Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2023, 15:19   #53
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Następnego dnia

Ogromna jaskinia w której obozowali nie dawała absolutnego poczucia bezpieczeństwa. Każde słowo niosło się echem po ogromnej przestrzeni, która w końcu musiała pomieścić istoty mierzące ponad dziesięć metrów wzrostu. Na szczęście nikt nie miał problemów z zaśnięciem. Minione dni straszliwie ich wyczerpały z racji trudnej przeprawy w każdym tego słowa znaczeniu.
Sen przyniósł im upragniony odpoczynek. To miłe, kiedy nie śpisz pod gołym niebem w niemal sercu arktycznej pustyni, będąc wystawionym na atak różnego rodzaju lokalnej fauny. Wbrew podejrzeniom Tenii, gigant nie cierpiał na "zespół dnia następnego". Zbudził ich dudniącym śpiewem, pełen energii... upijając zawartość kolejnej beczki.
-Wstawać kurduple! Nie przyjechaliście tu na wypoczynek! Ha ha ha! - zagrzmiał ze śmiechu, że aż się ściany jamy zatrzęsły.
-Przemyślałem twoją propozycję maleństwo. No i mam odpowiedź- zaczął tajemniczo pochylając się nad ich obozem
Druidka wstała i ukłoniła się przed gigantem:
- Dziękuje ci za gościnne na imię mi Tenia Chmielna jestem służką natury mój pryncypał gnomi druid Szept przysłał mnie, aby prosić cię o pomoc w walce z Malarytami. Obrażają oni Auril, którą sądząc po rzeźbie, czcisz o Wielki twierdząc, że ich zapchlone pomniejsze bóstwo może powstrzymać chłód zimy jeżeli będą mu składać ofiary z elfiej krwi upraszam cię o pomoc - Padła na kolana. Nie była do końca pewna ile lodowy zapijaczony gigant pamięta i wolała dorzucić własne argumenty, jeżeli miałby im odmówić.
Do jej uszu dobiegł rechot Er'landa, który z każdą sekundą rósł na intensywności a po kilku sekundach już trzymał się za brzuch cały dygocąc.
-Dobra podnieś się, zabawne to było. Nie ma to jak pośmiać się z rana….- pokręcił głową -A tak szczerze, to mam w moim wielkim zadzie Auril i jej relacje z innymi bogami, tak samo jak ona ma w zadzie swoje sługi…- odparł niespodziewanie drapiąc się po kroczu.
-Pomogę wam z tymi likantropami, bo jestem miłym gościem… No i oczywiście nie za darmo- na jego pomarszczonej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech -Jak już wspomniałem, jestem miłym gościem. Dlatego też udzielę wam mojej łaski i dam wam wybór. Albo oddacie mi wszystkie zaczarowane i zaklęte przedmioty, które mają w posiadaniu likantropy, których chcecie eksterminacji… Albo załatwicie dostawę gorzały…- wskazał gestem ręki puste beczki, porozrzucane w najbliższym otoczeniu- rzekł, wyprostował się i wsparł ręce na biodrach oczekując odpowiedzi.
- Jedno i drugie da się załatwić - powiedział Verryn - chociaż to drugie będzie wymagać współpracy mieszkańców sąsiednich miasteczek.
Spojrzał na pozostałych. W końcu nie on tu decydował o wszystkim.

-Nie, nie nie…- pokręcił wielką głową-Takie ilości, które są mi potrzebne mogą zapewnić mi tylko krasnoludy. Po za tym nie trzeba się zbytnio trudzić z transportem, tak się składa że w tej jaskini jest wejście do ich podziemnego posterunku. Zapewne mają tam sporo gorzały. Z resztą nie raz już handlowaliśmy. Tyle tylko, że już nie bardzo mam co na wymianę…- wzruszył ramionami -Możecie też wybrać łatwiejszą opcję, ale wtedy możecie wiele stracić zgadzając się z góry na oddanie mi całych łupów z wyprawy- dodał.
Druidce nie przypadło do gustu obśmianie, wstała z kolan i przeszła do konkretów
- Ja tam nie potrzebuje magicznych przedmiotów. Mam topór zdobyczny na wrogu, całą resztę potrzebnych rzeczy zapewnia mi Matka Natura ale jeżeli jesteście odmiennego zdania i chcecie handlować z karasiami to je nie będę stała okoniem… Mamy tę bransoletę, jest cenna, ale chyba nie starczy na takie olbrzymi ilości gorzały? - Wyraziła swoją opinie i zerknęła na towarzyszy, aby poznać ich zdanie.
Itkovianowi również nie było do śmiechu. Obudził się cały zlany potem ciężko dysząc. Sprawdził szybko, czy rzeczywiście nie odniósł żadnych obrażeń. Uspokoił oddech, i zaczął się skupiać na otoczeniu. Spojrzał na Hugona szukając wzrokiem porozumienia.
Nie dostrzegł jednak niczego w jego spojrzeniu co by potwierdzało jego podejrzenia. Wstał z posłania i wziął się do rozpalania przygasłego już ogniska przysłuchując się rozmowie.
-Jeśli chodzi o moje zdanie, wycieczka do krasnoludów nie wydaje się taką złą opcją. Jest szansa że i tam będziemy mogli uzyskać pomoc. Im nas więcej, tym większe nasze szanse.- przedstawił swoje zdanie, a gdy ognisko już zapłonęło zaczął przygotowywać napitek na ten chłodny poranek.
- A krasnoludy z chęcią nam pomogą, nie wymagając nic w zamian - z cieniem ironii powiedział Verryn. - Nie mamy czym z nimi handlować.
- Mamy tę bransoletę z rubinem z tego wilkojebcy co go ubiliśmy w karczmie więc z nami pogadają a kto wie może potrzebują z czymś pomocy te krasnale - Rzekła druidka rzucając Verrynowi bransoletę.
-Cóż mnie to się wydaje, że prędzej tym się zainteresują- Salomon spojrzał na topór Tenii.
- Od mojego topora to ty się z łaski Wielkiej Matki odpierdo,l swoje rzeczy sprzedaj - Odgryzła się kobieta.
- Daleko do tych krasnoludów? - Zaklinacz spojrzał na giganta, równocześnie sprawdzając, czy bransoleta nie jest czasami magiczna.
-Wrota do ich posterunku znajdują się w głębszych partiach tej jaskini- odparł wielkolud -Ale nie liczcie na jakąkolwiek łaskę, upusty czy altruistyczną chęć udzielenia wam pomocy. Te skąpe skurwysyny zedrą z was nawet ostatnią parę onuc jeśli będą mieli w tym interes- dodał ostrzegawczym tonem.
- A jakie były ich stawki, gdy z nimi handlowałeś? - zainteresował się Verryn.

-Tak po prawdzie to nie ja handlowałem. Za kontakt z kurduplami odpowiadał inny członek naszej społeczności. Jeszcze inny odpowiadał za hodowlę mamutów, inny za plany najazdów i grabieży i jeszcze kto inny za kontakt z smokiem, który włada tymi terenami. Byli też kapłani, oraz parający się magią run. To właśnie tym ostatnim handlowaliśmy głównie z brodatymi. Niedługo przed tym jak moi współplemieńcy się poróżnili uzupełniliśmy w dużej mierze nasze zapasy. No ale jestem samotny i jakoś muszę ten czas spędzać to też osuszam beczki od rana do wieczora…- wytłumaczył Er'land.
Thulzssa od rana nie absorbował się w żadne dyskusje oprócz sporadycznych przekleństw skierowanych w stronę miejscowej pogody i temperatury.
- Bardzo absssorbujące zajęcie bez dwóch zdań - Odrzekł w końcu w odpowiedzi na niebywałe problemy giganta oraz jego ulubione metody spędzania wolnego czasu.
- Oho…zdaje się, że mówiliśście cośś o ssmoku? Co o nim wiecie i jak najlepiej go unikać? - Zapytał ewidentnie bardziej zainteresowany czymś, co może ich zabić w mgnieniu oka niż jakimiś handlami gorzałą z jakimiś tunelowymi pokurczami.
-No przecież powiedziałem, że za kontakt ze smokiem kto inny odpowiadał…- potarł wielką dłonią o zarośniętą twarz -Smok jak to smok. Śpi tygodniami, a kiedy zgłodnieje to rusza zapolować i tyle z jego ekscytującego życia. Nie wiedzieliśmy gdzie ma leże. Po prostu czasami spotykaliśmy się na niewielkiej przełęczy między górami na północ stąd- wyjaśnił -Raczej bym się nim nie przejmował na waszym miejscu, jeśli nie macie zamiaru brnąć głębiej w góry?- upewniał się.
- Mnie w góry nie ciągnie - powiedział zaklinacz. - W końcu interesy, jakie mamy załatwić, są w nieco innych stronach, bardziej na południe.
-No dobra dobra, a wracając do tematu zapłaty za moje usługi…- burknął gigant, unosząc siwą brew.
- Nie sądze, by nas bylo stac na krasnoludy. - Verryn obrzucił spojrzeniem stos beczek. - Opcja z magicznymi przedmiotami wydaje mi się lepszą.
-Panie gigancie!- do rozmowy wtrącił się niespodziewanie Hugo, który do tej pory raczej nie wyrywał się przed szereg udając niewidzialnego. Najwyraźniej młodzieniec postanowił postawić wszystko na jedną kartę i podjąć ryzyko rozmowy z Er'landem w sprawie, która go tu przygnała.
-He?- wielkolud krótką chwilę wodził wzrokiem po kompanach szukając tego, który się do niego zwrócił.
-Mój… mój mistrz…- łysy chłopak poczerwieniał na twarzy, kiedy jego spojrzenie spotkało się z spojrzeniem giganta. -Mój mistrz szukał oświecenia, jego drogą wiodła na szczyt tej góry… czy… czy widziałeś go może?- zapytał nieśmiało.

-Widziałem maluszku. Szalony starzec, który nawet się dobrze nie przygotował na tę drogę…- odparł Mamuci Syn, na co Hugo ewidentnie się podekscytował.
-Kiedy to było? Jak się miewał? Którędy szedł?- zasypał giganta pytaniami.
-Zmierzał tą samą drogą co wy. Tam przed progiem mego domu znajduje się wąska szczelina, prowadząca w górę. I tam też go spotkałem. Był wyczerpany, ale zdeterminowany jak jasna cholera…- ciągnął gigant -Choć jak tak myślę to prędzej szukał śmierci niż oświecenia, ale nie moja sprawa…- wzruszył ramionami.
-Słyszeliście? Był tu!- Hugo był podekscytowany.
-To było kilkanaście dni temu. Akurat wynosiłem resztki na zewnątrz co by tu w środku nie gniły. Patrzę a tu samotny człowieczek sobie brnie przez śnieg. Zapytałem czy wie gdzie jest i czy da mi chociaż jeden powód bym go nie rozdeptał. A ten sukinsyn do mnie mówi, że jak mu pomogę to opowie mi historie… A że lubię pobajdurzyć to się zgodziłem. On opowiedział mi historię a ja podsadziłem go wyżej oszczędzając mu dzień drogi- wyjaśnił dumny z siebie i swego szlachetnego gestu wielkolud.
Druidka zaklęła szpetnie
- Dość już tego pierdolenia po próżnicy! Nie zapominajcie, że mamy do uratowania tą waszą półelfkę Rebekę czy jak jej tam ?! Chuj wie ile jeszcze elfokrwistych ludzi i elfów! Do tego potrzebujecie rytuału oczyszczenia! Panie Gigancie Earl, nie mamy czasu, użerać się dla was z krasnoludami, przysięgam na Wielką Matkę, której służę, że oddam wam wszelkie magiczne przedmioty, które znajdę na Malarytach od tej chwili jeżeli przysłużycie się w walce z nimi! Sami będziecie mogli wtedy krasnalom zapłacić, bo my i tak nie mamy nic tak cennego jak runy waszych pobratymców. Gówno mnie obchodzą magiczne przedmioty chcę, żeby to przeklęte Malaryckie mordercze ścierwo, które zabiło moją przyjaciółkę zostało starte z powiedzeni świętej ziemi, która jest ciałem Wielkiej Matki więc zbierajmy się do drogi! Pan Panie Olbrzymie idziecie przodem, żeby chronić nas przed wiatrem - Rzekła wyraźnie podminowana i zaczęła zbierać swoje rzeczy z obozu szykując się do marszu.
 
Blackvampire jest offline