Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2023, 21:37   #4
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2521.04.19; Bezahltag; dzień

Miejsce: pd-zach Ostland; Lenkster; Podzamcze; ul. Karczemna; karczma “Pod tańczącym zającem”
Czas: 2521.04.19; Bezahltag; dzień
Warunki: jasno; gwar karczmy; umiarkowanie ; na zewnątrz: dzień, pogodnie, umi.wiatr; nieprzyjemnie (0)



Wszyscy



Dziś od rana czuło się w wiosennym powietrzu, że to nie będzie zwykły dzień na Podgrodziu granicznej, ponurej twierdzy. Ostlandzkie powietrze było z rana chłodne ale przejrzyste. Jednak atmosferę rozgrzewały plotki o jakichś ważnych wieściach jakie dotarły do zamku. Wkrótce po tradycyjnej porze śniadania wyjątkowo okazały się prawdą. Heroldzi i różnej maści kurierzy ruszyli na Podgrodzie aby zapowiedzieć, że w południe sam pułkownik Hochberg ma ogłosić coś ważnego. Więc ludzie zaczęli tam wędrować. Do południa to już przed główną bramą ponurej twierdzy na wzgórzu zebrała się spora, hałaśliwa ciżba. Wojacy co akurat nie mieli służby, inni z rozbitych czy reorganizowanych oddziałów, masa najemników i awanturników co w ciągu ostatnich tygodni przybyła do Lenkster do tego okoliczni mieszkańcy Podgrodzie, przybysze z pobliskich wsi co zdążyli z ciekawości przybyć albo akurat mieli jakieś sprawy do załatwienia. Także ci co zajmowali pobliskie gospodarstwa, stodoły czy po prostu mieli rozbite namioty w okolicznych miastach też przybyli. Zapewne właśnie dlatego wybrano środek dnia aby każdy z okolicy miał okazję przybyć na stoki ponurego wzgórza i wysłuchać tych ważnych wieści.

W samo południe nastąpiło poruszenie. Na murach pojawiła się sylwetka dostojnego rycerza jaki szedł pomiędzy wartownikami z włóczniami i kuszami. Wszedł na koronę bramnej wieży i tam heroldzi trąbami ogłosili jego przybycie. Większość ciżby na dole go nie znała. A i z daleka trudno było dostrzec kto to właściwie jest. Poza tym, że to jakiś wielki pan no i swojak bo widać było godło z ostlandzką byczą głową. Tylko ci co byli bliżej a i bywali tu wcześniej na samym zamku czyli dość niewielu, miało okazję wcześniej zobaczyć z bliska hrabiego pułkownika Ulricha von Hochberga. Ale i pozostałym zostało to obwieszczone przez heroldów. Gdy skończyli a na dole ten zgromadzony na błoniach wzgórza zamkowego tłum względnie się uciszył hrabia donośnym głosem zaczął swoje przemówienie.



https://i.pinimg.com/originals/de/ed...1fe5bdbeb2.jpg


- Ludu Ostlandu! Ludu Imperium! Mam dla was wspaniałe wieści! Nasz czcigodny, wspaniały Imperator nie zapomniał o nas! I przysłał nam list! Nasz ojciec przybędzie z pomocą! Przywiedzie ze sobą największą armię jaką widziano od czasów Magnusa Pogromcy Chaosu! Przybędzie i razem zgnieciemy te hordy barbarzyńców! - obwieścił z blank hrabia jaki był głównodowdzącym nie tylko twierdzy Lenkster ale i całego południowo - zachodniego narożnika Ostlandu. Wszystkie oddziały wojskowe mu podlegały. A w obecnej wojnie ten rejon pełnił rolę dalekiego zaplecza dla oddziałów walczących z armią najeźdźców. Tutaj gromadzono zapasy, segregowano je przed wysłaniem na wschód. Podobnie reorganizowano rozbite oddziały, tworzono nowe, szkolono milicje i ochotników a także tych co nie przejawiali takiej prawomyślnie ochotniczej postawy. Wreszcie próbowano jakoś uporządkować tą pstrokatą hałastrę awanturników i najemników, rycerzy rządnych wojennej sławy, niesionych gorączką religijną gorliwców gotowych umrzeć w walce z odwiecznym wrogiem ludzkości. Wszyscy oni przybywali pojedynczo, w mniejszych lub większych grupach, bandach i oddziałach tworząc chaotyczną, wieloetniczną zbieraninę jaka liczebnie mogła robić wrażenie ale jeszcze trzeba było to wszystko jakoś uporządkować i wcisnąć w wojskowe rozkazy i hierarchię, wpisać w odpowiednie hufce, przypisać tabory z zaopatrzeniem i tak dalej. Co było całkiem trudnym zadaniem gdy każdego dnia przybywał w okolicę Lenkster ktoś nowy.

A wróg coś parł naprzód. Powoli ale metr za metrem wdzierał się coraz głębiej w leśne ostępy Ostlandu. Spacyfikował już przygraniczny opór Ostlandczyków i wczoraj gruchnęła wieść, że czołowe oddziały Chaosu podeszły pod Levudaldorf. A to już mniej więcej była połowa drogi między granicą z Kislevem a stolicą Ostlandu, Wolfenburgiem. Samo Levudaldorf nie imponowało wielkością będąc na pograniczu okolic sporej wsi lub prowincjonalnego miasteczka. Ale właśnie stanowiło tradycyjny półmetek trasy ze stolicy do Kisleva. I były tam krzyżówki także na północ do centralnych i północnych rejonów Ostlandu i południe do południowych, do potężnej rzecznej arterii Talabeku i samego Talabheim. Do dziś nikt tego nie zdementował więc nawet jeśli to była tylko plotka to raczej ponura i nie nastrajała optymistycznie.

A dziś w południe wreszcie przyszła ta od dawna oczekiwania wiadomość. Co prawda tu w Lenkster widziano ochotników różnorakich i z Middenheim, i Hochlandu, i Talabeklandu i to różnych. Od zwykłych ciurów obozowych, kramarzy i markietanki przez zawodowych najemników i weteranów wielu wojen i kampanii jacy nią żyli więc ściągali niczym kruki wojny ciągnące do odłogsu i zapachu bitwy. Aż po zacnych rycerzy z własnymi sztandarami i pocztami. Ale mimo wszystko i to była ich prywatna inicjatywa. Wszyscy byli wdzięczni za tą pomoc ale czekano na czynniki oficjalne. Na NIEGO. I wreszcie ON, sam najwyższy władca najpotężniejszego kraju ludzi na tym kontynencie przysłał swoje słowo. Swoją obietnicę. Już nie tylko do swoich elektorów i najwyższych dowódców. Ale też do zwykłych ludzi i nieludzi jacy mieszkali w Ostlandzie. Przysłał obietnicę pomocy. Zapowiedział zebranie wielkiej armii z wszystkich imperialnych prowincji i ruszenie na pomoc walczącemu samotnie Ostlandowi. Takiej armii chyba nie widziano od czasów Magnusa Poboznego i jego Wielkiej Wojny z Chaosem gdy imperialni i ich sojusznicy ruszyli wspomóc oblegany Kislev i wspólnie rozgromili armię najeźdźców. Od tamtych legendarnych wydarzeń minęło dwa wieki. Obrosły licznymi tradycjami i historiami tworząc mit założycielski zjednoczonego Imperium. Obranie bowiem dwieście lat temu Magnusa na cesarza pogodziło zwaśnione i podzielone Imperium jednocząc je ponownie w jeden organizm państwowy pod wodza jednego władcy. A teraz obecny imperator, Karl Franz I obiecał podobny rozmach i wspólną walkę. Ale czas. Na zebranie tak potężnej armii potrzebny był czas. Więc na razie Ostland musiał stawiać opór najedźcom samotnie wsparty jedynie prywatna inicjatywą okolicznych sąsiadów z jakich płynęli ochotnicy, broń, pieniądze i różnorakie wsparcie. Zwykli ludzie a nawet nieludzie czy wielcy panowie nie chcieli czekać i sami zgłaszali się do walki z odwiecznym wrogiem. I tu, w Lenkster, było to dobitnie odczuwalne. List od ich wspólnego władcy jaki dzisiaj w południe odczytał hrabia Hochberg wywołał fale entuzjazmu. Zebrany pod murami tłum skandował jego imię, imię wspaniałego cesarza, wielkiego i niepokonanego Imperium, dumnego i upartego Ostlandu, chwalił dobrych bogów i w końcu tłum powoli zaczął rzednąć wracając do Podgrodzia, do swoich kwater, placów, namiotów, karczm aby świętować te dobre wieści. Nie inaczej było w “Tańczącym zającu”.

---





https://i.pinimg.com/originals/90/0a...5c9121fca4.jpg


- No to słyszeliście co ogłosił pan hrabia? Sam Imperator ze swoją armią ruszy nam na pomoc! Jego zdrowie! I nasze! Na pohybel naszym wrogom! - roześmiała się Petra von Falkenhorst wznosząc do góry kufel. Za nią wzniosły się pozostałe i w wiele gardeł wlało się gęste, trochę gorzkie a trochę słodkawe piwo. Zgrupowali się przy tych samych stołach co wcześniej prowadzono rozmowy rekrutacyjne. Tyle, że teraz złączono dwa lub trzy aby wszystkich pomieścić. Przynajmniej tych najważniejszych dowódców lub specjalistów jacy zgłosili się w ciągu ostatniego tygodnia do służby pod sztandarami górskiego sokoła jaki był godłem margrafa von Falkenhorsta. Bo gdyby zebrać wszystkich łącznie z szeregowymi żołnierzami to pewnie by zajęli całą karczmę albo i jeszcze by brakło miejsca.



https://i.pinimg.com/564x/4f/8f/8c/4...7376964903.jpg

- No właśnie. Ale zanim zaczniemy świętować na całego to mamy dla was ogłoszenie. - Inez von Muller znacznie lepiej pasowała do stereotypu młodej szlachcianki niż jej koleżanka. Inez zawsze była ubrana w elegancką suknię, miała starannie ufryzowane włosy i wysławiała się jak osoba dobrze wychowana i wykształcona. Petra zaś miała dość zawadiacką i impulsywną naturę i często sprawiała wrażenie jakiejś awanturniczki czy najemniczki niż szlachcianki. Zwłaszcza było to widoczne po jej manierze chodzenia w skórzanych spodniach na co decydowało się niewiele kobiet. A u szlachcianek prawie się nie zdarzało. No ale szlachcianki rzadko służyły w armii albo bezpośrednio zajmowały sie werbunkiem do niej. Zwykle jak już jakaś dorodna matrona chciała się jakoś przysłużyć armii to zajmowała się służbami pomocniczymi jakie były na miejscu, zostawała sponsorem jakiegoś oddziału, obejmowała nad nim patronat, fundowała sztandar często przy tym zostając symboliczną dobrodziejką i matką chrzestną ale raczej rzadko się zdarzało aby kobiety walczyły i dowodziły osobiście.

Obie młode szlachcianki prowadziły werbunek do służby a hufcach swojego górskiego patrona i miały objąć dowództwo póki margraf nie przybędzie aby przejąć to wszystko już osobiście. Na razie został w Falkenhorst organizując tam wszystko na potrzeby kampanii wojennej jakiej do początku tej wiosny w ogóle nie planował. Jak zresztą pewnie i cała reszta Imperium i Kisleva. Obie mieszkały na zamku bo w końcu były przedstawicielkami wielkiego pana. Ale wynajmowały w “Zającu” pokój w którym prawie codziennie się pojawiały i był ich główną bazą na Podgrodziu podczas werbunku ochotników. Trzecim wysłannikiem margrafa był porucznik Eryk. Jaki z kolei miał wygląd górskiego zbira co bardziej by pasował do napadania podróżnych na traktach niż do tego co zwykle się myślało słysząc “oficer”. Ale nosił szarżę na swoich szarfach, przybył do Lenkster na czele swojego oddziału górskich myśliwych zwanych Gebirgsjaeger i w przeciwieństwie do koleżanek mieszkał w “Zającu” na stałe. Więc o ile akurat nie nocowały w gospodzie to często z samego rana czy wieczorem z całej trójki właśnie jego było najłatwiej spotkać. A dziś przy tak ważnym i radosnym wydarzeniu byli całą trójką w swojej ulubionej gospodzie. Podobnie jak chyba wszyscy ważniejsi dowódcy i specjaliści jacy w ciągu ostatniego tygodnia udało im się zwerbować pod sztandary górskiego margrafa.

- No właśnie! Mamy ogłoszenie! - podchwyciła Petra po czym powiodła wesołym spojrzeniem po zebranych ochotnikach. - Musimy kupić więcej koni, wozów i zapasów. Tu w okolicy to wszystko już wybrane albo nie ma a jak jest to takie ceny, że ho ho! Ale trochę porozmawiałyśmy tu i tam i w Hochlandzie jest jeszcze w miarę normalnie. Dlatego pojedziemy tam aby kupić te zapasy i wrócimy z powrotem. - obwieściła im szlachcianka w skórzanych spodniach jakie miało być ich pierwsze zadanie jako właśnie tworzonego hufca von Falkenhorst.

- Tak, bo dzisiaj rano miałyśmy rozmowę w sztabie na zamku. I wszystko wskazuje na to, że wkrótce część sił, w tym nas, przesuną na wschód. Na początek do Ristedt. Raczej nie w tym tygodniu ale po Festag to już kto wie? Prawie na pewno trzeba będzie tam ruszać w przyszły Festag, tuż przed albo po. Więc stracimy okazję do takiej aprowizacji naszych oddziałów. - Inez dodała coś od siebie dlaczego się zdecydowały na taki ruch. Przez ostatni tydzień to prawie każdego dnia ktoś do nich dochodził. Z różnymi oddziałami, różnej wielkości, jakości i specjalizacji. To jeszcze nie było wiadomo czym właściwie będą dysponować. Ale po tygodniu to już się trzon tych sił zaczął krystalizować. Mieli głównie piechotę, różnoraką od włóczników, przez strzelców i szermierzy. Jedynie niektórzy oficerowie poruszali się konno a Gebirgsjaeger dysponowali podróżnymi kucami górskimi. Większość tej żołnierskiej masy to jednak byli piechurzy. I była wreszcie okazja aby wykonać pierwszy ruch w celu zdobycia zapasów jakie później na objętej wojną krainie mogłyby być trudne do zorganizowania.

- Więc Inez i Eryk zostaną tutaj i dalej będą prowadzić werbunek. A ja wezmę paru chwatów i pojedziemy do Hochlandu na małe zakupy. Do Breder. W Marktag jest tam targ więc powinna się zjechać cała okolica. A jak mówi Stefan to tam jest koński targ i nie tylko to będzie okazja rozejrzeć się co tam mają i po ile. - tłumaczyła wysłanniczka margrafa o fioletowych włosach. Wskazała na lidera myśliwych jaki był rodowitym Hochlandczykiem a do tego całe pogranicze między rodzimą prowincją a Ostlandem znał całkiem dobrze.



https://i.imgur.com/dH1Ve3M.jpeg

- Tak jest psze pani! Tam jest koński targ, ludzie tam zwożą też krowy, wozy, kozy, owce i inne takie a ja mam tam kuzyna który… - brodaty Hochlandczyk wyglądał jak herszt jakiejś bandy rozbójników ale wypowiadał się raźno i pewnie. Zwłaszcza, że sprawa dotyczyła jego rodzimych okolic.

- Dobra, dobra, po drodze nam opowiesz. No właśnie, nie swawol dzisiaj za dużo bo jutro ruszamy do Breder. - Petra roześmiała się jakby ją rozbawiło to, że myśliwy pewnie zaraz by ich uraczył jakąś rodzimą historyjką więc mu przerwała. Ale nie było dziwne, że zdecdywała się zabrać jego i jego łuczników jako przewodników po terenie jaki całkiem dobrze znali.



https://i.imgur.com/lZI43OT.jpeg

- I Georgij. Ty i twoi halabardnicy to też wyglądacie jak straż czy co. To będziecie się dobrze prezentować. Bo może uda nam się tam kogoś jeszcze zwerbować? - Petra wybrała jeszcze flegmatycznego ale dającego się już poznać z rozwagi sierżanta oddziału halabardników. Dzięki swojej głównej broni rzeczywiście mogli sprawiać wrażenie jakiegoś oddziału straży miejskiej. Ten przyjął to zadanie spokojnym skinieniem głowy.

- Wszystkich mam zabrać? - zapytał dla jasności sprawy. Szefowa zastanowiła się chwilę po czym skinęła twierdząco głową.

- Tak, wszystkich. W końcu jak będziemy wracać z tabunem koni i wozami to ktoś może mieć jakieś głupie pomysły. Lepiej to zawczasu wybić komuś takiemu z głowy. No i Renate. Ty i twoi tarczownicy też się dobrze prezentujecie. To też naszykujcie się, że jutro ruszymy w drogę. - szlachcianka w spodniach zwróciła się do ostrzyżonej na krótko blondynki z mieczem u boku i dość nonszalanckiej pozie. I też w spodniach chociaż nie skórzanych. Renate Theiss pochodziła z Nordlandu co lubiła podkreślać morskimi błękitami w swoim stroju. I stała na czele grupy zaprawionych w bojach mieczników. Przez te parę ostatnich dni gdy zdarzało jej się gościć w “Zającu” dała się poznać jako dość przyjacielska ale trzymająca rozmówców na dystans.



https://i.imgur.com/NL0V4lu.jpeg

- No nie wiedziałam, że dostałam tą robotę ze względu na dobrą prezencję. Myślałam, że chodzi o robienie mieczem. - zażartowała szefowa mieczników czym wzbudziła powszechną wesołość u rozmówców. Petra też się roześmiała mimo, że pewnie uświadomiła sobie, że jej argumenty zabrzmiały nieco niezręcznie.

- Ale jeszcze parę osób by się przydało. W końcu nie wiadomo co nas może spotkać po drodze, na miejscu albo jak będziecie wracać. - Inez wtrąciła się aby nieco zmienić temat. I dała znać, że parę wybranych osób to by chętnie widziała na tej planowanej wyprawie a poza tym zawsze można było się zgłosić na ochotnika zamiast siedzieć w karczmie czy gdzieś na okolicznych gospodarstwach albo lasach.

- Dobrze, już dobrze, jutro ruszamy w drogę ale dzisiaj się bawmy! - w końcu Petra niejako ogłosiła przejście do części mniej oficjalnej a bardziej integracyjnej. W końcu w ciągu ostatniego tygodnia czy dwóch to czasem się nawet widywali tam czy tu, nawet ktoś mógł się spotkać czy pogadać w karczmie przy rekrutacji albo przypadkiem. Ale pierwszy raz była okazja rozejrzeć się kto jeszcze zgłosił się na służbę górskiego markgrafa. I okazało się, że kompanija była dość różnorodna a całkiem tłumnie obsiadła te dwa czy trzy złączone stoły.


---



W miarę jak wiosenny dzień się kończył a zbliżał zmierzch to i towarzystwo robiło się coraz śmielsze. Zwłaszcza przy hucznej biesiadzie i licznych kolejkach różnorodnych trunków. Przez ostatnie dni nad Lenkster panowała dość ponura atmosfera. Zbliżające się hordy Chaosu były jeszcze dość daleko ale kolejne dni przynosiły niezbyt wesołe wieści z toczących się walk. Bo brzmiało jakby walki toczono o coraz bliższe stolicy i zachodniego pogranicza wioski, sioła, osady i brody. Przewalające się przez Podzamcze oddziały wojska, uchodźcy ze wschodu, organizacja nowych wojsk też nie sprzyjała lekkiej atmosferze. Ale dzisiaj było inaczej. Jeszcze wojna nie była wygrana ale zapowiedź, że sam imperator się włączy do tej walki i to z przepotężną armią ze wszystkich prowincji podniosło wszystkich na duchu, że nastrój zrobił się nadspodziewanie świąteczny jak na jakimś weselu albo festynie.




https://i.imgur.com/9qG7mlS.jpg

- No nieźle, nieźle… - przyznała Kislevitka dowodząca grupką rzecznych marines jacy zaciągnęli się pod sztandar górskiego hrabiego licząc, że pod jego wodzą przyczynią się do walki z odwiecznym wrogiem jaki nim ruszył przeciwko Ostlandowi pierwej zaatakował ich ojczyznę. Pokiwała głową z uznaniem dla nowopoznanych kolegów. Okazało się, że potrafią rzucać nożami albo toporkami. Zrobili więc konkurs ciskając do celu jakim był charakterystyczny słój drewna na belce stanowiącą ścianę karczmy przez co był wygodnym celem. Już kilka noży i jakieś krótkie toporki były tam wbite w ścianę. A dwa czy trzy leżały na podłodze po tym jak się nie wbiły lub zdążyły już odpaść. Niektórzy próbowali swoic sił z ciekawości nawet jeśli nie mieli w tym zbyt wielkiej wprawy. A inni na odwrót, rywalizowali ze sobą zawzięcie. Wśród zwerbowanych sierżantów to Sorokina wydawała się brylować w tej rzucanej dziedzinie.

Część gości wyszło na podwórze gospody. Gdzie na małym dziedzińcu otoczonego stajnią, wozownią i szopami urządzono sobie zawody wymagające więcej przestrzeni. A przy okazji dając okazję i miejsce dla widowni. Jak choćby strzelanie do celu. Celem było wiadro znalezione gdzieś na podwórzu i ustawione na jednej z beczek. Cel był taki sobie. Znaczy ze względu na wielkość to był znacznie mniejszy od sylwetki człowieka czy podobnego celu ale za to strzelało się na wprost i z dość bliskiej odległości. A nie jak w trakcie bitew gdzie zwykle jeden oddział strzelców strzelał dość stromo w górę a potem strzały spadały niczym pierzasty deszcz na przeciwnika. Kusz czy broni palnej używano inaczej ale przy tak bliskim strzelaniu szanse były dość równe. Czy ktoś strzelał z kuszy, łuku czy broni palnej to z tych dwudziestu czy trzydziestu kroków jakie dało się złapać na podwórzu były dość wyrównane. Tylko dla pistoletów to była już dość spora odległość. Tutaj chyba dziwne nie było, że ton nadawali liderzy zwerbowanych łuczników Paul co był sierżantem łuczniczych milicji i Stefan co jak już wcześniej dało się poznać podczas przemówienie obu szefowych był z Hochlandu i miał maniery zawodowego cwaniaka.




https://i.imgur.com/koPWMoQ.jpeg

- I co? Potraficie w Hochlandzie tak strzelać? - zagaił Paul zerkając pytająco na Stefana. W końcu to Hochland właśnie słynął na cały kraj z zawodowych myśliwych i pierwszorzędnych strzelców. I nie na darmo właśnie tam skonstruowano myśliwskie arkebuzy zwane “muszkietem hochlandzkim”. Niemniej teraz okazywało się, że obaj łucznicy są godnymi siebie przeciwnikami.

- Nie no skąd psze pana! Przynosi pan zaszczyt swojej prowincji! Wreszcie w Ostlandzie nauczyliście się strzelać! Naprawdę miło poznać Ostlandczyka który łumi prawidłowo trzymać łuk w rękach! - Stefan bez wahania złożył nowemu koledze gratulacje i to takie szczere, gorąco potrząsał jego prawicą. Ten zaś miał minę jakby zastanawiał się czy nie powinien się właśnie obrazić. Rozważania przerwał mu huk arkebuza i gryzący w nozdrza dym spalonego prochu. Kula pomknęła ku już mocno podziurawionemu i naszpikowanemu strzałami i bełtami wiadru. Gruchnęła o deszczułki aż pojemnik podskoczył i przewrócił się na wierzch beczki po czym poturał się na jej brzeg i tam znieruchomiał.




https://i.imgur.com/r2Pv2Rp.jpeg


- Niezłe są te wasze wykałaczki chłopcy, niezłe. Ale to jest znacznie lepsze. - strzelec uniósł dumnie swój arkebuz aby się nim pochwalić. Nie był już taki młody i włosy miał przetykana siwizną. Chociaż twarz miał jeszcze w sile wieku. Kazał się nazywać Dymitri ale wcale nie był z Kisleva. Nie był nawet z Imperium gdzie te kislevskie imiona też bywały dość popularne, zwłaszcza na wschodzie. Dymitri Eger pochodził z egzotycznej tutaj krainy nazywanymi Księstwami Granicznymi jakie były położone na południe od Gór Czarnych i gdzie się kończyły to trudno powiedzieć. Nawet akcent chociaż zrozumiały w reikspiel to miał dość dziwny, że od razu dało się poznać kogoś z dalekich stron. A Dymitr był zawodowym strzelcem i dowódcą grupy podobnych sobie arkebuzerów jakich uzbierał jako swoją kompanię od Księstw Granicznych przez wojny pomiędzy tileańskimi miastami, estalijskimi księstwami, bretońskimi baroniami aż zawędrował do Imperium akurat w sam raz na nową wojnę. On sam mówił, że pochodzi z Księstwa Sodraland no ale ta nazwa tutaj chyba nikomu nic nie mówiła.

W końcu jednak zabawę w strzelanie trzeba było skończyć jak któraś ze strzał przeleciała przez ogrodzenie i wylądowała… No nie wiadomo gdzie bo ogrodzenie zasłaniało. Ale chyba gdzieś na ulicy. Jakoś nikt nie przyleciał z wrzaskiem i pretensjami ale towarzystwo chociaż rozbawione i rozochocone to jednak wolało więcej nie ryzykować.

- E tam te wasze zabaweczki… Chodźcie się zmierzyć jak prawdziwi mężczyźni! - zawołał radośnie któryś z osiłków. Mimo mało przyjemnego wiosnnego chłodu stał w samych spodniach i był gotów zmierzyć się z każdym śmiałkiem w zapasach. Zasady były proste. Trzeba było albo wypchnąć przeciwnika poza narysowany na ziemi krąg albo powalić go na plecy. Wtedy zdobywało się punkt. Kto pierwszy zdobył pięć to wygrywał. Szybko więc znalazło się całkiem sporo chętnych aby się sprawdzić w tak bezpośredniej i dość przyjacielskiej rywalizacji. Okazało się, że pochodzący z Ostermarku Klaus jest całkiem niezły w takich zmaganiach.




https://i.imgur.com/t5Lp7Uj.jpeg


- Tak to robimy w Ostmarku. - powiedział ocierając dłonie po ostatnim przeciwniku. W pewnym momencie jednak się trochę zdziwił gdy z tłumu widzów wyszła blondwłosa “ładna buzia” czyli sierżant mieczników.

- To chodź. Zobaczymy jak sobie poradzisz z dziewczyną z Nordlandu. - powiedziała wesoło odpinając pas z bronią i podając go swojemu koledzę. Widownia zaś zafalowała oczekując ciekawego widowiska.

Nie mogło też zabraknąć tradycyjnego siłowania się na rękę. Wystarczyło jakiś stół i dwóch chętnych i można było zaczynać. Chętnych nie brakowało. Można było w końcu popisać się krzepkością swoich ramion, zdobyć uznanie wśród nowych towarzyszy, darmowe kolejki trunku od widowni czy zalotne spojrzenia kobiet jakie były akurat w środku. Tu trudno było o zwycięzcę bo stawka była dość wyrównana. Ale koledzy, koleżanki i przypadkowa widownia wszystkich nagradzali okrzykami zachęty i uznania.

Ale gdy ktoś wpadł na pomysł aby zrobić konkurs wspinania się po linie dość szybko okazało się, że marynarskie doświadczenie wiele znaczy. Bo gdy zarzucono linę na okno stodoły przez jaką normalnie władowywało się pakunki siana na strych i trzeba było się wspiąć po tej linie jak najszybciej to okazało się, że Sorokina nie ma sobie równych. Wspinała się z iście małpią zwynnością i nawet krzepcy mężczyźni przy jakich wydawała się drobna mieli trudności aby za nią nadążyć.

Kolejną tradycyjną konkurencją było picie na umór. A dokładniej odwracało się klepsydrę i ochotnik miał do wypicia ogromny, pamiątkowy kufel Philippa pełen piwa. Gdy był napełniony po brzegi był tak ciężki, że trzeba było go trzymać dwiema rękami. Poza tym tak było wygodniej. I tutaj też stawka była wyrównana zwłaszcza jak obie szefowe sponsorowały trunki podczas tej zabawy. To chętnych na darmowe picie było też sporo. W końcu chyba prym zaczął wieść Lukas co bardzo spodobało się wielu Ostlandczykom. Bo nie do zniesienia była im myśl, że mieliby zostać pokonani w tej narodowej dyscyplinie i mocnych łbach z jakich słyneli na całe Imperium przez jakiegoś zagraniczniaka.




https://i.imgur.com/MfLYk2D.jpeg


- To była łatwizna! - rozpromienił się Lukas ocierając rękawem usta z nadmiaru trunku. Lukas był ponurym i opryskliwym dowódcą włóczników i stanowił sól tej ziemi. Wydawał się być żywym uosobieniem wszelkich stereotypów o tej imperialnej nacji. W gruncie rzeczy paliła go męka o los najbliższych i rodzinnych stron bo chociaż wojna i służba zastała go przy zachodnich kresach Ostlandu to on sam pochodził ze wschodnich. Właśnie tam gdzie obecnie uderzyła wojenna zawierucha.

Kolejną dyscyplinę zaproponowała Petra. Właściwie była prosta. Jedna osoba przerzucała z dłoni do dłoni kamyk a druga starała się go przechwycić w locie. Do tego przydatny był dobry refleks. I okazało się, że talent do tego mają obie panie sierżant. Zarówno kislevska brunetka dowodząca swoimi marynarzami jak i krótkowłosa blondynka z Nordlandu wydawały się mieć najlepsze predyspozycje w tej dziedzinie.

- To może coś bardziej intelektualnego. - zagadnęła Inez dla odmiany propnując konkurs zagadek. Znała ich całkiem sporo i tutaj trzeba było wykazać się dobrą pamięcią i bystrością umysłu aby skojarzyć jakąś frazę jaka była na początku wierszyka z pytaniem jakie było na końcu. Poza tym niektóre były oczywiste, że dziecko by nie miało pewnie trudności z wyłapaniem tych zależności. Ale niektóre wymagały sporej wyobraźni i trzeźwości umysłu. Tutaj przydało się doświadczenie kupieckie i organizatorskie Christiny jaka zaciągnęła się pod sztandary margrafa jako dowódca milicji.



https://i.imgur.com/RmGHCtO.jpeg


Spora część tych milicji to byli jej dawni pracownicy firmy handlowej razem z eskortą. A inni dołączyli do niej już tutaj, w Lenskter albo byli do niej kierowani przez nowe szefowe. Sama Christina już nie była młódką i bił z niej jakiś chłód. Wydawała się szorstka i ponura ale rzetelnie wypełniała swoje obowiązki i tego samego wymagała od swoich podwładnych i kolegów. Zupełnie jakby nadal kierowała swoją firmą. Ale pod względem pamięci i skojarzeń okazała się być w samej czołówce.

Sprawdzano też odwagę i zimną krew ochotników. A mianowicie przerzucano przez krokiew linę a potem wiązano do niego wiadro z wodą. Delikwenta ustawiano w odpowiednim miejscu albo nawet kilku od razu tam stawało. A z przeciwnej strony ktoś puszczał rozbujane wiadro. To rozpędzone ruchem wahadłowym pruło przed siebie i gdyby kogoś trafiło, zwłaszcza w twarz, to na pewno nie byłoby to przyjemne a wręcz bolesne. Oczywiście można było w ostatniej chwili umknąć poza zasięg rażenia rozpędzonego wiadra. Ale właśnie chodziło o to, że ktoś z zimna krwią mógł wytrwać do naprawdę ostatniego momentu. Tu znów było chyba więcej zabawy niż prawdziwego ryzyka chociaż paru pechowcom napełnione wodą wiadro roztrzaskało twarz czy boleśnie ugodziło w pierś albo ramiona gdy próbowali się w ostatniej chwili zasłonić. Ale w czołówce znalazł się także Marcus.




https://i.imgur.com/4TXeTs1.jpeg


Spokojny i rozważny kusznik z Talabeklandu jakiego Petra wybrała aby jutro ruszył z nią do Breder okazał się mieć tą rozwagę i zimną krew także przy tej zabawie. Zawsze wydawał się wytrwać najdłużej naprzeciwko rozpędzonemu wahadłu z pełnego wiadra. Jak się okazało podobnie jak wielu ochotników co zgłosili się na służbę do górskiego markgrafa jest zawodowym żołnierzem. Kusznikiem właśnie. W swojej wojskowej karierze zwiedził większość wschodnich prowincji, od rodzimego Talabeklandu przez Ostland, Ostermark i Hochland. No a na wiosnę jak gruchnęła wieść o nowej wojnie na wschodzie to razem ze swoja grupą ruszył właśnie tam i tak znalazł się w Lenkster. Zaciągnięcie się pod sztandary z górskim sokołem wydało mu się równie dobre jak pod każdy inny a organizacja zrobiła na nim dobre wrażenie. No i miał już swoje lata więc wizja znalezienia nowego domu po wojnie jako weteran w służbie górskiego pana, może jakiś sierżant - szkoleniowiec skusiła go ostatecznie.

A jak zabawa to nie mogło też zabraknąć tańców, muzyki, śpiewu, wina i pięknych kobiet. Okazało się, że panie i panny z szeregów górskich hufców albo te co akurat były w karczmie całkiem są skore zaznać nieco radości i rozrywki podczas tańców. Czy któraś ze szlachcianek margrafa, czy rzeczna Kislevitka, czy blondynka z Nordlandu albo nawet ponura i wymagająca wdowa i kobieta interesu z Ostlandu całkiem chętnie poszły w tany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem