Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2023, 19:59   #24
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Agresywny ton Alexa Jonesa paradoksalnie… zagrzewał do boju Harry’ego. Ten był bowiem bezlitosny dziś dla worka treningowego, próbując ukryć strach za agresją. Potwór którego widział wtedy… niby nie wierzył w jego istnienie, ale gdzieś tam pod skórą osadził się lęk. Harry lubił się bić po barach i jego “kickboxing” zawierał wiele brudnych sztuczek poniżej pasa (czasami dosłownie). Problem w tym, że nigdy nikogo nie próbował zabić wręcz, ani człowieka, ani zwierzęcia. Harry nie był pewien czy byłby w stanie zabić człowieka. I nie był pewien, czy byłby w stanie pokonać wręcz tego “tygrysa”. I nie miał żadnej broni palnej na podorędziu… strach dodawał mu sił przy ciosach, obawy sprawiały że był rozkojarzony. Nic dziwnego, że nie zauważył jak ktoś wszedł do siłowni.

Niby-lezba Jill, z obitą gębą, chowaną pod bejsbolówką, nawet go nie pozdrawiając w żaden sposób, zaczęła biegać na bieżni z zaciętą miną…
Harry zwrócił na nią, dopiero po chwili okładania worka pięściami. Zmęczony i zdyszany mężczyzna, oparł się dłońmi o worek i po prostu spytał.
- Co za skurwiel ci to zrobił?

Jill spojrzała na niego wzrokiem pełnym złości, lecz nie odezwała się ani słowem, i biegła dalej, zaciskając mocno zęby, i nie utrzymując już kontaktu wzrokowego…
Patrige przyglądał się jej przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i ruszył ku ławce stojącej pod ścianą. Usiadł na niej, sięgnął do torby stojącej obok przenośnego radia i wyjął izotonika. Po czym zaczął pić powoli. Nie mówił nic, nie zaczepiał dziewczyny. Po prostu siedział.

Jill zwiększyła po chwili prędkość bieżni, i zasuwała już całkiem nieźle… po kilku chwilach znowu zwiększyła prędkość… i
I już musiała się trzymać uchwytów, zapierdzielając jak szalona…
Harry przyglądał się temu z pewnym podziwem. Potrafił docenić determinację. Sam już miał dość treningu na tę chwilę.

W końcu jednak Jill podwinęła się noga, upadła na kolano, a potem bieżnia wystrzeliła ją w tył… poleciała trochę jak szmaciana laleczka, kłębek rąk i nóg, na dobre 2 metry po podłodze. Rozległo się straszne, naprawdę straaaszne przeklinanie dziewczyny, połączone z jękami bólu.
Harry zerwał się z ławki i pognał do Jill. Kucnął przy niej pytając.- Co cię boli? Możesz wstać?
-Fuck!! Kurwa!! Fuck!! Jebane skurwysyny!! Chuje!! Fuck!! - Klęła dziewczyna, a gdy zdała sobie sprawę, że ktoś przy niej jest… z przerażeniem na twarzy, chciała jebnąć Harremu z pięści w pysk, ale ten zdążył odbić cios.
-Tak, tak… samiec zły. Dobra, zrozumiałem. - odparł sportowiec spokojnie. - Gdzie cię boli i czy możesz wstać?
- Ja… - Jill jakby oprzytomniała po chwili, zdając chyba sobię sprawę, kto przy niej był, i złapała się za prawe kolano, sycząc z bólu - Chuj by to wszystko strzelił… - Dodała już spokojniejszym nieco tonem.
- Ok, postaram się ciebie dźwignąć powoli i delikatnie. Daj znać, jeśli zaboli to… spróbuję inaczej.- Harry zabrał się za pochwycenie poobijanej i uniesienie jej w górę. - Zaniosę cię do pielęgniarki, która mieszka na naszym piętrze. Nie jest to lekarz, ale to lepsze niż nic, prawda?
- W dupę mam pielęgniarkę… ał… na ławeczkę mi tu pomóż… ał, kurwa… - Jakoś tam zaczęła kuśtykać z pomocą Harry’ego.
- Wiesz… co… łatwiej by ci było, gdybyś nie odrzucała pomocy gdy ci ją dają.- westchnął Harry ostrożnie i bez pośpiechu podążając z nią ku ławeczce.- Chcesz się napić? Mam izotoniki. Truskawka i brzoskwinia.
- Wiesz Harry, bez urazy, ale jebią mnie twoje rady… ałał… - Mruknęła Jill, gdy w końcu usiadła na ławeczce, i bardzo krzywo się do niego uśmiechnęła - I te twoje truskaweczki też…
- I jak wychodzisz na olewaniu moich rad? - odparł Harry siadając obok i upił truskawkowego izotonika. - Alkoholu nie przynoszę na siłkę, więc… albo brzoskwinka, albo… coś w mieszkaniu wypijesz.
- Pierdolisz jak potłuczony… - Powiedziała Jill, i nieco podwinęła nogawkę legginsów, oglądając swoje kolano. Było czerwone, ale nie spuchnięte, i jedynie minimalnie obdarte - No i chuj, żyję…
- Póki co, to ty jesteś potłuczona. - zwrócił jej uwagę sportowiec.
- Wow, nie zauważyłam… - Kwaśno się uśmiechnęła dziewczyna, i bardziej naciągnęła daszek czapki na oczy.
- Jak odpoczniesz… pomóc ci dojść do mieszkania ?- zapytał po chwili Harry.
- Nie rozczulaj się… jakoś tu doszłam i sama po… - Powiedziała Jill, i urwała, i zacisnęła pięści na kolanach, gapiąc się w podłogę - Nie kurwa, nie trzeba.
- Ja myślę, że trzeba. - odparł Patrige przyglądając się jej. - Nie musisz być cały czas twarda.
- Nie byłam wystarczająco! - Prawie na niego krzyknęła, z ognikami w oczach - Skurwysyny…
- No to trzeba będzie im odpłacić. I nie musisz tego robić samotnie. Lubię prać damskich bokserów. - odparł Harry z uśmiechem.
- Nie znajdziesz chujów, więc nie pierdol… - Mruknęła Jill.
- Może będę miał szczęście. Pomarzyć, dobra rzecz, prawda? - stwierdził optymistycznie Patrige.
- Napadły mnie chuje w biały dzień! Na zakupach… skopali mnie, zajebali portfel, telefon… mieli noże. Skurwysyny… - Warknęła dziewczyna, po czym sięgnęła gdzieś pod koszulkę, do… majtek(??), i sama wyciągnęła…


- Ale już się kurwa nie dam… - Dodała, i równie szybko schowała nóż, co wyciągnęła.
- Cóż. Jak będziesz potrzebowała ochroniarza, to… uderzaj jak w dym do mnie. - wzruszył ramionami Patrige. A ona na jego słowa też.
- Dupy szukasz, czy jak? - Krzywo się uśmiechnęła.
- Nie… jak wspomniałem, lubię prać po pyskach damskich bokserów. - odparł Patrige z uśmiechem.
- A kto powinien prać gości dymających czyjeś żony? - Powiedziała Jill, i baaardzo wrednie się uśmiechnęła.
- Mąż zapewne, ale przede wszystkim… co to za facet, który nie potrafi zadowolić swojej kobiety? - odparł Harry zupełnie nie przejmując się tym przytykiem. - Nikogo siłą do łóżka nie zaciągam.
- Tak to sobie tłumaczysz? Spoko… - Sąsiadka wzruszyła ramionami - To co, ja spierdalam, a ty tu dalej coś tworzysz? - Dodała, i próbowała wstać, i momentalnie zrobiła bardzo srającą minę, zaciskając zęby - Kurwa…
- To jednak… pomóc?- zapytał Patrige przyglądając się dziewczynie.
- A co za to chcesz? Mam ci trzepnąć? Ja pamiętam, co było w windzie… - Powiedziała Jill, sceptycznie patrząc na Harry’ego.
- Dziękuję… wystarczy. A to co się stało w windzie to… nie lubię być nazywany mięczakiem. Ot, co… nic więcej tam by się nie zdarzyło. - wzruszył ramionami Harry i dodał. - NIc nie chcę w zamian za pomoc. Nie zostawię przecież cię tutaj.
- No dobra, kurwa… SORRY! Lepiej? - Powiedziała Jill, praaawie się do niego uśmiechając.
- Ok… wolisz być cię poniósł, czy podtrzymał? - spytał Patrige wstając. A ona chwilę pomyślała, dotykając kolana dłonią…
- Ehhh… chuj… dobra, niech będzie. Nieś mnie. Ale nie łap mnie za dupę, ok?
- Nie obiecuję… ale postaram się tyłek ominąć.- zgodził się mężczyzna i zabrał się za podnoszenie dziewczyny w górę.
- Całkiem leciutka jesteś.- zażartował, gdy już ją trzymał w ramionach. A ona, chcąc czy nie, musiała go objąć przynajmniej jedną ręką za kark, by jakoś utrzymywali równowagę… a Harry miał całkiem blisko twarzy jej cycuszki, i niezły na nie widok… ruszyli więc na 8-me piętro. Oczywiście windą, bo jakżeby inaczej.

~

- Nie patrz! - Mruknęła Jill, i gdzieś z cycków wyciągnęła klucz z mieszkania, gdy stali przed drzwiami 0808.
- Zanieś mnie na kanapę w salonie… - Powiedziała dziewczyna.
- Dobra…- odparł Harry ruszając ku celowi z dziewczyną w ramionach.


- Uch… ok… teges… dzięki? - Powiedziała krótkowłosa, po czym wśród kolejnych jęków, i kurwienia, ściągnęła buty, półleżąc tam w skarpetkach - To ten… nie wiem… chcesz piwo, albo coś? Jest w lodówce. Przyniesiesz mi też? I pieprzony worek lodu z zamrażalnika?
- Nie ma sprawy. - mężczyzna tylko pobieżnie rozejrzał się po jej małym mieszkanku i ruszył ku kuchni.

Po chwili Jill otrzymała lód na kolano, i otwarte piwo w wolną dłoń.
- No to kur…na, zdrowie - Powiedziała i napiła się browca prosto z butelki.
- Na zdrowie.- odparł sportowiec idąc w jej ślady.
- To ten… co teraz? - Jill spojrzała na niego, robiąc dziwną minę - Gadka szmatka? Kto gdzie robi, jaka pogoda, i takie tam sranie w banie? - Parsknęła.
- Może następnym razem. Wypiję piwo i muszę wracać na siłkę. Zostawiłem tam mój sprzęt. A ty już sobie chyba poradzisz tutaj?- zapytał Harry.
- Och, już spierdalasz? No wieeeesz co… - Żachnęła się teatralnie Jill.
- Lepiej nie zostawiać rzeczy bez opieki. Złodziejstwo się szerzy. - przypomniał jej Harry i dopijając piwo dodał. - W razie czego, wiesz gdzie mnie szukać.
- Mam rzucać po balkonie? Spoko…
- Jak chcesz to mogę zajrzeć do ciebie koło szesnastej. Sprawdzić czy wszystko ok. - zaproponował Patrige.
- Może być… - Jill machnęła w jego stronę flaszką piwa, niby jakby gestem toastu?
- No to do szesnastej.- Harry wstał i ruszył do drzwi. Przed wyjściem dodał przyjacielsko. - Trzymaj się mocno.
- Ehem!

~

Siadł prąd, a wraz z nim siadło morale Harry’ego. Sytuacja nie wyglądała szczególnie różowo i przejściowo w zamkniętym mieście. Gdyby jeszcze nie było zamieszek, gdyby nie pobito Jill, Harry może patrzyłby w przyszłość bardziej optymistycznie. Ale prawda była taka, że na razie rząd USA nie spieszył się z pomocą, skoro pozwalał na taki chaos w mieście.
I jakoś musieli radzić sobie sami. Mężczyzna spojrzał po sąsiadach, którzy zgromadzili się tu razem z nim. Miał wrażenie, że przez ich głowy przechodzą podobne myśli. - Może zabrzmię jak jakiś prymitywny neandertal, ale uważam że kobiety obecnie nie powinny obecnie opuszczać budynku. A i mi na zakupy powinniśmy zacząć udawać się trójkami. I pilnować nawzajem swoich pleców. Obecnie zbyt wielu mieszkańcom LA wydaje się, że mogą zarabiać napadając innych mieszkańców i zabierając im to co mają przy sobie. -
A następnie dodał.- Możemy pójść po broń, czemu nie... inni też się pewnie zbroją.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-03-2023 o 20:11.
abishai jest offline