Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2023, 22:04   #28
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Wszystko dookoła wariowało łącznie z jej zespołowym kolegą i współlokatorem zarazem. Ba, jak się okazywało, chciałby on nawet tu dopisać jeszcze więcej... Nie to, że Sandra nigdy się nie domyślała. Pomijając fizyczne sprawy, jak podglądanie jej, czy dotykanie jej bielizny. Cóż, sama podglądała czasem lokatora obok, ale tylko i wyłącznie z fizycznego względu, kompletnie nie chciałaby z nim tworzyć związku. Nie robiła więc wielkich afer, jak nakryła Sammy'ego na czymś zboczonym, kilkudniowy foch, wypominanie tego przez najbliższy miesiąc i tyle.

Czasem jednak wyglądał tak, jakby chciał jej coś wyznać, czy to w mieszkaniu, czy zwłaszcza na mieście, gdy nieco wypił. Zawsze wolał kręcić się wokół niej, zamiast chociażby Katie, u której miałby większe szanse na chociażby jednorazowy numerek. Zawsze jednak, gdy był o krok od poważnych słów, rezygnował, a ona sama udawała, że nie wie o co chodzi. Bo wolała uniknąć tej niezręczności, odmawiania. Nie był w jej typie, wkurzał ją. Może kilka razy przeszło jej coś przez myśl, ale szybko kończyło się na nie. Tak, jak i tym razem. Jeśli liczył, że w ostatnim momencie rzuci mu się na ramiona i również wyzna skrywaną miłość, to na pewno srogo się przeliczył. Nie. Zwłaszcza, że zostawiał ją samą w mieszkaniu w takim momencie. W nieprzyjemnej sytuacji. Cholera wie, jak będzie z zarabianiem, już podczas całego jebanego covidu było różnie. A teraz nie znajdzie sobie na szybko współlokatora, by mieć z kim mieszkać. Cóż, najwyżej w ostateczności mogła wrócić do matki i ojczyma.

Z początku próbowała mimo swojej odmowy bycia w związku, namówić go do pozostania, nawet mówiąc, że fajnie jej się z nim mieszkało, ale nie czuje, by mogło być coś więcej. Z czasem jednak obojętniała, zeszła na tematy materialne, że nie może jej tak nagle zostawić z czynszem na niej samej. Odparł, że jakoś tą sprawę dogadają później, teraz nie ma do tego głowy. I wyszedł, zostawiając swój zestaw kluczy na szafce przy drzwiach wyjściowych.

***

Podczas narady sąsiedzkiej stała w tyle i nie odzywała się zbytnio. Całe te zamieszki... ludzie jak zawsze dostawali jobla, wybuchały zamieszki, chociaż była to już któraś sytuacja z rzędu. A zawsze kończyło się podobnie, na koniec wszyscy rozchodzili się spokojnie do domu. No, może covidu trochę ludzi nie przeżyło, podczas różnych protestów też kilkudziesięciu ludzi zginęło. Ale z reguły, wystarczyło się nie pchać przed szereg i być spokojnym?

Przez myśl jej przeszło, że Dark Asteroid mogło się jednak rozpaść. Sama wróciłaby w takiej chwili do ojca, do Teksasu. Tam nie musiałaby się martwić o broń, zapasy, ochronę, bo większość z tych rzeczy jej ojciec by jej zapewnił. A tak, to jednak liczyła, że szybko wszystko się skończy i ich zespół będzie mógł grać coraz większe koncerty, nagrywać płyty, zarabiając przy tym kupę szmalu. Trzeba było więc przeczekać jakiś czas, aż się uspokoi. Nie wychylać się. Skoro ktoś rzucił, że kobiety mają zostać w środku... tym lepiej. Może jakaś giwera by się jej przydała, bo zresztą ojciec nauczył ją coś niecoś strzelać. Jednak w pierwszym momencie o wszystkie zasoby było najciężej, można było się niepotrzebnie wykosztować i namęczyć, gdy niedługo wszystko mogło być dużo łatwiejsze i tańsze do zdobycia, a po czasie w ogóle niepotrzebne.

***

Brzdękała sobie na gitarze basowej, żeby się uspokoić. Chociaż pewnie wielu graną przez nią muzykę uznałoby za odwrotność spokoju. Ale ten straciła dopiero, gdy zaczęła słyszeć jedynie ciche dźwięki poruszanych strun. Padł podkład, wzmacniacz, światło. Laptop jedynie się świecił, ładowany przez baterię. Szybko podeszła pod drzwi, by przeprowadzić standardowy test - jeśli słyszała darcie mordy na klatce, znaczyło, że wyjebało nie tylko u niej. I potwierdziło się. Cóż, pozostało liczyć, że to tylko chwilowe...

***

"Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk", koło 15, ktoś pukał do drzwi mieszkania Sandry… która z początku pomyślała, że to Sammy jednak wrócił, ale po chwili skojarzyła, że on zapukałby raczej w ten swój nerdowski sposób, jaki zdołała już przez lata znajomości i wspólnego mieszkania poznać. Podeszła więc do drzwi i nie otwarła od razu, w końcu czas był taki, że trzeba było zachować ostrożność. Zerknęła przez judasza, rozpoznając twarz jednej ze średnio znośnych sąsiadek. Westchnęła i otwarła drzwi.
- Hiiiiiiiiiii - Powiedziała słodko się uśmiechając, ta jak jej tam było… Pamela, od tego tam… Jeffa z 0809, machając rączką do Sandry, mimo iż stały dwa kroki od siebie. W dłoni trzymała jakieś kartki…
- Heej… - bez entuzjazmu odpowiedziała Sandra. - O co chodzi? - Zapytała zdziwiona.
- No czeeeść sąsiadka… - Pamelka miała uśmiech od uszka do uszka - Wiesz, prądu nie ma, i rzeczy w lodówce się popsują… to tak sobie pomyśleliśmy z Jeffem, a właściwie ja pomyślałam, bo facetom to ciężko czasem idzie, no ale to inna historia… no to sobie pomyślałam, że może, żeby nam się wszystkim nie zepsuło to i tamto, to zrobimy sobie wspólnego grilla? Co ty na to?
- Pewnie niedługo prąd wróci, a lodówki mają jakiś czas chłodzenia bez prą… - zatrzymała się nagle Sandra, myśląc o tym, jak się wymigać od imprezy z osobami, które raczej nie należały do grona osób o podobnych zainteresowaniach, ale nagle pomyślała, że skoro Sammy uciekł, to ona… raczej musiała wśród nich szukać wsparcia, jeśli kryzysowa sytuacja by się przedłużała. - Nie no, w sumie to dobry pomysł… A ten… jakoś pomóc to… zorganizować? No i tak, chłopy nie myślą… - Dodała na koniec, mając bardzo niedawne wspomnienie opuszczającego ją współlokatora.
- Przyjdziecie? Suuuuper! - Ucieszyła się Pamelka, i wręczyła Sandrze karteczkę z niby zaproszeniem - Każdy przyniesie coś do picia… no i jedzenie. Tak, tak! Możesz zrobić jakąś sałatkę albo coś? Jak prądu nie będzie, to się zmarnuje, a tak to zjemy wszyscy razem, pogadamy sobie, i się lepiej poznamy, bo teraz to tak strasznie wszędzie… blablabla blablabla… nawijała sąsiadeczka, podczas gdy Sandra zerkała na "zaproszenie". Napisane flamastrem, na zwykłej kartce…

"Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food

Pamela and Jeff."

- Przyjdziemy? - powtórzyła to, co najbardziej dudniło jej w głowie. - Raczej przyjdę. Sammy się wyniósł do rodziców. Ale sałatkę zrobię. - Spojrzała na rozmówczynię, zastanawiając się, czy nastąpi kolejny potok słów.
- To teraz sama mieszkasz? Ojej, a to tak chyba trochę kiepsko, co? Wieeeesz, jakbyś chciała popaplać, albo coś, to wpadnij, albo ja przyjdę… albo na basenie? Pływam tam sobie codziennie rano z "Mimi", to mój piesek, spokój i cisza, hihi… a to ten Sammy to to nie był twój chłopak? A masz chłopaka? No chyba, że wolisz… ojej, nie powinnam pytać - Pamelka przewróciła oczkami - W dzisiejszych czasach, to przecież nie wypada… - Znowu się uśmiechnęła słodko-szeroko.
- Nieee, to tylko kolega z zespołu. - Odparła Sandra. - A mieszkam sama… no radzę sobie jakoś. Zresztą była narada, teraz ta impreza, na razie na samotność… nie narzekam, ale jakby co, to będę pamiętała. Too… zabieram się za sałatkę? - Zapytała, lekko się cofając w głąb swojego mieszkania.
- Jasne, jasne - Sąsiadeczka machnęła kilka razy dłonią, jakby na "paaaa", ale jakoś tak przyglądała się włosom Sandry - A wiesz, ja jestem fryzjerką, więc jakby co… no i ten, znam się też na manicure i pedicure, więc jakby co… hihihi, dobra, już idę, do pozostałych, to paaaa! Aha! Ale proszę, nic z owoców morza, ja mam alergię!
- Jasne… - odparła nie do końca wiadomo na które słowa Sandra, po czym skinęła głową i zamknęła drzwi, udając się do kuchni.

~

Ostatecznie Sandra przygotowała w miskach dwie sałatki, wzięła ze sobą także głośnik oraz powerbanka, by zasilić sprzęt. Do siaty załadowała także dwa browarki i kawałek zamarynowanego kurczaka. Tak załadowana udała się na dach gdzieś pół godziny przed rozpoczęciem imprezy, by spojrzeć, jak idą przygotowania oraz ewentualnie jakoś jeszcze pomóc. Nie przebierała się, pozostając w swoim czarnym t-shircie z wizerunkiem postaci o zbliżonym wyglądzie do jakiegoś diabła, a także czarnych, podziurawionych dżinsach odsłaniających miejscowo jej bladą skórę. Śmierdziała nieco warzywami, ale wciąż nie było prądu, więc uznała, że nie było co ciągle zmieniać ubrań, gdy nie wiadomo było, kiedy będzie okazja je wyprać…

Tak dotarła na dach, a tam zaś, kręciła się już parka gejów, ustawiając odpowiednio stoły, krzesła, i parasole przeciwsłoneczne, oraz grubasy, zajmujące się grillem…

- Hej sąsiadko! - Pozdrowił ją i Robert, i Thomas. Spaślaki Michael i Judith, jedynie zaś jej kiwnęli… a zwłaszcza ona, nieco się skrzywiła, na strój Sandry, ale szybko zamaskowała to profilaktycznym, niby miłym uśmieszkiem.
- Hej, zrobiłam sałatki dla wszystkich… - powiedziała, dziwnym trafem patrząc akurat w tym momencie na parę grubasów. Następnie na jakimś stoliku położyła obie miski. - Mam też głośnik, żeby grała jakaś muzyka… na tyle osób, ile nas może być z piętra, powinien wystarczyć… mam też powerbanka… - Tłumaczyła, powoli rozkładając przyniesione rzeczy.
- A jaka sałatka? - Zainteresowała się Judith.
- A z tą muzyką bez przesady, ma być cicho. To nie taka serio impreza, nie powinniśmy zbytnio zwracać na siebie hałasami z dachu w najbliższej okolicy? - Dodał Michael.
- Cicho będzie, żeby bateria dłużej wytrzymała… - odparła niby to uspokajającym tonem, choć wewnątrz czuła pewne wkurzenie na to czepialstwo. - A sałatki… jedna jest z avocado, pomidorem, kolendrą, limonką, a druga ziemniaczana…
- Ehe… - Mruknął gruby, kończąc wrzucanie węgla do grilla.
- To wsadź co trzeba do boxów chłodzących, żeby się nie zepsuło… - Powiedziała Judith, wskazując je palcem - …pół godziny na słońcu starczy, i będzie problem…
- Spoko… - odparła jedynie Sandra, w myślach dodając, że “ze specjalistami od żarcia nie będzie się kłócić”, po czym zajęła się przekładaniem sałatek.
- Jadasz mięso, czy ty jedna z tych ciot? - Powiedział nagle Michael, zupełnie nie zwracając uwagi, co dziewczyna przyniosła, teraz zajęty upychaniem w węglu podpałki.
- Hę? - Ze zdziwieniem zareagowała Sandra na zapytanie, bowiem grubas właśnie obraził wielu jej znajomych, jednak nie ją samą, więc chyba nie było co w tej chwili wdawać się w dyskusje na ten temat, by nie psuć od razu atmosfery. - Jem mięso, mam też ze sobą… kawałek. - Wyciągnęła na wierzch swój drobny kawałek kurczaka.
- To spoko… może jednak wyjdziesz na ludzi - Burknął grubas.
- Jeśli miałabym na aż takich, jak wy, to chyba wolałabym nie jeść mięsa… - powiedziała cicho, powoli żałując, że jednak postanowiła przyjść na tą imprezę.
- Dobry… wieczór… - Na dachu zjawiła się zasapana babcia Tamez, z torbą na kółeczkach, przynosząc parę swoich rzeczy. Parka gejów zaraz grzecznie pokazała jej, gdzie może usiąść… "dziękuję chłopcy, miłe chłopaki jesteście".
Zjawiła się i azjatka z dzieckiem i swoim typem. Akiko zajęła się wypakowywaniem, a Larry maluchem…

- Przepraszam złotko, pomożesz mi wypakować rzeczy? - Siedzącą na krzesełku babcia, przecierająca czoło chusteczką, uśmiechnęła się do Sandry.
- Tak, pomogę… - odparła jasnowłosa bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu, ale miłym jak na siebie tonem, gdy skończyła się uwijać ze swoim towarem.
- Bardzo dziękuję… - Odparła babcia Tamez, po czym szepnęła z uśmieszkiem, gdy Sandra była blisko - Napijemy się Sangria?
- Sangria? Chodzi o takie wino? - Spytała blada dziewczyna, zastanawiając się, czy babcia pomyliła jej imię, czy podawała nazwę trunku. - Zresztą, może zaczekamy na wszystkich? Niedobrze tak wcześniej zaczynać imprezę…
- A co nam szkodzi? - Odparła stara hiszpanka, po czym cicho zachichotała, zerkając na parkę grubasów - Przynajmniej, jakoś to wszystko lepiej przeżyjemy?
- No… dobrze. - Sandra rozejrzała się po rzeczach staruszki, by odnaleźć tam wskazany trunek, którym okazała się nawet schłodzona, dziwaczna, czerwona flaszka, i to bez żadnej naklejki, i już wyraźnie kiedyś otwierana…
- Rozcieńczyłam już z sokiem, i z wodą - Powiedziała babcia.
- Eee… jasne… - niezbyt pewnie odpowiedziała basistka, ale właściwie… bardziej podejrzane rzeczy już w swoim życiu piła. Sięgnęła po dwa kubeczki i nalała do nich małą porcję, po czym podała starszej pani i… liczyła na to, że ta wypije pierwsza.
- To zdrówko złotko - Uśmiechnęła się Tamez, i zwyczajowo napiła… po czym znowu się uśmiechnęła, kiwając głową - Dobrze wyszło, a pewnie by było i jeszcze lepsze, gdyby było naprawdę schłodzone…
- Zdrówko, pani Tamez… smaczne. - Kiwnęła głową z zadowoleniem Sandra, spodziewając się, że mogło być dużo gorzej. - A jak tam kotki? Też mają swoją imprezę? - Zagaiła, nieco zachęcona rozmową po wypiciu paru łyków.
- Och! A lubisz kotki? Ja mam pięć! - Ożywiła się babcia - Czasem nicponie straszne, ale kochane… a "Luna" to już w ogóle… na chwilę mogę je zostawić same, tak…
- Tak, lubię, chociaż sama nie mogłabym mieć, tyle czasu jestem poza mieszkaniem… przynajmniej dotychczas tak było… - Odpowiedziała białowłosa. - To dobrze, że są u pani grzeczne, różnie to bywa ze zwierzętami, jak właściciela nie ma.
- Młodzi nie mają czasu na nic? - Zaśmiała się babcia, po czym znowu upiła łyczka, i rozejrzała po reszcie towarzystwa - To chyba jeszcze nie wszyscy? Paru brakuje, no poza tymi chłopakami, co pojechali na miasto.
- Gospodyni imprezy chyba też jeszcze nie widzę… - Sandra upiła kolejne łyki Sangrii, po czym rozglądnęła się dookoła, by spojrzeć kto jeszcze zdążył przybyć podczas jej pogaduszek z panią Tamez. Zauważyła parkę z dzieckiem, która wcześniej jej mignęła, ale właściwie teraz w pełni zarejestrowała ich obecność. - No chyba jeszcze trochę ludzi brakuje… choć nie wiem, ile osób zgodziło się przyjść.
- Ta mała… Pamelka, to pewnie każdego tak zagadała, że przyjdą… - Uśmiechnęła się przelotnie babcia.
- No tak, słowa płyną jej z ust jak z kranu… - Podsumowała rozgadaną sąsiadkę Sandra.

- Hiiiiiii wszystkiiiiiim! - Rozległ się słodki głosik wielce uśmiechniętej prowodyrki całego spotkania, gdy w końcu pojawiła się i sama Pamela… i to odstawiona, jak cholercia.


Przyniosła dwie reklamówki rzeczy, pod nogami plątał się jej piesek, a za samą Pamelką szedł kolejny… tfu, znaczy się Malvin, schludnie ubrany w cywilną koszulę i spodnie, taszczący jeszcze sześć(!) reklamówek.
- O wilku mowa… - zwróciła się Sandra do sąsiadki. - Chyba pomogę im rozpakowywać tą mnogość rzeczy…
- Nie ma sprawy, idź, idź… - Powiedziała babcia z uśmieszkiem.

Sandra uśmiechnęła się do pani Tamez, po czym podeszła do Pameli i Malvina, a zwłaszcza tego drugiego, by pomóc mu w rozładowywaniu siatek. Po chwili okazało się, że wszystkie oprócz jednej, były od Pamelki… czarnoskóry nie miał praktycznie żadnego jedzenia w domu.
 
Jenny jest offline