Goblińska zasadzka w dolinie Zelbadu
Wbita w skórzany kubrak strzała dźgała Gretę przy każdym ruchu, przeszywała umysł jaskrawymi spazmach bólu - ale kipiąca w sercu łuczniczki wściekłość nie pozwalała jej opaść z sił. Łuk kobiety pracował w rytmicznym tempie, posyłając przy wtórze dźwięku zwalnianej cięciwy strzałę za strzałą.
Zapowiedziana tętentem kopyt odsiecz odepchnęła gobliny w tył, przełamała pierścień okrążenia wokół pary zwiadowców dając im chwilę desperacko potrzebnego oddechu. Wyciągając zza pasa myśliwski nóż Greta przytrzymała drugą dłonią sterczące z ciała drzewce, przepiłowała je kilkoma szybkimi ruchami ostrza chcąc pozbyć się nadmiaru drewna podatnego na poruszenie, a przez to narażonego na głębsze wbicie przez przypadek w ranę.
- Lothar, ustoisz?! - obejrzała się pośpiesznie w stronę swojego towarzysza, lecz zanim zdążył odpowiedzieć, do uszu łuczniczki dobiegł czyjś zduszony okrzyk od strony głównej potyczki.
Świat w oczach Grety zmętniał za warstwą czerwonawej mgiełki. Pojęła w jednej chwili, że właśnie spłynęło na nią błogosławieństwo Kharnosa, a jemu nie wolno się było opierać. Wsunąwszy nóż do pochwy złapała z całych sił czekan i popędziła w kierunku miejsca, do którego zmierzali gnający na złamanie karku górale Eryka.
W umyśle łuczniczki kipiała domagająca się natychmiastowego uwolnienia furia, możliwa do ugaszenia tylko krwią goblinów.