nieco i oba wampiry miały co robić. Lukrecja, oczywiście dyrygowała nimi.
Caitiffka podeszła do Lukrecji, aby z zadowoleniem oświadczyć:
- Nadia tu podjedzie.
Lukrecja tylko prychnęła, wyraźnie rozczarowana przebiegiem sytuacji, ale za to William usłyszawszy przy okazji te słowa zapytał. - A więc udało ci się przekonać, by dołączyła do nas?
- Pożyczy nam vana, wyjaśni technologię i dorzuci nam zapijaczonego "Tremere", ale więcej nie naciskałam... szczególnie, że ktoś tu by jej obecności nie chciał. - zerknęła w stronę Lukrecji.
- Ach… doprawdy… przesada. - prychnęła znów Ventrue.- Ja jestem bardzo przyjacielska i otwarta. I graczem drużynowym.
- Tak długo, jak długo jesteś szefem? - Ann odwróciła się do wampirzycy.
- Nie moja wina, że tylko ja tu jestem kompetentnym przywódcą.- wzruszyła ramionami Lukrecja, uśmiechając się niewinnie. A Blake rzekł ciepło. - Nieważne kto tu dowodzi, dopóki zadanie jest wykonane.

Ann podeszła bliżej Ventrue i szepnęła.
- Byłaś reżyserką czy aktorką projektu, pani? - zapytała z niewinnym uśmiechem.
- Reżyserką… - Lukrecja odparła urażonym tonem i z wyraźnym zaskoczeniem na obliczu. I mruknęła groźnie.- A ty na wiele sobie pozwalasz, Stillwater wyraźnie źle na ciebie wpływa.
- Chcę wiedzieć czemu nie wypaliło. Gdybyś była aktorką to byłoby złoto przecież. - wzruszyła ramionami - W Internecie zrobiłoby furorę, duża kasa by płynęła.
- Zdziwiłabyś się. - zaśmiała się sarkastycznie Lukrecja.- Bo to właśnie przez internet, biznes nie wypalił.
- Już jedzie.- wtrącił tymczasem Blake. I rzeczywiście van Nadii powoli wjeżdżał na tyły hotelu. Za kierownicą siedział brodacz ignorujący gniewne pofukiwania ponurej jak noc pasażerki.
- Mogłaś złe medium wybrać. - spojrzała na podjeżdżający van z uśmiechem.
- Nie sądzę… po prostu nie ma z tego takiej kasy jak kiedyś. Za dużo amatorek się pałęta.- westchnęła rozdzierająco Lukrecja. A tymczasem Nadia wysiadła z wozu i spojrzała na skrzynie.
- To… to? - zapytała powątpiewająco.
Ann skinęła głową, dając spotlight dla Lukrecji.
- Hejka…- przywitał się radośnie Charlie nie wychodząc z pojazdu. A Nadia zaczęła otwierać skrzynie i analizować ich zawartość.
- Lukrecjo… chodź tutaj.- skinęła dłonią ku Ventrue. Ta podeszła i zaczęła rozmawiać cicho z Tremere, choć sądząc ich mimiki rozmowa była bardzo ożywiona.

Blake uśmiechnął się podchodząc do Ann i mówiąc. - Potrafią stworzyć zgrany duecik, gdy nie próbują się pozagryzać.
- To nawet urocze. - odparła z uśmiechem - Jak było, gdy wyszłam z Róży?
- Tak jak widziałaś… Lukrecja zwerbowała Clyde’a i zagoniła nas do roboty. Jakbyśmy byli jej sługami. - zaśmiał się cicho Blake. - W tym rzeczywiście przypomina renesansowe damy, pod które się podszywa.
- Dziwię się, że z takim spokojem pozwalasz innym sobą pomiatać. Jesteś powyżej przecież. - stwierdziła.
- Jestem też rycerzem i pamiętam kodeks, jak i chansons de geste. - odparł z uśmiechem Toreador. - A to oznacza rycerskość i szarmanckość wobec płci pięknej. Lukrecja… lubi to wykorzystywać.
- Książę Nowego Jorku też jej okazał rycerskość - spojrzała na kobiety przy pudłach - Nie zniszczył jej.
- Jeśli to prawda co o nim słyszałem, to Książę jest starszy niż pojęcie rycerskości czy… chrześcijaństwa. A świat pogaństwa był bezlitosny. Pogański światopogląd… to kult siły. - westchnął William.
Ann nie skomentowała, bo jakoś nie mogła tego podejścia krytykować. Ciekawe...
Ann obserwowała kobiety.

Tymczasem do obojga podszedł Charlie. Pies Tremere uśmiechnął się i rzekł. - Eemmm… jak wiecie ja tu noo…- beknął głośno.-... wy jestem i nie wiem jak tu się u was załatwia te sprawy. Nikt mnie w nic nie wtajemniczył, więc… eee… wypada rzec, że… ja tak nie bardzo… lubię palić żywe istoty. Wiem, że niby jestem ze strasznego Sabatu, ale… byłem tam krótko i… nie jestem dobry w celowaniu ogniem. Klecha doradzający szefowi twierdził, że jeszcze za dużo we mnie człowieka.
Ann spojrzała zdziwiona.
- Palić... żywych?
- Żywych… martwych… no… ruszających się. Miałem być potężną bronią mojej sfory, ale… przyłapaliście nas w czasie mojego szkolenia. I po stracie obu przewodników. - odparł brodacz wzruszając ramionami. - Wiem, że potrafię być przerażający, ale… nie jestem wojownikiem i nie lubię walczyć. I używać ognia.
- Sumienie to rzecz, którą Sabat próbuje zabić w nas, ale Camarilla ceni… cóż, przynajmniej w przypadku co najmniej jednej drogi ku Golgocie. - odparł z uśmiechem William.
- Drogi ku czemu?- zapytał Charlie, ale Blake machnął ręką. - Nieważne. Nie musisz się martwić, obecne zadanie to misja zwiadowcza, a twoją jest rola kierowcy co najwyżej.
- I staraj się nie używać ognia przy mnie... gdy nie ma potrzeby. - dodała Ann - Mam... złe doświadczenia z nim i mogę z automatu cię zaatakować.
- Luzik szefowo… jestem całkiem zadowolony z bycia kierowcą i nie planuję rozpalać ognisk.- odparł z uśmiechem Charlie. - To… eee… o co chodzi z tą całą misją zwiadowczą?
- Widziałeś kiedyś w Sabacie Tzimisce? Te wampiry co ciała modelują? I potwory robią?
- Nie wiem nawet co to jest Tzimisce… ale był jeden taki co się chwalił, że jego pięści są robione na zamówienie. W zamian za przysługę.- rzekł Charlie, po czym wskazał na Williama.- Ty go chyba przyszpiliłeś do ściany.
- No to taki się zagnieździł gdzieś tutaj. Szukamy go, bo pozwolenia nie ma, a do tego atakuje przejezdnych i tamtą - wskazała na Lukrecję - też zaatakowałał. Musimy obadać podejrzane rezydencje... subtelnie. Szpiegowsko.
- Suuuperr… zawsze chciałem być szpiegiem, gdy byłem mały. A potem… wszystko trafił szlag. - odparł melancholijnie eks-sabatnik.
- Charlie! - wrzasnęła Nadia, a mężczyzna wzruszył ramionami żegnając.- A propo szlagu, moja cholera mnie wzywa. Trzymajta się.

Ann zerknęła na Williama kręcąc głową.
- Wyobrażasz sobie, że Nadia poddała się, bo Charlie nie reaguje na jej dręczenie go?
- Wyobrażam…- potwierdził z uśmiechem Kainita. - On ma umysł całkowicie czysty od zmartwień. Tak jak Garry… pewnie się polubią.
- Mówiłeś, że Bella ma do mnie słabość... Serio? To Primogen jednak.
- Bella jest sentymentalna. Potrafi być bezwzględna i bezlitosna. Ale nie lubi być zmuszana do takich zachowań. Dlatego właśnie nas zaprosiła. By ukrócić wszelkie inicjatywy buntu u swoich podwładnych włączające mnie w ich intrygi. Hartley z kolei użyłaby mnie, do namierzenia potencjalnych buntowników i brutalnego ich wybicia.- wyjaśnił Blake sięgając do kieszeni po notatnik z długopisem. - Słabość to może za dużo powiedziane. Polubiła cię, więc… może ci ewentualnie pomóc, jeśli się do niej zgłosisz z problemem. Szansa niewielka, ale istnieje.
- William... w sumie mnie dręczy to odkąd mnie zabito.... Czy to normalne, że wampiry tracą... umiejętności po śmierci? Artystyczne. I jak Toreadorzy wciąż je zachowują? Umiałam pisać o emocjach, rysować lepiej, a teraz... ech, czasem mnie drażni wynik. - mruknęła przybita.
- Toreadorzy… nie tracą… ale ich sztuka też zostaje… skażona mrokiem. Artyzm wychodzi z duszy. A my… nie mamy duszy. - odparł melancholijnie Kainita.
- Przecież zjadając innego wampira, zjadasz jego duszę. Tak mówiłeś.
- Masz rację…- przyznał z uśmiechem Toreador i pokręcił głową.- Wybacz mi moją niedoskonałość w tych sprawach. Nie jestem myślicielem naszego rodzaju. Nadia ci opowiadała o sobie, o tym co straciła stając się Tremere?
- Jakiegoś duchowego przewodnika.
- Część duszy, bardzo ważną dla niej. My, zwykli śmiertelnicy też tracimy jakąś ważną część duszy. Tą ludzką. Będąc Kainitką musisz starać się zapanować nad sobą, bo w miejsce utraconego człowieczeństwa wkrada się Bestia… mroczne instynkty bezlitosnego drapieżnika. Im dłużej istniejesz, tym większa jest szansa, że kolejne krople człowieczeństwa wyciekną z ciebie jak z dziurawego wiadra. To jest właśnie ta ludzka dusza, którą tracimy z przemianą. Pozostaje nasz charakter i bestia czająca się pod skórą. To pochłaniasz pożerając innego Kainitę. - wyjaśnił William i dodał z uśmiechem. - Mam nadzieję, że mój mały wykład był zrozumiały… jak wspomniałem, jestem poetą nie myślicielem czy uczonym naszego rodzaju.
- Bella miała rację, że jesteś świetnym nauczycielem. - pokiwała głową - Moje szkice... czasem idą w stronę, której nie chciałam, a słowa się nie składają jak chcą myśli. Jak ty sobie radzisz?
- Pozwalam instynktom i intuicji iść swoją drogą. Artysta nie kieruje swoją sztuką, to natchnienie kieruje nim. Idź z prądem.- rzekł ciepło Kainita.- Sztuka nie jest nic warta, jeśli jest zaplanowana z góry. To samo potrafią komputery przecież robić.
- Jeżeli Bella wciąż ma, to posiada szkic siebie, jaki jej zostawiłam. I trochę zapisanych słów. W sumie reszta może jest gdzieś we Francji, o ile nie zniszczono co było moje, więc tylko u niej mogło pozostać wspomnienie życia.
- Jak już wspomniałem, jest bardzo sentymentalna. Zatrzymuje wszystkie pamiątki.- uśmiechnął się William. I do obojga dotarł krzyk Lukrecji.
- Hej… ptaszki, przestańcie flirtować i wsiadajacie. - wrzasnęła Lukrecja z szoferki. Charlie już siedział za kółkiem vana, a sprzęt Ventrue, pewnie był już spakowany.
- Jest dla mnie za stary! - Ann odkrzyknęła do Ventrue, ruszając do vana.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline