Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2023, 00:46   #4
mharek
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
Witajcie,

Nazywam się Marek i od 30 lat gram w gry RPG. Zazwyczaj grałem na żywo, z kolegami. Miałem też przygodę z graniem online. Pisane sesje to dla mnie coś nowego. Nie wiem jak się w tym odnajdę, boję się, że jestem zbyt niecierpliwy. Ale co robić. Kilka miesięcy temu "rzuciłem wszystko i wyjechałem w Bieszczady", okazało się, że w "Bieszczadach" nie ma z kim grać w RPG. A ciągnie wilka do lasu.

Początkowo przeraziła mnie długość postów pisanych na forum, ale chyba wszedłem w to jak w masło…

Tyle o mnie. Tymczasem opowiem Wam o Gotthardzie Distlerze.

- Gadają, że w starym dworze, co za gospodarstwem Zieglerów jest, tam kozaki z Kislevu mają swoje siedlisko - wąsaty, na oko 30-letni mężczyzna o włosach ściętych równo dookoła głowy i sumiastych wąsach opadających poniżej brody wydusił z siebie to zdanie niemal się przy tym dusząc, chcąc jak najszybciej podzielić się posiadaną plotką ze swoim kompanem. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest jego rodzonym bratem. Ta sama fryzura, wąs, który choć ledwie wyrasta, już układa się w ów jełopowaty kształt, charakterystyczny wyłącznie dla mieszkańców odludnego Ostlandu, pomyślał mężczyzna, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Taaa… kozaki - przeciągnął powątpiewająco sylabę młodszy jełop.
- Kozaki! We starym dworze. Tam gdzie przeca Elkę zbrzuchaciłeś, to będzie… - zastanowił się przez chwilę starszy jełop. - No ze dwa lata temu!
- Nie pierdol, tylko o kozakach opowiadaj - rzucił inny stały bywalec, który wszedł do gospody, gdy pojawił się wątek kislevitów.
- Gadają, że właściciele wynajęli kozakom stary dworek. A Zieglerowa im gotuje, codziennie zupę na kurze, albo i gulasz jakiś na świńskich flakach - zaczął opowiadać.
- A na co nam kozaki w Lenkster? - zapytał jeszcze inny stary bywalec, który trzymając w ręku prawie pusty kufel piwa postanowił się przysiąść do stolika braci.
- Ty gupi jesteś Anzelm, czy co? One przeca nie do Lenkster przyjechały, tylko dla Margrabiego von Falkenhorsta będą robiły tymi swoimi krzywymi szablami - ocenił starszy jełop. - Żeby tylko biedy z tego żadnej nie było - zamyślił się.

Zakapturzony mężczyzna, który do tej pory tylko przysłuchiwał się rozmowie, przysunął się do stolika miejscowych i życzliwie zapytał wskazując na swój prawie pełny dzban piwa. - Napijecie się? Właściciel pustego kufla nie kazał sobie powtarzać, tylko chwycił oburącz ciężki gliniany dzban i polał wszystkim obecnym przy stole, nie zapominając o nieznajomym. Ten jednak nie usiadł z pozostałymi, tylko opierał się o drewnianą kolumnę podtrzymującą dach karczmy, stojąc przy tym tak, żeby blask świecy znajdującej się nad jego głową doskonale oślepiał wszystkich, którzy chcieliby przyjrzeć się jego twarzy. Przez chwilę zastanowił się, czy to co robi nie jest zbyt dramatyczne i oczywiste, ale spojrzał na szczęśliwe twarze strażników miejskich po służbie, pochłoniętych trunkiem i przestał się martwić.

- Słyszałem o tych kozakach - zaczął przyciszonym głosem, pochylając się konspiracyjnie nad zgromadzonymi. -To podobno legendarny kuriń z sotni Władczenki spod Erengardu. Wiecie co oni wtedy zrobili… To są prawdziwe demony wojny. A ten ich dowódca to jakiś geniusz taktyki! Toż to on, wtedy pod Erengardem tym manewrem dojechał, pojechał i rozbebeszył - mężczyzna to mówiąc aż wychlupnął piwo ze swojego kufla, na tyle jednak sprawnie, że nikogo przy tym nie ochlapał. Na chwilę zapadła cisza i nagle siedzący przy stole strażnicy miejscy miasta Lenkster zaczęli się przekrzykiwać, rozgrywając przy stoliku bitwę, o której wydawało im się, że słyszeli. - A bo mało było bitew pod Erengardem - mruknął do siebie, wychodząc po cichu z karczmy, podczas gdy rozochoceni mocnym ostlandzkim ciemnym piwem strażnicy miejscy opowiadali sobie o wojnach z ludami z północy, jakie Kislev toczył od setek lat. - Jakby niemal zapomnieli, że tym razem wojska szalonych wyznawców bogów chaosu ominęły krainę kozaków i wkroczyły do Ostlandu - zamyślił się mężczyzna. - Zaraz będą mogli sami potrenować manewry…

Trzy godziny później Gotthard Distler uznał, że wystarczy tego kręcenia się po karczmach i rozpowiadania legend o niewielkim oddziale kozackim pod jego komendą. Robił to zresztą dla świętego spokoju. Nie wiedział kiedy ludzie margrabiego von Falkenhorsta zarządzą wymarsz. Do tego czasu wolał unikać konfliktów między miejscowymi z Lenkster i swoimi kozakami. Uznał, że łatwiej jest przestraszyć wieśniaków i mieszczan, niż próbować opanować Aleksieja albo Sieriożę, dwóch szalonych zwiadowców, albo przepychać się z Andriejem, który był bez mała dwa razy większy od Gottharda. Na razie to działało…

Przed opuszczeniem Lenkster zajrzał jeszcze do karczmy Pod skocznym zającem by sprawdzić czy werbownicy margrabiego nie mają dla niego jakiś rozkazów. - Trochę nudzi mnie ta bezczynność - pomyślał w duchu. Tym razem wszedł do karczmy bez skrywającej go opończy. Był mężczyzną niewysokim, mierzącym ledwie ponad pięć stóp wzrostu, ale o posturze wprost eleganckiej. Jego szpakowate włosy, zadbane spiczaste wąsy i krótka broda dodawały mu męskiego uroku, a głębokie spojrzenie jego oczu, które niektórym przypominało głębię Morza Szponów, zdradzało niebywałe doświadczenie i hart ducha. Wielkie niebieskie oczy świeciły jak diamenty na tle wąskiej, żylastej twarzy. Był on zgrabny i szczupły, jak to w wojsku bywa, ale jednocześnie niezwykle gibki i zwinny. Widoczne było, że nie stronił od jazdy konnej, czego dowodem były skórzane buty i futrzana czapka o modłę kislevską, które nosił z dumą. Na sobie miał czarną kurtkę i spodnie, które wydawały się idealnie dopasowane do jego postury i ruchów. Ten mężczyzna, o niebywałym wdzięku, emanował spokojem i pewnością siebie, jakby był w stanie stawić czoła każdemu wyzwaniu, jakie życie mogło mu postawić na drodze.
 

Ostatnio edytowane przez mharek : 14-05-2023 o 09:29.
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem