Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2023, 13:44   #1
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ŚMIERĆ POŚRÓD ŚNIEGÓW - horror, slasher 18+

Muzyczka pod klimacik.

Na stoku, w cieniu wysokiej góry, której majestatyczny, ośnieżony szczyt drapał brzuchy chmur, stał kurort. W sezonie, tak jak teraz, mógł pomieścić około dwudziestu kilku gości. Nie był duży, ale wybierali go ci, którzy chcieli uciec od zgiełku cywilizacji, poszusować po wymagających stokach, nacieszyć się mroźnym pięknem przyrody.

Kurort nosił nazwę „Czysty śnieg” i leżał na prawdziwym odludziu. Najbliższe miasteczko znajdowało się niemal dwadzieścia mil od niego, a aby do niego dotrzeć trzeba było skorzystać albo z nart, albo ze skuterów śnieżnych. Latem droga była trudna, zimą – tak jak teraz – zamieniała się w niemalże arktyczną wyprawę.

Tutaj, w górach, gdzie znajdował się „Czysty śnieg”, właściciel lokalu, starszy już Tim Spencer, zawsze był dobrze przygotowany do zimy. Generatory, zapas paliwa, zapas jedzenia, opału. Wszystko pozwalało przezimować nawet wtedy, kiedy pogoda szalała. Tak jak teraz.

Synoptycy zapowiadali prawdziwą burzę śnieżną. Wiatr wył pośród skał, sypał w kierunku małego schroniska śniegiem, zawodził potwornie, jakby coś skrywało się za osłoną szalejącej śnieżycy.

Tim Spencer siedział przy radiu w wieży, wystającej półtora piętra nad dach budynku. Z zaciętą miną przyglądał się białej kurzawie szalejącej za oknami przysypanymi śniegiem. Był dzień, ale przez burzę ledwie co widział. Z radia dochodziły tylko dziwaczne trzaski i szumy. W cieniu tej góry było to częste zjawisko. Cos tam kiedyś, jakiś mądrala tłumaczył Timowi o polaryzacji, jakiś metalach ciężkich w strukturze skały macierzystej i innych naukowych mambo-jambo, ale właściciel „Czystego śniegu” zapamiętał z tego tylko tyle, że obok Devils Top, jak nazywali miejscowi ten szczyt, radio i jakakolwiek komunikacja bardzo często zawodziła.

- Ki czort?! – Tim zmrużył oczy, bo przez chwilę wydawało mu się, że dostrzegł jak ktoś lub coś przebiega przy budynku. To musiało być złudzenie. Niemożliwe. Nie w taką pogodę.

- Pewnie jaki miastowy wylazł na chwilę – mruknął i znów zajął się naprawą radia. Miał problem z nadajnikiem, bo odbiornik działał całkiem dobrze.

- Umrzecie tam wszyscy. Wszystkich was pozabijamy. Wasza krew przysłuży się większej sprawie. Sprawie, której wasze nędzne rozumki nie byłyby w stanie pojąć. Nadchodzimy.

Jakiś świr zapętlił ten komunikat i w zasadzie nadawał go od godziny, a wszystkie inne fale szumiały, trzeszczały, piszczały i zawodziły, niczym jakiś upiór.

- A, pierdol się! – zdenerwowany Tim wyłączył radio, wstał, zamknął wejście na wieżę na klucz, aby nikt niepożądany nie dostał się do środka i ruszył w dół. Postanowił dołączyć do swojej żony – Angie, która zapewne właśnie szykowała w kuchni jakiś posiłek dla gości. Po drodze miał też plan zajrzenia do ich córki – Ewy. Dziewczyna była … no nie działała jak większość dziewczyn w jej wieku, a załamanie pogody tylko pogłębiło jej wycofanie.

- Stary miał rację, abym nie wżeniał się w tą rodzinę mieszańców – mruknął Tim. – Zła krew.

Ale kochał Ewę i jej matkę, Angie, a poza tym kochał góry. Wiedział, że w nich się urodził i w nich umrze. Tylko nie miał pojęcia, że nastąpi to dużo szybciej, niż planował.

Wszyscy

Pogoda załamała się naprawdę nagle. Na szczęście stało się to w nocy, kiedy wszyscy spali, więc teraz siedzieli w cieple, w stołówce, racząc się gorącą herbatą i próbując, bez skutku, złapać zasięg na smartfonach, czy innych urządzeniach. Ostrzegano ich, że w okolicy góry, która miejscowi nazywali Szczytem Diabła, było to trudne, nawet przy dobrej pogodzie, a teraz, gdy za oknem szalała śnieżyca, zasypując wszystko z uporem godnym lepszej sprawy, jedynym źródłem łączności ze światem pozostało im radio.
W takich dniach, jak ten, jedyne co pozostawało ludziom to czekanie. Wyruszenie dalej, niż po drewno, było proszeniem się o kłopoty.

W schronisku nazywanym „Czystym śniegiem” znajdowało się obecnie trzynaścioro gości i trzy osoby obsługi, cztery, jeśli liczyć małoletnią córkę właścicieli, którą widzieli wcześniej, ale która jednak nie pokazała się od czasu ich przyjazdu. Część z nich się znała, część nie, część zeszła na dół, do wspólnej izby służącej za jadalnię, kuchnię i salon w jednym, część została w swoich pokojach, które oferowały niewiele więcej niż miejsce do spania, jakąś szafę na ubrania i krzesło do siedzenia. Żadnych innych udogodnień czy wygód. Dwie wspólne toalety – jedna na piętrze, druga tuż obok wspólnej izby zaopatrzone były w kilka kabin prysznicowych, do których wodę zagrzewał potężny silnik spalinowy pracujący na zewnątrz, zaraz za kuchnią.

Za oknami szalały żywioły. Śnieg wirował, niczym tańczący potępieńcy, oblepiając połowę parapetu po zewnętrznej stronie. Mróz ścinał szyby wzorami lodowych kwiatów. Termometry na zewnątrz pokazywały nieco poniżej -26 stopni Celsjusza. Zimno. A był dzień. Nocą na pewno temperatura spadnie jeszcze o kilka stopni.

Wspólna izba nie oferowała zbyt wiele, jak wszystko w „Czystym śniegu”, ale dawała przestrzeń zdecydowanie większą, niż w ciasnych pokojach, więc to tutaj zebrało się najwięcej osób. Pomieszczenie było zadbane, w ciepłych brązach i drewnie, gdzieniegdzie z bieloną ścianą lub górskim kamieniem. Solidny kominek w którym trzaskał rozpalony ogień dawał poczucie bezpieczeństwa i ciepła.


Nad gośćmi starała się otoczyć „opiekę” Angie Spencer, żona właściciela „Czystego śniegu” co chwila dopytując, czy nie potrzebują czegoś do picia lub jedzenia. Pozwoliła również na zakup alkoholu, jeśli ktoś miał ochotę w ten sposób umilić sobie oczekiwania na poprawę pogody.

Właśnie.

Oczekiwanie. Bo niewiele więcej można było robić przy takim załamaniu pogodowym. „Czysty śnieg” oferował niewiele rozrywek, ale w sumie, na krótką metę, takie wspólne oczekiwanie na poprawę warunków, było dobrą okazją do odpoczynku, a przecież niektórzy goście właśnie po to przyjechali w góry.

Minęła godzina druga po południu i wspólną izbę wypełniły budzące burczenie w żołądku zapachy z kuchni. To Angie kończyła przygotowywać posiłek, w czym pomagał jej mąż. Można było spodziewać się czegoś aromatycznego i zapewne mięsnego, ale właściciele mieli również warianty dla tych osób, które nie jadały mięsa. Tak przynajmniej informowały opinie w sieci oraz informacje o „Czystym śniegu”.

Za oknami cały czas było ciemno, ze względu na szalejąca śnieżycę. Wicher wył, niczym stado wygłodzonych wilków, śnieg wirował, a oni czekali i … nudzili się, albo szukali rozrywki.

Nie wiedzieli jeszcze, nikt nie widział, że za chwilę, do drzwi „Czystego śniegu” zapuka ktoś, kto odmieni losy przebywających w nim ludzi i zmieni je w krwawy koszmar ….
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 08-03-2023 o 14:58.
Armiel jest offline