Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2023, 19:01   #5
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
"They're all the same. Some stupid killer stalking some big-breasted girl
who can't act who is always running up the stairs when she should be
running out the front door. It's insulting."

- Sidney Prescott, “Scream”







Więcej niż jedno zwierzę to...

Lama. Prezent urodzinowy od Austina zainspirowany swego czasu pół-żartobliwą, pół-poważną odpowiedzią na pytanie dlaczego Nate uplasował Peru tak wysoko na swojej liście celów podróży. Breloczkowy zwierz wymsknął się w końcu przy którymś obrocie z palca, poszybował wraz z pękiem kluczy - domowych i służbowych - i odbił się od kuchennej szafki, by zakończyć brzęczący lot ślizgiem po kafelkach. Chłopak westchnął ciężko, z irytacją odsunął grubą książkę z krzyżówkami i podniósł się z krzesła wciśniętego w kąt kuchni. Korzystając z okazji chwycił też kubek i dopił resztki czwartej już tego dnia kawy w drodze do miejsca, gdzie zaległy klucze, zaledwie dwa-trzy kroki od zlewu.

Nathaniel dzień rozpoczął w parszywym nastroju. Poranki często bywały wyzwaniem, a już zwłaszcza przy zamieci za oknem, która w pierwszych chwilach, zanim jeszcze na dobre wyplątał się spod grubej kołdry i uciszył jazgot budzika, zmyliła go niewielką ilością przepuszczanego światła dziennego. Upewniwszy się jednak że nie, nie nastawił alarmu na złą godzinę, Nate podniósł się do względnego pionu, przeciągając się i rozciągając z jękiem. Widok za oknem do połowy oblepionym śniegiem motywował tylko do jednego - ponownego zakopania się w ciepły kokon pierzyny, by przespać cały dzień. Służba nie drużba jednak i po paru chwilach poczłapał ospale w kierunku łazienki, by rozpocząć poranne ablucje. Uprzednio zamknąwszy okienko w laptopie po obejrzanym wieczorem filmie, ignorując kryjący się pod nim dokument z manuskryptem, drwiący z niego na wpół dokończonym akapitem ociekającym dyletancką grafomanią, który powstał w bólach i mękach. Blokada nie ustępowała.

Prędki prysznic skutecznie przepędził resztki snu i nieco już żywszy Nate zjawił się punkt siódma na dole. Jak zwykle w konsekwentnie trzymanej, ciemnej kolorystyce jakby inspirowanej monochromatyzmem - od zimowych butów, przez dżinsy, na grubym, rozciągniętym swetrze kończąc. Jedynym kolorowym akcentem pozostawał tylko kożuch w czerwono-czarną kratę, który tego dnia wziął ze sobą z przezorności; nigdy nie było wiadomo, kiedy zabraknie drewna na opał lub czy jakaś maszyna na zewnątrz nie dostanie czkawki. Nate miał jednak nadzieję że obędzie się bez tychże “atrakcji”. Próba odpalenia porannego papierosa w uchylonych drzwiach, gdzie wystarczył jeden mroźny podmuch by tuman śniegu okrył front jego sylwetki, dostatecznie zmotywowała go do pozostania w ciepłym wnętrzu. Pierwszy kubek kawy jaki towarzyszył mu przy obchodzie budynku, aby upewnić się że wszystkie okna i drzwi były porządnie zamknięte, wytłumił nieco głód nikotyny, ale nie stłamsił zupełnie obracania obsydianowej obrączki na palcu w nerwowym tiku i pochmurnego grymasu na twarzy.

Dni takie jak ten były najgorsze. Te dni, kiedy pogoda na zewnątrz klaustrofobicznie zamykała wszystkich turystów - ”gości”, jak Nate musiał czasami sobie przypominać, ”turyści” w branżowym żargonie miało pewne konotacje - w czterech ścianach “Czystego Śniegu” i wywracała rutynę dnia codziennego do góry nogami. Po pomocy Angie przy śniadaniu, upływ czasu zwolnił do ślamazarnie pełzającego tempa. Sposobów na zabicie nudy było niewiele, w godzinach pracy czytanie książek czy filmy na dysku laptopa nie wchodziły w grę i Grayson musiał zadowolić się krzyżówkami - boomerskim hobby wedle Austina. Śnieżna zawierucha za oknami gasiła jakąkolwiek energię podsycaną kafeiną, obciążając powieki i wyrywając częste ziewnięcia z gardła. Do tego kontakt z uziemionymi gośćmi był częstszy niż zazwyczaj i zaczynała boleć go żuchwa od przyklejania sztucznego uśmiechu na twarz, niesięgającego piwnych oczu.

Nate przemył kubek i odstawił go do zlewu, gdzie piętrząco rosła wieża z brudnych naczyń. Bezwiednie podrzucił parę razy pęk kluczy, wpatrując się w zadymę za oknem w chwili refleksji. Chwila minęła, klucze wcisnął do kieszeni i odruchowo wydobył smartfona, przeciągając palcem po ekranie. Przez chwilę zapomniał zupełnie o tym, że zasięg i połączenia ze światową siecią w kurorcie były marne w dobry dzień, a przy załamaniu pogody zupełnie umierały. Przypomniał sobie o tym fakcie dopiero gdy otworzył czat na WhatsAppie oznajmiający, że jego ostatnia wiadomość, którą wysłał przed zaśnięciem, nawet nie dotarła do Austina.


Nate westchnął z irytacją po raz kolejny, wygaszając ekran i chowając smartfona do kieszeni. Bez połączenia z internetem i zasięgu z telefonu nie było za wiele pożytku i był bardziej tylko kosztownym akcesorium z nielicznymi funkcjami użytkowymi. Głównie ograniczonymi do pokaźnej biblioteki utworów zawierzonej pamięci oraz po tysiąckroć ogranych gier mobilnych niewymagających internetu jak pasjans, sudoku czy saper. Nate kątem oka zerknął w stronę odłożonych krzyżówek zabijających dotąd nudę, ale piętrzące się naczynia za bardzo zaczynały koleć go w oczy i postawił na produktywność. Kolejnym, nieco bezcelowym odruchem poklepał się po kieszeniach, sprawdzając czy święta trójca - portfel, klucze i telefon - była na swoich miejscach, zanim wyszedł z kuchni w kierunku sali wspólnej. Ze służbowym uśmiechem na twarzy rozpoczął okrążenie, zbierając odstawione naczynia i kordialnie pytając się każdego po kolei, czy życzyli sobie czegoś jeszcze.

A śnieżyca szalała dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 09-03-2023 o 19:05.
Aro jest offline