Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2023, 15:04   #9
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Minęła dziesiąta… późne śniadanie. Dziewczyny były skacowane, przy czym jedna dorobiła się jeszcze moralnego. Harry nie wiedział czemu, wszak użył wczoraj prezerwatyw. Rozumiał fakt, że seks po pijaku, cóż… zdarza się po prostu tym, którzy nie mają ochoty na trzeźwo, ale to znowu nie taka znów tragedia. Zwłaszcza że w trakcie było miło, było gorąco i nawet głośno. Nawet głośniej niż u ruska.
Cóż… Harry nie miał doktoratu z psychologii i nie zamierzał wtrącać się w dramatyzowanie jednej z panienek. Tym bardziej że był to rzeczywiście one night stand. Dziewuszki były niezłe lecz nie powalały na kolana. Daleko im było choćby do Giny Rossi. Harry przekonał się już, że jeśli ktoś potrafi wyczyniać cuda w łóżku to nie poderwane w barze studenki i czy samotne sekretarki czekające na awans lub zaciągnięcie szefa do łóżka. O nie… Harry, przekonał się już że prawdziwymi artystkami alkowy, są znudzone i sfrustrowane kocice… żony którym mąż nie chce lub nie potrafi dogonić. Mające za dużo czasu i za mało podniet, aby zwykły seks im dogodził. Te potrafiły być bardzo pomysłowe.
Dlatego bez żalu pożegnał obie panie, których imiona pewnie zapomni do końca tygodnia.
Nie przyjęły bowiem zaproszenia jego na późne śniadania. To znaczy, Rosa może by i przyjęła, ale Anna nie chciała.

Ale wpierw trening na rozruszanie kości i zaostrzenie apetytu. Więc po ubraniu się na sportowo ruszył na siłownię. Tam było już kilka osób, między innymi ten siwy rusek wyciskający 80 kg na wyciągu stacjonarnym. Widok który jednak nie specjalnie zainteresował Patrige’a. Była to jednak jedyna znajoma twarz. Resztę stanowiła grupka innych lokatorów tego bloku. Paru facetów z innych pięter, dwie kobiety… w tym blondwłosa Jenny ćwicząca mocne ciosy. Mieszkała dwa piętra nad, albo pod Harry i zrobili sobie mały sparing, który Patrige przegrał. Po pierwsze dlatego, że miała go czym rozpraszać. Po drugie… Harry niespecjalnie przykładał się do walki, zważywszy że matka go uczyła iż nie wolno bić kobiet. Uczyła tatulowym pasem po tym jak pobił Clarę Walters w drugiej klasie podstawówki. I tłumaczenie że go przezywała i że była o rok starsza nic tu nie dało. Zabawna sprawa była zresztą z tą Clarą… Harry pożegnał z nią swój status prawiczka.


Po siłce Harry zabrał się za przygotowanie posiłku, jeden z wielu które zamawiał w firmie Factor 75. Miał ich zawsze kilka w lodówce. Był to kompromis wynikający z tego, że Harry nie miał czasu bawić się w pełne gotowanie zazwyczaj. A dokładniej nie chciało mu się latać po sklepach, by zebrać składniki. A nie chciał się opychać śmieciowym żarciem. Jego zawód mu na to nie pozwalał. Firmy takie jak Factor… rozwiązywały ten problem. A dziś na tapecie był gyros z jagnięciny. Nie tak świeży i nie tak łatwy w przygotowaniu jak twierdziły reklamy. Ale i tak znacznie lepszy do konsumpcji i niż śmieciowe jedzenie z masowych restauracji.

I… ehmm… cholercia. Zapomniał dokupić soli… i innych przypraw. I paru innych rzeczy. Zapomniał wczoraj uzupełnić zapasy w lodówce. Niech to szlag.
Przez chwilę myślał na tym, by zrobić coś cholernie głupawego. I łazić po sąsiadach, by pożyczyli soli. Ale trochę mu było głupio robić taki sztubacki numer, więc chcąc nie chcąc trzeba było zrobić szybkie zakupy. I ruszył do windy.
- Czeeekaj! - Rozległ się prawie wrzask, gdy już zamykały się drzwi windy, i słychać było charakterystyczne "plasku, plasku, plask", gdy ktoś zapierniczał w klapeczkach… lezba(?) z 0808.
Harry wyciągnął rękę nie pozwalając windzie się zamknąć. Starał sobie przypomnieć imię tej dziewczyny. Jill…chyba. Nie do końca była w jego typie. Nie miał nic przeciwko krótkim włosom, ale styl “na szeregowca” mało której lasce pasował.
- Dzięki! - Powiedziała głośno dziewczyna, wchodząc do windy… no i ruszyli w dół.
- Jill prawda?- zapytał dla zabicia czasu, wędrując spojrzeniem po dziewczynie. Po części dlatego że była zgrabna, po części dlatego… że nie było w windzie niczego innego, na czym mógłby zawiesić oko.
- E?! No ta! A co?! - Jill się zdziwiła, i… zdecydowanie była za głośna - A ja cię znam??
- Mogłaś widzieć jak robiłem ćwiczenia na balkonie. Jestem jeden balkon dalej od rus…- sportowiec wysilił pamięć próbując przypomnieć sobie jego imię.- Antona. Jesteśmy więc bliskimi sąsiadami. Harry jestem…- nic dziwnego że go nie znała. Nie wyglądała na miłośniczkę amerykańskiego futbolu. W zasadzie, ubrana w niebieskie legginsy na 3/4 i białą koszulkę wyglądała na wyznawczynię Jane Fondy. Miłośniczka jogi. Takie szczupłe ciało pewnie potrafiło się zwinąć w precel.
- No… i co z tego? - Powiedziała głośno, wzruszając ramionami - 0806, czy jakoś tak? Taaa, sąsiad! To o chuj biega? Hehehehe…
Aż korciło Harry’ego by przełożyć ją przez kolano i wyklepać te kiepskie maniery silnymi klapsami. Niemniej nie wypadało się tak zachować. Mama i Tatko nauczyli właściwego zachowania małego Patrige’a. Tylko po pijaku zapominał o tych naukach.
- Winda się wlecze. Wolę pogadać dla zabicia czasu. Po co zjeżdżasz na dół, jeśli wolno zapytać? - odparł mężczyzna.
- Jaaa pierdolę, ty tak serio?! - Jill znowu zarechotała - "Po co zjeżdżasz w dół"... bo nie jadę do góry, hehehehe!
- Głupie pytanie… rzeczywiście. Co poradzić? - zaśmiał się Harry i wzruszył ramionami. - Nudzę się, więc zapytałem… bo o co innego mógłbym zapytać ?
- A bo ja kurwa wiem? Jak się masz, haha, dobrze? A ty? Blaaaa! - Jill zaczęła dziwnie kręcić głową, prowadząc mini-monolog, nie patrząc na Harrego.
- A jak się masz, dobrze? - zapytał Harry zerkając na biust dziewczyny. Mały, ale jedyny interesujący element, w tej sytuacji. - Trochę banalne podejście. Przewidywalne. Wolę walić z zaskoczenia.
- Spociłam się pod pachami… - Pierdolnęła nagle takim tekstem sąsiadka - …a te grubasy z 0810, już się rozłożyły przy basenie, i kurwa grillują, i się nawet wykąpać w spokoju nie idzie!
- Szlag… to rzeczywiście nieciekawa sytuacja. - stwierdził Harry, choć na niego akurat obecność tej parki nie działała odstraszająco. Niemniej pewnie skróci swój pobyt na basenie. - To… gdzie masz ręcznik i kostium? I inne rzeczy na plażę?
Jill spojrzała na niego wyjątkowo krzywo…
- Żarcie idę kupić, a nie dupsko na plaży smażyć! A zresztą, chuj z plażą, i tymi wszystkimi plastikowymi palantami, i całą tą czarną hołotą!
Harry nie przypominał sobie, by plaża kiedykolwiek wypełniona była po brzegi murzynami. Daleki był jednak od tego, by oburzać się na to, że ktoś ma swoje… uprzedzenia. Ostatecznie, dopóki dziewczyna nie podpalała innym mieszkań to mało go obchodziło na kogo ona bluzga.
- Ja też jadę coś dokupić do lodówki. Mogę cię podrzucić.- stwierdził Harry po namyśle. Bo w końcu warto być dobrym sąsiadem, nawet dla rasistki.
- Nie jadam mięsa! Więc pewnie kupujemy gdzie indziej? Więc dupa zimna z podrywem? - Powiedziała Jill, szczerząc ząbki.
- No nie wiem… w sieciówce sprzedają wszystko. - wzruszył ramionami Harry i uniósł dłonie w pojednawczym geście. - Hej, jeśli wolisz iść w klapeczkach na piechotkę to nie ma sprawy. To była tylko propozycja.
- Znasz Martina Sancheza? 754 Wall Street? Tam się wybieram! Masz klimę w aucie?
- Mam kabriolet. I tak, mogę tam cię podrzucić. - zgodził się Harry wzruszając ramionami.
- Ulala! Cabrio! 0806, nie jesteś taka cipa, na jaką wyglądasz! - Parsknęła Jill.
- Serio?- zdziwił się Harry i napiął muskuły rysujące się pod koszulką polo.- Wyglądam na cipę?
Lekko rozjuszony tym… komentarzem dziewczyny, podciągnął koszulkę i chwycił dłoń Jill. Przycisnął ją do swojego brzucha.
- Czy cipy mają takie długi blizny od noża?
- Jezus Maria!! - Dziewczyna zakryła nieco teatralnie oczy dłonią, by na niego nie patrzeć, a i szybko cofnęła tą drugą, wyślizgując ją z jego uścisku - Ty jesteś wariat!
- Bez przesady… po prostu nie jestem mięczakiem. To po bójce pod “Czerwonym Bykiem”, dziabnął mnie drań zanim go znokautowałem. - odparł potulniej już Harry i poprawił koszulkę polo.
- A ja mam maczetę w mieszkaniu! - Palnęła Jill, i pokazała mu język.
- A ja armatę w spodniach… i co z tego? - zaśmiał się Harry.

"Ding!" - Winda sygnałem obwieściła dotarcie do parteru… a Jill z niej wyleciała jak z procy.
- Sorry! Może innym razem! - Powiedziała na odchodne, wprost uciekając przed Harrym.
- Nie ma sprawy. - odparł na pożegnanie Harry uśmiechając się triumfalnie… bo w końcu kto się okazał prawdziwą cipą? Ona… bo ostatecznie scykorzyła.

Zakupy w sieciówkach… Harry nie cierpiał tego. Pół biedy, jeśli nikt go nie rozpoznał. Gorzej jeśli pojawił się jakiś fan footballu lub samych Ramsów. Padały wtedy niewygodne pytania.
Na które Harry nie chciał odpowiadać. Więc mimo że nie był jeszcze bardzo sławny, to na zakupy udał się ubrany w kurtkę, bejsbolówkę na głowę i czarne lustrzanki. Wyglądał podejrzanie przy kasie i ochroniarze sklepowi chyba czekali aż wyciągnie spluwę. Ale ponieważ nic takiego się nie stało, to musieli się obejść smakiem. Dziś nie będą bohaterami wieczornego wydania wiadomości. Choć kto wie ? Ćpunów w LA jest wielu, któryś może wpaść wieczorem do sklepu z obłąkanym spojrzeniem i dużym nożem w dłoni.

Smaczny posiłek przerwał głośny świst, potem huk, a potem wstrząsy. Harry oderwał się od swojej jagnięciny i pognał do okna by zobaczyć co właściwie się stało. Potem włączył kanał informacyjny.
Za nim na miejscu pojawiła się kamera telewizyjna, w sieci zaroiło się od filmików i reakcji na żywo z miejsca wybuchu. Atak terrorystyczny, chińska rakieta międzykontynentalna, ruski dron… Informacje o meteorycie pojawiły się dopiero w telewizji. Tak naprawdę ciężko było uwierzyć że to akurat meteor walnął w środek miasta. Eksperci na każdym kanale przekonywali jak mała to szansa, by człowiek zginął od walnięcia kosmicznej skały w czerep. Gadanina stawała się monotonna z każdym kolejnym wywiadem, niemalże identycznym z poprzednim. No cóż… była to sensacja na całym kraj. Wiadomość która nie dotyczyły kolejnego kryzysu rządowego, kolejnej wojny w której uczestniczyli pośrednio amerykańscy chłopcy czy kolejnego obrzucania się błotem między republikanami a demokratami. Coś świeżego w tej codziennej medialnej sieczce. Ale maglowana ciągle sensacja szybko mogła się znudzić. I news, stał się przebrzmiałą sensacją zanim Harry przygotował się do następnego punktu w swoim planie. Wyprawy na basen. Liczył, że do tego czasu dwa kaszaloty o których wspominała Jill już odpłynęły. W drodze na basen odezwała się matka, przerażona tym tym co się zdarzyło w LA zadzwoniła z Arkansas. Musiał ją zapewnić, że nic mu się nie stało. Potem zadzwonił jego agent, Jeff też chciał się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Nie wydawał się jednak aż tak zaniepokojony zdrowiem swojego klienta, bardziej rozczarowany tym że… nadal żyje. Pewnie Harry był dla niego więcej wart martwy niż żywy. Patrige w duchu obiecał sobie zwolnić tą pijawkę, jak tylko jego własna sytuacja się polepszy. Na razie… widoki na to były marne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline