Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2023, 09:17   #1
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
[D&D 5e] Duchy Harrowstone [Korona Rozkładu I]






Tego ponurego wieczora, karczma "Chichot Demona" w Ravengro pękała w szwach, głównie za sprawą paskudnej pogody panującej na zewnątrz. Lało i wiało od kilku godzin i nic nie zapowiadało, by sytuacja przez noc miała się poprawić. Tym przyjemniej było lokalnym posiedzieć w cieple i przy kuflu piwa bądź kieliszku czegoś mocniejszego. A i było o czym rozmawiać - niedawno w tym spokojnym miasteczku miał miejsce zgon profesora Petrosa Lorrimora, który - zanim przeszedł na emeryturę - wykładał na Uniwersytecie Lepidstadt. Miejscowy znachor, Costin Șerban, opowiadał zgromadzonym przy stoliku słuchaczom szczegóły zgonu "profesorka", jak nazywano Lorrimora w miasteczku. Cyrulik miał długi język, szczególnie, gdy solidnie popił i nie dbał o tak zwaną "tajemnicę lekarską", nową zasadę medyków z wielkich miast. Ravengro było małe i nie miało przed sobą tajemnic. Przynajmniej teoretycznie.
- Spadł mu na łeb jeden z tych gargulców, co je tam postawili, jak więzienie budowali. Tak, że aż mu mózg uszami wypływał. - Mówił, aż mu się oczy świeciły. - W pękniętą czaszkę to można było trzy paluchy wsadzić. Z gęby też mało co zostało. Jak żyję, to czegoś takiego żem nie widział. Dobrze, żeśmy Kendrze go takiego nie okazali, bo by nam na serce tam padła.

Jeden ze słuchaczy, wysoki, barczysty mężczyzna upił łyk piwa.
- Mógł się nie kręcić przy starym więzieniu. Przecie tam straszy i to wszyscy wiedzą od dawna. Sam na siebie śmierć sprowadził.
- Ale te miastowe naukowce tak mają. Chociaż by im gadać, żeby się nie pchali tam, gdzie nie pocza, to i tak polezą. - Dodał inny, tyczkowaty brodacz.
- No i się doigrał - mruknął kolejny, osiłek o twarzy mordercy. - Jeszcze tylko tę jego córunię jakoś stąd wyprowadzić i będzie nam się żyło spokojnie, jak dawniej. Uczonych nam tu nie trzeba. I to takich, co mogą tylko na nas większe kłopoty sprowadzić.
- Dokładnie, Conrad ma rację. - Poparł go kolejny i stuknął się z nim kuflem. - A tak w ogóle, to po co on tam lazł? Znaczy ten profesorek?
- Bo głupi był. Czasami lepij na dupie siedzieć, jak my tu, o! W cieple, przy piwku, a nie wiatru w polu szukać... Do starego więzienia nie zbliża się nikt, kto nie chce skończyć jak Lorrimor. Ale tym profesorkom nie przetumaczysz, one wiedzom lepiej - odparł brodacz. - A potem płacz. No ale pogadajmy o czymś innym, profesorek już dawno po sądzie u Pharasmy. Napijmy się lepij...




Tymczasem na obrzeżach Ravengro, w starym, dużym domu młoda, czarnowłosa kobieta wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w okno, za którym szalała ulewa. Jej serce pożerał dojmujący smutek i żal po stracie ukochanego ojca. Wciąż nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że już nigdy go nie zobaczy i nie mogła się z tym pogodzić. Chociaż ojciec był obieżyświatem i często nie było go w domu, to więź, jaka ich łączyła była mocna i zbudowana na solidnych fundamentach. Wiedziała, co musi teraz zrobić.

Zdawała sobie sprawę, że wojaże ojca bywały niebezpieczne, ale rozumiała też, ile dla niego znaczyły. Czasami może nawet zbyt wiele. Nigdy wcześniej jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że ojciec umrze podczas którejś z takich wypraw, a już tym bardziej rzut kamieniem stąd, tak blisko swojego domu i córki. I za każdym razem, gdy przez jej umysł przebiegł choćby cień tej myśli, robiło jej się niedobrze. A słowa “wrócę przed północą, skarbie” i jego ostatni uśmiech, gdy zamykał za sobą drzwi pozostaną z nią już na zawsze. Ojciec pozostawił ją nie tylko w żałobie, ale i z wyraźnymi instrukcjami, co uczynić, gdyby przedwcześnie odszedł z tego świata. Wskazał jej konkretne osoby, które miała powiadomić. Osoby, które zawarł w swojej ostatniej woli.

Kendra nie wierzyła w przypadkowość śmierci ojca. W nieszczęśliwy wypadek. Petros był w młodości poszukiwaczem przygód i choć wiele razy zostawał ranny, zawsze wychodził z opresji obronną ręką. Mógł polegać na wielu ludziach, miał ogromną siatkę kontaktów. Niektórzy zawdzięczali mu życie i on zawdzięczał je niektórym. Poświęcił życie na badanie przeróżnych zjawisk paranormalnych i nadnaturalnych istot. Spotkał się w swoich podróżach z tyloma przeciwnościami i dziwnymi stworzeniami, że gdyby była taka możliwość, to doświadczeniem mógłby obdarować kilkadziesiąt osób.

Nie chciała wierzyć słowom miastowego medyka, że na ojca przypadkowo osunął się jeden z gargulców umieszczonych na murach ruin więzienia Harrowstone. To było zbyt proste, zbyt trywialne. Coś złego musiało się tam zdarzyć - czuła to, choć szeryf Caeller stwierdził, że po przeprowadzeniu ze swoimi ludźmi dokładnego śledztwa nie odnalazł tam śladów walki ani niczego innego, co wskazywałoby na zaplanowany atak. Nad dochodzeniem pieczę trzymał sam burmistrz miasteczka Vashian Dragescu, który był serdecznym przyjacielem Petrosa i on też zapewniał ją, że jego śmierć była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.

Miała swoje przeczucia graniczące z pewnością, że to nieprawda. Stare więzienie zostało zbudowane wiele lat temu na wzgórzu niedaleko Ravengro i nie cieszyło się najlepszą opinią jeszcze za czasów użytkowania. A gdy pozostały po nim tylko ruiny, jego reputacja spadła tym bardziej. Ponoć miejsce było nawiedzone, co wcale nie musiało być zabobonem, skoro ojciec się nim zainteresował. Dlaczego jednak tak nagle? Dopiero teraz? Wszak mieszkali w Ravengro od wielu lat…

Żałowała, że nie wypytała go zawczasu, dlaczego tak bardzo chce się tam wybrać po zmroku tego paskudnego wieczora, który stał się ostatnim wieczorem, gdy przytulała go na odchodne, choć wiedziała, że zbyłby ją jakimś prozaicznym wyjaśnieniem. Nigdy nie angażował jej w swoje sprawy, chcąc ją chronić a ona miała teraz do siebie żal, że nie była wystarczająco stanowcza. Choć po prawdzie nie sądziła, by cokolwiek to zmieniło.

Westchnęła ciężko, przetarła chusteczką mokre oczy i pociągnęła nosem. Oderwała wzrok od młóconej deszczem szyby, usiadła przy biurku ojca i otworzyła małym kluczykiem drugą szufladę od dołu. To tutaj znajdowały się adresy osób, z którymi miała się skontaktować, gdyby coś mu się stało. Planował swoje życie zawsze kilka kroków naprzód i nawet teraz, gdy leżał samotnie w ciemnej, zimnej, podziemnej krypcie świątyni Pharasmy, odnosiła wrażenie że ci, których zaprosił z różnych części Ustalavu na swój pogrzeb, nie zostali ściągnięci do Ravengro przypadkowo.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 22-05-2023 o 16:38.
Ayoze jest offline