Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2023, 09:29   #8
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Zapłakana Kendra kiwała tylko głową na wszelkie próby wsparcia, raz po raz wycierając nos i oczy. Z pewnością była wam wdzięczna, jednak nie mogła tego teraz okazać. Przyjęła świeżą chustkę od Nikolaia i po pewnym czasie uspokoiła się na tyle, by mogła odpowiedzieć na pytanie Shelessary, które nurtowało zapewne wszystkich przybyłych na pogrzeb profesora.

- Ojciec miał wypadek. Badał ruiny więzienia Harrowstone - to ta ponura budowla na wzniesieniu za miastem, którą być może mieliście okazję zobaczyć, gdy znaleźliście się w Ravengro. Miejsce jest stare, podobno nawiedzone, dlatego ojciec chciał sprawdzić, ile w tym prawdy. Ale myślę, że było coś jeszcze, bo zanim tam poszedł, stał się dziwnie zamyślony, jakby coś go martwiło. Nie chciał mi zdradzić, co zaprząta mu myśli; zresztą, zawsze trzymał mnie z dala od swojej pracy. Podobno osunął się na niego jeden z gargulców, które umieszczono na murach więzienia. To, w całej tej tragedii, jest wręcz niewyobrażalnie śmieszne. - Kendra przetarła mokre oczy chusteczką. - Przez tyle lat włóczył się po całym świecie, badał miejsca o wiele niebezpieczniejsze, mierzył się z ludźmi i potworami z najgorszych koszmarów, a zginął przygnieciony kamiennym maszkaronem. - Westchnęła ciężko. - Nie wierzę w to, biorąc pod uwagę, jak zachowywał się przed wypadkiem. Lokalny szeryf, Benjan Caeller przeprowadził śledztwo i w związku z brakiem na miejscu dowodów potwierdzających moje przypuszczenia stwierdził, że to było nieszczęśliwe zrządzenie losu.

Wycierając oczy podeszła do trumny, kładąc na wieku obie dłonie. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w okno, choć bardziej wyglądało, jakby utkwiła wzrok w jakimś niewidzialnym punkcie.
- Początkowo chciałam, żeby trumna była otwarta i żeby goście, którzy przybędą mogli pożegnać się z ojcem, jednak szeryf Caller doradził, żeby ją jednak zamknąć ze względów estetycznych. Podobno twarz ojca wyglądała strasznie po tym wypadku i dla mnie to również nie byłby odpowiedni widok. Wolę zapamiętać go takim, jakim był za życia - powiedziała.

Niedługo później rozległo się pukanie do drzwi. Alina przemknęła niczym zjawa przez hol, by sprawdzić, kto nadszedł. Usłyszeliście cichą rozmowę między służką a jakimś mężczyzną i po chwili kobieta wprowadziła do salonu czterech akolitów ze świątyni Pharasmy. Wszyscy ubrani byli w takie same, czarne kukulle a na szyjach zawieszone mieli miedziane symbole Pani Grobów. Jeden z nowicjuszy, wysoki szczupły mężczyzna podszedł do Kendry stojącej przy trumnie ojca.
- Zabierzemy trumnę na cmentarz, tam przy wykopanej mogile czeka już na zmarłego i żałobników ojciec Corianu - powiedział.

Gdy kobieta skinęła energicznie głową, powstrzymując się od płaczu, akolita skinął głową na swych towarzyszy i cała czwórka szybko, ale i z zachowaniem pewnej wymaganej w takich sytuacjach delikatności zarzuciła sobie trumnę z ciałem Petrosa na barki. Widać było, że mieli już w tym sporą wprawę.
- Alina zostanie w domu, poda nam obiad, gdy wrócimy z pogrzebu. Choć nie wiem, czy dam radę cokolwiek przełknąć. - Wyjaśniła wam mocno pobladła na twarzy Kendra. - Mam oczywiście nadzieję, że zostaniecie przynajmniej jakiś czas w naszych... w moich włościach. - Poprawiła się. - To duży dom, miejsca do spania jest aż nadto.

Narzuciła na siebie ciemny, szykowny płaszcz przyniesiony przez służkę i zebraliście się do drogi. Na zewnątrz deszcz nieco zelżał, ale podniosła się delikatna mgła. Nowicjusze niosący trumnę szli przodem a za nimi Kendra. Wy trzymaliście się dwa kroki za plecami córki Lorrimora. W czasie drogi na cmentarz do procesji pogrzebowej dołączały kolejne osoby. W sumie trzech mężczyzn i trzy kobiety - wszyscy wyglądali na typowych mieszkańców miasteczka, którzy zapewne chcieli oddać hołd zmarłemu. Nie był to zbyt imponujący wynik jak na kogoś, kto mieszkał w Ravengro piętnaście la, jednak zdawaliście sobie sprawę, że za życia profesor był bardziej zainteresowany własnymi badaniami, eksploracją nowych miejsc oraz poznawaniem wartościowych ludzi, niż marnowaniem czasu na znajomości, które niewiele mogły wnieść do jego egzystencji. Nigdy jednak nie okazywał innym pogardy.


W ciszy i przy akompaniamencie deszczu uderzającego o wieko trumny dotarliście w końcu do murów i podniszczonej bramy cmentarza. Unosząca się wszędzie mgła i nagie, powykręcane gałęzie okolicznych drzew nadawały temu miejscu onirycznego charakteru.


Gdy Kendra ruszyła, by otworzyć oba skrzydła bramy, nagle zza murów wychynęły sylwetki ośmiu mężczyzn. Dzierżyli pochodnie, kosy, motyki, widły i inne narzędzia do uprawy roli. Stojący na przodzie mężczyzna pchnął bramę, która otworzyła się z przeraźliwym zgrzytem i wraz z kompanami wyszedł na ścieżkę, całkowicie blokując wejście na cmentarz. Nieznajomy najlepsze lata miał już za sobą, mimo to był dobrze zbudowany i coś podpowiadało wam, że w życiu zajmował się nie tylko uprawą ziemi. Włosy miał siwe, łypał na was spode łba wzrokiem mordercy i co jakiś czas podrzucał w dłoni motykę. Jego kompani przekrzykiwali się nawzajem, za nic mając świętość miejsca, przy którym się znajdowali.


Przewodzący tłumowi siwy mężczyzna uniósł motykę i wszyscy nagle zamilkli.
- Dalej nie przejdziecie! Gadaliśmy... - mruknął szorstkim głosem i spojrzał przez ramię na tłum za swoimi plecami - I nie chcemy Lorrimora na tym cmentarzu! Nie w naszym świętym miejscu! Zabierzcie go sobie w górę rzeki i tam zakopcie, jeśli wam się chce, ale stąd wara!
Kendra uniosła brwi, zaskoczona. Smutek wypisany na jej twarzy w jedną chwilę przerodził się w złość.
- O czym ty mówisz, Hephenus! - Warknęła. - Ustaliłam wszystko z ojcem Corianu! Pozwolił na pochówek, czeka na nas przy grobie! Już go wykopali i...
- Nic nie rozumiesz, dziewczyno! - Przerwał jej siwy. - Nie chcemy nekromantów zakopanych w ziemi, gdzie spoczywają nasi przodkowie! Sugeruję też, abyś wyprowadziła się stąd, dopóki możesz. Ludzie zaczynają już mieć dość tej sytuacji - odpowiedział spokojnie, ale jego ton podszyty był gniewem, ostrzeżeniem i groźbą.
- Nekromantów?! - Krzyknęła z oburzeniem Kendra. - Czy wy naprawdę jesteście tak zacofani i ignoranccy? Mój ojciec...
- Twój ojciec nie miał tutaj dobrej reputacji. Wszyscy wiedzą, że zajmował się rzeczami, jakimi zwykły człowiek się brzydzi. Nie życzymy tu sobie ani Lorrimora, ani jego znajomych! Won ze świętej ziemi, albo wam pomożemy! - Syknął, unosząc motykę.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 26-05-2023 o 09:52.
Ayoze jest offline