Salomon
Sferotknięty słyszał jak na korytarzu przed jego celą coś się działo. Czarokleta był świadomy, że otwierano drzwi do pozostałych cel i kogoś, gdzieś wyprowadzano, lecz potem zapanowała znowu cisza. Minął kwadrans, kiedy za drzwiami zabrzęczał dźwięk stalowych buciorów. Zasuwa wizjera zabrzęczała i Salomon dostrzegł skrawek siwobrodej twarzy z po drugiej stronie. Refleksy światła pochodni tańczyły staremu jegomościowi na skroniach i policzku.
-Masz duży problem- zabrzmiał melodyjny głos półszeptem -Jesteś oskarżony o uprawianie zakazanej magii, jesteś współoskarżony o podpalenie gospody, zabicie dwójki osób oraz grożenie śmiercią jednemu z najbardziej wpływowych ludzi w Termalaine. Ale to nic... Saimon, jednoręki rycerz jest zaprzysiężonym łowcą czartów. To demon tak go załatwił. Szczerze nienawidzi każdego, czarciego pomazańca i jeśli go znam to powiesi twoje zwłoki na placu targowym jutro przed zmrokiem. Ten sam los spotka twoją znajomą Var'ras- oznajmił chłodno, zupełnie obojętny na los oskarżonego.
-Nie użyłem magii w tym mieście, można to łatwo sprawdzić, nie ma na mnie aur magicznych, gospoda podpaliła się w wyniku ataku gospodarza i jego ziomków. Nie zabiłem nikogo, żadna groźba nie padła z moich ust w tym mieście, gospodarz coś sobie ubzdurał i chciał dokonać samosądu, uważam się za niewinnego- powiedział spokojnie Salomon starając się podejść do tego jak najmniej emocjonalnie.
-Tak jak już wspomniałem nie masz szans z tego wyjść zwycięsko. Proces będzie farsą. Nikt nie stanie w twojej obronie, za to świadków przeciwko Tobie jest kilkoro. Nie musisz się czuć ani uważać za winnego. To nic nie zmienia…- starzec mówił, łapiąc na więźnia przez otwór w drzwiach -Mógłbym ci pomóc, wstawić się u Helmitów. Ale cena będzie wysoka…- dodał na koniec -Przyjmiesz moją propozycję, lub nazajutrz zawiśniesz. Odpowiedź musisz dać mi natychmiast- powiedział tonem, nie dającym innego wyboru.
-Czego chcesz?- Słowa były wypowiedziane tak beznamiętnie jak było to tylko możliwe.
-Kilka dni temu przybył do mnie młody akolita z klasztoru Oghmy- zabrzmiał głos zza drzwi. -Młodzieniec poprosił mnie o eskortę w drodze na Kopiec Celvina, gdzie jakiś czas temu wybrał się jego mistrz w poszukiwaniu oświecenia. Niestety tamte okolice są domem lodowych gigantów. Chłopak nie żyje nadzieją. Zdrowy rozsądek podpowiada mu, że jego mistrz zginął w drodze do celu. Jedyne czego chce to sprowadzić zwłoki, lub chociażby ich fragment do klasztoru i pochować z należytym szacunkiem. Ja jestem za stary by udać się z tą misją a mój jedyny rycerz wyruszył z inną misją i nie jestem w stanie powiedzieć kiedy wróci- wyjaśnił starzec. -To niebezpieczna misja. Bardzo. Ale daje większe szanse na przeżycie niż pobyt w tej celi. To moja propozycja- wyjaśnił.
-W sumie to bardzo ciekawa oferta, nawet bym mógł się nad nią zastanowić bez tych wszystkich aktualnych okoliczności, powiedz coś więcej- powiedział rozbudzony Salomon. Propozycja ciekawa wszak ograbienie zwłok czarodzieja może być bardzo zyskowne, dodatkowo znał potrzebny język - mowę gigantów.
Rozmówca Salomona zdawał się być wyraźnie zadowolony z entuzjazmu więźnia.
-Nie wiele więcej jestem w stanie ci powiedzieć. Kopiec Calvina to lodowe wzgórze na środku śnieżnej pustyni.
-Prędzej spotkasz odmrożenie niż jakiś zysk z tej wyprawy. Ale przynajmniej ocalisz się od stryczka- wyjaśnił. -Resztę opowie ci akolita Oghmy. A teraz będziesz się zachowywał tak jakby tej rozmowy nie było. Ja zaś zainterweniuje kiedy będzie czas- dodał na koniec.
-Jedyne co mi zostało do powiedzenia to powodzenia- Mężczyzna, skinął lekko głową i zamknął wizjer w drzwiach celi, a echo jego kroków po chwili ucichło. Salomonowi pozostało czekać i wierzyć, że tajemniczy osobnik naprawdę wyciągnie go z tej kabały.
Nieco później
Nie minęła nawet godzina, gdy Salomon usłyszał na korytarzu odgłosy maszerujących straży. Układ, który związał go z tajemniczym człowiekiem dawaj Salomonowi poczucie komfortu i spokoju. Klucz w zamku zatańczył, a po chwili drzwi stanęły otworem. Sferotknięty dostrzegł troje zbrojnych, z czego dwójka dzierżyła w rękach naładowane kuszę.
-Rusz się- powiedział młodzieniec. Niedługo później czarokleta był już w pomieszczeniu z wcale nie mniej surowym wystrojem niż jego celą gdzie spędził ostatnie godziny. Na miejscu czekał na Niego Helmita z bliznami na twarzy, w towarzystwie dwójki pomagierów. Na stoliku, w głębi pomieszczenia, nieopodal koksownika z rozżarzonymi węgielkami leżała skórzana oprawa na narzędzia. Salomon domyślał się, że Helmici prawdopodobnie chcieli zmusić go by przyznał się do winy. Jeden z zbrojnych zamknął solidne drzwi za Salomonem i stanowczym ruchem posadził go na drewnianym stołku.
-Cieszę się, że w końcu się widzimy…- wychrypiał jednoręki rycerz, ze względu na blizny na szyi -Chciałbym z tobą pomówić o rzeczach o które jesteś oskarżony…- w jego sposobie bycie nie było złośliwej satysfakcji czy radości sprawiania cierpienia. Wyglądał jakby był w pełni oddany swej profesji i misji, która go tu przysłała.
Salomon przez chwilę poczuł na plecach zimny dreszcz, bo co by było gdyby jednak tajemniczy jegomość tylko sobie z niego zakpił, lub wyszedł i nie zdążyłby wrócić na czas przed rozpoczęciem tortur? Na szczęście wraz z nadejściem tych myśli rozległo się dudnienie kroków, oraz walenie w drzwi.
-Stać! Prawo odkupienia!- W progu do komnaty stanął siwy kleryk Tyra, którego Salomon widział gdy pierwszy raz wszedł do tego budynku.
-Wykorzystuję tego więźnia prawem odkupienia!- zapostulował stanowczym tonem, wzbudzając na twarzach Helmitów konsternację.
-Śmiertelnie niebezpieczna wyprawa. Zamiast wysyłać świętych rycerzy na pewną śmierć chcę wysłać tego tutaj- wskazał palcem Salomona.
Saimon, pogładził się jedyną ręką po bliznach na szyi, wstał i wyszedł posyłając na odchodne złowrogie spojrzenie wyznawcy Tyra.
-Przysięgnij na najcenniejsze ci wartości że zrobisz wszystko by wykonać zadanie a ocalisz życie!- zwrócił się do Salomona.
-Hmmm… przysięga na duszę? bo w sumie nic cenniejszego nie posiadam, nienawidzę przysięg, traktuję je dość poważnie… ale umowa to umowa- z trudem powiedział -Przysięgam wypełnić zadanie- Powiedział z oporem, zawsze miał problem z obietnicami i przysięgami. Traktował je bardzo poważnie, coś wewnątrz kazało mu się od nich trzymać z dystansem. Może sumienie? Może coś innego -Mam też parę pytań- dodał do starego wyznawcy Tyra.
-W obecności świadków i bogów uznaję tego tutaj Salomona za oddanego sprawie Tyra i jego kleru co czyni go oddalonym od zarzucanych mu win- wyrecytował kapłan. -Proszę przygotować z depozytu i oddać jego własność- zwrócił się do Helmitów -Pójdźmy w ustronne miejsce, usiądziemy i pomówimy w spokojnym miejscu- odezwał się do Salomona, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z celi i zaprowadził go do swej prywatnej kwatery.
-Saimon mnie znienawidzi za to ale nie wystąpi otwarcie przeciw mnie. Usiądź- gestem ręki zachęcił Salomona -Pytaj zatem…- dodał na koniec.
-Kilka podstaw jak się nazywał jeszcze raz, dokąd zmierzał, trasa jaką pokonał, Jak wyglądał, myślę czy nie wciągnąć w to reszty o tak po złośliwości bo przez nich całe to szambo, zachciało im się rzucać naftą i zaklęciami ognia, w grupie raźniej jeśli wiesz co mam na myśli-
-Akolita, którego masz eskortować nazywa się Hugo. To młody człowiek, którego znajdziesz w gospodzie "Na krańcu świata" dzień pieszej drogi na północ stąd. On odpowie na wszystkie twoje pytania jeśli chodzi o szczegóły wyprawy- odpowiedział starzec.
-Rozumiem, a co do reszty tych osób z których to winy tu wylądowałem-
-Mężczyźni zostali wypuszczeni jakiś czas temu. A kobietę… kobietę chcą powiesić- odparł chłodno. -Niestety nie dam rady wstawić się za waszą dwójką. Wybrałem Ciebie. Mam nadzieję, że słusznie- dodał na koniec.