Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2023, 00:29   #13
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Krótki trening z rana, gdy Katie już poszła, po czym już właściwie relaks i odpoczynek, by nie męczyć palców, mających się ostro naszarpać druta wieczorem. Dark Asteroid grali jeden ze swoich najdłuższych dotychczas koncertów. Byli główną atrakcją wieczoru. Może tylko dlatego, że niedawno jakaś ekipa z Florydy odwołała swój przylot, więc na szybko zwrócono się do lokalsów, żeby jakoś uratować imprezę… ale w końcu byli headlinerem koncertu. Nie wysłali swojej foty zespołowej, więc na plakatach promujących widniało ich logo.


Całkiem fajne rozwiązanie dla Sandry, która nie lubiła się w ten sposób pokazywać, a smutne dla Katie, która znowu uznawała, że ich wygląd mógłby przyciągnąć nieco więcej widzów do The Novo, czyli klubu, gdzie odbędzie się koncert. Plan był taki, żeby koło 15 już tam być, rozłożyć się, zrobić jakąś próbę, poczuć lokal, w którym dotychczas takim żuczkom nie było dane grać. Później iść coś zjeść, posłuchać ich supportów, no i powoli szykować się do swojej rąbanki.

***

Nagle jebło. Inaczej nie dało się tego określić. W piątkę siedzieli razem w chińskiej knajpie, powoli już kończąc swoje żarcie. Reszta wieczoru minęła na dowiadywaniu się, co się stało, słuchaniu wiadomości, relacji, niestety także syren wszelkich służb, jakie się zjeżdżały na miejsce wypadku.

Luke i Sammy skupiali się na tym, by dowiedzieć się, czy nie stało się coś którymś z ich znajomych, w końcu byli od urodzenia z tego miejsca. Media społecznościowe jednak dość szybko dały się im uspokoić, zdawało się, że wszystko w porządku. Sandra nie miała wielu znajomych, więc poza upewnieniem się o zdrowiu swojej matki i ojczyma, niewiele miała pod tym kątem do roboty.

Katie również mocno się zmartwiła, ale jako najbardziej ogarnięta w organizację, była w stałym kontakcie z organizatorami koncertu. Cholera wiedziała, czy nie odwołają, skoro coś takiego się wydarzyło. Decyzje zdawały się zmieniać co kwadrans, wszyscy byli w sporym napięciu. W końcu jednak ktoś ważny stwierdził, że póki co wszystkie imprezy mogą odbywać się zgodnie z planem, bo nie ma co siać paniki.

***

Z reguły wszyscy spinali się w momencie rozpoczęcia koncertu, atmosfera za każdym razem była coraz ciulowsza, wszyscy po sobie krzyczeli i obrażali się. Teraz tego nie było. Profesjonalna ekipa zadbała perfekcyjnie o nagłośnienie, perkusja i bass dudniły po całej hali już na supportach. Niewiele musieli sami robić pod tym względem, więc było kilka powodów do kłótni mniej. Poza tym jednak, wszyscy… byli jakoś inaczej nastrojeni, nawet ten dupek Jim, który w chińskiej knajpie zdawał się zbytnio nie przejmować jebnięciem meteorytu, tutaj zdawał się być bardziej skupiony, rozgrzewał swój głos, zamiast podrywać panienki pod sceną.

***

- A przed wami… ekipa z samego serca L.A., niech zabrzmi piekielne brzmienie Dark… - konferansjer zaciął się, gdy miał wypowiedzieć drugi człon nazwy ich zespołu, ale na szczęście w dobrze rozgrzanej przez supporty widowni The Novo, na zapowiedź finałowego tego wieczora koncertu, nastąpiła spora wrzawa, która i tak przytłumiła dźwięk mikrofonu. Sami też ruszyli ze sporym jebnięciem, jakby chcąc już zacząć to, na co przebierali nogami przez tą resztę wieczora, w którym akurat nie przejmowali się spadającymi z nieba kamykami.

Zresztą, swojego głównego hitu, piosenki brzmiącej tak samo jak nazwa ich kapeli, nie zagrali, bo zbyt często pojawiało się w niej słowo, którego obecnie lepiej było nie wymawiać. Poza garstką ich starych fanów, tych najwierniejszych portfelem, bo bilety były całkiem drogie, raczej i tak mało kto znał ich utwory. Widownia była metalowym zjazdem, których niewiele obchodziło kto grał, byle to jakoś brzmiało i sprawiało, że cała hala dudni wraz z muzyką.

A szło im zajebiście, dość szybko się o tym przekonali, co wręcz sprawiło, że grało im się jeszcze lepiej. Jim dobrze przygotował swój głos, instrumenty grały zajebiście i były super dobrze nagłośnione, ośmielona Sandra darła też ryja jako drugi wokal, Katie napieprzała solówki i świeciła cyckami… Czego chcieć więcej! Może Sammy narzekał, że klawiszy nie było zbytnio słychać, ale kto by się tym zgredem przejmował. Zresztą, nawet mu się humor poprawił, gdy na bisie widownia nawet dość zrozumiale wyśpiewała pod koniec powtarzający się refren jednego z ich własnych utworów.

***

Sam koncert nie był końcem pracy. Okazało się, że metale… przychodzili do nich po płyty, naszywki, koszulki i wszelki merch, jaki mieli. Szybko się skończyło, ale i tak wielu z nich chciało autografy, zbić pionę, czy wymienić kilka zdań. Coś, co pewnie dla wielu starych ekip było męczącą koniecznością, dla nich było wyjątkowo miłe, jako że pierwszy raz spotkali się z takim docenieniem. Wszyscy czuli, jakby ten koncert mógł być jakimś przełomem, więc nawet zazwyczaj pochmurna Sandra pozowała do fotek, robiła dzikie miny i odpowiadała na ciągle te same pytania.

W końcu Jim zniknął z jakimiś panienkami, Luke się zmył tak po prostu, nawet Sammy podrywał jakieś dwie całkiem niezłe dupeczki… Katie rozmawiała z zadowolonym organizatorem, któremu widać było, że kamień spadł z serca. Czy to dlatego, że przed kilkoma godzinami jebnął meteoryt, czy przez to, że miał spore obawy co do ich występu… nie było wiadomo, ale w tej chwili to się nie liczyło.

Resztę wieczora Sandra spędziła na zabawie w pobliskiej knajpie, gdzie wylądowało sporo widzów. Miała więc sporo pysznych drinków za darmoszkę, czuła się jak gwiazda, co nawet było przyjemne. Jednak w momencie, gdy przelizała się z jednym z będących tam typów, uznała, że pora już wracać do domu, zanim zrobi coś jeszcze głupszego…
 
Jenny jest offline