Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2023, 09:56   #56
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Cholera…- syknął Salomon -Staruszek wyzionął ducha na siedząco… pewnie nie wyprostujemy jego członków i trza go będzie w takiej pozie złożyć do mogiły…- czerwonooki zbliżył się do ciała starca i przyklęknął na jedno kolano bacznie mu się przyglądając. -Dobra zabierajmy się do roboty i odpocznijmy przed próbą powrotu- rzekł po czym niespodziewanie krzyknął z przerażenia, przewracając się na plecy -Co na dziewięć piekieł?!- fuknął -Czemu się na mnie gapi?!- czarokleta podniósł się do siadu, a jego towarzysze w tym czasie zwrócili baczniejszą uwagę na starca… który z sekundy na sekundę zaczynał nabierać na twarzy kolorów -Mistrzu?!- Hugo zbliżył się, kładąc ręce na ramionach starszego jegomościa.
-H…- wydobył z ust starzec -Huuuu Hugo… Hugonie… To ty…- kolejną sekundę później oblicze mężczyzny nie przypominało już więcej trupa, a jedynie przemarzniętego człowieka w podeszłym wieku. .
-Jak to możliwe?- niedowierzał akolita.
-Witajcie w świątyni przebudzenia…- odparł starzec uśmiechając sę lekko, niemal niewidocznie.
Chmielna uśmiechnęła się ciepło
- Najwidoczniej grób nie będzie już był potrzebny, ale zostawię dół, przyda się jako latryna. Dzień Dobry wielebny na imię mi Tenia jestem druidką, w służbie Wielkiej Matki. Pozwólcie, że użyję jej błogosławieństwa, żeby wam nieco pomóc: “Matko niech twój pełen miłości dotyk pomoże temu człekowi” - Pomodliła się, chcąc przynieść kapłanowi ulgę w mrozie lub zastanych mięśniach.
- Słyszałam historię o mnichach z Kara - Tur, którzy potrafią robić takie cuda, ale oni poświęcają całe życia, aby opanować własne ciała a Hugon mówi, że jesteście arcykapłanem wielebny jak to możliwe? - Spytała zafascynowana kobieta.
- Witaj, mistrzu - powiedział zaklinacz. - Verryn, zaklinacz - przedstawił się. - Zaskoczyłeś nas. Byliśmy pewni, że jedyne, co możemy zrobić, to zrobić ci pogrzeb. A tu miła niespodzianka.
-Dziękuję dziecko…- starzec zwrócił się do Tenii, gdy jej kojący dotyk dodał mu nieco więcej wigoru, choć tak po prawdzie nie wyglądał jakby było mu to potrzebne. Pokłonił się nisko Verrynowi, kiedy zaklinacz się przedstawił.
-Mistrzu… mam tak wiele pytań…- Hugo nie krył ekscytaqyèracji widokiem swego mentora.
-Pamiętaj chłopcze. Gdy uczeń jest gotowy, nauczyciel się pojawia- odparł starzec -Przybyliście tu wszyscy nie bez powodu. Życiowe ścieżki, którą obraliście pokierowały wasze kroki, by stanąć twarzą w twarz z oświeceniem. A może… A może wcale go nie potrzebujecie?- zapytał patrząc na oblicze każdego z towarzyszy Hugona.
- Przybyłam tu, bo chłopak się o was martwił, podróżując z innymi osobami, pomagam im osiągnąć ich cele, aby oni pomogli mi osiągnąć mój. Obecnie moim celem jest zniszczenia miejscowego kultu Malara, który wmówił barbarzyńcom, że ocali ich od straszliwego kataklizmu jeżeli będą mu składać ofiary z elfów. Przy całym dla was szacunku Wielebny, nigdy nie byłam cierpliwą kobietą, nie potrafiłabym usiedzieć godziny w bezruchu. Dla mnie oświeceniem jest Służba Chuntei, leczenie ran potrzebujących, obrona słabszych przed Niszczycielami i Szkodnikami. Nie chcę obrażać waszej wiary, bo osiągnęliście cudowne wymierne efekty, lecz nie pragnę oświecenia, które pozwoli mi bawić w ciuciubabkę z Kelemvorem dla mnie oświeceniem jest czyn… będę ukrywała, że kierują mną również motyw zemsty zapchleni malaryci zabili moją przyjaciółkę w niezwykle okrutny sposób nie chce, aby taka śmierć czy wieczne tortury w wymiarze Serca Furii tylko dlatego, że zostali złożeni w ofierze nie wyobrażam sobie, żebym mogła usiąść na dupie i szukać oświecenia to nie jest moja ścieżka, ale nie jest to przytyk wobec was. Mam nadzieję, że odpowiedziałam na wasze pytanie w sposób satysfakcjonujący? Bo pragnę zadać wam własne pytanie - Choć słowa kobiety mogły zdawać się ton głosu i mina sprawiały wrażenie, jakby szanowała starca.
- Wielebny Oświecenie jest wiedzą, czy nadal otrzymujecie błogosławieństwa od Pana Wiedzy? Wasz uczeń i jeden z towarzyszących nam wojowników zostali obłożeni klątwą likantropii ja nie wykazałam się jeszcze na tyle przed Matką Naturą, aby mieć dostęp do tego typu błogosławieństw miałam nadzieje, że ty Wielebny będziesz mógł zdjąć z nich to straszliwe brzemię. Poza tym przydałaby się nam magia wieszcząca, aby ustalić gdzie, przebrzydła niszczycielskie ścierwa przetrzymują swe ofiary… Niektórzy z nas ruszyli tą drogą, aby pomóc pewnej pół elfce imieniem Rebeka, nie chce, aby spotkało ją to samo co moją przyjaciółkę Szept, chce ocalić elfy, pólelfy i wszelkich elfo krwistych z okolicy. Pragnę bezpieczniejszego świata dla mojego małego synka oto moja Droga i moje oświecenie- Zakończyła prośbę z ogniem wściekłości i determinacji w oczach.

-Tyle słów, choć pytanie było tak proste…- skomentował enigmatycznie starzec, po czym spojrzał na pozostałych. Tenia parsknęła śmiechem, ale nie mogła się sprzeczać z tym, podsumowaniem.
- Mówiąc w skrócie, szukamy pomocy do walki z wilkołakami, mistrzu - powiedział Verryn. - A tu przybyliśmy, bo, dla odmiany, Hugo potrzebował pomocy. Jak widać, raz udzielamy pomocy, kiedy indziej jej potrzebujemy.
-Rozumiem- odparł krótko starzec -A ty?- spojrzał na Itkoviana -A może ty?- skierował wzrok na Thulzssę -Czy wy poszukujecie oświecenia?- spytał zerkając to na jednego to na drugiego z mężczyzn.
-Itkovian panie.-skinął lekko głową starcowi- Jeśli o mnie chodzi to prosty ze mnie wojak. Jestem tutaj tylko ze względu na tego młodzieńca- wskazał ręką Hugo- I tak jak nasza towarzyszka wspomniała, potrzebuję czegoś, dzięki czemu nie stanę się jednym z Malarytów których ścigamy.
-A Ty?- starzec wejrzał na Thulzssę -Czy i ty przełożysz swoje przyziemne powody nad prawdziwe oświecenie, które wszak jest na wyciągnięcie ręki każdego…- wbił świdrujące spojrzenie w czystokrwistego.
- Nigdy nie byłem dobry w duchowośść,a po tym co widziałem w rodzinnych ssstronach starczy mi jej na wiele, wiele lat. - odparł Thulzssa wzruszając ramionami. - Zosstanie więcej “ośświecenia” dla wass. - Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem przekręcając lekko głowę w bok z zaciekawieniem obserwując dziwnego starca.
- Tak jak moi kompani wsspomnieli, potrzeba im pomocy, bo mogli śśśsię zarazić. Nie ukrywam przydałoby śśsię też cośś, co uchroni nass przed ewentualną klątwą przy przyszłych potyczkach z likantropami. Nie wiem, może isstnieją jakieśś amulety ochronne albo wywary. Może cośś o tym wiecie, hmm? - mówiąc to podrapał się po szczęce.
-Aha…- westchnął wyraźnie zawiedziony brakiem jakiegokolwiek zainteresowania oświeceniem przez swych gości.
-Ja mój Mistrzu pragnę oświecenia!- wtrącił się akolita, do tej pory pomijany przez starca.
-Wiem chłopcze. Wskażę ci drogę, zadam odpowiednie pytania i pozwolę ci kontemplować aż twój umysł podsunie ci odpowiedzi, a kiedy zrozumiesz odpowiedzi dotrze do ciebie, że zadałeś błędne pytania. Nie ma jednak powodów do zmartwień. Ja przez wiele lat zadawałem błędne pytania. To proces, przez który trzeba przejść…- odparł kleryk.
-Nie bardzo rozumiem Mistrzu…- skomentował Hugo.
-Bardzo dobrze. Fakt, że potrafisz się szczerze i w zgodzie z samym sobą przyznać do tego, że nie rozumiesz to ważny krok, gdyż otwiera ci drogę na właściwe pytania. Ale do tego chłopcze przejdziemy, gdy już zostaniemy sami…- spojrzał na resztę.
-Nie byłoby szlachetnym odmówić waszym prośbom. Znam modlitwy, których błogosławiona moc uleczy wasze ciała z chorób, które nabyliście w drodze do mnie. Znam recepturę pewnego naparu, który mógłby was uchronić przez kilka dni przed wpływem klątwy likantropii. Szczerze jednak wyznam, że składniki do przyrządzenia go nie występują w najbliższej okolicy i trudem będzie odnaleźć je u lokalnych zielarzy.- ciągnął starzec -Jest pewien amulet, w którego posiadaniu był mój dawny przyjaciel, wyznawca Cierpiącego Boga. Niestety nie widziałem go przez kilka lat i nie wiem, gdzie obecnie przebywa- dodał na koniec.
-Mistrzu, moi kompani muszą wrócić w dolne partie góry, lecz po drodze czeka ich trudna i niebezpieczna drogą, oraz poczwara, która ma chrapkę, najeść się naszym truchłem- Hugo przejął inicjatywę.
-Istnieje pewne zaklęcie, dzięki któremu rzucicie się w przepaść, lecz rytuał nagnie prawa fizyki tak abyście nie upadli z wysokości. Z chęcią was obdarzę ów łaską jeśli wam to oszczędzi wysiłku- rzekł mistrz.
- Każda pomoc się przyda i będzie dla nas cenna - odparł Verryn. - A ty, mistrzu, zostaniesz tu? Nie będziesz chciał przekazać swej wiedzy innym?
-Chciałem, ale żadne z was nie było nią zainteresowane. Skąd zatem przypuszczenie, że inni będą?- odparł spokojnym tonem -Jeśli komuś będzie zależałoby mnie odnaleźć, to zrobić to dokładnie jak ten tutaj młodzieniec- spojrzał z dumą na Hugona.

- Postaram się mówić w żołnierskich słowach, aby nie nadwyrężać waszej cierpliwości, bo najwyraźniej obecność w tym świecie i jego problemach sprawia wam przykrość.: Byłam niegdyś akolitką Płaczącego Boga, spróbuje jakoś wyprosić wypożyczenie tego amuletu, przepis na napar się przyda jak nie teraz to w przyszłości…. - Odwróciła się od Oświeconego kapłana i z wściekłością rąbnęła w skalną ścianę pięścią.
- Teraz żałuję, że nie wzięłam łba tamtego zawszonego kultysty i nie wsadziłam jej do słoja z wódką albo w miód teraz moglibyśmy ją przepytać! Czy ktoś tutaj umie wysłać magiczne wiadomości ? Może ten lodowy gigant łaskawie ruszyłby zapijaczone dupsko i zabiłby dla nas tego płonącego robala ? Skoro mu zapewniamy źródło finansowania nałogu to mógłby oddać przysługę.
-Co ty Tenia za przeproszeniem pierdolisz?- wzdrygnął się Salomon -Po pierwsze to jego pomoc w walce z Malarytami jest jego częścią umowy, a po drugie wybraliśmy opcję z oddaniem znalezionego sprzętu jeśli uda nam się zwyciężyć…- pokręcił głową czerwonooki.
- Nie ufam temu zmrożonemu pijakowi! Jesteśmy zdesperowani zrobię to co muszę, ale nie wierzę w jego przydatność… Pijusom nie da się ufać! A my wciąż nie wiemy, gdzie iść- Druidka była wściekła niewspółmiernie do sytuacji, najwyraźniej miała problemy z osobami nadużywającymi alkohol.
Thulzssa przeczesał dłonią włosy pod naciągniętym na głowę kapturem. - Tak szszczerze to ta cała eksspedycja to jak na razie błądzenie po omacku i liczenie, że o cośś się potkniemy po drodze. - żółtozielone wężowe oczy mężczyzny skoncentrowały się na “oświeconym” kapłanie - Może użyczylibyśście jakiegośśś zaklęcia wieszszczącego, żeby dopomóc nam, chociaż w wybraniu właśściwego kierunku naszszych poszszszukiwań? - zapytał miło się uśmiechając. - Jak zapewne zauważyliśśście moim towarzyszszom bardzo zależy na jak najszszybszszym odnalezieniu tej kobiety, Rebeki….zanim malaryci wybebeszszą ją na ssswych ołtarzach. - Przestąpił z nogi na nogę przerzucając spojrzenie na pozostałych członków drużyny - O ile już nie jesst za późno… - dodał szczerze.
-A czy macie coś, co należy do nieszczęsnej Rebeki?- zapytał starzec -Bez takiego przedmiotu odpowiedź na moje pytania będzie bardzo niejasna a całkiem możliwe, że wręcz bezużyteczna bez głębszej analizy…- wejrzał na Thulzssę.
-Rachel…- syknął Salomon -Nazywa się Rachel, a nie Rebeka…- pokręcił głową czerwonooki.
- Rahel, Rebbecka, Sara, wszystko jedno jak ma na imię krwistooki jęczydupo! Odpowiedz na pytanie wielebnego, czy masz coś, co do niej należy? To wtedy upewnimy się, czy biedaczka jeszcze żyje i gdzie w ogóle na dziewięć piekieł jest! Najchętniej bym odpoczęła, żeby odzyskać czary i uśpić czujność tego małego ognistego robaka na zewnątrz, ale nie mamy czasu na takie luksusy, bo ci przeklęci zapchleni szaleńcy właśnie mordują niewinnych a my gadamy to sobie o oświeceniu i negocjujemy z chciwymi opojami… Bardzo się cieszę, że znalazłeś swojego Mistrza, rodzaj duchowości oraz bezpieczną kryjówkę, która ci odpowiada dzieciaku, ale pora zabrać się za konkrety! - Zdjęła z pleców topór
- Dobra bierzmy się za te zaklęcia, a potem do boju! - Jak na osobę, która gadała najwięcej dziwnie miała o to pretensje do innych.
-Przykro mi Tania, nie posiadam nic co należało do dziewczyny- odparł z przekąsem Salomon celowo przekręcając imię druidki -A ty coś masz? W sumie tobie to zlecono?- czerwonooki wejrzał na Itkoviana.
Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się do Salomona i puściła doń oko. Lubiła się przekomarzać, ale nie chciała, aby wojak uważał ją za adwersarza nie potrzebowała nienawiści od osoby, która będzie osłaniać jej tyłek w walce.
Wojak pokręcił tylko przecząco głową.
 
Halwill jest offline