Kompani w końcu poddali się Helmitom. Kapłani Czujnego Oka nie zostawili im wyboru. Ich plan zakładał kompletnie inny scenariusz a liczne pogłoski o nadgorliwości członków zakonu Helma okazały się być okrutną prawdą. Każdego z czworga towarzyszy niedoli rozbrojono i odprowadzono do osobnej celi w lochach, pod budynkiem siedziby. Cele były małe i wąskie. Dominował tam smród stęchlizny i fekaliów choć panował porządek. Strażnicy odprowadzili podejrzanych, zamknęli za nimi drzwi na klucz i zewnętrzny rygiel po czym odeszli i zostawili ich samych sobie na dłuższy czas.
~***~
W pozbawionej okien podziemnej celi trudno było określić ile czasu minęło nim ktoś w końcu do nich wrócił. Na pewno kilka godzin, gdyż zmęczeni Verryn i Itkovian w końcu pousypiali na kamiennej podłodze jak małe dzieci nie zważając na niewygody i dość silny chłód. Zbudził ich odgłos odsuwanego rygla i brzęk kluczy w zamku. Ich oczom ukazali się strażnicy z naftowymi lampami w towarzystwie uzbrojonego w kuszę kompana.
-Czas przesłuchania- zwrócił się bezosobowo strażnik do Itkoviana po czym powtórzył te same czynności z Verrynem. Mężczyźni zostali zaprowadzeni do tego samego pomieszczenia gdzie trafili na początku, tam gdzie pod ścianą spoglądał na nich złowrogo posąg Wiecznie Czujnego Helma. W środku oczekiwała ich już dwójka rycerzy oraz siedzący w tyle komnaty starszy kapłan z bliznami na twarzy, nie zwracając uwagi kompletnie na nikogo.
-Zjedzcie jeśli jesteście głodni- rzekł rycerz, rozsiadając się po drugiej stronie dębowego biurka. Inny strażnik podstawił im miedziane talerze na których znajdowała się pajda chleba posmarowana smalcem, kawał sera, pętko kiełbasy i szklanka z wodą do popicia.
-Gospodarz zeznał pod przysięgą, że to twoja magia wznieciła płomienie- zwrócił się do Verryna -Natomiast twoje ostrze pozbawiło życia drugiego z jego kuzynów. Czy to prawda?- zapytał spokojnie.
- Gdyby nas nie zaatakowali - odparł Verryn - to nic by się nie stało. Zaatakowali w siedmiu, z pałkami i mieczami - dodał. - Czy zeznał również, pod przysięgą, że chcieli tamtą dwójkę pozabijać? Że zablokowali drzwi, żeby nikt z nas nie mógł się wydostać z gospody?-
Helmita pokręcił lekko głową, jakby wykazał coś na kształt zrozumienia -Nie. Powiedział, że wasz znajomek - Salomon sprowadził na nasze miasteczko nieszczęście i klątwy- odrzekł zupełnie poważnie rycerz -I pewnie gdybyście opuścili lokal na czas i przyszli prosto do straży miejskiej lub nawet do nas to oni by byli tu przesluchiwani. Niestety, to na was wskazują świadkowie jako winnych. Niestety to miejscowi nie żyją, a wy nie macie nawet draśnięcia, niestety to ulubiony szynk tutejszych spłonął. Znaleźliście się w złym miejscu i czasie, cóż więcej mogę wam powiedzieć?- skomentował poważnie z nutką współczucia w głosie.
- Kiedy wasz przyjaciel Salomon wydostał się przez okno Zmarzniętego Tyłka, zaczepił go jeden z mieszkańców, na wasze nieszczęście szanowany obywatel. Wiecie jaka była reakcja Salomona? Wycelował do niego z kuszy. To ciągle nie wszystko- ciągnął, wydobywając z szuflady biurka przy którym siedział, zwinięty pergamin. Mężczyzna wręczy go Itkovianowi -Śmiało, śmiało- polecił. Wojownik rozwinął rulon dostrzegając portret Var'ras.
-Dobrze widzisz. To list gończy. Jest poszukiwana w czterech z aglomeracji Dziesięciu Miast. Nie zgadniecie za co…- splótł ręce na piersi dając dwójce mężczyzn możliwość odgadnięcia zarzutów przeciwko diablęciu.
- Czy to - Verryn wskazał na list gończy - ma jakiś związek z napadem gospodarza i jego kompanów na nas? Czy Salomon strzelił do tego szanownego mieszkańca? I może jeszcze się dowiem, w jaki sposób można udać się do władz, gdy drzwi są zablokowane, a na karku ma się ponad pół tuzina żądnych krwi napastników? Jak rozumiem, nawet bronić się nie wolno…-