Simone na chwilę przystanęła. Zamrugała dwukrotnie. Widziałaś, że targają nią sprzeczne uczucia. Nadęła usta gotowa zrobić ci karczemną awanturę, ale jednocześnie niepewnie ruszyła w twoim kierunku w końcu nic nie mówiąc. Mijając cię tylko burknęła "Choć, znam skrót" i ciągnąc za rękaw wprowadziła cię w boczną, wąską uliczkę. Budynki zdawały się sięgać chmur. Ktoś na piątej kondygnacji suszył pranie. Każde okno miało swoją drewnianą okiennicę o tej godzinie zamkniętą z uwagi na wysoko stojące, gorące słońce. Łokciami szurałaś po cegłach naprzeciwległych ścian. Gdyby Simone nie pociągnęła cię w lewo w kolejną uliczkę, wpadłabyś do kanału, który nagle się pojawił przed twoimi stopami. Szybko wspinałyście się coraz wyżej stromym brukiem, gdzieś po zapomnianych i pustych dróżkach, czasem tylko z odległości słyszałaś gwar głównych przejść.
Wszyscy się gdzieś spieszą i pchają, do tego wozy przejeżdżają nie zwracając uwagi na pieszych, a pod nogi też trzeba uważać (prezenty końskie leżą wszędzie). No i oczywiście obowiązkowo ręka na sakiewce. A wy tu dość szybko poruszacie się do przodu. Simone zdawała się mieć kompas w głowie jak gołąb. Zupełnie się nie spodziewałaś, że akurat za tą uliczką będzie już ten plac. Villa, dopiero teraz widoczna w całej okazałości, wyłoniła się za winkla właściwie oślepiając ilością zdobień. - No to załatwmy to szybko i do domu.
Simone strzepnęła nieistniejący pyłek z ramienia i ruszyła w kierunku zamkniętej bramy. Na wieży kościelnej położonej w pobliżu wybito godzinę 14.00. Początek sjesty.
__________________ "Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein |