Sen… Koszmary… Pobudka. Obok łóżka… nieprzytomny nagi facet. Za życia mogła być zszokowana takim widokiem po przebudzeniu. Ale teraz nie widziała w mężczyźnie potencjalnego źródła kłopotu czy pamiątki bo wieczorze z nadmierną ilością alkoholu. Teraz widziała… posiłek. Głód odezwał się w niej z dużą mocą.
Rzuciła się na niego, wbiła kły… posmakowała i upiła. Oblizała usta przyglądając się blademu ciału nadal żyjącego człowieka. To było lepsze od woreczków z zimną krwią, jaką raczył się William. Zdecydowanie lepsze. Przyjrzała się odruchowo niedawnej ofierze. Trochę starszy od niej, trochę… otyły, ale w formie. Taki byczek siłujący się w przydrożnych knajpach i wygrywający takie pojedynki. Tak go sobie wyobrażała, gdy leżał nagi i osłabiony utratą krwi. Niemniej będzie żył. Ann wszak nie potrzebowała tu skandalu z trupami. Lukrecja byłaby zła na nią za trupa w pokoju, ba… sama caitifka byłaby zła na siebie z tego powodu. Znała prawa Maskarady, a i nie była przecież morderczynią… zazwyczaj.
Lukrecję napotkała zresztą w głównej sali elizjum. Poirytowaną i rozdrażnioną. Rozmawiała z Joshuą i Nadią, aczkolwiek Tremere wydawała się średnio zainteresowana całą tą rozmową.
- Na Boga… Joshua, u nas ukrywa się Tzimisce! Jak możesz mówić o minimalnym zaangażowaniu się! - syczała gniewnie. - Sabat zalągł nam się pod naszymi stopami. Próbował mnie… próbuje nas zabić!-
- Podchodzisz do tego zbyt osobiście.- westchnął Smith. - Rozumiem twoje wzburzenie, ale to sprawa pomiędzy Tzimisce a Giovanni, nie powinniśmy… za bardzo pchać się między młotek a kowadło. Owszem minimum zaangażowania jest konieczne, ale ostrożność…-
- Nadia… Tzimisce są wrogami twojego klanu, zawsze nimi byli. Poprzyj mnie. - odparła dramatycznie Ventrue.
- Owszem, to prawda. - przyznała spokojnie Tremere tuląc do piersi stosik kart.- Masz rację. Niemniej nie są osobiście moimi wrogami. Nie miałam okazji zmierzyć się z żadnym osobiście, choć… zdarzyło mi się zabić ich pokręcone dziełka. Niemniej, ten Tzimisce…- położyła stosik dokumentów na kontuarze.- Zebrane przeze mnie informacje na jego temat, zakładając oczywiście że to rzeczywiście ten Wenecki Diabeł… potwierdzają jego fiksację na punkcie Giovanni. Są… niepotwierdzone co prawda pogłoski o tymczasowych jego sojuszach z pewnymi członkami mojego klanu o że tak powiem… giętkim kręgosłupie moralnym.-
- Możesz podać imiona?- zapytał Smith.
- Nie. Plotki są tylko plotkami… a i dotyczą przede wszystkim Europy i Meksyku.- wyjaśniła Nadia spokojnym głosem. - Ja natomiast popieram Joshuę jeśli chodzi o minimalne zaangażowanie. Nie chcemy sobie z niego robić wroga.-
- Boisz się go? Były cynglu Palafoxa?- zapytała ironicznie Lukrecja.
- Tak. Boję się. - potwierdziła Nadia poprawiając okulary.- I ty też powinnaś. Ten Kainita wchodzi im w szkodę niemalże od początku istnienia ich klanu. Nieraz próbowali go zabić i to bez skutku. Jakie my mamy szanse, skoro im się nie udało?-
- Larry by nie stchórzył.- oceniła Ventrue. A Tremere wzruszyła ramionami.- Bo Larry to "adrenaline junkie" i razem z śmiertelnością stracił resztki instynktu samozachowawczego.-
Cała trójka nie zauważyła schodzącej z piętra Ann.