Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2023, 22:49   #8
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację


Odpalony ze smarta wprost w nerwy słuchowe kobiety Rock Sympatyczny odcinał ją od wszystkiego poza regulacją systemów skoków i konserwacją silników, skupiona na rutynowych dla niej czynnościach serfowała po cofniętych samplach. Skokami, anyskokami cofając Valeri w czasie. Kilka razy przygryzła usta, kilka razy wzdrygnęła jakby chwycił ją skurcz, spostrzegła, że Mal spostrzegł, trochę miała mu to za złe. Skutkiem niezręczności, nerwowości, wykonała robotę przed czasem.

Wieżę wywołała odruchowo, a z tyłu jeszcze przepustki. Bushe była wdzięczna za ludzi, którzy to ogarniali, ona by sobie z tym zupełnie nie poradziła, wolałaby testować prototypy do końca życia niż użerać się z biurokracją. Na myśl, że musiałaby to robić zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie, to przypomniało jej o pilnikach i lakierach. Nie lubiła długich szponów, były niechlujne, niefunkcjonalne, kiepsko nadawały się do macania, a kobieta lubiła dotykać. Wszystkiego ciekawa, poznać fakturę, ciężar, teksturę. Piłowała króciutko i zaciętością, na koniec połorzyła matowy czarny lakier.

Nie lubiła wychodzić, a owej chwili targana jakimś kolejnym natręctwem pragnęła ponad wszystko wylecieć, jak najszybciej, żałowała tylko, że nie zdążyła do fryzjera, podcinane przez Mala końcówki, miały się może i dobrze, ale brak mu było swobody najlepszych stylistów, a jej Stamp Bob miał już ze dwa miesiące.

Ostanie zera i jedynki pozwalające na opuszczenie Pokatuny powitała z ambiwalentnymi odczuciami, bo nie skończyła rzęs, przez chwilę winiła nawet o to Samerę, ale ta tak szybko ustawiła swój fotel do drzemki, że nie było jak się sprzeczać. Schowała kosmetyki na powrót wywołując więżę. Nagle skupiona kasowała swój bilet do lepszego świata w przestrzeń kosmiczną.

Opuszczenie zdawało się bezpiecznej powierzchni planety i izolacja w maleńkim w skali kosmosu obiekcie dla jednych było przerażające, ale dla Valeri Bushe było za każdym razem jak odrodzenie. Przeżywała ekstazę wszystkich religii i żadna nie była dla niej bardziej odpowiednia niż pilotaż kosmicznego statku.

Oddawała się mu pilota bez reszty, statkiem była, on nią był, gigantyczna proteza na umyśle homo sapiens. Setną macką sięgała przetworników paliwa, sto pierwszą regulowała ciąg, pierwszą vizualizowała wszystko załodze, wyświetlając parametry i przesyłała raporty do swych inżynierów.

Wyświetliła koordynaty skoku - Może być? - spytała krótko - Proszę mi prędko przypomnieć dlaczego nie możemy skoczyć dalej. Wiem, że tam są jakieś ciołki, ale zaoszczędzilibyśmy trochę czasu?

Skoczyli

Zawsze lubiła skoki, bo były tak obliczalne i pewne. Izolowane i bezpieczne. Toteż nie zamierzała psuć sobie tych pierwszych chwil katarsis drobiazgami jak źle spakowany ładunek. Nie jej drony, nie jej rejony. Chłopaki wyszli, a ona dokończyła rzęsy.

- Wiesz Mal, myślę, że jojisz, żeby zwrócić uwagę, skoki są fajne, masz wyjebke przez tydzień. Jak ci się nudzi to zrobimy trening z Zeze. Coś byś z tym terminalem zrobił. pamiętaj nazywa się....
- Val! - z tyłu
...Yagoda. - dokończyła, a odwróciwszy głowę - Jöel, jak Zeke chce cię wydymać to mu daj i odpuści.
- Val to jest u ciebie!

Kobieta kompletnie nie rozumiała z czym nie mogą poradzić sobie pokładowi herosi, przypuszczała jakiś głupi żart. Wywróciła oczami, wiedząc, że się nie wywinie. spojrzała na Samarę, zadowolona, że może się odegrać, za już zapomniała co, ale odegrać, potrząsnęła tamtą za rękaw wybudzając z drzemki.

- Sie budzimy śpiąca królewno, Jöel i Zeke mają ochotę na zabawę, a trzeba pilotować, to co wybierasz. - roześmiała się trochę pusto. - Pilnuj tylko kompa nic więcej. - Dawno wdrukowane w system przetrwania zachowania nie pozwalały Bushe na pozostawienie sterówki bez jakiegokolwiek pilota, a obserwując wcześniej da Silvę wiedziała, że może jej w sytuacji zaufać.

Sama zaś Valeri niespiesznie skierowała się do źródła dźwięku, nonszalancko wystawiając się na żart kolegów. Tylko oni poważni, napięci, wyczuła. Sama w opozycji przeszła w bluszcz, wiotki i żarłoczny. Zobaczyła, nie uwierzyła, wzięła za hologram, ale bez robienia wariatki. W pyski i im popatrzyła w ten trzeci, jak upewnić się, że nie hologram, dotknąć, nie dotykać. Raz jeszcze na nich, musiała głupio rozdziawić usta i zadzierać wzrok do wyższych od niej o głowę mężczyzn. Taki dziubek jej wyszedł jak modelkom udającym lalki, albo odwrotnie, anty dziubek, czyli mina kompletnie kompromitująca. Val była przerażona, że będą z niej lali, ale te ich zastygłe głupie maski nie lepsze były od jej miny krzywej.

- To jest moje zwierzątko, kupiłam sobie, reklamowali, że będzie mądre i posłuszne. Zamówiłam smooglettem. - kiedy nasyciła się ich głupimi minami, doszła do wniosku, że to nie ich żart, był zbyt wysublimowany, no chyba, że - Swoje brudy zostawiajcie w burdelach tyko się dezynfekujcie. Jasne, że to nie mój zwierzak. Jak się dowiem, że sprowadzacie na pokład nieletnie nielegalnie to wam to wydziaram na dupie! - do coraz to bardziej wystraszonej istoty, robiąc z siebie debila - Kiki. Kiki

Wychowanie dla homo sapiens jest tym samym co programowanie dla innych gatunków, Naznaczona robotyczną jaźnią Bushe stała pośrodku. Jak każda zaradna, a nie dość bystra dziewczyna potrzebowała gadżetów. Kosmetyki umysłu, by stal się bardziej chłonny, wrażliwy, namiętny.

- Czy ja coś wspominałam o czujnikach ruchu na pokladzie, były do kupienia w pakietach, dałam wam kasę na co to poszło, na te szczypiory na szyi - wyraźnie było jej żal że jednak nie poszła do klubu. - Jöel, możesz pomóc Samarze na mostku, zaraz was zawołam. - obruszyła się - Co? Powiedziałam, moje zwierzątko. - nie czekała na reakcję, obeszła uważnie szczenię, nie mogąc się zdecydować na złość, czy litość. Złość kipiała i miała szansę dać upust, ale w oczach młodej samicy Valeri zobaczyła własną przeszłość.

Kobieta wyjęła z prywatnego przybornika wykrywacz promieniowania. Sprawdziła nim przybłędę. Wyślepiła. Wywołała statek, powiązała ze smartem i w dłoni Bushe pojawił się widmowy deck. Upewniwszy się, że osobnik nie jest napromieniowany, zbliżyła się i słuchała słów istoty interpretowanych przez inteligencję cyfrową.

- Zabieramy to do ambulatorium. Zeke, jak to jest żart to wam paznokcie powyrywam. Wołaj, którego chcesz medyka.

Oddając dzieciaka w ręce mężczyzny, wróciła się do sterówki po fizyczny komp, był wszak przecież i obronną laską. - Mamy pasażera na gapę. Medyk jeden do ambulatorium. - rzuciła i wyszła.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 23-05-2023 o 10:30.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem