Noc +2/+3
Mówiono, że Los Angeles nigdy nie śpi.
Ta noc pokazała dobitnie, że powiedzenie to jest prawdą. I że, na dodatek, życie to jest nad wyraz burzliwe, urozmaicane strzelaniną. I nie trzeba było biegać po ulicach by zobaczyć, że Miasto Aniołów stało się miastem bardzo "interesującym". No i cholernie niebezpiecznym. Zdecydowanie lepiej było to oglądać z wysokości balkonu...
Hałas nieco przeszkadzał, ale w końcu Pamela zasnęła, a jakiś czas później i Jeff.
Dzień +3
Pobudka do najmilszych nie należało, bowiem mokrości w łóżku Jeff lubił tylko w jednej sytuacji... i w jednym miejscu.
- Moja syrenka... - Ucałował Pamelę. - Moje szczęście...
Przyciągnął ją do siebie, obmacując równocześnie jej schowanego pod mokrym kostiumem cycusia.
I udając, że w niczym nie przeszkadza mu towarzystwo mokrej jak szczur Mimi.
- Śniadanko? - spytał, gdy w pocałunkach nastąpiła niewielka przerwa.
Po wyjściu z łazienki zaczął "
pomagać" krzątającej się po kuchni Pamelce.
Narada piętra nr 8
Niektórzy się wypowiadali, niektórzy milczeli. Jeff nie zamierzał należeć do tej ostatniej grupy.
- Rząd może i sobie poradzi - powiedział - ale rząd jest daleko, a my jesteśmy tu i teraz. I musimy radzić sobie sami. Siedzenie i czekanie na cud niekiedy jest gorszym wyjściem niż zrobienie czegoś pożytecznego.
- Powinniśmy zdobyć lekarstwa - spojrzał na staruszkę - ale chodzenie po mieście jest dość ryzykowne. Poza tym obiło mi się o uszy, że z aptek kupują co się da. Albo i nie kupują, tylko biorą... Ale z pewnością nie wszystko zabierają - spróbował babcię pocieszyć. - Trzeba by sprawdzić, ale nie na własną rękę. Podobnie jak sklepy spożywcze... A może by warto odwiedzić
- Panno Felicio, w pani szkole z pewnością jest gabinet zabiegowy. - Spojrzał na kobietę, o której słyszał, że jest szkolną pielęgniarką. A broń? - Tym razem przeniósł wzrok na Thomasa. - Na ulicach zrobiło się niebezpiecznie - wyjaśnił. - Powinniśmy iść w kilka osób, na dodatek uzbrojeni, by nie stać się ofiarami jakiejś bandy.
- Stąd do szkoły, to szmat drogi… - Powiedziała sceptycznie kobieta.
- Będziemy musieli ocenić, czy ryzyko się opłaci - odparł projektodawca obrobienia gabinetu zabiegowego.
- To w co my się mamy uzbroić? - Zdziwił się Thomas.
Jeff wzruszył ramionami.
- Ja mam pistolet gazowy. A jak ktoś nic nie ma, to może wziąć jakąś solidną rurkę - zasugerował.
I nastała ciemność…
- Nosz... - Jeff zmełł w ustach przekleństwo wywołane faktem, iż telewizor zgasł bez dania racji. - Co jest...?
Pstryknął pilotem, bezskutecznie zresztą. Chwilę później okazało się, że to nie wina odbiornika, a prądu, który padł nie tylko u nich w mieszkaniu. W całym mieście, o czym świadczył brak reklam.
Spojrzał na Pamelę.
- Dobrze, że nie mamy wielu mrożonek - powiedział. - Jak to dłużej potrwa...
- Uchhhh… Uch! - Pamelka zaczęła nagle nerwowo trzepać rączkami, jakby… suszyła sobie paznokietki. Ale nie, tu nie o to chodziło.
- Co ci przyszło do głowy? - spytał, w myślach przeglądając zawartość lodówki.
- To trzeba zjeść wszystko, bo się zepsuje! - Powiedziała dziewczyna, niezbyt zadowolonym tonem.
- Wszystkiego i tak nie zjemy - odparł. - Może zaczniemy od rzeczy najsmaczniejszych? Tych najbardziej szkoda…
- A może… mooooże… - Powiedziała dziewczyna, z coraz większym, rosnącym uśmieszkiem na usteczkach - … może zrobimy imprezkę przy basenie?
- Chcesz zaprosić sąsiadów z piętra? - spytał. - Impreza integracyjna, czy jak tam to się nazywa? Zacieśnianie stosunków? Czy też tylko ty i ja, pod bezchmurnym niebem? No i, oczywiście, Mimi - dodał szybko.
- Nieeee no… wszyscy razem? Będzie faaajnieeee - Pamelka zamrugała niewinnie oczkami.
- Fajnie to ja mam z tobą... - Przyciągnął ją do siebie i pocałował. - Ale zgoda. Zaprosimy wszystkich na wieczorną imprezę. Składkowa kolacja...
- No taaak, bo wiesz… - Powiedziała dziewczyna, i zaczęła wyliczać na paluszkach - Jedzenie nam się zepsuje, a tyle nie zjemy. To szkoda wyrzucać, żeby się zmarnowało. A tak, ugościmy sąsiadów, i będą zadowoleni. A jak będą zadowoleni, to i pomogą przy tym i tamtym… dobry plan?
W sumie, to był serio dobry plan. Pamelka miała swoje momenty, i to był właśnie jeden z nich. Tak można zrobić, i zyskać sprzymierzeńców w ciężkich czasach, a wiadomo, że w kupie raźniej(i bezpieczniej). Tak, to było takie proste…
Ale, jak w większości planów, można tu było znaleźć parę dziur...
- Ale oni też mają lodówki... - stwierdził po chwili namysłu. - I mogą być wśród nich świnie, co same zeżrą, a się potem nie podzielą. Na przykład nasz srebrnozęby, czarnoskóry sąsiad? - podzielił się kolejnymi wątpliwościami. - Ale wspólną imprezę musimy zrobić. Koniecznie.
- No ale ten… - Powiedziała dziewczyna, i wprost wskoczyła na niego, gdy tak stał, obejmując rękami za szyję, a nogami w pasie - …to ja im dam znać, i też przyniosą jedzenie, i będzie ta twoja "składkowa"? - Pocałowała go roześmiana w usta.
Odpowiedział gorącym pocałunkiem, równocześnie chwytając za pupę.
- Może poczekajmy trochę z roznoszeniem zaproszeń? - zaproponował, całując ją w szyję. - Ślicznie wyglądasz... - szepnął jej do ucha. - Jesteś zgrabna i powabna - zrymował całkiem przypadkowo. - I masz świetne pomysły.
Ponownie ją pocałował…
~
Kwadrans później, zauważył, jak Pamelka coś skrobie na kartkach…
"Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food
Pamela and Jeff."
… pisała mazakiem dziewczyna. Kartka za kartką, za kartką.
Leżała sobie na kanapie, na brzuszku, i od czasu do czasu fikała wesoło bosymi nóżkami.
- Mówiłem, że masz świetne pomysły - pochwalił ją, równocześnie całując ją w szyję. - Moja mądra dziewczynka... - Poklepał ją po pupie, a potem połaskotał pod kolanem. Oczywiście zachichotała, i to nie tylko od gilgotek, będąc całą rozpromienioną, jaka to ona jest mądra… po kilku minutach była gotowa z kartkami, wzięła z kuchni taśmę klejącą, założyła więc klapki, i ruszyła do drzwi mieszkania…
- Sprawdzę, co z naszej lodówki nadaje się na wspólną kolację - powiedział. - A ty w razie czego wołaj.
Nie zamykał drzwi. Na wypadek, gdyby nie tylko na ulicach było niebezpiecznie.
- Yes Sir! - Powiedziała Pamelka, chichocząc, i wyszła na korytarz, rozwiesić zaproszenia na drzwiach sąsiadów…
W samych majtkach, i koszulce.
Dopiero teraz dotarło do Jeffa, jak ubrana opuściła mieszkanie jego dziewczyna. Ups.
Wyskoczył za nią jak wystrzelony z pracy.
- Pam, wracaj... Włóż coś na siebie...
Złapał ją za ramię, nim zdążyła dojść do najbliższych drzwi.
- Huh?? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Nie możesz tak iść - powiedział. - Nie w samych majtkach…
Pamela zrobiła wielkie oczka, spojrzała w dół własnego ciała, i momentalnie poczerwieniała jak pomidor.
- O ja cię… - Wydusiła z siebie, wcisnęła Jeffowi kartki i taśmę, i pognała do mieszkania.
Jeff lekko się uśmiechnął spoglądając w ślad za swoją dziewczyną. Pam miewała niekiedy świetne pomysły, ale zdarzało jej się zapominać o pewnych drobiazgach. A mogło się zdarzyć, że ktoś weźmie taki niedbały strój za zaproszenie do... wiadomo czego. I trudno by było się dziwić.
Cierpliwie czekał, aż dziewczyna się przyodzieje i wyjdzie… po chwili pojawiła się ponownie, w krótkich spodenkach… "bum!", zamknęła za sobą drzwi mieszkania, idąc do swojego chłopaka z uśmieszkiem.
- Mam cię eskortować? - spytał, na moment ją przytulając.
- No co ty? - Roześmiała się Pamela
- No to przyjemnego spaceru. - Cmoknął ją w policzek i wrócił do mieszkania.
- Paaammm.... a klucze masz? -zatrzymał się w pół kroku. A ona się momentalnie rozpłakała.
Przytulił ją natychmiast.
- Skarbie, spokojnie... - Pogłaskał ją po plecach. - Malvin ma zapasowe... - Spróbował ją pocieszyć. - Ale możemy zacząć roznosić zaproszenia od sąsiadki. - Wskazał drzwi od numeru 0808. - Może pozwoli mi przejść przez balkon. No, otrzyj oczęta... Nic się nie stało…
- Ja jestem… taka… guuupiaaa… - Chlipała mu przez chwilę w tors Pamelka. Po kilku minutach uspokajania, w końcu jednak się ogarnęła, i ruszyła rozdawać zaproszenia sąsiadom. A Jeff zrobił "stuk-puk" do 0808.
~
Powoli już w Jeffa wstępowało zwątpienie, i już poważnie myślał, by iść do Malvina, gdy w końcu pojawił się jakiś ruch za drzwiami mieszkania 0808, i ktoś go obserwował przez "judasza".
- Jeff, sąsiad spod dziewiątki - powiedział. - Mam problem, drzwi się nam zatrzasnęły... I mam zaproszenie na imprezę...
Pokazał kartkę.
- Nie jestem zainteresowana - Odezwała się przez drzwi Jill.
- Szkoda... chcemy z Pamelą zaprosić wszystkich mieszkańców piętra - wyjaśnił. - Ale... czy mogłaby mi pani pozwolić przejść przez swój balkon na mój? - spróbował załatwić drugą, ważniejszą sprawę.
- Kurwa mać… - Rozległo się cicho za drzwiami, i w końcu zachrobotały w nich zamki. Po chwili Jill z obitą gębą je nieco uchyliła - Co chcesz??
- Przejść na mój balkon - powiedział. - Drzwi się nam zatrzasnęły, ale balkonowe są otwarte. Dwie minuty i już mnie nie będzie - zapewnił. A ona przyglądała mu się podejrzliwie… z prawą ręką schowaną za swoimi plecami.
- Przejdziesz w 20 sekund… znasz drogę do balkonu? To idź… - Mruknęła, trochę bardziej uchylając drzwi, i nieco przesuwając się na bok.
Jeff wolał nie czekać na to, by zechciała zmienić zdanie z TAK na NIE. Wślizgnął się do mieszkania i, nie patrząc nawet na Jill, ruszył w stronę salonu, i balkonu… a ona zamknęła zwyczajowo za nim drzwi, a potem zaczęła je i zamykać na zamki i zasuwy.
Moore nie oglądał się za siebie. Miał wrażenie, że jeśli zatrzyma się choćby na chwilę, gospodyni wpakuje mu kulę w plecy. Przechodził obok sypialni Jill, gdzie były nieco uchylone drzwi, i chcąc, czy nie, zerknął, tam, ale oczywiście bez kręcenia głową… zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco, niż przed chwilą.
Był przekonany, że zobaczy jakąś laskę, z którą figlowała Jill, ale to...?
Nie zatrzymywał się, nie odzywał, szedł dalej, udając, że nic nie widzi… Wyszedł na balkon, a potem przeszedł przez dzielące balkon na dwie połówki pleksi, ledwie co wysokie na 120cm…
Ufff...
- Narka - Usłyszał Jill, oraz jej zamykane drzwi balkonowe.
- Dzięki! - rzucił, chociaż nie sądził, by uczynna krótkowłosa go usłyszała. A we własnym mieszkaniu, to aż się pochylił, i kilka razy głęboko odetchnął. Wtf!
Ale nie zamierzał z nikim dzielić się tym, co widział. Postanowił wrócić do Pameli, zabierając ze sobą te cholibne klucze…
- Hej tygrysku, a co ty taki spocony na czole? - Zagadnęła go jego dziewczyna, gdy dołączył do niej ponownie na korytarzu.
- Trochę gimnastyki balkonowej - odparł, machając kluczmi. - Na szczęście Jill pozwoliła mi przejść, nie musiałem szukać naszego security... Ale zainteresowana grillem nie była.
- Ojej… - Zmartwiła się Pamela.
- Może nie chce się pokazywać z tym podbitym okiem - wyraził przypuszczenie. - Mam nadzieję, że inni będą bardziej towarzyscy.
Cmoknął ją w policzek.
….
A po kilku minutach, gdy Pamela strzeliła rundkę po piętrze… zapukała i z rozbrajającym uśmieszkiem do Jill. No jasna cholerka, co ona robiła?
- Może lepiej jej nie przeszkadzać? - spytał cicho Jeff. - Skoro nie miała ochoty się bratać ze wszystkimi...?
- Czego zaś?? - Fuknęła przez drzwi Jill.
- Heeej, to ja, Pamela… - Odezwała się słodkim głosikiem dziewczyna Jeffa.
- Spierdalaj Pam…
- No weeeź Jill - Powiedziała niczym nie zrażona dziewczyna - Przyjdziesz na grilla? Będzie faaaajnie….
- Pam, chodź... - powiedział Jeff. - Jeśli Jill nie chce...
- Jill, ja cię baaaardzo zapraszam, no przyjdziesz? Co tak będziesz sama siedziała… - Pamela uśmiechała się od uszka do uszka, zarówno do drzwi, jak i do Jeffa.
- Ja pier… pomyślę - Padła odpowiedź, a Pamelka aż przyklasnęła w dłonie.
- Będzie super, zobaczysz!
- Ehe…
- To do zobaczyyyyskaaaa!
- Ehe…
Jeff z niedowierzaniem pokręcił głową.
- No, Pam... Szacun - powiedział cicho. - Jeśli ci się uda, to podwójny szacun... - Ukłonił się nisko, po czym wziął ją w ramiona i okręcił się wokół siebie.
A potem dał jej buziaka.
Gorącego.