| Karawanseraj
Lara wstrzymała oddech w nerwowym oczekiwaniu. Przywierając plecami do muru po lewej stronie od bramy, słyszała gwałtownie zbliżające się zwierzęta. Gdy tylko jedna z czworonożnych sylwetek mignęła jej w kącie oka, nagle wychynęła zza osłony i wypaliła z muszkietu prosto w głowę pierwszego z kotokształtnych. Za naciśnięciem spustów para ołowianych pocisków opuściła z hukiem bliźniacze lufy, wydalając przy tym pokaźny tuman dymu i trafiając z taką precyzją oraz siłą w pysk hieny, że z tego, co zostało, nie byłoby nawet co zbierać. Widok ten był na tyle makabryczny, że Quatermain skrzywiła się z niesmakiem, nim wróciła za osłonę.
Kolejne hieny wpadły w pasaż, ujadając wściekle i rozsiewając wokół krople krwawej śliny. Ich chichotoszczek odbił się od łukowatych ścian, zmieszał z zaśpiewem wzmocnionym bardowską magią i rozpościerającym aurę kurażu, jaki uleciał spomiędzy ust Świtezia. Elf przemknął między Rayyanem i Thurgrunem, zwinnie wskoczył na skrzynkę zalegającą pod ścianą, w locie dźgając rapierem i przyozdabiając pysk największej hieny o prążkowanym futrze płytką raną.
Następne nuty starcia należały do trzasków wyładowań elektrycznych, posłanych przez Deirliala. Miniaturowa błyskawica uderzyła wpierw w padlinożercę ranionego przez Świtezia i przeskoczyła sycząco na drugiego, spotykając się z naprędce posłaną strzałą. Grot uderzył celnie, wprost w rozwarty i gotujący się do ugryzienia pysk, wwiercając się niemal po same lotki w podniebienie. Impet podwójnego uderzenia odrzucił hienę w tył. Uderzenie Thurgruna zapewne uczyniłoby to samo, ale prążkowany czworonóg był zbyt szybki i wzmocnione magią uderzenie z góry odbiło się przeciągłym jękiem od posadzki, krzesząc iskry. Krasnolud rekompensował chybiony cios chwyceniem za strzępki eterycznych energii, wyuczoną techniką pozwalając jej obiegać jego organizm w podobiźnie krwiobiegu.
Trzecia hiena dopadła Rayyana, ale najemnik był nań przygotowany. Ostrze wyprowadzone sztychem zza tarczy weszło z mlaskiem w grzbiet kudłacza, wyrywając z gardzieli żałosne skamlenie. Półork odchylił się nieznacznie wiedziony instynktem, wyławiając nad odgłosami bitwy odgłos oznajmiający, że Lara z wyćwiczoną dyscypliną i precyzją przeładowała muszkiet. Wychyliwszy się ponownie zza rogu, oddała kolejny strzał. Tym razem jednak trafienie w ruchomy cel okazało się dlań trudniejsze i pociski jedynie przeorały boleśnie cały bok hieny. Dziewczyna skomentowała to cichym westchnieniem i wróciła za osłonę.
Raniona przez medyczkę hiena przeszła do wściekłego ataku, wpierw odpędzając Thurgruna o krok kłapnięciem potężnej szczęki, by po chwili zacisnąć kły na piszczelu Świtezia. Jakby tego było mało, łeb kudłacza okręcił się i pociągnął za sobą nogę elfa, ściągając go jednym ruchem ze skrzyni. Bard uderzył boleśnie o drewniany kontener, odpłacając się splecionym naprędce zaklęciem, które zmusiło padlinożercę do wypuszczenia jego kończyny z zębów, gdy psioniczne sztylety przeorały zwierzęcy umysł. Świteż poprawił jeszcze sztychem, pod kątem, z satysfakcją obserwując jak ostrze zagłębia się w podgardle i czując gorącą posokę na dłoni.
Ostatnia hiena padła uderzona kolejną błyskawicą wyczarowaną przez Deirliala. Martwe ciało padlinożercy dygotało jeszcze pośmiertnie przez parę chwil, zanim zastygło na dobre i nieprzyjemny swąd przypalonego futra uderzył w nozdrza. Mimo że batalia na pewno była doskonale słyszalna w każdym zakątka karawanseraju, Rayyan przezornie ograniczył się do szeptu, odwracając się w stronę Lary.
— Cudne ustrojstwo, pani doktor — oznajmił, wskazując czubkiem miecza muszkiet.
Wojownik obrócił się jednak zaraz na pięcie i na ugiętych nogach ruszył ostrożnie wzdłuż lewej ściany. To samo uczynił Thurgrun po drugiej stronie, zatrzymując się u wylotu pasażu, gdzie przechodził w dziedziniec. Spojrzenia zbrojnych prześlizgnęły się prędko po otwartej części karawanseraju, ale nie wypatrzyły najwyraźniej jakiegokolwiek bliskiego ryzyka, gdyż duet po chwili wycofał się z powrotem ku bramie. Rayyan zerknął spod zmarszczonych brwi na krwawiącego Świtezia, bez słowa przenosząc wzrok w stronę reszty grupy pozostawionej w bezpiecznej odległości. Riona jako jedyna nie wycofała się podczas gdy specjaliści zbliżali się do bramy i teraz nieomal stawała w siodle, byle dostrzec coś więcej, ściskając skórzany pakunek przewiązany białym sznurkiem. Magister zapewne przezornie zdążyła ściągnąć środki lekarskie z wozu, podczas gdy oni stawiali czoła hienom. Wstrzymali się jednak z przywołaniem półelfki. Głuche odgłosy dobiegały ich uszu z wnętrz po obu stronach.
Karawanseraj bez wątpienia nie był pusty.
|