Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2023, 18:12   #8
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Z pomocą Junga rozkulbaczyli swe wierzchowce i wyprzęgli szkapę z zaprzęgu wozu, moszcząc strudzone zwierzęta w przytulnych, pustych zagrodach. Stare psy zdecydowały się w końcu zrobić to, za co im gospodarz odpłacał pełną michą, bo jeden szczeknął i zamerdał ogonem a drugi już tylko zamerdał uznając najwidoczniej, że nadmierny hałas szkodzi jego nerwom. Łase pieszczot nie uchylały się przed ludzką ręką. Najwidoczniej nikt ich tu nie skrzywdził. Miały, można by rzec, życiowego farta.

„Ostoja” ściągała lud, niczym płomień świecy ćmy. Tak było, jest i pewnie będzie. Ciepło domowego ogniska, które widoczne było na każdym kroku, dawało poczucie miejsca w którym każdy chciałby odpocząć i które ten odpoczynek gwarantowało. Buchający z kominka żar grzał izbę, wypełniając nawet jej najdalsze kąty przyjemnym ciepłem. Ubrane suszonym kwiatem słupy i podpory i zwisające pod powałą pęki ziół, wydzielały istną kakofonię zapachów. Na tyle silnie, że tłumiły smród niemytych ciał biesiadników. I wyganiały duchotę parującej, zmokniętej odzieży pod powałę. Zapach jadła wabił wygłodniałe zmysły a brzęk glinianych kufli zapraszał do spożycia. Do ugaszenia pragnienia i wysycenia zdrożonego gardła chłodnym ale. Korzenny zapach grzanego wina unosił się wonną strugą. Szum stłumionych rozmów zgromadzonych przy stołach biesiadników zdawał się wręcz nieproporcjonalnie cichy w porównaniu do ilości zgromadzonych w oberży osób. Cóż, „Ostoja” ściągała lud, jak płomień świecy ćmy.

Tyle, że nie zawsze ćmom wychodziło to na zdrowie.

Tupik pierwszy wszedł do oberży i od razu zagadał do karczmarza. Był co prawda mizernego wzrostu, ale złocisz i upierścieniona dłoń zrobiły swoje. Oberżysta zerknął na monetę i słysząc słowa niziołka spróbował się nawet uśmiechnąć.

-Ano. Kuchnia Helenki nie ma sobie równych… panie. Siednijcie se gdzieś, bo choć w zły czas tu trafiliście, to jadła ci u nas dostatek. Wnet coś wam podam, cobyście z dobrym słowem w świat o nas poszli. - karczmarz skinął na posługaczkę a ta wnet poprowadziła Tunika do wolnego stołu, który przetarła z okruchów ścierką. Czystą ścierką co wcale nie było tak częste w oberżach. Tupik usiadł wygodnie na okrytej grubą derą ławie rozglądając się ciekawie po otoczeniu.

Trójka wieśniaków, w tym jeden oszpecony biegnącą przez brew i nos blizną, grała w kości. Dziwne to było, bo zwykle takim zmaganiom towarzyszą krzyki, przekleństwa, śmiechy i napitki. Ci zaś siedzieli niemal przy pustym stole. Nie byli już młodzi a ich oblicza miały w sobie coś z zaciętości. Z kolei parka, która swobodnie zajadał się kiełbiami w śmietanowym sosie zagryzając to chrupiącym chlebem i popijając to piwem słała na boki kosę spojrzenia, pewna że nikt tego nie widzi. Felix, Elma i Tupik dostrzegli to jednak. Instynkt i życiowe doświadczenie nie dało się wyłączyć. Niewiasta, okryta płaszczem, położyła na ławie obok siebie długi nóż w myśliwskiej pochwie a pod ręką mężczyzny leżał solidny topór o solidnym stylisku. Z kolei dwójka siedząca pod galerią, przy małym stoliku, wyglądała jakby urwała się z miasta. Koszule zdobione żabotami wystawały spod znoszonych, aczkolwiek pamiętających lepsze czasy kubraków. Siwe włosy i żarliwa, choć cicha dyskusja nakazywały lokować ich gdzieś pomiędzy doświadczonych agentów handlowych po akademickich wydrwigroszy. Nie wiedzieć czemu mądrzy ludzie na szlaku zdawali się tracić całą swą mądrość i poprzez codzienny ubiór rzucali się w oczy niczym ognisko zapalone nocą na górskiej hali. Całość gości dopełniała czwórka siedząca na samym początku biesiadnej, przy wejściu. Trzech mężczyzn i kobieta wyglądało na górali. Futrzane kubraki okrywały skórzane kaftany. Jakieś drewniane naszyjniki, solidne kostury oparte o ławy. Pasterze. I też nie było to młode towarzystwo, bo każdemu już zapewne stukało pod czwarty krzyżyk. Prawie do siebie nie gadali, ale dało się wyczuć ich napięcie, które objawiało się między innymi w taksujących spojrzeniach jakimi obrzucali przybyłych.

Waldemar przysiadł się do Tunika a zaraz potem dołączył do nich Helmut. Alma, dziewka służebna, dość sprawnie uwinęła się z zamówieniem przynosząc im do stołu zamówione jadło i napitek. Waldemar wcisnął jej do ręki srebrnego a ta podziękowała grzecznie, ale wywinęła się szybko. Jakby spłoszona. Nerwowa. Szybko też ruszyła w kierunku Elmy rozpartej przy szynkwasie na zdobycznym zydlu.

Felix z zaskoczeniem skonstatował, że Gunther jest jakiś nie swój. Znał gospodarza z wielu wizyt i zwykle wymieniali się żartami. Teraz Gunther był wyraźnie spięty. Nigdzie też nie było widać Helenki a zwykła witać gości w progu karczmy. Pablo przysiadł się do rajtara zachęcony gestem. Sam też czuł dziwnie napiętą atmosferę wiszącą w powietrzu. Jakby jakieś oczekiwanie. Nie potrafił tego określić.

-Czerwone beaujolais, to które tak wam u nas smakuje panie! - Gunther postawił omszałą flaszkę na środku, przed Felixem, obok kładąc kielich. Kielich! Taka to była gospoda. Felix złapał go za rękę, nim ten zdążył ją cofnąć.

-Co się dzieje Gunther? Gdzie Helenka? - rajtar nie starał się być zbyt natarczywy, a jedynie zatrzymać odchodzącego gospodarza. Ten wyraźnie się zmieszał. Rozejrzał się ukradkiem, po czym uśmiechnął się w wymuszony sposób i przysiadł się do Felixa zmuszając go do posunięcia się nieco, bo Gunther był solidnej tuszy i krępej budowy znamionującej dawną siłę. Nie zdarzyło mu się nigdy. Nigdy bez zaproszenia.

-Helcia cała w zdrowi, dzięki bogu. Pieczeni pilnuje na zapleczu. Ale wy w zły czas zjechaliście tu panie, w zły czas… - Gunther zaparł się, jakby wahał się czy powiedzieć coś więcej. Widać było, że ukradkowo rozgląda się po biesiadnej. Felix wysiłkiem siły powstrzymał się przed podążeniem za jego wzrokiem. - Obiecajcie mi panie, dla waszego dobra, że nie wmieszacie się w żadną awanturę.

Pablo zastrzygł uszami słysząc cichą rozmowę. Dyskretnie rozejrzał się po otoczeniu raz jeszcze taksując biesiadników. Dostrzegł od razu czujne spojrzenia, którymi ich stolik omiatała raz po raz siedząca przy wejściu czwórka. Jego wzrok w pewnej chwili napotkał wzrok jednego z tamtych, chudego, sękatego dryblasa z siwą szczeciną na brodzie. Te spojrzenie pełne było smutku, żalu i determinacji. Aż nim wzdrygnęło.

-Jaką awanturę Gunther? O czym ty mówisz? - Felix wyczuł, że coś jest na rzeczy. Teraz dopiero zwrócił uwagę na to, że wszystkie okna szczelnie zamknięte były okiennicami. W „Ostoi” nie była to zwykła spawa.

-Obiecajcie panie. Dla waszego dobra. Proszę… - Gunther wstał od stołu, kiedy w progu kuchni stanęła Helena. Niewysoka kobieta o przenikliwych jasnoniebieskich oczach i wiecznym uśmiechy zmieniającym jej kąciki oczu w przysłowiowe „kurze łapki”, mimo siwych włosów spiętych prostą wstążką, zdawała się zawsze promienieć. Sukces „Ostoi” był co najmniej w połowie jej dziełem. Miała w sobie takie ciepło, które przywodziło na myśl ciepło domowego ogniska.

Nie dziś.

Na widok Felixa spłoszona uciekła wzrokiem i zaraz wróciła do kuchni. Gunther podreptał zaraz za nią szepcząc „Czekajże moja duszko”. Jak na parę najżyczliwszych oberżystów w promieniu najmniej setki mil zachowywali się dziwnie. Delikatnie mówiąc.

Emma myślała, że już się na Alme nie doczeka. Ta obsłużyła tego niziołka i resztę jej kompanii dając jej czas na przyjrzenie się zebranym w „Ostoi” biesiadnikom. Kilka twarzy było jej znanych, chmyzy z okolicznych wiosek, dwóch handlarzy z Wurmgrube, owczarzy przy drzwiach też kojarzyła. Jednego chyba wołali Józwa. Z tego co kojarzyła, to przy stole siedziało jego dwóch braci, ale nie pamiętała ich imion. Jak na wieczór w oberży w istocie było to dziwne towarzystwo. Dotarło do niej, że stajnia była pusta. Czyli, że w sumie, tylko jej przygodni towarzysze, byli tu podróżnymi z dalszych stron. Nie licząc właściciela wozu. Do tego niecodzienne były również zamknięte na głucho i zblokowane skoblami okiennice. Tak jakby oberża szykowała się do odparcia napaści. Uświadomiła sobie również, że zarówno Gunther jak i Alme też są jacyś nieswoi. Poprawiła się na zydlu omiatając wzrokiem całą biesiadną wraz z wiodącymi na pięterko schodami i wejściem na zaplecze, gdzie na chwilę pojawiła się Helena. Nie zdążyła nawet jej powitać, gdy stara kobiecina wróciła do kuchni. Alme w końcu uwinęła się z obowiązkami i podeszła do niej lekko zdyszana.

-Aleś trafiła! Jak śliwka w gówno, mówię ci. - Alme szepnęła jej to kryjąc zmieszanie nerwowym śmiechem. Dopiero teraz dotarło do Elmy, że to co brała za ekscytację, było w rzeczywistości skrywanym strachem. - Lepiej się stąd zbieraj póki możesz. Dobrze ci radzę.

-Ale o co ci chodzi? - Elma nie kryła zaskoczenia. Alme nie miała powodu by ją straszyć. Nie miała w sumie chyba powodu, by samej być przestraszoną. Chyba. A była. Elma widziała jej nerwowe spojrzenia słane ku zgromadzonym w izbie biesiadnikom.

-Co to za jedni? - Alme przysunęła się bliżej do Elmy, chichocąc wesoło. Sztucznie. Elma nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Napięte mięśnie i zaciśnięte szczęki dziewczyny znamionowały poważne, bardzo poważne problemy. - Ci co z tobą przyjechali. - dodała szeptem.

Elma zastanowiła się przez ułamek chwili, co powiedzieć. To w sumie nie byli jej znajomkowie, ale coś niecoś się o nich w podróży dowiedziała. Jednak czy miała zdradził się ze swą wiedzą?

Tym bardziej, że i Alme najwyraźniej skrywała jakąś tajemnicę.


***

5k100 proszę
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline