Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2023, 17:13   #18
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
~***~

Troje towarzyszy póki co pozostawało z dala od wścibskich oczu miejscowych, lecz ich sytuacja wcale nie była lepsza. Czarny, gryzący po oczach i drogach oddechowych dym wypełniał wartko całe pomieszczenie. Trzaski płonącego drewna zagłuszały dogorywającego młodzika, który padł pierwszy ofiarą tej bitki. Itkovian wiedział, że musi coś szybko wymyślić, lecz Tymora uśmiechnęła się do niego. Jego oponent spojrzał przez ramię czując na plecach gorąc płomieni i nagle stracił zapał do dalszego pojedynkowania się. Mężczyzna odwrócił się w kierunku drzwi do kuchni i postąpił krok, lecz Itkovian dostrzegł swoją okazję i wbił swój miecz w jego bok, przebijając z łatwością klatkę piersiową na całą szerokość tak, że miecz wąsacza przeszedł na wylot. Człek zesztywniał i sekundę później osunął się na ziemię łapiąc rozpaczliwie ostatnie chausty powietrza. Itkovian i Verryn wiedzieli, że to najwyższa pora na ucieczkę, tym bardziej że gospodarz i reszta jego świty już zdążyli uciec tylnym wyjściem. Tylko Var’ras w całym tym chaosie zdawała się zupełnie nie dostrzegać zagrożenia. Diablica stała nieruchomo, tam skąd cisnęła flakonem z naftą, gapiąc się opętańczo na rozprzestrzeniające się jęzory ognia. W jej oczach malowało się przerażające szaleństwo i chore podniecenie.
Wojakowi zaczęły łzawić oczy od gryzącego dymu. Schował szybko miecz i ruszył do okna. Już miał przeskoczyć przez otwór gdy spostrzegł stojącą w transie Var’ras. ~O ironio, a ochrzaniła mnie bym wszystkich nie ratował~ uśmiechnął się w duchu. Odwrócił się dopadł do towarzyszki mocno nią potrząsając - Ogarnij się, musimy stąd spadać- wykrzyczał. Diablica stała jak wryta, nic do niej nie docierało spoliczkował więc ją. Ta momentalnie otrzeźwiała, złapała się za lewy, lekko zaczerwieniony policzek rzucając Itkovianowi wściekłe spojrzenie. Wojak kaszlnął ostro, gdyż dym wdzierał już mu się do płuc. Momentalnie zrozumiała przyczynę jego zachowania. Ruszyli czym prędzej do wyjścia i wyskoczyli w ślad za Salomonem.

Verryn nie mial zamiaru czekać, aż niegościnna karczma zamieni się w stos płonących desek, z nim w środku, w charakterze pieczeni. Pobiegł w stronę okna i czym prędzej wydostał się na zewnątrz, by tam odetchnąć świeżym powietrzem.
Kompani opuścili strefę zagrożenia, ale na zewnątrz poza chłodnym, świeżym powiewem powietrza nie zapowiadało się bezpieczniej. Gdzieś w pobliżu znów rozbrzmiewały dzwony, ostrzegając mieszczan Termalaine przed kolejnym pożarem. W oknach okolicznych chat pojawili się gapie, a kilku z nich obserwowało całe zajście zachowując zapewniający bezpieczeństwo dystans. Jeden, starszy jegomość wykazywał dość stanowczą postawę, trzymając dłoń na rękojeści sporego, myśliwskiego sztyletu u pasa.
-O widzę, że nie jesteś sam…- syknął do Salomona, obrzucając oskarżającym spojrzeniem każdego kto po kolei wyłaniał się przez okno płonącej gospody. Kompani wiedzieli, że trzeba było podjąć błyskawiczną decyzję co dalej, gdyż zwlekanie mogło ściągnąć na nich spore kłopoty.
Kusza wycelowała w brudnego mężczyznę z sztyletem -Opuszczamy miasto, pozwalając sobie na grę słów powiem że jesteśmy tu spaleni- Zupełnie niezadowolony z obrotu spraw Salomon ruszył szybkim krokiem w uliczki, stwierdzając, że nie warto korzystać aktualnie z głównej drogi.
-Za mną- “lepiej być w grupie niż dać się zlinczować samotnie.”
Salomon starał się obrać drogę, która ich wyprowadzi z miasta.

Podpalenie karczmy oraz uśmiercenie dwójki ludzi sprawiła, że los Salomona zdawał się kompletnie związać wraz z losami Itkoviana, Var’ras i Verryna. Czerwonooki przebywał od paru dni w Termalaine, więc znał mniej więcej rozmieszczenie budynków w okolicy Zmarzniętego Tyłka, oraz drogę na szlak północny i południowy. Maszerowali więc dziarsko mimo potężnego zmęczenia. Byli w pełni świadomi, że kiedy opadnie adrenalina ich ciała mogą opaść z resztek sił. Co gorsza starszy jegomość, nie odpuszczał ich na krok, utrzymując bezpieczną odległość. Nawet nie próbował się ukrywać, po prostu śledził ich, bacznie obserwując.
Dotarli do miejsca, gdzie brukowana uliczka przemieniła się w zaśnieżoną i lekko udeptaną ścieżkę. Tuż obok tego miejsca znajdował się niewielki budynek z cegły, gdzie nad drzwiami powiewał czerwony sztandar z charakterystycznym symbolem osadzonym w jego centralnej części.
-Helmici...- syknęła Var’ras z trwogą w głosie. Kler Helma cieszył się mieszanymi opiniami na całym świecie. Jedni uważali ich za najlepszy sort strażników zawsze oddanych sprawie, zaś inni mieli ich za bezwzględnych inkwizytorów, którzy wszędzie dopatrywali się wrogów praworządności i potencjalnych kandydatów na stos.

 
Halwill jest offline