Dni po egzaminie mijały aasimarowi w błogim nic nierobieniu. Nie musiał się niczego uczyć, roślinka mu w końcu urosła, zaliczył ten nieszczęsny egzamin, ale tylko na tróję. Lada dnia spodziewał się że rodzina się tym zainteresuje ale teraz… teraz mógł wypoczywać.
Najnowsze zajęcia z aur magicznych były autentycznie ciekawe. O tyle o ile poprzedni prowadzący miał gadane, to obecny porywał uczniów praktycznymi zastosowaniami. Dla młodych umysłów nie było niczego lepszego jak okazja do zniszczenia czegoś i jeszcze dostania za to nagrody.
Prawdziwym problemem było za to przygotowanie “zestawu zaklęć tematycznych”. Młodzieniec dość szybko zdał sobie sprawę z tego że zaklęcia którymi się posługiwał były z bardzo różnych dziedzin magii i nie składały się w żadną zorganizowaną całość. A zdecydowanie nie miał czasu ani ochoty by siedzieć w księgach. Zresztą… przepisywanie formuł nigdy mu nie szło.
Ostatecznie postawił na swój typowy plan czyli “ładnie się uśmiechać i lać wodę”. Zdecydował że motywem przewodnim jego pracy będzie: “światło, umysł i energia - czyli praktyczny przewodnik pacyfikowania zagrożeń”.
Ale na to miał jeszcze czas.
***
Dużo czasu spędzał chodząc po strefie komercyjnej, w szczególności zaglądając do sklepów z ubraniami. Szkolne mundurki były praktyczne, neutralne i pasujące na wszystkich, poza osobami o wyjątkowo… ekstremalnych fizjonomiach. Były też przez to wyjątkowo nudne. A ostatecznie poza zajęciami warto było się pokazać w czymś nieco bardziej eleganckim.
Co ciekawsze zestawy ubrań oglądał z wyjątkową dokładnością, prosząc też sprzedawców o katalogi, bądź o magiczne zaprezentowanie danego zestawu ubrań w ruchu. Ostatecznie na jego biurku w pracy rosła coraz większa sterta popaćkanych atramentem magazynów mody, notatek i surowych rysunków.
***
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień wyczekiwanej imprezy Donovana. Stojąc przed drzwiami wejściowymi uśmiechnął się ciepło do towarzyszącej mu Nory.
- Gotowa? Starajmy się trzymać blisko, moja iluzja ma ograniczony zasięg. - powiedział i zainkantował swoje nowe zaklęcie, po czym pchnął drzwi i wszedł do środka.
W harmider studenckiej popijawy wparowali jak lodołamacz. Rozmowy cichły gdy przechodzili obok. Wszyscy wpatrywali się w Tiga i Norę jak barbarzyńcy widzący po raz pierwszy efekt działania technologii.
I ciężko było się im dziwić.
Ograniczenie magii Tigiala sprawiało że musiał stworzyć stroje zakrywające wszystko od ramion w dół. Pod osłoną magii nosili normalne, szkolne mundurki, nie chcieli ryzykować że koncentracja aasimara się zachwieje, odsłaniajac gołą skórę. Nie wspominając już o tym że ktoś mógł zwyczajnie przebić się przez iluzję. Ale to wciąż było dość dużo by wygenerować naprawdę oszałamiający efekt.
Dla siebie Tig przygotował elegancki dwuczęściowy strój, łączący biel z miedzią i brązem. Długie rękawy nachodziły na grzbiety dłoni, okute w delikatne miedziane rękawice. Ozdobienia z motywami słońca i gwiazd zajmowały górną część klatki piersiowej, a samo słońce oddawało promienie, dzielące strój na mniejsze elementy, rozchodzące się u dołu w wachlarz promieni. Barki okute były za to lekką, ewidentnie ceremonialną zbroją z brązu.
Ten obraz piękna łamały tylko pojedyncze, niemal zagojone, zadrapania na twarzy aasimara. Ewidentnie się z czymś, albo kimś zderzył niezbyt dawno temu…
Nora natomiast “nosiła” ubrania w kolorach czerni, bieli i złota. Podobnie jak i u Tiga, pokrywały one wszystko od szyi w dół. Obcisłe czarne leginsy wpadały w biało złote buty, ku górze natomiast łączyły się niemal niezauważalnie z obcisłą koszulą i kamizelką, na które narzucony był biały półpłaszcz, ozdobiony czarnym futrem u szyi.
Aasimar uśmiechnał się promiennie, chwycił Norę za dłoń i zaczął przepychać się do Donovana. Uważał by nie dotykać innych studentów. Podtrzymywanie iluzji było wystarczająco trudne bez dodatkowych efektów do symulowania.
Po kilku minutach stał już kuflem piwa w rękach, przyjaciółmi dookoła i poczuciem spełnienia. Czego młody człowiek mógł chcieć więcej? Może jeszcze kilku innych osób do zestawu.
Przejrzał tłum w poszukiwaniu znajomych twarzy. Zidentyfikował Percego, Ror, Victorię i Quezane. Wślizgnął się po kolei do umysłu każdego z nich, nie miał zamiaru przekrzykiwać harmidru.
~ Dołączycie do popijawy? ~ spytał retorycznie, machając im przy tym ręką.
***
Czego jeszcze mogło brakować? Ależ oczywiście że czarodzieja smrodzieja! Gra szybko znalazła wielu amatorów, do których dołączył też Tigial. Niestety był już sam, Nora zdążyła opuścić karczmę. Któreś z nich musiało siedzieć na dyżurze w dormitorium, a że zaliczenie było organizowane przez Donovana…
Linia fetoromantów przesunęła się już na tyle że przyszła kolej Tiga na spróbowanie swoich sił. Uważnie przyjrzał się tarczy i wybrał punkt w który chciał trafić. Jego oczy zmieniły się w czarne studnie, a na palcach dłoni zaczęła tańczyć ciemno czerwona poświata. Chciał wygrać. Uniósł prawą rękę i rzucił nią kulę trzeszczącej energii, która z głuchym łupnięciem wbiła się w tarczę. Ta zgrzytnęła niepokojąco i…
Wypluła z siebie kilka baniek, które z gracją otyłego goblina poszybowały w kierunku wiadra. Ostatecznie cztery trafiły do środka, pozostałe natomiast rozpadły się, zmieniając najbliższe otoczenie grajacych w strefę aktywnego użytkowania broni biologicznej.
- Ugh.. - jęknął Tig zasłaniając twarz dłonią i pośpiesznie wrócił do przyjaciół, jak najdalej od strefy bezpośredniego rażenia smrodem.