Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2023, 23:02   #21
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-To- wskazał skinieniem głowy pergamin z portretem Var'ras -Ma wiele wspólnego z incydentem w gospodzie, gdyż wasza przyjaciółka została w kilku miejscach oskarżona o akty terroryzmu - podpalenia w gwoli ścisłości. Kiepsko, że byliście w jej towarzystwie, kiedy gospoda stanęła w ogniu. Masz rację. Macie prawo się bronić, ale to co tam zaszło było przekroczeniem obrony koniecznej. Jesteście awanturnikami, najemnikami. Salomon jest biegły w użyciu magii, ty- spojrzał na Itkoviana -Jesteś wojakiem. A tamci to niewiele więcej niż kmioty, rzemieślnicy, którzy ubzdurali sobie bohaterowanie. Nie musieliście ich zabijać, ani podpalać gospody. Przecież o tym wiesz- zwrócił się znów do Verryna.
- Kpisz, czy o drogę pytasz? - Verryn powoli miał dosyć tej całej farsy. - Gdyby nas nie zaatakowali, nic by się nie stało. Gdyby nie zablokowali drzwi wyjściowych, nic by się nie stało. Uprzedzałem ich, że mogą stracić życie - dodał. - Mieli do nas jakieś uwagi, to - cytuję twoje słowa - mogli tu przybiec i zgłosić przestępstwo, a nie dokonywać samosądu. Bandzior nie ma na czole napisane, że jest początkujący, a miecz czy pałka zabiją tak samo w rękach kmiotka czy zawodowego wojaka.
Helmita chciał coś powiedzieć nieco zbity z tropu sztywną i niezłomną postawą Verryna, lecz zdążył tylko nabrać w usta powietrza, gdy w pokoju rozległ się dźwięk szurania krzesła. Rycerz z bliznami na twarzy podniósł się z miejsca i powłócząc nogą zbliżył się do stołu przy którym przesłuchiwano więźniów. Saimon posłał pełne dezaprobaty spojrzenie w stronę swego młodszego kolegi jakby chciał mu pokazać jak bardzo jest zawiedziony przebiegiem przesłuchania.
-Wasza dwójka ma godzinę by opuścić Termalaine- rzekł głosem zniekształconym przez szkaradne blizny na szyi. Jednoręki wręczył Verrynowi skórzany mieszek z tajemniczą zawartością, po czym wyszedł z pokoju, pozostawiając wielkie zakłopotanie na twarzach pozostałych Helmitów.
-Słyszeliście. Możecie odejść- dodał przesłuchujący ich rycerz.
Do tej pory milczący wojak spojrzał ukradkiem na mieszek- Co z końmi i naszym ekwipunkiem?- zapytał.


-A co ma z nimi być? Jesteśmy stróżami porządku, nie złodziejami. Wszystko co wam skonfiskowaliśmy na czas śledztwa, odbierzecie przy wyjściu- odparł rzeczowo.
-Skąd możemy mieć pewność że nikt ponownie nas nie zaatakuje po drodze? -skrzyżował ręce –Nasze konie zostały przy gospodzie, co oznacza że będziemy musieli się tam udać-
-To nie nasz problem- odpowiedział -Jesteście poszukiwaczami przygód, od kiedy to martwicie się tym kto was po drodze zaatakuje?- zapytał z przekąsem -Wasz czas ucieka. Nasz zresztą również. Jeśli zatem nie macie nic ważnego to mój kolega was odprowadzi- zaproponował mężczyzna.
-Czyli w tym wypadku samoobrona nie będzie przez was źle postrzegana?- zapytał wojak z złośliwym uśmiechem.
-To zależy ilu będzie świadków- odpowiedział człek -Z resztą. Wątpię by was ktokolwiek kojarzył. To wasi rogaci sprzymierzeńcy przyciągali wzrok mieszkańców. Na szczęście to już nie wasz problem- dodał na koniec -Niech Helm ma was pod opieką swego Czujnego Oka- pobłogosławił ich, po czym wstał od biurka i wyszedł z pomieszczenia.
-Ruszać się, nie mamy całego dnia- ponaglił ich inny z rycerzy.
- A nasi kompani? - spytał Verryn stając w progu.. - Wszak oni nic nie zrobili.
-Zaczekacie w holu- polecił, po czym dwójka awanturników została doprowadzona do pierwszego pomieszczenia. Tam czekali dłuższą chwilę na powrót Helmity, który ich przesłuchiwał. Rycerz w końcu się pojawił prowadząc obok Var'ras.
-Salomon będzie przesłuchiwany jeszcze w kilku sprawach, nie tylko tej, w którą sami byliście zamieszani- odezwał się, po czym stanął nieco na bok i przepuścił diablęcie przodem. Kobieta była w tragicznym stanie. Miała liczne zadrapania i siniaki na twarzy, lecz co gorsza jej wyrastające z łuków skroniowych rogi zostały obcięte niedaleko nad miejscem, skąd wyrastały. Szła niepewnie, raz po raz podpierając się ręką o ścianę aby się nie przewrócić. Kobieta minęła obojętnie swoich towarzyszy i z zamglonym wzrokiem poczłapała w kierunku wyjścia.
-Za terroryzm w czterech miastach członkowskich należała jej się śmierć. Ale Nasz mistrz pokusił się o akt łaski i darował jej życie- wyjaśnił uśmiechając się złowrogo.


~ Sukinsyny ~ pomyślał zaklinacz. W tym momencie nic nie mogli zrobić, najwyżej zaopiekować się Var'ras. I dopilnować, by kobieta nie zrobiła nic głupiego.
~Bydlaki, tacy właśnie z was stróżowie prawa~ pomyślał Itkovian powstrzymując drżenie dłoni. W tej samej chwili do sali wszedł inny rycerz niosący rzeczy więźniów. Wojak wziął głęboki oddech i bez słowa przyjął swoje rzeczy, sprawdzając skrupulatnie czy niczego nie brakuje. Gdy upewnił się że niczego nie brakuje przywdział zbroję, przytroczył miecz do pasa, a tarczę przewiesił przez plecy. Rzucił lodowate spojrzenie na szczerzącego się strażnika chcąc zapamiętać jego twarz, po czym udał się do wyjścia. Przy drzwiach spotkał Var’ras opierającą się o framugę -Jak się czujesz? Mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał wojak chociaż wiedział jak to musiało głupio brzmieć w uszach diablęcia.
Jej oczy momentalnie zaszły łzami, więc na krótką chwilę odwróciła twarz w bok. Była słaba i wyglądała jakby pozbawiono jej wszystkich witalnych sił -Tak… Jest coś w czym możesz mi pomóc…- spojrzała na Itkoviana i coś w niej pękło. Kobieta rzuciła mu się w ramiona i wtuliła tak jak dziecko które zgubiło się w tłumie ludzi ale w końcu odnalazło rodzica.
-Chce patrzeć jak ten skruwysyn dławi się własnym kutasem…- syknęła wojownikowi na ucho przez zaciśnięte zęby tak by tylko on mógł ją usłyszeć.
-Wiesz równie dobrze jak ja, że z zemstą będziemy musieli zaczekać- odparł wojak spoglądając na korytarz za ich plecami. -Wiesz dlaczego w ogóle Cię wypuścili? Mówili że Was powieszą.
Var'ras odsunąła się w końcu od Itkoviana I rękawem otarła policzki.
-Nie wiem, nic do mnie nie mówili. A może mówili ale… nie mówmy o tym teraz proszę. Chcę opuścić to cholerne miejsce…- zwróciła się znów z miną zbitego dziecka.
- Idziemy stąd jak najszybciej - powiedział Verryn, który na razie nie wolał nic nie mówić na temat tego, co się stało. - Porozmawiamy jak już będziemy daleko - dodał.
Miał już w rękach swoje rzeczy, więc opuścił niezbyt gościnny budynek. *
 
Halwill jest offline