Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2023, 10:04   #5
Szelma
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany


Przez zaciągnięte, ciężkie zasłony przebijał się jedynie delikatny snop światła, pozostawiając cały pokój w ponurym półmroku. Przywiązany do krzesła stojącego pośrodku pomieszczenia krępy mężczyzna miotał się na nim, próbując oswobodzić, ale nawet jego potężna postura nie była mu w stanie w tym pomóc. Skroń i prawa część klatki piersiowej paliły go bólem, wyczuł też zaschniętą krew na swojej górnej wardze. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie jest i co w ogóle tutaj robi, ale dość szybko sobie przypomniał. I nie podobało mu się to.

Na drugim krześle, w kącie pokoju siedział ktoś będący jego przeciwieństwem - szczupły, wysoki białowłosy mężczyzna, którego prawa dłoń spoczywała na wspartej o podłogę lasce.
- No, wreszcie się obudziłeś - rzucił wesoło, z lekko szyderczym tonem. - Zaczynałem się nudzić.
- Wiesz, że po mnie przyjdzie
- odburknął związany, patrząc na białowłosego spode łba.
- Wiem. Dlatego tutaj jesteśmy.
- Słuchaj…
- Skrępowany przełknął ślinę. - Nie chcę tego robić, rozumiesz? Nie chcę. Musisz mnie przed nim uchronić.
- Pomyślę nad tym, Hristo.

“Skoro jest taki zdesperowany, zapytaj go, ilu niewinnych wysłał do Pharasmy”, białowłosy usłyszał w swojej głowie kobiecy głos.
- Ale możesz mi powiedzieć, ilu dobrych, niewinnych ludzi pozbawiliście życia z tym twoim opętanym dzieciakiem.

Hristo milczał przez moment.
- Dwadzieścia osób. Głównie bogatych skurwieli, którzy takich biedaków jak ja mieli za nic - odparł w końcu i spojrzał w stronę białowłosego. - Mam ich pieniądze! Dam ci wszystkie, tylko proszę cię, ochroń mnie przed nim!
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy - odrzekł czarownik. - Zawarłeś pakt z demonem, Hristo. Oddałeś mu swojego syna. Jaki ojciec oddaje demonowi swoje jedyne dziecko? Na pewno żaden normalny. Zabiliście obaj przez pół roku wielu uczciwych ludzi, Hristo. I chciałeś zabić mnie. Nie jesteś wart tego, żebym kiwnął nawet palcem w bucie w twojej obronie.

Wtem obaj usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwi dochodzące gdzieś z dołu.
- O nie, o nie… on tu jest - Jęknął Hristo, szarpiąc się w więzach.
- I dokładnie o to chodziło - odparł czarownik, podrywając się w mig z krzesła. - Czas uwolnić Karcau od ciebie i twojego demonicznego synalka.




Szeryf Popescu podszedł do masywnej, dwudrzwiowej szafy i w chwili, w której sięgał do klamki, w pokoju rozległ się głośny, dudniący odgłos, po którym nastąpiła seria przeraźliwych zgrzytów. Odgłosy były tak przenikliwe i powodowały takie wibracje, że z szafki przy łóżku spadły wszystkie świece. Drżały nawet szyby w oknach.
- Co to jest, na Desnę! - krzyknął Popescu.
Nikolai uśmiechnął się chytrze. Po raz pierwszy, odkąd tutaj dotarli, stróż prawa okazał jakieś emocje. Rozglądał się bezradnie po pokoju, próbując ustalić, co jest źródłem tych dziwnych hałasów. W uszach Nikolaia brzmiało to tak, jakby ktoś mielił w maszynce oporny kawał mięsa.
- To ostrzeżenie - rzucił czarownik.
- Ostrzeżenie? Jak to możliwe, że ten dom trzęsie się sam z siebie?!
- To zjawa, o której mówiłem panu wcześniej. Chce pokazać, jak bardzo jest na nas zła.
- A niby z jakiego powodu ma na nas być zła?
- Popescu próbował przytrzymywać się ściany a zgrzytanie z każdą chwilą robiło się coraz głośniejsze. Zaczęły wibrować nawet deski w podłodze. Nikolai musiał przytrzymać się poręczy łóżka, żeby zachować równowagę.
- Niechże pan coś z tym zrobi, do cholery! - Warknął szeryf, robiąc się coraz bardziej czerwonym na twarzy.
- Jak sobie pan życzy. - Czarownik skłonił się lekko i wbijając wzrok w sufit, przemówił głośno. - Mirjano Gordanova! Przestań! Obiecuję ci, że pójdziemy stąd! Pójdziemy i zostawimy cię w spokoju! Ciebie i twojego syna!

Dało się słyszeć jakiś ponury charkot a po kilku sekundach wszystko niespodziewanie umilkło i w pokoju zapadła absolutna cisza. Szeryf Popescu rozejrzał się, przecierając spocone czoło, po czym spojrzał na Nikolaia.
- Zadziałało.
- Jedynie tymczasowo
- odparł aasimar. - Wyjdźmy na zewnątrz, nim nasza dama znów się rozzłości.
- Krzyknął pan “Mirjano Gordanova!”.
- Zgadza się.
- Ona… ona była właścicielką tego zajazdu wiele lat temu.
- Wiem. Zamknięto ją w więzieniu za usiłowanie morderstwa. Myślę, że zjawa, z którą mamy do czynienia to właśnie ona. Właściwie to byłem tego pewny jeszcze zanim tutaj z panem przyszedłem.
- Pan naprawdę w to wierzy? Przecież ta kobieta od dawna nie żyje.
- To nie ma żadnego znaczenia, szeryfie. Nawet jeśli jest martwa, wpływa teraz na to, co dzieje się w zajeździe. Odeszła z tego świata, ale żądza zemsty sprawia, że jest wśród nas. Stara się śmiertelnie wystraszyć nowych właścicieli. Wszystkie niewytłumaczalne zjawiska, które tu zachodzą, to jej sprawka. Zakrwawiony dywan, dziwne dźwięki w nocy. No i to zgrzytanie.
- Jeśli to wszystko, co pan mówi to prawda, to jak się jej pozbędziemy?
- Popescu podrapał się po głowie.
Nikolai uśmiechnął się szeroko i otworzył drzwi pokoju.
- Chodźmy, szeryfie. Na zewnątrz powiem panu, co musimy zrobić.




Posłaniec z listem od Kendry Lorrimor zastał Nikolaia w biurze, gdy siedział nad kolejną sprawą, tym razem zaginięć ludzi w starym sierocińcu na obrzeżach Lepidstadt. Po przeczytaniu wiadomości od niej od razu dał znać swojej wspólniczce Nadii, że musi przejąć to śledztwo, gdyż Nikolai wybierał się na pogrzeb jednego z najbardziej światłych ludzi, jakich poznał w swoim życiu. Był twardym i mocno bezemocjonalnym osobnikiem, ale gdy przeczytał o śmierci Petrosa, to poczuł paskudne ukłucie w sercu. Ostatnim razem odczuł coś takiego bardzo dawno temu. Za czasów, do których nie chciał wracać pamięcią.

- Odszedł od nas jeden z najlepszych - rzucił w sumie do siebie, bo wiedział, że Azalea i tak mu nie odpowie. Ostatnimi czasy bardzo rzadko się z nim kontaktowała.

Spakował wszystko, co potrzebne i zabrał się do Ravengro z kompanią przewozową “Cztery Pory Roku”. Głównie przez to, że oferowali zbrojną eskortę swoich karoc, a Nikolai nie miał ochoty brudzić sobie rąk na szlakach prowadzących do miejsca docelowego, bo i nie był w nastroju na takie hece. A że trafił mu się niepełny przedział z jakąś szlachcianką, jej służką oraz uczonym, który przez całą podróż skupiał się na jakichś księgach, to tym bardziej sobie taką podróż cenił. Miał sporo miejsca dla siebie, nikt go nie zaczepiał i mógł pogrążyć się we własnych rozmyślaniach. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Petros zmarł i to nie dawało mu spokoju. Spotkał go w swoim życiu kilkanaście razy i to był tak łebski facet, że zawsze mierzył siły na zamiary z czymkolwiek miał mieć do czynienia. A jak potrzebował pomocy, to po prostu prosił o nią profesjonalistów w swoim fachu. Tak też się poznali.

Petros był jednym z tych ludzi, którzy zwykłą rozmową potrafili inspirować i kierować w zakątki wiedzy, o których wcześniej się nawet nie myślało, by po nie sięgnąć. Oprócz tego poziom jego empatii pozwalał mu zaskarbiać sobie przychylność i sympatię tak starszych, jak i młodszych. Rzadko się na takich ludzi trafiało. On też musiał widzieć coś w Nikolaiu, skoro zawarł go w swoim testamencie. To było dziwne, bo zwykle gdy współpracowali to czarownik był bezkompromisowy i dążył do swego, ale mimo wszystko zawsze jakoś umieli się dogadać. Może właśnie to było decydującym czynnikiem. A może coś innego. Bo każdy człowiek miał dwa oblicza, a taki ktoś jak Petros z pewnością zdecydowanie więcej.

Woźnica wysadził go przy wjeździe do miasteczka i resztę drogi aasimar musiał pokonać na nogach. Widząc wypaloną na kawałku drewna wiadomość odnośnie palenia orków i czarowników uśmiechnął się półgębkiem.
- Chciałbym to zobaczyć - mruknął do siebie.

Nie był w nastroju, co jeszcze potęgowała parszywa pogoda. Zerknął na mapę załączoną do listu, rozejrzał się i stwierdzając, że jest na dobrej drodze ruszył przed siebie z wypchaną torbą na ramieniu. Krajobraz niewiele się różnił od innych tego typu mieścin, w których miał przyjemność i nieprzyjemność bywać przez ostatnie lata swojej działalności zawodowej. Wszędzie na gankach czosnek, gałęzie wierzby i inne odstraszacze nocnych stworzeń. Typowe suburbia Ustalavu. Do domu Lorrimorów szedł pewnych krokiem, mając za nic pogodę i fakt, że wścibskie oczy obserwowały go zza fałszywie pustych okiennic. Nie dziwił się tym ludziom. Setki lat pod butem Tego, O Którym Nikt Nie Wspominał zostawiły swój ślad na obecnym pokoleniu. I na kolejnym też zostawią.

Dom Petrosa wyróżniał się pośród innych budynków w tym miejscu, ale na Nikolaiu nie zrobił większego wrażenia - w końcu jego stary przyjaciel był zasłużonym profesorem uniwersyteckim, więc mógł sobie pozwolić na wyższy standard. Zapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu stara służka, przedstawił się i wszedł do środka, zostawiając dwa spore tobołki i przemoczony płaszcz na wieszaku w holu. Jednocześnie sięgnął do jednej z toreb i wyłuskał z niej świeży smoking, po czym zarzucił go na siebie.

Poprowadzony przez Alinę do salonu, gdzie znajdowała się trumna Petrosa, najpierw podszedł do niej i położył dłoń na wieku. Wcześniej nie był na to przygotowany, ale dopiero jej widok uderzył w niego z siłą, jakiej się nie spodziewał. To jednak był definitywny koniec podróży Petrosa na tym padole. Czuł napływający smutek i ukłucie bólu w duszy, bo profesor wciąż miał w sobie ten głód odkrywcy. Głód, który już nigdy nie zostanie zaspokojony. Tkwił w zawieszeniu przez krótką chwilę, po czym odwrócił się i podszedł do siedzących przy kominku kobiet.

- Witam. Nazywam się Nikolai Rădescu. - Przedstawił się i wymienił uprzejmości z Shelessarą oraz Teodorą. - Miło mi was poznać, drogie panie, choć okoliczności tegoż są bardzo niesprzyjające.

Był mężczyzną przed trzydziestką, charakteryzującym się pewnym krokiem i obliczem, które zwracało uwagę kobiet. Prosty nos, kwadratowa szczęka, wysoko osadzone kości policzkowe, tajemnicze spojrzenie szarych oczu i idealnie ułożone włosy perłowej barwy przyciągały spojrzenie płci pięknej. Zdradzały też, iż w jego żyłach płynie niebiańska krew. Trzymał się prosto i choć nie był zbudowany atletycznie, swoim stylem bycia i ruchami okazywał pewność siebie.

Na pogrzeb przyjechał ubrany adekwatnie do ceremonii, w której zamierzał uczestniczyć. Miał na sobie czarne buty pod kolano, szare bryczesy, do tego czarną koszulę i takiej samej barwy kamizelkę w srebrne wzory. Całości dopełniał płaszcz z podobnymi srebrnymi motywami, jakie umieszczono na kubraku. Obie dłonie skrywały skórzane rękawice, a w jednej z nich Nikolai dzierżył laskę o pięknie wykonanej rękojeści. Wszystko, co na sobie nosił było idealnie dopasowane do jego sylwetki i z najwyższej półki, co mogło sugerować, że pochodził z wyższej klasy społecznej. Nie nosił pancerza, ani żadnej widocznej broni.

Z każdą kolejną minutą pojawiali się kolejni zaproszeni na pogrzeb Petrosa. Nikolai witał się z nimi uprzejmie oraz przyglądał im się nienachalnie, tak samo, jak i dwóm kobietom, które przybyły tu jako pierwsze. Chciał mniej więcej wiedzieć, z kim może mieć do czynienia, choć oczywiście więcej dowie się z czasem. Oczekując na córkę Petrosa nalał sobie wina do szklanicy, choć nawet tak dobry trunek smakował w obecnej chwili dziwnie i bez polotu.

W końcu pojawiła się Kendra. Była wyraźnie rozbita śmiercią ojca, co w obecnej chwili nie było niczym dziwnym.
- Najszczersze wyrazy współczucia, droga Kendro - powiedział, gdy zajęła fotel. - Właściwie nie mogę powiedzieć niczego więcej, czego nie powiedziała już Shelessara na temat twojego ojca. Był absolutnie najlepszym z najlepszych. To jeden z najczarniejszych dni w historii Ustalavu.

Również zamierzał zapytać o przyczynę śmierci profesora, ale ubiegła go elfka, więc na razie nie dodawał nic więcej od siebie. Na wszystko przyjdzie czas po pogrzebie, choć zdawał sobie sprawę, że rozpytując Kendrę należy być delikatnym i nie naciskać jej zbytnio. Gdy się rozpłakała, Nikolai podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu.
- Nie przepraszaj, jesteś wśród swoich… Płacz, Kendro, płacz. To pomaga poradzić sobie z emocjami, zrzucić nieco ciężar bólu i oczyścić umysł. - Sięgnął do wewnętrznej kieszeni smokingu, skąd wydobył świeżą, białą chustkę, którą podał młodej kobiecie.
Czekał spokojnie na dalszy rozwój zdarzeń.
 

Ostatnio edytowane przez Szelma : 24-05-2023 o 10:09.
Szelma jest offline