Administrator | Jasnowłosy, wysoki mężczyzna, z niedowierzaniem i smutkiem wypisanymi na twarzy, odłożył na stół pismo, z którego treścią zapoznał się przed chwilą. Nie mógł i nie chciał uwierzyć w to, że profesor Lorrimor nie żyje.
Raz jeszcze spojrzał na umieszczoną w treści listu datę i odrobinę się skrzywił. Nie zostało mu zbyt wiele czasu. Będzie musiał przełożyć kilka spotkań, odłożyć na później parę spraw, załatwić transport. I to szybki transport, niemal na drugi koniec kraju.
Kłopot, ale nie mógł zawieść profesora. I Kendry. Na szczęście ojciec miał paru znajomych, a przyjaciele Argena byli wyrozumiali.
Panna Barsi mniej, ale cóż... Jeśli się obrazi "na śmierć", to też da się to przeżyć. W końcu świat pełen jest pięknych kobiet.
Raz jeszcze przestudiował otrzymane od Kendry pismo i po raz kolejny pojawiło sie to samo odczucie - list zwiastował kłopoty.
Ale to Argena nigdy nie odstraszało. * * *
- Dobrze, że nie półelfów - mruknął do siebie, gdy przeczytał informację o paleniu przedstawicieli niektórych ras i profesji.
Sam miał w żyłach sporo elfiej krwi... i parę zdarzeń z tym związanych, nie zawsze przyjemnych. Dobre pochodzenie i dobra broń nie zawsze chroniły przed niektórymi rzeczami... tudzież poglądami na elfy i podobne do nich istoty. A jeśli do tego dodać odrobinę magii (z posiadaniem której nie zamierzał się - przynajmniej w tym miasteczku - zdradzać)... Nie da się ukryć, że różnie z tym bywało bywało. Przyjemnie było oczarować jakąś pannę miłym uśmiechem i drobną sztuczką, ale w niektórych miejscach lepiej było zapomnieć o tym, że się w ogóle o magii słyszało.
Jak było widać - w tej uroczej miejscowości również. * * *
Dom profesora stał co prawda na uboczu, dość daleko od tablicy, stanowiącej ostrzeżenie dla półorków i magów, ale i tak Argen był pewien, że o jego przybyciu w parę minut będzie wiedzieć całe miasteczko.
Pożegnał przyjaciela ojca, który podwiózł go, spłacając jakąś starą przysługę, a gdy stanął na progu domu Lorrimorów użył drobnego zaklęcia, by pozbyć się śladów bardzo długiej podróży.
W domu powitała go Alina, gospodyni. Czy pracowała tu 'od zawsze', czy zatrudniono ją niedawno, tego Argen nie wiedział.
Profesor dużo mówił o swej córce, a o domu i pracującej tam służbie raczej nie wspominał.
- Witam, pani Alino - odparł na powitanie. Odwiesił płaszcz na wieszak, powierzył gospodyni swój bagaż, strzepnął nieistniejący pyłek z poły szykownego ubrania, godnego nawet pokazania się na książęcym dworze, po czym dał się zaprowadzić do pokoju, w którym znajdowała się trumna.
Wysoki, jasnowłosy mężczyzna, wkraczający do salonu, ubrany był w bardzo elegancki, czarny strój, który nie kłuł w oczy ilością ozdób, ale cechował się znakomitą jakością materiału i wykonania. Z czernią kontrastowała idealna biel koszuli.
Jedyną ozdobę półelfa, bowiem przedstawicielem tej rasy był nowo przybyły, stanowił rodowy pierścień, z herbem przedstawiającym czarnego gryfa.
- Argen Torisi - przedstawił się obecnym tu osobom. Profesor nigdy nie zatrudniał majordomusa, więc trzeba było to zrobić osobiście.
Potem podszedł do trumny, by pożegnać przyjaciela i mentora zarazem. * * *
Kendra niezbyt przypominała pełnej życia osoby, znanej z opowieści Lorrimora. Ale tragedia w rodzinie na nikogo nie wpływała dobrze.
- Jestem Argen - powiedział, podchodząc do młodej kobiety. - Wyrazy szczerego współczucia. Ode mnie i od rodziców.
Potem wrócił na miejsce, by cierpliwie poczekać, aż Kendra opanuje się na tyle, by podzielić się z nimi szczegółami całej sprawy. |