-Domyślam się, że ten cały Hugo na nas czeka? Tak?- zapytała Var'ras.
-Czeka na kogoś kogo miał mu przysłać kapłan Tyra, który ocalił mi skórę- odparł Salomon –Jeszcze nie jest późno, może od razu po niego pójdę? W sumie i tak nie jestem głodny, to mogę z nim pogadać albo go tu przyprowadzić?- zaproponował.
- Może najlepiej by było. - Verryn skinął głową. – Niech lepiej nas zobaczy, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję.
-Dobra- odrzekł krótko, po czym wstał od stołu i pozostawił towarzyszy samych. Sferotknięty podszedł do szynkwasu zapytać o to, w której Hugo przebywa izbie i po chwili z odmętów kuchni wyłonił się brzuchaty gospodarz. Mężczyźni zamienili kilka zdań, karczmarz wrócił na tyły a chwilę później powrócił i niosąc zamówione przez gości alkohole podszedł w towarzystwie Salomona do stołu. Człek postawił ciepły dzban, oraz kielichy.
-Ten Hugo… No trochę głupio się przyznać… No ale co wam będę bzdury opowiadał… Zdaję mi się, że po nim to chyba tylko jakieś księgi i łachy w izbie pozostały…- wyjaśniło gładząc się wielką dłonią po potylicy.
-Jak to?- dopytała Var'ras.
-A no tak miła pani. Siedział chłopaczyna już dobre półtora dekadnia. Był miły ale niestety trzy dni temu brakło mu srebrników. Prosił o pracę, by mógł odrobić pokój, to też posłałem go porąbać drwa. Po godzinie wrócił z odciskami na rękach, skarżąc się że już więcej nie da rady siekiery utrzymać. Wysłałem go do pomocy na kuchnię ale przez te blazy nie mógł nic w rękach utrzymać. Chciałem już mu polecić wyprowadzkę kiedy przyszła do nas wdowa po drwalu Mateuszu.
Powiedziała, że trza jakiegoś mądrego, bo w ruinach starej wieży niedaleko jej chaty co nocy słychać jakieś ujadanie, sapanie, skomlenie i tak dalej… Chłopak niechętnie zgodził się sprawdzić sprawę. No i nie wrócił od tamtej pory. Trochę mi głupio, bo chuchro z niego było o wątłych ramionach ale co poradzę, jakoś muszę utrzymać swój przybytek…- Miał skwaszoną minę i ewidentnie było mu głupio z tą sytuacją.
Zaklinacz spojrzał na kompanów.
- Może powinniśmy sprawdzić, co się z nim stało? - zaproponował. – Daleko stąd ta wieża? - Przeniósł wzrok na karczmarza.
-Nie, nie- odparł mężczyzna –To konno godzina jazdy na północny wschód. Wieża stoi tam od zawsze. Już mój dziad opowiadał o tym miejscu że pamięta je w kontekście ruin, kiedy jeszcze był młody. To dzikie tereny, nie znajdziecie tam nikogo po za odludkami jak rodzina Mateusza. Prawdopodobnie zamieszkał tam jakiś przeklęty stwór- dodał na koniec. W tej samej chwili z kuchni wyłoniła się młodą żona gospodarza niosąc do stołu posiłki. Symfonia zapachów rozbudziła ich apetyty zanim jeszcze w ogóle zdążyła zbliżyć się do stołu. Pachniało i wyglądało wyśmienicie.
Verryn z uznaniem pokiwał głową.
- Same pyszności, jak widzę - powiedział.
Gdyby nie obecność karczmarza bardziej by się zainteresował osobą gospodyni niż jedzeniem, ale wolał nie ryzykować.
-To po drodze do twojego druida?- wtrącił Itkovian zwracając się do Var'ras. Spojrzał łapczywie na kolację. Od razu zabrał się za jedzenie gdy tylko talerz dotknął stołu.
-To nie mój druid. To po pierwsze. Nasz jak już- oburzyła się diablica –A po drugie druid nie mieszka na wzgórzu w chacie, otoczonej żywopłotem, z drogowskazami prowadzącymi do "Posiadłości drzewojeba". Druid mieszka w lesie, w jaskini, na drzewie, gdzie zechce. Trzeba będzie go jakoś wywabić, ale teren na którym żyje może być spory- wyjaśniła Itkovianowi.
-Czyli śmiało możemy założyć że wycieczka w tamte strony nam nie przeszkodzi w poszukiwaniach- skomentował po czym upił spory łyk wina. –Jestem za tym żeby dziś porządnie wypocząć, a jutro się wyruszy do wieży i poszuka tego Hugo i druida- powiedział po czym popatrzył po pozostałych czy się z nim zgadzają.
-Cieszy mnie twój optymizm- skomentował ponuro, jak zwykle z resztą Salomon –Na północ stąd rozciąga się las, którym można by było palić w piecu długie lata w dość dużym królestwie. Będzie trzeba nieźle się nagłówkować żeby odnaleźć tego druida- dodał z kwaśną miną.
-Ale co do tego, co mówił Itkovian chyba wszyscy się zgadzamy?- zagaiła Var'ras –Porządny odpoczynek nam się należy. Najwyżej będą dwa trupy wyznawców Oghmy…- dodała.
- My musimy wypocząć, wierzchowce też. - Verryn skinął głową. – Zjemy, prześpimy się, a rankiem pojedziemy do wieży.-
Kolacja była smaczna, wręcz przepyszna. Kompani od wielu godzin nie mieli w ustach nic po za suszoną wołowiną i sucharami z własnych zapasów no i rzecz jasna skromne jadło które dostali w siedzibie Helmitów w Termalaine. Grzane wino również pieściło ich kubki smakowe. To mógł być całkiem miły i sympatyczny wieczór, gdyby nie okoliczności, które towarzyszyły im jeszcze poprzedniego dnia. Nikt nie wracał do tematu ze względu na Var'ras, bo nie było takiej potrzeby. Dla Verryna, Itkoviana i Salomona milczenie towarzyszki było wygodne. Jakiś czas później, kiedy Słońce zaszło za horyzont a wino rozluźniło ich ciała i umysły kompani udali się do swoich pokoi. Izby były skromne ale zarazem przytulne. Nakryte czystą i pachnącą krochmalem pościelą łóżka wręcz zapraszały kuszącym szeptem.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |