Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2023, 20:11   #19
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Ostatnie dni spokoju w LA. Szkoda że Harry o tym nie wiedział. Spożytkował by je pewnie nieco lepiej. Pływanie w basenie w towarzystwie miss Warren było przyjemne, pogaduszka nawet interesująca… acz bez znaczenia. Tak jak samo spotkanie w sumie.
Niedziela też upłynęła spokojnie i nudno. Ot, pojeździł sobie Czerwoną Damą po mieście, jak i w pobliżu plaży i… jakoś nic nie łowił. Nie trafiła się wśród spacerujących dziewczyn żadna, która wpadłaby Harry’emu w oko. Owszem było nawet sporo ładnych panienek, ale… żadna nie przykuła uwagi Patrige’a na tyle, by się zatrzymać i zagadać.
Jazda zmęczyła Harry’ego na tyle że odpuścił sobie wieczorny wypad do baru i skończył niedzielę grając na swoim playstation.
Weekend był więc oficjalnie… zmarnowany i nieudany.

Kwarantanna !

Słowo dnia niemalże. Zmusiło Harry’ego do wysiłku związanego z zakupami. Coś czego unikał preferując kupowanie online gotowych paczuszek z posiłkami. Poranek spędził na przeciskaniu się przez tłumy w centrach handlowych próbując zdobyć potrzebne mu towary
Zdesperowanemu i sfrustrowanemu mężczyźnie puściły w końcu nerwy i… ktoś był tego świadkiem. Ktoś znajomy.

Sytuacja zrobiła się tak napięta, że sklepowa ochrona nie mogła zapanować nad wszystkimi ekscesami które zdarzały w sklepach. Tylko tym mógł Piotr wytłumaczyć scenę, na którą się natknął.
Dwóch mężczyzn biło się w jednej z alejek centrum handlowego, drugiego centrum handlowego które odwiedził. Jeden z nich szybszym kopnięciem w kolano wytrącił z równowagi przeciwnika, a następnie mocnym prawym sierpowym trafił w podbródek... i nie zaprzestawał brutalnych ciosów, mimo że jego przeciwnik słaniał się już na nogach broniąc się coraz bardziej desperacko i nieskutecznie. Piotr rozpoznał w bezlitosnym zwycięzcy rozjuszonego sąsiada. Harry'ego.
Stwierdził krótki "No i kurwa się zesrało" i ruszył w kierunku walczących, a raczej walczącego mówiąc.
- Daj spokój Harry, bo ciebie z ekipy wypierdolą! Nosz kurwa!
-On zaczął, myślał że jak jeździ na harleyu to jest z automatu twardziel i może innymi pomiatać.- warknął wściekle Harry i kopnął jeszcze przeciwnika w brzuch starając się o szybki nokaut. Cóż... przeciwnik zwinął się w kłębek z bólu.
- Swoje dowiodłeś. - rzucił szorstko - Na teraz wystarczy. Za zakupy byś się wziął, a nie.
Harry coś burknął pod nosem, spojrzał ponuro na przeciwnika, a potem na Pyotra. Pokonany zwinął się w kłębek na podłodze by uniknąć kolejnych ciosów.
Patrige, wzruszył ramionami i dodał.- Racja.
I zabrał swój koszyk z zakupami.
Trochę zawstydzony swoim wybuchem gniewu.

"...and May God bless you all…"

Co do cholery to było? Harry był mocno zdezorientowany tym przemówieniem. Najbardziej go uderzało to, że właściwie prezydent nie powiedział dlaczego nagle Los Angeles jest odcinane od reszty świata. Patrige nadal nie wiedział co mu zagraża. Covid nieco oswoił go z takim sytuacjami, ale wtedy przynajmniej wiedział czemu to wszystko się dzieje. Tu… oprócz obietnic pomocy zamkniętym, nie usłyszał nic. A samo przemówienie brzmiało jakby prezydent nacisnął już atomowy guzik i czekał, aż ruscy przyślą swoje atomówki do USA.
Brzmiało jakby świat miał się kończyć. I Harry nie wiedział czemu.

Zakończył więc oglądanie głowy narodu i zabrał się za przeszukiwanie internetu w celu zebrania informacji. Hakerem co prawda nie był, ale umiał używać przeglądarki Google’a i znaleźć dzięki niej oficjalne strony rządu i kongresu, strony resortowe. Liczył że tam znajdzie coś więcej niż mające uspokoić ludzi oficjalne ględzenie prezydenta, które wysłuchał i obejrzał przed chwilą. Harry nie był małym chłopcem, żeby go jakiś stetryczały typ w garniturze pocieszał. Harry szukał konkretów…
Nie było ich wiele na oficjalnych stronach. Coś tam o chorobie (bez szczegółów), coś tam o kwarantannie, o tym że zostanie udzielona pomoc (tyle że również szczegóły dopiero zostaną podane). Ogólnie, rząd miał plany na tę sytuację kryzysową… tyle że potrzeba było czasu by je w pełni uruchomić. Według informacji umieszczonych na stronach rządowych; 48 godzin.

Po tym wszystkim, Harry był lekko zdołowany i zmęczony. Bardziej psychicznie niż fizycznie. Sytuacja nie wyglądała za różowo, ale może się polepszy z czasem. W końcu katastrofy żywiołowe to niemal co roku się zdarzały i władze miały pewnie kilka scenariuszy przygotowanych i pewnie dopracowują detale, by je wdrożyć. Sportowiec postanowił więc po prysznicu i ubraniu się odwiedzić kogoś. Miał zamiar udać się pod numer 0814 i zapukać do drzwi miss Warren… po drodze, w korytarzu, natknął się jednak na tą blondynę-okularnicę, spod 0803, która siedziała tam przy ścianie, blisko drzwi swojego mieszkania, i z niezbyt zadowoloną miną, coś tam patrzyła w swoim telefonie. Charlotte, czy jak jej tam było…
- Hej… co się stało? - zapytał przyjaznym i zatroskanym nieco głosem Harry podchodząc do blondynki.
- Hm? Co? A nic… no i hej, hej… - Powiedziała smętnym głosem dziewczyna, ewidentnie kłamiąc.
- Pokłóciłaś się z sublokatorką? Jak jej tam było na imię…- zadumał się Harry drapiąc po podbródku. - ... Eve? Bo wygląda na to, że… tak.
- Wywaliła mnie flądra, bo ma odwiedziny gacha! - Odpowiedziała Charlotte, robiąc dla odmiany nastroszoną minę.
- No tak…- zaśmiał pod nosem mężczyzna i podrapał po karku. - Pewnie musi spuścić nieco pary w związku z tym całym cyrkiem związanym z kwarantanną. -
Harry przez chwilę milczał, by potem rzec. - Ale ty z tego powodu nie musisz cierpieć. Co powiesz na to… jest wieczór, nigdzie żadne z nas nie pójdzie, bo dyskoteki i bary pozamykane, więc… co powiesz na późny lunch u mnie? Bez żadnych haczyków. Zjemy coś, popijemy trochę, pogadamy… zabijemy czas. Myślę że do tego czasu Eve wystawi gacha za drzwi i będziesz mogła wrócić do domu. To chyba lepsze od stania pod drzwiami?
- No nie wiem… - Powiedziała blondynka, przypatrując się Harremu - ...no i ja mam chłopaka.
- No i fajnie. Gratuluję. - rzekł wesoło Harry. - Twój chłopak jest szczęściarzem. Ale o tym możemy pogadać przy jedzeniu. Od razu zaznaczam, że to nie jest randka. To są przyjacielskie pogaduszki przy posiłku. Dla zabicia czasu.
- No… - Charlotte przewróciła oczkami - ...dobrze.
- No to chodźmy. Mam na imię Harry, jeśli oczywiście nie miałaś okazję sie tego dowiedzieć.- rzekł przyjacielsko mężczyzna prowadząc dziewczynę do swojego mieszkania.- Masz jakieś preferencje związane z posiłkiem. Bezglutenowy? Dietetyczny?
- Obie opcje - Powiedziała dziewczyna, poprawiając okulary na nosie.
- As you wish, my princess.- rzekł żartobliwie Harry wpuszczając do mieszkania i dodając.
- Rozgość się.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/ae/a5/85/aea585ca35ab144d8da3a6dfaef1708a.jpg[/MEDIA]

Wystrój był dość nowoczesny… i bogaty. Harry do biednych nie należał, ale mieszkanie nie pasowało do niego. Na pewno ktoś inny je urządzał.

Po początkowym, sceptycznym spojrzeniu na Harry'ego, odnośnie jego słów o księżniczce, dziewczyna grzecznie wytarła buty na wycieraczce… po czym je ściągnęła metodą "noga o nogę", i weszła boso do salonu, rozglądając się z zainteresowaniem.
- Masz coś zimnego do picia? Może być woda… - Powiedziała.
- Może być woda, może być sprite, dr Pepper wiśniowy, może być pepsi?- odezwał się z kuchni Harry, bo tam się skierował po wejściu.
- Woda! Czy… to prawdziwa broń?? - Zapytała Charlotte, najwyraźniej zauważając Winchestera na ścianie.
- Nie. To atrapa.- odparł Harry przynosząc dziewczynie wodę w wysokiej szklance.- Nagroda uniwersytecka dla najlepszego strzelca w sezonie. Replika wyglądająca identycznie jak oryginał… przynajmniej dopóki się go nie weźmie do ręki. Jak chcesz, możesz sprawdzić.
- Aha… - Blondynka napiła się nieco wody - Nie, dzięki, nie trzeba… nie muszę tego oglądać z bliska…
- Z daleka wygląda przekonująco, prawda?- odparł z dumą Harry i następnie dodał.- Strzelałem z takiego do dzikich królików. Na farmie bywają prawdziwą plagą.
- Mhm - Mruknęła Charlotte, z niezbyt zadowoloną miną, spacerując dalej po salonie, i idąc w stronę balkonu.
- Naleśniki z mąki migdałowej mogą być? - zapytał tymczasem Harry wodząc wzrokiem za dziewczyną.
- Jak potrafisz zrobić, jasne - Powiedziała spoglądając na moment na niego, minimalnie się uśmiechając. Dotarła do zamkniętych drzwi balkonowych, i wskazała je paluszkiem - Mogę?
- Jasne.. nie krępuj się. Nie mam nic do ukrycia.- odparł z uśmiechem Harry i dodał.- Jakby co będę w kuchni. Robi się je dość szybko, ale…no… trochę czasu trzeba im poświęcić.
Mężczyzna podążył do kuchni, ale Charlotte i tak po chwili go usłyszała z kuchni.
- Z tego co wiem pracujesz w jakiejś firmie. Można wiedzieć w jakiej?

Okularnica wyszła w tym czasie na balkon.
- Widok prawie taki sam jak u nas… co mówiłeś? A tak, praca. Sekretarką jestem, więc biurowe sprawy… firma od olejków do opalania.
- Brzmi fajnie. - odparł Harry i zapytał dla podtrzymania rozmowy. - Mocno tam cisną jeśli chodzi o nadgodziny?
- Migam się - Parsknęła dziewczyna, i zaczęła znowu grzebać w swoim telefonie, stojąc na balkonie.
- I dobrze. A co do widoków to mieszkamy na tym samym piętrze, więc pewnie są prawie identyczne.- przyznał Harry. - Masz plany na nowe zajęcie dla siebie w innej firmie, czy może liczysz na awans?
- Odpisuj… - Mruknęła dziewczyna do telefonu - Ja? Na moim stanowisku nie ma awansów… co najwyżej, staż się liczy, wtedy trochę więcej dolców wpadnie. A ty jakiś sportowiec? Coś tam słyszałam…
- Gram w miejscowej drużynie. LA Rams. Może słyszałaś? Sprzedają koszulki z jej logo na niemal każdym rogu ulicy. - rzekł żartobliwie Harry.
- Coś tam słyszałam, i widziałam, tak… - Charlotte wróciła do salonu, choć zostawiła drzwi balkonowe otwarte. Następnie usiadła na jednej z kanap, i od czasu do czasu zerkała, co Harry robi, popijając wodę.
- Fanką sportu więc nie jesteś, a przynajmniej footbalu. - odparł z uśmiechem Harry i spojrzał na Charlotte. - Too.. co lubisz? Dobre filmy? Muzykę? Książkę?
- Ja? No wiesz… - Zaczęła, a wtedy zadzwonił jej telefon, a ona aż podskoczyła. Szybko odebrała - Halo? Bejbe? Halo? Nic nie słyszę… Halo? Co u ciebie?? Przerywa… Halo? Tak? Tak… tak… Halo? Ja… kurde! - Sama zaczęła najwyraźniej dzwonić z powrotem, ale bez skutku. I nagle się rozbeczała.
Harry przerwał to co robił i ruszył do niej, kucnął przed dziewczyną i ostrożnie ją przytulił.
- No już… już… nie ma się co martwić. Na pewno wszystko będzie dobrze. To tylko problemy z siecią po katastrofie. Pewnie skasowało jakieś nadajniki naziemne, albo coś…- próbował ją pocieszyć.
- Muszę do łazienki - Szepnęła w końcu dziewczyna.
- Jasne… nie ma sprawy.- Harry wypuścił ją ze swoich objęć i wskazał palcem na drzwi do łazienki. Chwilę później dodał. - Jakby co, będę w kuchni.

Charlotte tam wprost pobiegła… po chwili zaś dało się słyszeć, mimo zamkniętych drzwi, puszczoną wodę w umywalce. Harry na razie wrócił do robienia naleśników, uważnie jednak nasłuchując na wypadek kłopotów.
Odgłosy cały czas lecącej wody w umywalce… co chwilę spuszczanej wody w toalecie… i w końcu, przez te dźwięki, także…"błeeeee"... wymiotującej Charlotte??
- Jakby co… to apteczka jest na prawo od lustra. Naleśniki będą za chwilę gotowe. Chcesz do nich syrop klonowy czy coś innego?- zapytał Harry nieco zaniepokojony tymi odgłosami.
- Boli mnie brzuch… - Powiedziała blondynka, trzymając się za niego, gdy w końcu wyczłapała z łazienki - No i przepraszam…
- Myślę że to z nerwów cię boli. Dać coś na uspokojenie żołądka?- zapytał troskliwie Harry.
- A co masz? - Charlotte usiadła na wcześniejszym miejscu na kanapie.

Harry zajrzał do łazienki i wrócił z niej z kilkoma pudełkami różnych leków, przy okazji pytając.- Twój chłopak jest sanitariuszem? Strażakiem?
- Asystent laboratoryjny… - Powiedziała cichym głosikiem, a w jej oczach znowu pojawiły się łezki.
- Pewnie go w pracy dociskają nieco.Przez ten cały cyrk związany z kwarantanną. Za dzień lub dwa się uspokoi wszystko. Przynieść ci wody?- Harry postawił leki przed dziewczyną, aby sobie coś wybrała.
- Tak, poproszę… - Odpowiedziała, wybierając sobie krople żołądkowe - I łyżeczkę…
- Jasne. Nie ma sprawy.- Harry wrócił się do kuchni i po chwili wrócił z wodą i łyżeczką. Zawrócił znów do kuchni, by powrócić… tym razem z naleśnikami, syropem klonowym w sosjerce i talerzami. Rozłożył wszystko, by znów zawrócić do kuchni. I wrócić z sztućcami, butelką wytrawnego wina i jedną lampką.
- Zakładam, że ty nie masz ochoty na wino teraz? Mogę później donieść lampkę. - rzekł na koniec.
- Czy to ma alkohol? - Powiedziała Charlotte, po tym jak już wypiła nieco kropli żołądkowych, oglądając opakowanie - Ja… może zjem jednego, sorry…
- Wino z pewnością. Naleśniki nie. A z jedzeniem się nie musisz spieszyć.- odparł ciepło Harry. - Mamy czas. Niech się sublokatorka wyszumi.
- Czy te krople mają alkohol - Powiedziała nieco twardym tonem dziewczyna - Źle na mnie działa…
- Nie wiem. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy. - zakłopotał się mężczyzna drapiąc po karku. - Które zażyłaś?
Gdy ta mu pokazała, ten przyjrzał się etykiecie.
- Oj, mają… to jak na ciebie działa?
- Daj tego placka… - Powiedziała wymijająco dziewczyna.
- Ok…- mężczyzna podsunął placka i syrop dziewczynie. Poczekał aż z niego skorzysta, po czym polał syropem swój placek. Zerkał przy tym na nią, na wypadek gdyby miała jakiś atak. Nic jednak takiego nie miało miejsca… Charlotte podziubała, podziubała, ale zjadła całego naleśnika, i wypiła dużo wody.
Harry jadł wolniej, delektował się posiłkiem i popijał winem.
- Smakuje ?- zapytał zaciekawiony.
- Nawet, tak, dziękuję - Powiedziała blondynka, najwyraźniej nie mając zamiaru jeść już drugiego. Harry natomiast nie miał zamiaru poprzestać na jednym.
- Nie wspomniałaś co lubisz robić. Książki czytać, muzyki słuchać… kino?- zapytał pomiędzy kęsami.
- Zawiózłbyś mnie do Riverside? - Wypaliła nagle Charlotte. A Harry uniósł brew. To był szmat drogi, niemal sam wschodni kraniec LA. Z drugiej strony i tak nie miał innych planów na wieczór. Spojrzał na swój kieliszek i ocenił jego zawartość.
- Niestety… za dużo już wypiłem. Pewnie by mnie przyskrzynili na pierwszym skrzyżowaniu. - westchnął smutno Harry.
- Kurde… - Zrobiła zasępioną minę dziewczyna. I jakoś tak wpatrywała się we flaszkę wina.
Harry przyglądał się przez chwilę blondynce w milczeniu. Wreszcie rzekł. - Jedna lampka chyba ci nie zaszkodzi, a może… uspokoić nerwy.
- Bo musiałeś chlać do naleśników! - Powiedziała dziwnym tonem Charlotte, i trudno było wywnioskować, czy to żart, czy pretensje.
- Od chlania mam whisky, wino jest do konsumpcji. Wytrawne jest dobre na trawienie.- obruszył się żartobliwie Harry.
- Poszukam może kogoś innego, kto by mnie zawiózł… - Zamyśliła się dziewczyna.
- Ciężko będzie gdziekolwiek dojechać, z tą całą kwarantanną i patrolami wojskowymi na każdym rogu.- stwierdził Harry popijając wino. - Pewnie zatrzymaliby cię jakieś dwie przecznice stąd. Hmm… kto tu jeszcze ma dobry samochód na tym piętrze?

A blondynka w tym czasie wyciągnęła telefon, i zaczęła w nim grzebać.
- Kurde, na piechotę 20h! Hmmm, rowerem 6h. No autem tylko godzinka z hakiem…
- No… pomijając ewentualne blokady, które mogą oznaczać, że nie dojdziesz nawet w 20… bo wojsko cię po prostu nie przepuści.- rozważał głośno Harry. - Gdzie pracuje twój chłopak, w jakiej firmie?
- Dlaczego pytasz? - Charlotte spojrzała sceptycznie na rozmówcę.
- No bo jeśli pracuje w szpitalu, lub jakiejś firmie medycznej powiązanej ze szczepionkami lub podobnymi lekami, to…- Harry machnął dłonią z lampką wina wskazując balkon i świat za nim.-... teraz mamy epidemię z kwarantanną i pewnie służby medyczne są no… wciągnięte w jej zwalczanie i dostać się do nich, tak po prostu… nie da.
- Już nam zabronili podróżować, co jest niezgodne z konstytucją, ponieważ ogranicza to naszą wolność - Palnęła nagle dziewczyna - Więc bez przesady??
- Masz dobre argumenty.- przyznał Harry i wzruszył ramionami.- Ale oni mają M16 w łapach i niewiele cierpliwości do tłumaczenia cywilom, że to dla naszego dobra. -
Potarł kark. - Tak. Jest to wkurzające, ale co poradzić… szeregowców nie przekonasz, ani oficerów.
- Coś wymyślę! - Powiedziała, wstając od stołu.
- Może lepiej spróbuj do niego zadzwonić jeszcze raz? - zapytał Harry dopijając lampkę.
- Idę zobaczyć co z Eve! - Okularnica wyciągnęła swojego smartfona, i na niego krótko zerknęła.
- Dzięki za towarzystwo przy posiłku. Miło było nie jeść go samotnie. - Harry postąpił podobnie jak ona. Tyle że sam wystukał SMSa. Do Giny Rossi.
“Hej Kumpelo, jak mija dzionek.”
Był u niej zapisany jako Henrietta. Na wszelki wypadek gdyby mąż podejrzał wiadomości. I musiał udawać przyjaciółkę.
- Ummm, tak, dzięki za gościnę - Powiedziała Charlotte, i potuptała do drzwi wyjściowych, ubrała buty, i z krótkim "se ya" opuściła mieszkanie Patrige’a…
- Jasne. - odparł Harry nie zwracając już na nią większej uwagi. Z tymi swoimi obsesjami nie była jej warta.

~

Gina zaś nie odpowiadała, i nie odpowiadała. Godzina, dwie…
Harry się tym jednak nie przejmował. Ostatecznie miał w co grać, miał konsolę playstation 4, miał na niej gry. Miał dużo czasu do zabicia i nie był zdesperowany. Nie na tyle by co chwilę zerkać na smartfona. Bądź co bądź, Gina mogła nie mieć czasu na odpowiedź.

"BUM! BUM! BUM! ŁUP! ŁUP! TRRRRR… BAM-BAM-BAM!" - Rozległo się gdzieś za ścianą, jakaś cholerna, głośna muza, jakieś Trance, czy inne tam takie Techno. Waliło to zaś od strony starego ruskiego… no ale przecież chłop by nie słuchał takiej muzyki?
Niemniej Harry miał to w nosie. Jeśli staruch ma taki kiepski gust, to jego sprawa. Patrige’owi to nie przeszkadzało obecnie. Może później, ale na razie nie planował kłaść się spać.

….

- Jobany wrot! Ścisz te gówno!
- Wal się komuchu!
- Sama się wal! Albo ja cię mam walnąć?
- Pieprz się dziadek!!

"BUM-BUM-BUM…"

~

W końcu odpisała Gina.

"Wpadnę wieczorem na babskie pogaduszki. Nawet po 22."
“Przygotuję przekąski.” odpisał Harry.

Spojrzał na ścianę zza której słyszał niedawne wrzaski. Przez chwilę nasłuchiwał czy… coś podejrzanego nie słychać. Wrzasków już nie było, ale muza dudniła dalej, przez następne 10 minut.
Harry wstał od gry, wyłączył ją. Ruszył do salonu, by posprzątać po posiłku i przygotować się na spotkanie z Giną. Na pewno trunek jaki lubi i może czekoladki z odrobiną cynamonu. Gina lubi pikantne rzeczy. W końcu muzyka ustała całkowicie…

~

22:10. Nie ma Giny.

22:33. Nie ma Giny…

To było nieco niepokojące, ale z drugiej strony… może jej się nie udało wyrwać spod mężowskiego spojrzenia. Harry nie był specjalnie zaniepokojony takim obrotem sprawy. Wiedział jak tam u niej bywa w domu. Wiedział dlaczego się nie rozwodziła z nim.
Póki co miał czas na czekanie. Udał się na balkon, by odetchnąć zimnym nocnym powietrzem i przyjrzeć się miastu, które przeobraziło się znacznie w ciągu ostatnich dni. Był ciekaw czy dojrzy miejsce uderzenia meteorytu, który tak namieszał w ich życiu.

Harry miał balkon od strony S Main St. z widokiem na niewielki parking obok SB Tower, i często kręcących się tam bezdomnych, oraz ich namioty… ale ani ludzi, ani ich namiotów nie było. Pewnie gdzieś uciekli, i pochowali się w bardziej bezpiecznych miejscach. Za parkingiem, był kolejny rząd budynków. Jeden miał 8 pięter, ten obok 5… ten pięciopiętrowy miał wielgachne szyby przez cały front, i tam też ludzie wynajmowali mieszkania. "The Mercantile Lofts", czy jak to się tam zwało…


…i tam coś biegło po chodniku. Coś dużego, zwierzęcego… tygrys???? Odbiło się od latarni, wskoczyło na schody przeciwpożarowe na pierwszym piętrze. Ledwo co, ale podciągnęło się na przednich łapach, i wlazło. A potem wparzyło przez szybę do jakiegoś oświetlonego mieszkania, i rozległy się czyjeś wrzaski!

A jednocześnie i "stuk-puk" do drzwi Harrego. 22:47.
Pukanie dotarło… do głowy Harry’ego… dość późno. Nim się otrząsnął z szoku minęła minuta. Następnie mężczyzna pognał do drzwi i szybko je otworzył.


- Hej "sąsiadko"... - Szepnęła z uśmieszkiem Gina.
- Hej… - rzekł wpuszczając kochankę do środka.- Masz jakieś soczyste ploteczki?
Po czym zamknął drzwi i objął rudowłosą od tyłu w pasie. - Mężuś strasznie cię wynudził?
- Musiałam go… ekhem… "uśpić" - Powiedziała kobieta z drwiącym uśmieszkiem, zerkając nieco w tył, na kochanka.
- Ja też planowałem skorzystać… z łóżka… tyle że nie sam.- zamruczał cicho wodząc leniwie opuszkami palców po brzuchu Giny. - Wyglądasz jak słodka pokusa.
- Słodki jesteś… - Rudowłosa wychyliła rękę w tył, i pogładziła go po karku.
- Masz ochotę na wino i czekoladki, czy na powolne pozbawianie cię ciuszków?- mruknął Harry kierując swoje usta na szyję Giny i pieszcząc je pocałunkami. Nie mógł jednak i nie próbował oderwać wzroku od drzwi balkonowych. Nie był pewien co widział i miał nadzieję, że mu się to przewidziało. Niemniej… zdecydowanie zamierzał zamknąć balkon przy pierwszej okazji.
- A dlaczego nie jedno i drugie? - Zachichotała Gina - Tylko może… zgaś światło?
- Dobrze… jedno i drugie. Tylko uprzedzam, że potem mój striptiz będzie czysto amatorski.- Harry wypuścił Ginę z objęć, zgasił światło i ruszył do balkonu, by zamknąć go na cztery spusty. Gdy tam dotarł przez chwilę jeszcze patrzył na budynek(w feralnym mieszkaniu panowały ciemnoścì) zastanawiając się czy nie zgłosić tego co widział, ale… nie wiedział komu miałby zgłosić i co właściwie. Przecież to było zbyt absurdalne, by było prawdziwe.
Gina w tym czasie obsłużyła się już przygotowanymi łakociami… podała lampkę napełnioną winem i Harremu.
- Wszystko w porządku? - Spytała, lekko się uśmiechając, i nieco podciągając wolną dłonią koszulkę w górę. Nie miała stanika.
- Noc jest chłodna… ale myślę, że jakoś sami się rozgrzejemy.- Harry podszedł do niej i wziął lampkę z winem. Nie pił, zamiast tego kucnął przed nią i przesunął ustami, całując odsłaniany brzuch.- Mam ochotę spić kropelki wina z twojej skóry.
- Co cię powstrzymuje? - Parsknęła rudowłosa, i napiła się wina.
- Inne pokusy…- odparł mężczyzna palcami dobierając się do zamka jej spodni i rozpinając go szybko. - … jak chodźby wzięcie cię szybko na kuchennym stole, powolne pieszczoty na łóżku, mamy tyle możliwości.
Gina zrzuciła butki, a on zsunął jej spodnie z bioder i musnął językiem łono. Majteczek również bowiem na sobie nie miała - A ty… co ciebie kusi?
- Mam ochotę na dreszczyk emocji… - Mruknęła słodko rudowłosa, popijając winko.
- Mhmm… najpierw niech nieco rozsmakuję się…- zamruczał Harry zapominając o tym co widział. Jego język zaczął leniwie i głęboko eksplorować przez chwilę intymny zakątek Giny, smakując jej podniecenie. Wił się tam powoli, Harry znał jej ciało dobrze, wiedział gdzie musnąć by ona zadrżała z przyjemności. - A potem… mam cię zanieść do łóżka, czy… nie będziemy tracić czasu?
- Ohhh… mmm… - Mruczała kobieta, gdy zabawiał ją chwilę językiem - Chodźmy na kanapę…
- Dobrze…- Harry postawił lampkę wina na dywanie i puścił na moment Ginę. Rudowłosa wypiła do końca alkohol, i odstawiła szkło. Zjadła na szybko dwie czekoladki, trochę się przy tym śmiejąc, a następnie, kręcąc słodko tyłeczkiem dla niego, gdy szła ku kanapie, on wstał i powoli ściągnął z siebie koszulkę polo i zabrał się za ściąganie spodni. A potem bokserek. Do Giny, szedł już nagi i wyraźnie podniecony.
Po drodze podniósł z dywanu lampkę z winem i klęknął przed dziewczyną. Powoli rozlał czerwone wino. Zimne kropelki chłodziły rozgrzaną skórę Rossi, a potem ciepły język pospiesznie je zbierał, z biustu, brzucha i łona. Kobieta pięknie dla niego rozchyliła nóżki, poddając się wszelkim pieszczotom, ciężko przy tym oddychając z podniecenia i rozkoszy. Od czasu do czasu, pogładziła również kochanka czule po głowie dłonią…
Ostatecznie Harry skropił winem i tak już wilgotny zakątek kobiety i smakował jej podniecenie zmieszane z winem. Wedle niego, bardzo ekscytującą mieszankę. Przywarł mocno ustami do jej ciała, sięgnął łapczywie językiem i mocno zacisnął dłonie na pośladkach kochanki. Bądź co bądź nabierał apetytu na więcej, a gra wstępna powoli się kończyła.
- Jeszcze chwilę… - Sapnęła Gina - Jeszcze… chwilę… - Jej ciało się naprężyło. I Harry dał jej tą chwilę, skupiając się na słodyczy jej podniecenia… choć sam już czuł, że się pręży w gotowości do boju.
- Och! Och! Oooooohhhhh… - Wyjęczała rudowłosa, wśród dreszczy przechodzących przez jej ciało, i słodkich mruknięć, i sapnięć - Słodko… słodziutko… - Szepnęła.
- A na jakie słodycze jeszcze masz ochotę? - zamruczał Harry delikatnie… miał zamiar ukąsić, ale uznał że taki ślad mógłby zostać zauważony, więc czule cmoknął jej udo. Gina z uśmieszkiem przesunęła się nieco w tył, po czym lekko bosą stópką odepchnęła tors Harrego.
- Czas na moją porcję słodkości, połóż się wygodnie - Powiedziała, już przechodząc do klęczek na kanapie, twarzą w stronę kochanka…
Harry ułożył się tak jak nakazała. Jego stercząca w górę męskość była dobrze widoczna w mroku nocy… z powodu świateł miasta. Choć Gina nie potrzebowała widzieć, by wiedzieć ma przed sobą. Podobnie jak on, doskonale znała ciało kochanka.

Najpierw pocałowała go namiętnie w usta, później złożyła pocałunki na torsie, brzuchu… zeszła niżej, całując tu i tam, drocząc się z nim, i omijając sterczącego penisa. W końcu go trąciła paluszkiem. Po chwili noskiem. Aż wreszcie złapała w dłoń, i zaczęła powoli lizać sam czubek. Harry starał się zachować spokój, obserwując poczynania kochanki, zahipnotyzowany jej tyłeczkiem lekko wypiętym w górę. Nie było to łatwe, zważywszy na pieszczoty jakim był poddawany. Gorąca krew podpowiadała by rzucić się na nią niczym dziki barbarzyńca, doświadczenie jednak brało górę w tej sytuacji.
- Słodziutki… - Ciepły, i przyjemny języczek przejechał wzdłuż całej długości, wrócił na czubek, i obrał drugą stronę, w dół, a potem w górę - I caaały mój… - W końcu zamknęły się na nim jej usta, i zjechały po wzwodzie w kierunku jajeczek. I cofnęły. I znowu głębiej, i płycej. I tak naprzemiennie, obciągając sztywną, pulsującą pałę. A do tego i pojawiła się po chwili dłoń, masująca nabrzmiałe kule.To była ciężka próba, Harry dyszał ciężko czując ten lubieżny dotyk. Starał się wytrzymać jak najdłużej, ale Gina była zbyt dobra… i Harry robił się coraz bardziej nabrzmiały tam w dole. Wytrysk był tylko kwestią kilku najbliższych chwil.
- Mhhh? - Mruknęła coś niezrozumiale rudowłosa, chyba wyczuwając sprawę… i przyspieszyła ustami. Jednocześnie jednak, wepchnęła go sobie i o wiele głębiej. Dla Harrego nie było już ratunku, a słodkie mrowienie w masowanych jądrach właśnie ruszyło pełną parą…
Harry zacisnął dłonie na kanapie, dysząc ciężko i spuszczając cały ładunek wprost do gardła Giny. Było tego sporo, jak zawsze przy niej. Potrafiła z niego wycisnąć ostatnie poty na treningu… i w łóżku. Przyglądał się rozpalonym wzrokiem, jak ona połyka to wszystko bez wysiłku, i to jeszcze podtrzymując kontakt wzrokowy. Śmiała się tak pięknie oczami, oddychając nieco świszcząco przez nosek, podczas gdy on cały czas w niej podrygiwał i podrygiwał… w końcu go uwolniła z gardła i ust. Uśmiechnęła się, przełknęła dużą ilość spermy, i chwilkę jeszcze masowała tym razem samego penisa.
- Pyszności, o tak! - Cicho się zaśmiała, oblizując usta.
- Teraz ja zamierzam cię skonsumować. Mówiłem ci już… że lubię jeść w łóżku? - mruknął Harry siadając, a potem wstając. Gina wiedziała co planuje, zanieść ją do łóżka i rzucić się na nią jak dzikus, biorąc w posiadanie mocno i intensywnie. Znała go dobrze.
- Ale najpierw łyczek winka i czekoladkę! - Powiedziała wesołym tonem kobieta, i pogroziła mu palcem.
- Zgoda…- odparł mężczyzna podając Ginie wino i słodycze. Sam zabrał się za inną “przekąskę”, całując stopę i łydkę kochanki. - Twój facet utknął pewnie w domu na następne tygodnie?
- Niestety… - Powiedziała Gina, uśmiechając się na to, co Harry robił.
- Zawsze pomocna sąsiadka może porwać cię na szybki numerek. - zamruczał Harry cmokając a potem ssąc duży palec u stopy kochanki. - Kiedy będziesz ćwiczyła na siłowni?
- Harryyyyyy - Mruknęła rudowłosa, gdy zajmował się jej palcem, i momentalnie ponownie zesztywniały jej sutki, oraz aż przymknęła oczy - Nie… wiem…
- Fajnie było pod prysznicem w siłowni… fajnie… i ryzykownie.- odparł Harry, tylko na moment przerywając słodką torturę kochanki.
- To… ten… to może… chodźmy na balkon? - Szepnęła.
To… zmroziło na moment Harry’ego. Pamiętał co widział, pamiętał co się wydarzyło. Pamiętał, ale… jak mógł odmówić Ginie? Nie potrafił, zwłaszcza teraz gdy widział błyski w jej oczach i seksowne cycuszki prężące się przed nim jak skarby na wystawie.
- Jasne… możemy…- odparł po chwili. I odsunął się od Giny, by podejść do drzwi na balkon, otworzył je powoli, rozejrzał się podejrzliwie wmawiając sobie że potwór był nieślubnym dzieckiem wlanego w siebie alkoholu i rozbuchanej nadmiarem mroku nocnego wyobraźni… "niby lezba"... a właściwie Jill z 0808 paliła na balkonie, choliba jasna. Nie da rady.
Harry spojrzał na Ginę, niepewny czy się odważy. Może to i lepiej?
- Sąsiadka jest na balkonie.- rzekł cicho mężczyzna zerkając na kochankę.- Wyszła na dymka.
- Oj to nie… - Lekko się uśmiechnęła Gina - Chodźmy już do tej sypialni.


Ruszyła tam pierwsza, przeczesując włosy dłonią, i raz zerkając za siebie, na Harrego.
Mężczyzna, po zamknięciu balkonu, podążył tuż za nią, krok w krok… jak pies na smyczy. Urzeczony jej zgrabnym tyłeczkiem kołyszącym się hipnotycznie przy każdym sprężystym kroku.

Potem wylądowali na łóżku, ona dociśnięta do niego ciężarem kochanka. On dyszący głośno i biorący ją gwałtownie. Następnie była zamiana ról, teraz to ona była górze najpierw pobudzając go pieszczotą dłoni, potem dosiadając niczym amazonka i “galopując” ku spełnieniu, potem… kolejne pozycje, kolejne orgazmy, kolejne głośne jęki, aż w końcu zabrakło im sił na dalsze zabawy. Ostatnie kilkanaście minut spędzili wtuleni w siebie i delektujący się nawzajem swoją obecnością.

Gdy Gina już zbierała się do wyjścia, po obowiązkowym, szybkim prysznicu, i nawet spryskaniu swoimi perfumami, które stały na półce w łazience mężczyzny, Harry milczał przez chwilę zamyślony nim rzekł.
- Mam małą prośbę… zamykaj dobrze balkon na noc, każdej nocy. Ok?
- Och, a dlaczego? - Spytała zdziwiona rudowłosa.
- Wiesz… na wszelki wypadek. - odparł wymijająco mężczyzna cmokając Ginę w policzek.
- Hmmm… powiedzmy, że wierzę - Odparła sceptycznie rudowłosa, ale i się uśmiechnęła - To do szybkiego, "sąsiadko"?
- Do szybkiego.- odparł Harry z uśmiechem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline