ANDY, JOEL, JAKE, IVA
W apartamencie zapanowała chwilowa cisza, przerwana tylko kilkoma zdaniami.
Wszyscy oddychali ciężko. Wszyscy przyglądali się dziewczynie, od której zaczęły się kłopoty. Dziewczynie, która powinna być nieprzytomna, a jednak, odzyskała świadomość.
Wiatr na zewnątrz wył wściekle. Zawodził, jęczał i świstał.
Oczy większości ludzi biegały od drzwi na hol, za którymi czyhało śmiertelnie niebezpieczeństwo, na dziewczynę.
- Oni … nie odpuszczą … - powiedziała słabym głosem ranna. – Nazywam się Karen.
Najlepiej jej słowa słyszał Joel. Paradoksalnie.
- Oni. To … kult. Ja… myślałam, że to taka… zabawa… Dziwactwo.
Karen wykrzywiła twarz w grymasie.
- A potem … oni chcą was złożyć w ofierze… pozabijać… Oddać waszą krew … bogini
Wypaliła.
- Ja … uciekłam … bo chciałam was ostrzec… ale dogonili mnie …
Słowa dziewczyny brzmiałyby niedorzecznie i szaleńczo, gdyby nie to, co działo się przed chwilą na korytarzu.
ICHIKA
Ichika nie słuchała za dokładnie słów Karen. Rozglądała się. Oceniała swoje szanse.
Jeden z mężczyzn, Joel, stanął pomiędzy nią i ranną. Odwrócił się od niej plecami i rozmawiał z Karen.
Reszta zajęta była oddychaniem, odzyskiwaniem sił, opatrywaniem się, panikowaniem i zastanawianiem co dalej.
- Zabiję ich wszystkich, poza tobą – obiecał głos w głowie.
Wiedziała, że jak zrobi, to co zrobi, raczej nie uda się jej ukryć przed ewentualnym gniewem innych. Okna zostały pozamykane – zdjęcie okiennicy to zbyt wiele czasu. Drzwi na zewnątrz podobnie. Solidne, wzmocnione kratą, aby żaden niedźwiedź lub nieproszony gość nie wtarabanił się do środka. Kryjówek też nie było za wiele – szafa na ubrania, trochę dużych mebli za którymi można było kucnąć i antresola, do której można było się dostać tylko po stalowanych schodach. Nie za wiele tego.
Byli bezpieczni w tym pokoju. Niczym w potrzasku.
- Na co czekasz. Zabij. Nasza umowa musi być wypełniona już. Teraz!
Głos w głowie Ichiki wyraźnie stał się niecierpliwy. Może nawet poirytowany. |