Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2023, 09:38   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bogowie – zdawałoby się – jednak uśmiechali się życzliwie do czwórki uciekinierów, gdyż przed tym oto budynkiem stały konie. Pięć wypoczętych, narowistych rumaków o ciemnym umaszczeniu, z przytroczonymi siodłami. Trzeba je było tylko odwiązać od drewnianej balustrady, dosiąść i ponaglić piętą w bok. Dla towarzyszy niedoli była to szansa na szybką ucieczkę, z proporcjonalnie wielkim ryzykiem pościgu.
- Idźmy do nich i poprośmy o pomoc w ściganiu likantropów - zaproponował zaklinacz. - A jak już uwolnimy panienkę, to mogą nas sądzić...
Itkovian skrzywił się na wieść o kolejnym opóźnieniu pogoni. Rozważył szybko w myślach za i przeciw kręcąc przy tym wąsem. -To chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji- skomentował zgadzając się na plan zaklinacza.
-Ja nie chcę mieć za wiele kłopotów, nie wiem jak wy ale wchodzę do środka powiedział Salomon po czym skierował się do budynku -Jak chcecie coś robić głupiego to możecie wykorzystać to że będą zajęci moją osobą- rzucił jeszcze na odchodne do “towarzyszy”.
Spalona gospoda związała losy czwórki towarzyszy na tyle, że póki co nie musieli nawet wracać do tematu udziałów z wyprawy. Atmosfera była gęsta i poważna. Itkovian nie podzielał entuzjazmu Salomona i Verryna co do oddania się w ręce Helmitów. Ver'ras również miała nietęgą minę. Mimo to można by powiedzieć wspólnie podjęli decyzję by oddać się w ręce Helmitów w celu złożenia wyjaśnień.

Niewielki budynek, w którym mieściła się siedziba kleru Czujnego Oka był urządzony skromnie i po żołniersku. Za żeliwnymi drzwiami krył się kilku metrowy korytarz, z dominującym zapachem wilgotnej cegły, lecz podłoga tutaj była pozamiatana. Na końcu ów korytarza
znajdowała się niewielka cela, gdzie w półmroku swoje obowiązki wykonywało dwoje mężczyzn. Pierwszy, podstarzały jegomość o siwej brodzie i łysiejącej głowie nosił długie szaty z bielą dominującą na tle błękitu. O dziwo na jego piersi widniał symbol Tyra - sprawiedliwego.
Drugi osobnik nie mógł liczyć więcej niż trzydzieści wiosen. Miał czarne włosy i opaloną, szczupłą twarz a jego barki dźwigały brzęczący przy każdym ruchu napierśnik, na którego centralnej części znajdował się grawer z symbolem Helma.
-W jakiej sprawie?- zapytał ten opancerzony, podczas gdy starszy człek z brodą uważnie przyglądał się czwórce wizytorów.
-Chciałem zgłosić napad na moją osobę, zostałem napadnięty w karczmie przez jej właściciela i gości z czysto rasistowskich powodów- powiedział Salomon jakby to nie była pierwsza taka sprawa -Czy mogę prosić o wskazanie winnych i ochronę?-
Oficer przyglądał się w milczeniu Salomonowi, lecz w końcu wydął usta w bliżej nieokreślonym geście po czym pokiwał lekko głową.
-Wy również zostaliście napadnięci?- zapytał zerkając kolejno na Verryna, Itkoviana i Var'ras -Pójdźcie za mną- rzekł wskazując ręką drzwi nieopodal biurka przy którym pochylał się nad jakimiś dokumentami.

- Prawdę mówiąc to bezpośrednio napadnięta była tamta dwójka. - Idąc za oficerem zaklinacz wskazał Salomona i Var'ras. - Padły słowa o ubijaniu diabelskich pomiotów. Ale nie tylko to sprowadza nas w te progi.
-Mamy od rana ręce pełne roboty, ale spróbujemy wam pomóc- odparł uprzejmie lecz zarazem bezuczuciowo Helmita, prowadząc czwórkę przybyszów. Mężczyzna dotarł do masywnych drzwi, otworzył je i gestem ręki zaprosił petentów do środka. Pomieszczenie było czymś na kształt gabinetu pomieszanego z kaplicą. Pod ścianą na przeciwko drzwi znajdował się posąg Helma rozmiarowo odwzorowany na gabarytach rosłego człeka. Na prawo i lewo stały zaś trzy dębowe, topornej biurka pełne map, dokumentów i plam inkaustu. Wyznawca Patrona Strażników pozbierał drewniane stołki do kupy i gestem ręki zaprosił ich by usiedli.
-W czym problem?- zwrócił się do Verryna, chyba celowo ignorując wątek Salomona. Niestety zanim czarokleta zdążył cokolwiek powiedzieć zza drzwi dobiegł ich jakiś hałas. Wykrzykiwane przekleństw niosły się echem po pustym korytarzu, a wszystkiemu towarzyszyło miarowe dudnienie ciężkich, stalowych buciorów. Towarzysze spojrzeli w stronę drzwi i nagle dostrzegli tam starego jegomościa, który jeszcze kilka chwil temu nie odstępowali ich na krok.
-Na furię Tempusa! To te kurwie syny! To oni puścili z dymem Zmarznięty Tyłek! A ten tu- wskazał palcem Salomona -Z szelmowskim uśmieszkiem na mordzie obwieścił, że są w tym mieście spaleni! Tfu! - splunął na podłogę.

Helmita, który przyprowadził czwórkę kompanów od razu sięgnął po miecz, wycofując się ostrożnie w kierunku drzwi.
-Siadać na tyłkach!- warknął wskazując ostrzem krzesła -Siadać i ani mi drgnąć! A wy na co czekacie? Wołać Saimona!- polecił zbrojnym, którzy przyprowadzili starca. Troje profilaktycznie sięgnęło po miecze, zaś jeden pobiegł gdzieś korytarzem i choć go nie widzieli, było to wyraźnie słychać za sprawą brzęku jego pancerza.
-Mogę odrazu zacząć zeznawać pod zaklęciem wykrycia kłamstwa i przyspieszyć sprawę?- Zapytał beznamiętnie Salomon, widział że ci mężczyźni nic nie mogą mu tu zrobić.
-Wyznasz prawdę i bez zaklęć- odparł rycerz, zamykając drzwi, pozostawiając czworo poszukiwaczy samych sobie. Na korytarzu panował jeszcze chwilę gwar, aż w końcu ucichło i zdaję się trwało to w nieskończoność.
-Ni cholera nie podoba mi się to…- syknęła Var'ras. W końcu z zewnątrz dobiegły ich charakterystyczne brzęki towarzyszące krokom ciężkozbrojnych. Klucz zatańczył w zamku a po chwili ktoś pociągnął za klamkę otwierając odrzwia na oścież. Ich oczom ukazał się ten sam człek który ich wcześniej przyjął, oraz stojący za nim osobnik o paskudnych bliznach szpecących jego twarz i całą szyję. Nie miał również lewej ręki i kulał na lewą nogę.
-Najpierw grzecznie odłożycie broń, wszelkie magiczne błyskotki, plecaki i wszystko czego posiadanie do zakończenia śledztwa może sprawić wam kłopoty- powiedział chłodno ten młodszy -Następnie każde z was zostanie odprowadzone do osobnej celi, zostanie przesłuchane i skonfrontowane z mieszczanami: to jest gospodarzem karczmy, który oskarża was o podpalenie i zabicie dwójki jego kuzynów oraz pozostałymi świadkami tych wydarzeń- dokończył i zdawał się nie akceptować żadnej formy sprzeciwu.

Błękitne oczy tego starszego, z bliznami na twarzy wierciły dziury w ich ciałach lustrując tak uważnie jak tylko się dało, jakby oceniał wiek, tężyznę fizyczną, talenty i umiejętności. Ten mężczyzna miał na sobie półpłytową zbroję a przy pasie spoczywał mu stary i od lat użytkowany buzdygan. Oczywiście nie byli sami. Na korytarzu widać było kilku uzbrojonych w kusze Helmitów gotowych na wezwanie dowódcy.
- A my go oskarżamy o napaść bez powodu i próbę pozbawienia życia - odparł zaklinacz. - Więc może tak ten osobnik powie najpierw, dlaczego zablokował drzwi karczmy. I dlaczego napadli na nas w siedem osób.
-Odłóżcie broń!- powiedział podniesionym głosem -To my tu jesteśmy od rozstrzygania sporów!- dodał gromko -Mamy świadków których musimy przesłuchać, zbadamy sprawę i jeśli okaże się że jesteście niewinni to odzyskacie broń i dobre imię. Ale teraz będziecie rozbrojeni i przesłuchiwani na naszych warunkach- dodał na koniec tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie widzę problemu o ile wszyscy podejrzani, tu mam też na myśli zwłaszcza karczmarza też zostaną zamknięci- Salomon odłożył kuszę na stół, nie bał się a jego głos był spokojny, czuł się zupełnie bez winy przynajmniej w tym miejscu.

Podirytowany Itkovian wstał odsuwając przy tym krzesło -Nie mamy czasu na bawienie się w przesłuchania i wzajemne oskarżania- warknął- ścigamy likantropy które są odpowiedzialne za atak na Targos i prawdopodobnie także na tą wioskę. Z każdą minutą którą tu spędzamy oni się oddalają. Przyszliśmy Was prosić o pomoc w ich ujęciu- I tu przerwał na moment, spojrzał po twarzach zebranych tu osób po czym dodał- Gdybyśmy chcieli uciekać od tej zgrai zabralibyśmy po prostu wasze konie- tu wskazał na tłum zebranych przy drzwiach- A jednak jesteśmy tutaj z własnej nieprzymuszonej woli…
-Targos ma swoje straże, ma też swoje złoto do najmowania najemników. Szkoda że was tak czas nie naglił gdy pojawiliście się w gospodzie, która niedługo potem stanęła w płomieniach. Gdybyście przybyli prosto do nas, być może już byśmy byli na ich tropie a tak…- wzruszył ramionami -Spędzimy trochę czasu razem- dodał. Stojący za nim człek z bliznami skinął mu głową i wyszedł a na jego miejsce wmaszerowalo (a niemal wbiegło) pięcioro zbrojnych, z załadowanymi kuszami gotowymi do strzału.
Verryn rzucił sztylet na stół i rozsiadł się wygodniej, bo i tak nic innego nie mógł zrobić.
 
Kerm jest offline