Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2023, 01:00   #6
mharek
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
- No to słyszeliście co ogłosił pan hrabia? Sam Imperator ze swoją armią ruszy nam na pomoc! Jego zdrowie! I nasze! Na pohybel naszym wrogom! - roześmiała się Petra von Falkenhorst wznosząc do góry kufel. Za nią wzniosły się pozostałe i w wiele gardeł wlało się gęste, trochę gorzkie a trochę słodkawe piwo. Najgłośniej wiatowali kislevscy najmici, którzy wraz ze swoim dowódcą stali w głębi sali i żłopali już piątą kolejkę złocistego trunku. Jeden z nich, wysoki, szczupły, kruczowłosy kozak, ubrany w jedwabną koszulę i czarne skórzane spodnie siedział na stole i patrzył trochę tępym wzrokiem na przemawiającą Petrę von Falkenhorst.
- Aleksiej, szto z taboj stalasje? - Gotthard Distler spojrzał na młodego chłopaka z zaciekawieniem. Do tej pory nie widział, żeby któryś z jego kozaków przesadził z alkoholem.
- Atiaman, ja slucham, szto kaje krasna pani - odpowiedział melancholijnie Aleksiej.
- I szto ty dumasz? - zaśmiał się porucznik.
- Nico ja ne razumieju, suka bljat!
- Pani dawodca wskazał, szto Najjasnieszy Pan abiecau nam, szto prybiedzie z vialikaja armia i pobije chaosnikow - Distler był za niski i musiał podskoczyć, aby usiąść na ławie obok kozaka. Podkręcił spiczastego wąsa, pogładził się po brodzie i poklepał go po plecach. - I szto teraz ty dumasz?
Młody kozak spojrzał na swojego dowódcę i kwaśno się uśmiechnął. - Atiaman, moj batiuszka skazaw, jak tsar abiecuje, szto sztoś tobie zabierzie, to zabierzie. A jak abiecuje, szto coś dla ciabie zrobi, znaczy, szto abiecuje - przez chwilę obaj milczeli i nagle Gotthard wybuchnął gromkim śmiechem. - Popatrz Aleksiej na tą naszą kompanię - szerokim gestem omiótł całą salę, pełną rozradowanych żołnierzy. - Popatrz, mamy tu nawet krasnoluda i elfa. Prawdziwa krucjata przeciwko chaosowi. Kiedy wygramy, ktoś może napisze o tym kronikę i nazwie to, dajmy na to Bitwą Pięciu Armii?! - zaśmiał się. - A potem przyleci tu na miotle jakiś elfi wróżbita i powie nam, że możemy nosić na raz tylko jednego buta, lewego, prawego, dowolnie wedle naszej woli, ale nigdy oba na raz bo jesteśmy zbyt nieodpowiedzialni… - Aleksiej ewidentnie nie zrozumiał przydługiego wywodu porucznika i chyba nawet nie dlatego, że jego znajomość staroświatowego była bardzo ograniczona, ale przytaknął grzecznie i wskazał na Petrę von Falkenhorst. Porucznik pokiwał przecząco głową - Nie. Za wysokie progi. Nawet dla mnie. Ale pójdę do pani dowódcy i porozmawiam z nią o naszym udziale w wyprawie po konie. A Ty porozmawiasz o mnie z tą piękną piratką, przedstawisz mnie w odpowiednim świetle… wiesz zresztą co robić… - porucznik wskazał dyskretnie na kislevitkę, która prawdziwie popisowo wspinała się po linie.

* * *


Gotthard zwinnie prześlizgnął się między bawiącymi się żołnierzami i zbliżył się do Inez von Muller. Poprawił doskonale dopasowaną czarną skórzaną kurtkę, przeciągnął ręką po szpakowatych, krótkich włosach, podkręcił spiczastego wąsa i podszedł do dowódcy. Na jego wąskiej, żylastej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Moi ludzie chętnie przespacerują się do Breder w Hochlandzie. Zwłaszcza, że będziemy kupować konie. Dobrze by było, żeby poszedł z Panią ktoś, kto umie się nimi zająć, a moi kozacy akurat na tym świetnie się znają - Diestler skłonił się lekko, czekając na decyzję pani Inez.

* * *

Z każdą godziną atmosfera w “Tańczącym zającu” gęstniała za sprawą hektolitrów wypitego wina i piwa, zmieszanego ze strachem i ekscytacją, które towarzyszyły nieuchronnie zbliżającej się wyprawie wojennej. Tańcom, hulankom i swawolom nie było końca i choć tych, którzy zaczynali zachowywać się tak, jakby jutra miało nie być, szybko wyproszono z karczmy i potraktowano kubłem zimnej wody, w środku budynku było naprawdę gorąco. Distler spokojnie wyczekiwał odpowiedniego momentu, a gdy ten nadszedł, z niebywałym wdziękiem, spokojem i pewnością siebie podszedł do sierżant Dany Sorokiny, dowódcy rzecznych piratów. Spojrzał na nią swoimi wielkimi, niebieskimi oczami świecącymi niczym diamenty na tle jego wąskiej, żylastej twarzy i zaprosił ją do tańca. - Wtańcz mnie w swoje piękno i niech skrzypce w ogniu drżą - cicho szeptał jej do ucha - Tancuj mene w strakhi, poko ya ne zbere se. Chcę oliwną być gałązką podnieś mnie i leć, tancuj mene do kontsa lyubvi…
 

Ostatnio edytowane przez mharek : 18-05-2023 o 01:33.
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem