Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2023, 07:54   #11
Szelma
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany
Przyczyny śmierci Petrosa były dziwne i zgadzał się z Kendrą, że w całej tej sytuacji jego zgon to był jakiś ponury chichot losu. Gdyby nie znał Lorrimora tyle lat ile go znał, pomyślałby pewnie, że ten polazł w niestabilne mury zniszczonego więzienia i po prostu miał tam wypadek, przypłacając to życiem. Ale Petros taki nie był. Jego wyprawy były przemyślane i zorganizowane do tego stopnia, że wynajmował odpowiednich ludzi do rzeczy, z którymi sam nie radził sobie na wystarczającym poziomie. No chyba, że nagle w swoich badaniach wpadł na coś, co nie pozwoliło mu na dłuższe przygotowania i musiał działać tu i teraz. Lub nagle poczuł się zbyt pewnie? Wszak rutyna i bagatelizowanie zagrożenia też bywały gwoździem do trumny. I to dosłownie.

Nie zamierzał jednak wyciągać teraz żadnych wniosków. W skupieniu słuchał pytań zgromadzonych w salonie i odpowiedzi Kendry. Przyglądał się jej mowie ciała, analizował, zapamiętywał, co mówiła. Sam też miał swoje pytania, zwłaszcza, gdy odpowiedź na pytanie Shelessary nie doprecyzowywała wszystkiego.

- Wybacz to pytanie, Kendro, ale skoro szeryf nie pozwolił ci na identyfikację ojca, to skąd wiesz, że to na pewno on leży w tej trumnie? Zwrócił ci ubrania Petrosa, w których ten wyszedł na eksplorację więzienia tego feralnego wieczora, czy w jakiś inny sposób otrzymałaś pewność, że nie chowasz obcego człowieka?

- Tak, przyniósł mi jego zakrwawione ubranie do rozpoznania. To były rzeczy ojca. W związku z tym, że śledztwo nie wykazało jakiegokolwiek udziału innych osób w śmierci Petrosa, zostawił mi je, ale od razu poleciłam Alinie, żeby się ich pozbyła.
- Kendra z trudem powstrzymywała łzy. - Nie chciałam ich w tym domu.

- Czyli nie ma już możliwości, żeby rzucić na nie okiem?
- Zapytał. Nie chciał naciskać za bardzo, ale to akurat było ważne.
Skoro była tam krew, można było sprawdzić pod jakim kątem spadł na twarz Petrosa ten gargulec i biorąc pod uwagę rozrzut krwi na szatach można było wyeliminować inne okoliczności.

- Niestety, Alina spaliła je tego samego dnia - odparła Kendra.

“Szlag”, pomyślał, ale nie dał po sobie poznać, że jest nieco zawiedziony. Zastanowił się jeszcze nad słowami młodej Lorrimorowej odnośnie prób porozmawiania z ojcem po śmierci. Skoro nawet kapłan Pharasmy nie mógł tego zrobić, to ten gargulec albo tak niefortunnie spadł na twarz Petrosa, że uszkodził usta i gardło, albo ktoś postarał się, żeby tak to właśnie wyglądało. Coraz więcej pytań a na razie żadnych konkretnych odpowiedzi. Wiedział jednak, że na wszystko przyjdzie czas.

- Tak jak i Garviel, zostanę w Ravengro ile będzie trzeba, Kendro. - Zapewnił ją w odpowiedzi na jej pytanie.


W drodze na cmentarz rozglądał się po miasteczku i okolicach, by zapamiętać ewentualne szczegóły. Tak samo przyjrzał się dokładnie lokalnym żałobnikom, którzy z czasem dołączyli do konduktu.

Gdy na ich drodze stanęło ośmiu rozsierdzonych mieszczuchów, którzy postawili sobie za cel, by ceremonia nie doszła do skutku, w duszy Nikolaia drgnęła struna irytacji i zdenerwowania. Mimo to ze stoickim i niewzruszonym wyrazem twarzy przeskakiwał hardym spojrzeniem po obliczach mężczyzn, pozwalając jednocześnie wygadać się Garvielowi. Kompan chciał przekonać ich po dobroci i to było obecnie najsensowniejsze rozwiązanie, choć nie wiedział, czy przyniesie odpowiednie skutki.

W innych okolicznościach czarownik załatwiłby tę sprawę inaczej. Wystarczyłoby, aby zademonstrował czym “obdarowała” go Azaela, a ta banda idiotów zmiatałaby, aż by się za nimi kurzyło. Teraz należało jednak działać subtelniej, żeby nie zepsuć najważniejszej obecnie ceremonii w życiu córki Petrosa. I nie doprowadzić do jatki przed samym wejściem na cmentarz. Jeszcze tego by brakowało tej biednej dziewczynie do pełni nieszczęścia.

Garviel wciąż przemawiał, gdy Nikolai zbliżył się do Kendry i stanął przy niej, zasłaniając ją sobą częściowo. Dowodzący tą zgrają osiłek groził jej, więc na wszelki wypadek czarownik wolał stać na pierwszej linii jego ewentualnego ataku. Zwykle takie półgłówki jak Hephenus brali aasimara za chudego słabeusza i to ich właśnie gubiło. Na takie podejście właśnie liczył, analizując, jak to wszystko może się potoczyć, gdyby doszło do eskalacji.
- Nie martw się, poradzimy sobie z tym. - Zapewnił Kendrę.

Wsparł się obiema dłońmi na rękojeści swej laski i poczekał, aż baronet oraz paladynka skończą mówić.

- Posłuchajcie mojego kompana i służki Szarej Pani, bo mądrze prawią i nie chcą dla was źle. - Zaczął od razu po Teodorze. Ton głosu miał spokojny, ale i pewny swego. - Zapewne w domach czekają na was rodziny a żadne z nas po tej stronie trumny nie chce waszej krzywdy, dlatego rozejdźcie się, póki jeszcze możecie. Pogrzeb naszego przyjaciela i tak dojdzie do skutku, czy tego chcecie, czy nie. Nie uda wam się nas powstrzymać tym marnym przedstawieniem. A jeśli macie w sobie choć trochę zdrowego rozsądku i poczucia wstydu, idźcie do domów. Uszanujcie, że pogrążona w żałobie córka chce odprowadzić ojca w ostatnią drogę do Szarej Pani. Tak jak i ona uszanowałaby, gdyby wasze rodziny chciały was pochować. Co jest niewykluczone, jeśli nie zejdziecie nam z drogi.

Uśmiechnął się złowieszczo, wpatrując zwłaszcza w Hephenusa. Niby bez pancerza, niby bez broni a był gotowy odgryźć się aż nadto, gdyby ci idioci zaatakowali.

Persuasion: 17
Intimidation: 23

 
Szelma jest offline