Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2023, 21:42   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc +2/+3

Mówiono, że Los Angeles nigdy nie śpi.
Ta noc pokazała dobitnie, że powiedzenie to jest prawdą. I że, na dodatek, życie to jest nad wyraz burzliwe, urozmaicane strzelaniną. I nie trzeba było biegać po ulicach by zobaczyć, że Miasto Aniołów stało się miastem bardzo "interesującym". No i cholernie niebezpiecznym. Zdecydowanie lepiej było to oglądać z wysokości balkonu...
Hałas nieco przeszkadzał, ale w końcu Pamela zasnęła, a jakiś czas później i Jeff.

Dzień +3

Pobudka do najmilszych nie należało, bowiem mokrości w łóżku Jeff lubił tylko w jednej sytuacji... i w jednym miejscu.
- Moja syrenka... - Ucałował Pamelę. - Moje szczęście...
Przyciągnął ją do siebie, obmacując równocześnie jej schowanego pod mokrym kostiumem cycusia.
I udając, że w niczym nie przeszkadza mu towarzystwo mokrej jak szczur Mimi.
- Śniadanko? - spytał, gdy w pocałunkach nastąpiła niewielka przerwa.

Po wyjściu z łazienki zaczął "pomagać" krzątającej się po kuchni Pamelce.

Narada piętra nr 8

Niektórzy się wypowiadali, niektórzy milczeli. Jeff nie zamierzał należeć do tej ostatniej grupy.
- Rząd może i sobie poradzi - powiedział - ale rząd jest daleko, a my jesteśmy tu i teraz. I musimy radzić sobie sami. Siedzenie i czekanie na cud niekiedy jest gorszym wyjściem niż zrobienie czegoś pożytecznego.
- Powinniśmy zdobyć lekarstwa - spojrzał na staruszkę - ale chodzenie po mieście jest dość ryzykowne. Poza tym obiło mi się o uszy, że z aptek kupują co się da. Albo i nie kupują, tylko biorą... Ale z pewnością nie wszystko zabierają - spróbował babcię pocieszyć. - Trzeba by sprawdzić, ale nie na własną rękę. Podobnie jak sklepy spożywcze... A może by warto odwiedzić
- Panno Felicio, w pani szkole z pewnością jest gabinet zabiegowy. - Spojrzał na kobietę, o której słyszał, że jest szkolną pielęgniarką. A broń? - Tym razem przeniósł wzrok na Thomasa. - Na ulicach zrobiło się niebezpiecznie - wyjaśnił. - Powinniśmy iść w kilka osób, na dodatek uzbrojeni, by nie stać się ofiarami jakiejś bandy.
- Stąd do szkoły, to szmat drogi… - Powiedziała sceptycznie kobieta.
- Będziemy musieli ocenić, czy ryzyko się opłaci - odparł projektodawca obrobienia gabinetu zabiegowego.
- To w co my się mamy uzbroić? - Zdziwił się Thomas.
Jeff wzruszył ramionami.
- Ja mam pistolet gazowy. A jak ktoś nic nie ma, to może wziąć jakąś solidną rurkę - zasugerował.

I nastała ciemność…

- Nosz... - Jeff zmełł w ustach przekleństwo wywołane faktem, iż telewizor zgasł bez dania racji. - Co jest...?
Pstryknął pilotem, bezskutecznie zresztą. Chwilę później okazało się, że to nie wina odbiornika, a prądu, który padł nie tylko u nich w mieszkaniu. W całym mieście, o czym świadczył brak reklam.
Spojrzał na Pamelę.
- Dobrze, że nie mamy wielu mrożonek - powiedział. - Jak to dłużej potrwa...
- Uchhhh… Uch! - Pamelka zaczęła nagle nerwowo trzepać rączkami, jakby… suszyła sobie paznokietki. Ale nie, tu nie o to chodziło.
- Co ci przyszło do głowy? - spytał, w myślach przeglądając zawartość lodówki.
- To trzeba zjeść wszystko, bo się zepsuje! - Powiedziała dziewczyna, niezbyt zadowolonym tonem.
- Wszystkiego i tak nie zjemy - odparł. - Może zaczniemy od rzeczy najsmaczniejszych? Tych najbardziej szkoda…
- A może… mooooże… - Powiedziała dziewczyna, z coraz większym, rosnącym uśmieszkiem na usteczkach - … może zrobimy imprezkę przy basenie?
- Chcesz zaprosić sąsiadów z piętra? - spytał. - Impreza integracyjna, czy jak tam to się nazywa? Zacieśnianie stosunków? Czy też tylko ty i ja, pod bezchmurnym niebem? No i, oczywiście, Mimi - dodał szybko.
- Nieeee no… wszyscy razem? Będzie faaajnieeee - Pamelka zamrugała niewinnie oczkami.
- Fajnie to ja mam z tobą... - Przyciągnął ją do siebie i pocałował. - Ale zgoda. Zaprosimy wszystkich na wieczorną imprezę. Składkowa kolacja...
- No taaak, bo wiesz… - Powiedziała dziewczyna, i zaczęła wyliczać na paluszkach - Jedzenie nam się zepsuje, a tyle nie zjemy. To szkoda wyrzucać, żeby się zmarnowało. A tak, ugościmy sąsiadów, i będą zadowoleni. A jak będą zadowoleni, to i pomogą przy tym i tamtym… dobry plan?

W sumie, to był serio dobry plan. Pamelka miała swoje momenty, i to był właśnie jeden z nich. Tak można zrobić, i zyskać sprzymierzeńców w ciężkich czasach, a wiadomo, że w kupie raźniej(i bezpieczniej). Tak, to było takie proste…
Ale, jak w większości planów, można tu było znaleźć parę dziur...

- Ale oni też mają lodówki... - stwierdził po chwili namysłu. - I mogą być wśród nich świnie, co same zeżrą, a się potem nie podzielą. Na przykład nasz srebrnozęby, czarnoskóry sąsiad? - podzielił się kolejnymi wątpliwościami. - Ale wspólną imprezę musimy zrobić. Koniecznie.
- No ale ten… - Powiedziała dziewczyna, i wprost wskoczyła na niego, gdy tak stał, obejmując rękami za szyję, a nogami w pasie - …to ja im dam znać, i też przyniosą jedzenie, i będzie ta twoja "składkowa"? - Pocałowała go roześmiana w usta.
Odpowiedział gorącym pocałunkiem, równocześnie chwytając za pupę.
- Może poczekajmy trochę z roznoszeniem zaproszeń? - zaproponował, całując ją w szyję. - Ślicznie wyglądasz... - szepnął jej do ucha. - Jesteś zgrabna i powabna - zrymował całkiem przypadkowo. - I masz świetne pomysły.
Ponownie ją pocałował…

~

Kwadrans później, zauważył, jak Pamelka coś skrobie na kartkach…

"Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food

Pamela and Jeff."


… pisała mazakiem dziewczyna. Kartka za kartką, za kartką. Leżała sobie na kanapie, na brzuszku, i od czasu do czasu fikała wesoło bosymi nóżkami.
- Mówiłem, że masz świetne pomysły - pochwalił ją, równocześnie całując ją w szyję. - Moja mądra dziewczynka... - Poklepał ją po pupie, a potem połaskotał pod kolanem. Oczywiście zachichotała, i to nie tylko od gilgotek, będąc całą rozpromienioną, jaka to ona jest mądra… po kilku minutach była gotowa z kartkami, wzięła z kuchni taśmę klejącą, założyła więc klapki, i ruszyła do drzwi mieszkania…
- Sprawdzę, co z naszej lodówki nadaje się na wspólną kolację - powiedział. - A ty w razie czego wołaj.
Nie zamykał drzwi. Na wypadek, gdyby nie tylko na ulicach było niebezpiecznie.
- Yes Sir! - Powiedziała Pamelka, chichocząc, i wyszła na korytarz, rozwiesić zaproszenia na drzwiach sąsiadów…

W samych majtkach, i koszulce.

Dopiero teraz dotarło do Jeffa, jak ubrana opuściła mieszkanie jego dziewczyna. Ups.
Wyskoczył za nią jak wystrzelony z pracy.
- Pam, wracaj... Włóż coś na siebie...
Złapał ją za ramię, nim zdążyła dojść do najbliższych drzwi.
- Huh?? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Nie możesz tak iść - powiedział. - Nie w samych majtkach…

Pamela zrobiła wielkie oczka, spojrzała w dół własnego ciała, i momentalnie poczerwieniała jak pomidor.
- O ja cię… - Wydusiła z siebie, wcisnęła Jeffowi kartki i taśmę, i pognała do mieszkania.
Jeff lekko się uśmiechnął spoglądając w ślad za swoją dziewczyną. Pam miewała niekiedy świetne pomysły, ale zdarzało jej się zapominać o pewnych drobiazgach. A mogło się zdarzyć, że ktoś weźmie taki niedbały strój za zaproszenie do... wiadomo czego. I trudno by było się dziwić.
Cierpliwie czekał, aż dziewczyna się przyodzieje i wyjdzie… po chwili pojawiła się ponownie, w krótkich spodenkach… "bum!", zamknęła za sobą drzwi mieszkania, idąc do swojego chłopaka z uśmieszkiem.
- Mam cię eskortować? - spytał, na moment ją przytulając.
- No co ty? - Roześmiała się Pamela
- No to przyjemnego spaceru. - Cmoknął ją w policzek i wrócił do mieszkania.
- Paaammm.... a klucze masz? -zatrzymał się w pół kroku. A ona się momentalnie rozpłakała.
Przytulił ją natychmiast.
- Skarbie, spokojnie... - Pogłaskał ją po plecach. - Malvin ma zapasowe... - Spróbował ją pocieszyć. - Ale możemy zacząć roznosić zaproszenia od sąsiadki. - Wskazał drzwi od numeru 0808. - Może pozwoli mi przejść przez balkon. No, otrzyj oczęta... Nic się nie stało…
- Ja jestem… taka… guuupiaaa… - Chlipała mu przez chwilę w tors Pamelka. Po kilku minutach uspokajania, w końcu jednak się ogarnęła, i ruszyła rozdawać zaproszenia sąsiadom. A Jeff zrobił "stuk-puk" do 0808.

~

Powoli już w Jeffa wstępowało zwątpienie, i już poważnie myślał, by iść do Malvina, gdy w końcu pojawił się jakiś ruch za drzwiami mieszkania 0808, i ktoś go obserwował przez "judasza".
- Jeff, sąsiad spod dziewiątki - powiedział. - Mam problem, drzwi się nam zatrzasnęły... I mam zaproszenie na imprezę...
Pokazał kartkę.
- Nie jestem zainteresowana - Odezwała się przez drzwi Jill.
- Szkoda... chcemy z Pamelą zaprosić wszystkich mieszkańców piętra - wyjaśnił. - Ale... czy mogłaby mi pani pozwolić przejść przez swój balkon na mój? - spróbował załatwić drugą, ważniejszą sprawę.
- Kurwa mać… - Rozległo się cicho za drzwiami, i w końcu zachrobotały w nich zamki. Po chwili Jill z obitą gębą je nieco uchyliła - Co chcesz??
- Przejść na mój balkon - powiedział. - Drzwi się nam zatrzasnęły, ale balkonowe są otwarte. Dwie minuty i już mnie nie będzie - zapewnił. A ona przyglądała mu się podejrzliwie… z prawą ręką schowaną za swoimi plecami.
- Przejdziesz w 20 sekund… znasz drogę do balkonu? To idź… - Mruknęła, trochę bardziej uchylając drzwi, i nieco przesuwając się na bok.
Jeff wolał nie czekać na to, by zechciała zmienić zdanie z TAK na NIE. Wślizgnął się do mieszkania i, nie patrząc nawet na Jill, ruszył w stronę salonu, i balkonu… a ona zamknęła zwyczajowo za nim drzwi, a potem zaczęła je i zamykać na zamki i zasuwy.

Moore nie oglądał się za siebie. Miał wrażenie, że jeśli zatrzyma się choćby na chwilę, gospodyni wpakuje mu kulę w plecy. Przechodził obok sypialni Jill, gdzie były nieco uchylone drzwi, i chcąc, czy nie, zerknął, tam, ale oczywiście bez kręcenia głową… zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco, niż przed chwilą.



Był przekonany, że zobaczy jakąś laskę, z którą figlowała Jill, ale to...?
Nie zatrzymywał się, nie odzywał, szedł dalej, udając, że nic nie widzi… Wyszedł na balkon, a potem przeszedł przez dzielące balkon na dwie połówki pleksi, ledwie co wysokie na 120cm…
Ufff...
- Narka - Usłyszał Jill, oraz jej zamykane drzwi balkonowe.
- Dzięki! - rzucił, chociaż nie sądził, by uczynna krótkowłosa go usłyszała. A we własnym mieszkaniu, to aż się pochylił, i kilka razy głęboko odetchnął. Wtf!
Ale nie zamierzał z nikim dzielić się tym, co widział. Postanowił wrócić do Pameli, zabierając ze sobą te cholibne klucze…

- Hej tygrysku, a co ty taki spocony na czole? - Zagadnęła go jego dziewczyna, gdy dołączył do niej ponownie na korytarzu.
- Trochę gimnastyki balkonowej - odparł, machając kluczmi. - Na szczęście Jill pozwoliła mi przejść, nie musiałem szukać naszego security... Ale zainteresowana grillem nie była.
- Ojej… - Zmartwiła się Pamela.
- Może nie chce się pokazywać z tym podbitym okiem - wyraził przypuszczenie. - Mam nadzieję, że inni będą bardziej towarzyscy.
Cmoknął ją w policzek.

….

A po kilku minutach, gdy Pamela strzeliła rundkę po piętrze… zapukała i z rozbrajającym uśmieszkiem do Jill. No jasna cholerka, co ona robiła?
- Może lepiej jej nie przeszkadzać? - spytał cicho Jeff. - Skoro nie miała ochoty się bratać ze wszystkimi...?
- Czego zaś?? - Fuknęła przez drzwi Jill.
- Heeej, to ja, Pamela… - Odezwała się słodkim głosikiem dziewczyna Jeffa.
- Spierdalaj Pam…
- No weeeź Jill - Powiedziała niczym nie zrażona dziewczyna - Przyjdziesz na grilla? Będzie faaaajnie….
- Pam, chodź... - powiedział Jeff. - Jeśli Jill nie chce...
- Jill, ja cię baaaardzo zapraszam, no przyjdziesz? Co tak będziesz sama siedziała… - Pamela uśmiechała się od uszka do uszka, zarówno do drzwi, jak i do Jeffa.
- Ja pier… pomyślę - Padła odpowiedź, a Pamelka aż przyklasnęła w dłonie.
- Będzie super, zobaczysz!
- Ehe…
- To do zobaczyyyyskaaaa!
- Ehe…

Jeff z niedowierzaniem pokręcił głową.
- No, Pam... Szacun - powiedział cicho. - Jeśli ci się uda, to podwójny szacun... - Ukłonił się nisko, po czym wziął ją w ramiona i okręcił się wokół siebie.
A potem dał jej buziaka.
Gorącego.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-03-2023 o 21:44.
Kerm jest offline