| NIEDAWNO Zakapturzona postać kijem otworzyła przegniłe drzwi meliny, w której akurat dekował się Waldemar. Sam zainteresowany nie zwykł używać zamków, bo w biznesie, w którym działał ludzie i tak nie szanowali niczyjej prywatności. Miał jakieś tam oszczędności, które trzymał w banku, ale większość kasy inwestował we wszędobylską korupcję. Spokój dało się kupić i właśnie taki handel Waldemar lubił najbardziej. Chwilowo działał jako pomocnik medyka i nawet coś tam łapał z tej całej medycyny, a i rachować nauczyli go na studiach, ale żak z niego był marny. Rzadko kiedy miał czas na popijawy z innymi żakami, a jedynie raz na jakiś czas odwiedzał z nimi burdele, żeby nie wyjść na kogoś dziwniejszego niż był w rzeczywistości. Sporo osób zresztą podejrzewało, że Waldemar jest półświadkiem półświatka - osobą, która coś tam wiedziała o przestępczości, ale nie do końca. Faktem było, że Waldemar był pełną gębą rzezimieszkiem, jednakże rzadko kiedy sięgał ku przemocy, choć byk był z niego niemal od urodzenia. Czasem wydawało się, że źle wybrał fach, bo przecież więcej mógł zarobić na rozbojach. Za rozboje jednak łatwo było stać się banitą, a jeszcze łatwiej trafić na stryczek. Zdecydowanie wolał robić z trupami.
Zresztą i teraz obok jego barłogu leżał worek ze śpiącą królewną. Jej blond włosy i ostre rysy sugerowały północne pochodzenie, a pełne uzębienie uprawdopodabniało szlachectwo. Jedynie jakby ktoś zajrzał pod jej sukienkę to zobaczyłby, że została wypatroszona od dołu. Być może chodziło o usunięcie dziecka nienarodzonego, a być może to nieudana operacja na odbytnicy (z wycięciem jelit, wątroby i żołądka) - w każdym razie słodko sobie leżała pod trzema brudnymi szmatami spod których wystawał tylko loczek włosów.
Przybysz rozejrzał się po melinie i zobaczył niewielką, przegniłą komodę z ubraniami Waldemara, blat stołu leżący w końcu, a także krzesło bez nóg i dwa krzesła z nogami. Obraz nędzy i rozpaczy uzupełniało wiadro ze szczynami stojące w kącie i usypana ze szmat górka w drugim kącie. Sam barłóg Waldemara w większości składał się ze szmat uzupełnionych kilkoma workami, a w tym pościelą wypełnioną pierzem. To ostatnie było bodajże najdroższym elementem wyposażenia tej meliny. Oprócz tego pod ścianą leżały kilof, szpadel, duże worki (starannie złożone w odróżnieniu od szmat), miecz, pałka i niewielki woreczek z monetami.
Przybysz zdjął kaptur odsłaniając oblicze mężczyzny w średnim wieku ze starannie przyciętą brodą i jeszcze staranniej ułożoną fryzurą.
- Nie śpię. - odezwał się Waldemar wciąż leżąc w barłogu, ale gdy otworzył oczy to wstał na równe nogi. Był w ubraniu. - Nadradca Gebhard. Cóż Pana sprowadza w me skromne progi? - zapytał z uśmiechem na co przybysz odpowiedział
- Johann i Gertruda nie żyją. - nadradca pochylił się nad śpiącą królewną i odsłonił jej twarz i tułów - Ładna. - podsumował dotykając jej policzków, nosa i piersi. Waldemar powstrzymał obrzydzenie. Powinien już przyzwyczaić się do różnych dziwactw swoich klientów, ale jednak te seksualne dziwactwa wciąż wywoływały w nim z trudem maskowaną odrazę.
- Sam Pan ją zabierze? - zapytał przerywając niezręczną ciszę, a zgodnie z oczekiwaniem nadradca odpowiedział:
- Sporo dopłacę za transport. Podwójna stawka.
Waldemar zgodził się. TERAZ Waldemar zainkasował dodatkowe pieniądze za przewóz osób. Nie był być może najmądrzejszy, ale na rachowaniu znał się, a i w ryj potrafił dać gdy trzeba było. Ogólnie był najspokojniejszym człowiekiem jakiego znał, choć czasem zastanawiał się, czy rzeczywiście zna siebie, czy tylko jest sobą... w każdym razie połowa podróży minęła dość ponuro ze względu na niezbyt dobrą pogodę. Zdawało się, że każdy z tych przypadkowych towarzyszy miał coś do ukrycia i coś do stracenia. Waldemar odzywał się niewiele, ale jak kto chciał to usłyszał od niego, że jest żakiem dorabiającym w transporcie.
- Dziś słaby interes. Bardziej mój czas kosztuje niż towar, który jest jakimś lichym suknem do kupca w Wurmgrube, na który nawet pożałowali ochrony. "Nic ci nie będzie." - powiedział, gdy odbierałem szmaty. Jednocześnie mogłem zabrać kilku pasażerów, bo normalnie byłoby to zabronione. - a od czasu do czasu, jak było to potrzebne, to westchnął melancholijnie - Cóż za czasy.
Z Waldemara był niezbyt inteligentny osiłek, który zagadany o sprawy studenckie legitymował się rzeczywistą wiedzą na temat medycyny, choć mylił niektóre sformułowania to znać było głupiego, ale jednak mimo wszystko, specjalistę. Potrafił również opowiedzieć o niektórych medycznych przypadkach, przy których asystował co tym bardziej uwiarygadniało go w oczach pozostałych.
Na postoju Waldemar skorzystał z pieniędzy otrzymanych od pasażerów dla dodatkowego wynagrodzenia pachoła posturą przypominającego samego Waldemara. Dał mu połowę tego co otrzymał od podróżnych z prośbą, aby wóz wstawić do zagrody co by wiezione sukno całkiem nie przemiękło w nocy i żeby nikt towaru nie ruszał.
Następnie Waldemar dogonił Tupika, który akurat kończył swoje zamówienie u karczmarza. W tym czasie Waldemar rozejrzał się po sali biesiadnej i zobaczył trzech podejrzanych wieśniaków, z których jeden miał wielką szramę na mordzie. Grali sobie w kości pijani. Niedaleko siedziała para - kobieta i mężczyzna - zajadali się kiełbą popijając piwo, a w samym kącie siedziało trzech mężczyzn i kobieta. Wyglądali na jakichś lepiej urodzonych, a podobnie jak para i ci zajadali się, ale nie kiełbą, a jajecznicą i żeberkami.
- Zjadłbym to co tamta para. Kiełba z piwem o ile wzrok mnie nie myli. - wypalił Waldemar do karczmarza, gdy tylko ten skończył swe porachunki z Tupikiem. - Jeśli łaska to chciałbym spędzić noc w stajni na swoim wozie jeśli nie ma tu reguł zakazujących takiego zachowania. Nie chciałbym łamać żadnych reguł w tym przepięknym przybytku słynącym z dobrego jadła i bezpieczeństwa gości.
W sumie w stajni chciał spać z oszczędności i braku potrzeby goszczenia w pokoju w karczmie, a nie ze względu na jakieś obawy o towar. Nie zamierzał równocześnie protestować, gdyby karczmarz zakazał spania w stajni. Pieniądze na posiłek i pokój miał - to co mu zostało za transport. Z jedzeniem usiądzie przy jakimkolwiek stole, choć w miarę możliwości z kimś z kim przyjechał tutaj i kto okazał choć odrobinę serdeczności tudzież neutralności. |