Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2023, 21:45   #17
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Spośród grupki siedzących w biesiadnej izbie jedynie Verryn zdawał się w ogóle jakkolwiek zareagować na zamieszanie na zewnątrz. Mężczyzna zbliżył się ostrożnie do drzwi, lecz coś blokowało je od drugiej strony tak, że nawet nie chciały drgnąć. W dalszej kolejności ruszył za szynkwas z zamiarem sprawdzenia kuchni i ewentualnego tylnego wyjścia. Nie musiał długo szukać. Ani drzwi, ani gospodarza, ani jego kamratów którzy wrócili do gospody uzbrojeni w pałki, rzeźnicki tasak i krótkie miecze. Było ich siedmioro. Gospodarz, czwórka mężczyzn, którzy siedzieli w gospodzie gdy Verryn się tu zjawił wcześniej, oraz jeszcze dwoje młodych i krzepkich chłopaków. Każdy z nich dzierżył w rękach broń, choć po postawie można było łatwo stwierdzić że nie są to przeszkoleni wojownicy.
-To jeden z nich!- krzyknął gospodarz -Tych bierzcie żywych, ubijcie tylko diabelski pomiot!- zachęcał kompanów, choć sam nie pchał się w pierwszej linii do walki.
Towarzysze Verryna, którzy zostali w biesiadnej doskonale słyszeli rumor dobiegający z kuchni i już wiedzieli że coś się święci.
Zaklinacz nie miał zamiaru stawiać samotnie czoła grupie idiotów, którzy dysponowali nie tylko przewagą liczebną, ale na dodatek byli uzbrojeni niebezpieczne narzędzia i, w bitewnym zapale, mogli zrobić komuś krzywdę. Wycofał się do sali głównej uznając, że w czwórkę łatwiej dadzą sobie radę z przeciwnikami. Zatrzymał się obok Itkoviana, by szynkwas oddzielał go od karczmarza i jego kompanów.
-Siedmiu!- powiedział.

-Fatalna obsługa zero na dziesięć. Znowu to samo, może tym razem nie spalę karczmy- Salomon sobie szybko przypomniał poprzedni przybytek w którym był, gdzie wynajął pokój i usłyszał jak planują by go zabić w śnie. Schował się wtedy w niewynajętym pokoju i czekał aż go miną wtedy podpalił wszystkich zaklęciem i po prostu wyszedł z płonącej karczmy. Teraz zaś szybko dobył kuszy i wycelował w jedyne wejście.
Itkovian był już przygotowany, poprawił tylko rzemienie tarczy i dobył miecz. -To będzie kolejny trudny dzień- skomentował po czym przeskoczył szynkwas i stanął w przejściu czekając na przybycie napastników.
W czasie, gdy "goście" Zmarzniętego Tyłka organizowali się do odparcia ataku agresywnych lokalsów, Var'ras postanowiła wykorzystać ten czas na zorganizowanie ewentualnej drogi ucieczki, gdyby coś poszło nie tak. Diablica wartko doskoczyła do jednego ze stolików, złapała drewniany stołek i huknęła nim w okno tłukąc szybę w drobny mak. W tym samym czasie karczmarz wraz ze swoją świtą przedarł się przez kuchnię zbliżając się pod zasięg ramienia Itkoviana.
Kiedy na drodze do okiennicy nic już nie stało, Var'ras otwarła ją i wyjrzała na zewnątrz by się upewnić, że nikt tam na nich nie czeka.
-Jeśli wam życie miłe, to zostaniecie tam, gdzie stoicie- powiedział Verryn, a w jego dłoniach zapłonął ogień.

Itkovian wyprowadził cios gdy przeciwnik znalazł się w zasięgu. Zamachnął się ale oponent przeczuwając zamiar wojaka odsunął się na bok, robiąc tym samym unik. Chwilę później Itkovian usłyszał słowa Verryna. ~Dureń chce mnie usmażyć razem z nimi~ pomyślał, czym prędzej odskakując od przejścia, tym samym odsłaniając przeciwników.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, której Itkovian nieco pomógł, skupiony na celu Salomon oddał strzał. Bełt wbił się bezlitośnie w ścianę, kilka centymetrów obok framugi drzwi, gdzie kotłowali się przeciwnicy. Być może brak porannego posiłku nieco otępił zmysły czerwonookiego mężczyzny. Agresorzy zaś korzystając z krótkiej okazji mimo braku doświadczonego przywódcy okazali się być całkiem dobrze zorganizowani. W momencie, gdy oddany przez Salomona strzał nie dosięgnął żadnego celu, pierwszy z mieszczan - młodzieniec z buławą w ręku wskoczył za szynkwas, nie spuszczając z oczu Verryna. Itkovian miał okazję, drgnąć go w bok, lecz wyprowadzony cios był zbyt wolny a sekundę później obok niego znalazł się kolejny z oponentów, dzierżący w ręku krotki miecz. Mężczyzna pchnął krótkim ostrzem, lecz czujny wojak zasłonił się na czas tarczą.

-Masz, golnij sobie!- rozległ się krzyk Var'ras, a sekundę później w powietrzu świsnęła flasza, rozbijając się na ścianie, za szynkwasem tuż za plecami młodego agresora, który jako pierwszy opuścił kuchnię. Każdy z obecnych w pobliżu mężczyzn rozpoznał charakterystyczny zapach nafty, bez najmniejszego problemu. Var'ras nie była kimś kto pieści się w tańcu, a jej zamiary były jasne i dobitne.
Trudno było się nie domyślić, że czas na negocjacje minął. Dlatego też Verryn cofnął się o parę kroków, a potem posłał ognisty pocisk w młodego agresora, za plecami którego, na ścianie, rozlała się plama nafty. Mimo przepotężnego zmęczenia, które było efektem wielogodzinnej pogoni w wyjątkowo niesprzyjających warunkach Verryn skoncentrował w sobie istotę splotu, tworząc z niego ogniste zaklęcie. Mężczyzna wycelował w napastnika, który najprawdopodobniej zmierzał w stronę właśnie czaroklety. Pocisk mignął po linii prostej nie wydając przy tym żadnego dźwięku, trafiając idealnie w cel. Bawełniana bluza, oraz skórzana kamizelka w sekundę zajęły się ogniem a raniony osobnik zaczął swój żałosny, pełen cierpienia sopran.

Biesiadną izbę w sekundę wypełnił smród palonego ciała, ale bynajmniej nie był to koniec żwawo postępujących problemów. Płonący nieszczęśnik w ostatnich chwilach świadomości rzucił się na podłogę, jakby toczenie po drewnianej podłodze mogło ugasić płomienie, którymi się zajął. A to z kolei sprawiło że nafta na ścianie i podłodze zajęła się ogniem i jakieś dwa uderzenia serca później cała ściana za szynkwasem przypominała bramy do piekieł.
-Wychodzę- oznajmił Salomon i wyskoczył przez wcześniej zaplanowaną przez towarzyszkę drogę ucieczki.
Wojak widział rozprzestrzeniający się ogień tuż za swoim przeciwnikiem. Spostrzegł okazję i natarł na niego swoją tarczą, chcąc go wepchnąć w płomienie. Tarcza sięgnęła celu lecz mężczyzna był równie silny co Itkovian, ustał twardo na nogach, nie przesuwając się ani o centymetr. Wąsacz zaklął w duchu i odskoczył od przeciwnika przygotowując się na cios.
Pożar w Zmarzniętym tyłku rozgorzał na amen. Najrozsądniej zdaje się postąpił Salomon, który najzwyczajniej w świecie uciekł z przybytku, choć jego “wychodzę”, mogło zabrzmieć niczym pożegnanie.

Czerwonooki przebiegł przez biesiadną izbę i wyskoczył przez okno, przygotowane do ucieczki. Mężczyzna otrzepał z szaty resztki tłuczonego szkła i już miał udać się w jakieś bezpieczne miejsce, gdy niespodziewanie jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem stojącego po drugiej stronie brukowanej uliczki mężczyzny. Miejscowy miał na sobie ciemny, zimowy płaszcz. Jego chłodne spojrzenie uważnie lustrowało Salomona. Niestety nie był to jedyny człowiek, który obserwował ucieczkę sferotkniętego, gdyż nieopodal wszystkiemu zza rogu przyglądało się troje dzieciaków.
-Szybko! Biegnijcie po straże!- krzyknął do chłopców, kładąc rękę na rękojeści przypasanego sztyletu -Nawet nie próbuj drgnąć pomiocie Otchłani. Gadaj no mi zara coś za jeden i co żeś nawyprawiał w gospodzie?!-

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline