Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2023, 19:05   #66
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Sen… Koszmary… Pobudka. Obok łóżka… nieprzytomny nagi facet. Za życia mogła być zszokowana takim widokiem po przebudzeniu. Ale teraz nie widziała w mężczyźnie potencjalnego źródła kłopotu czy pamiątki bo wieczorze z nadmierną ilością alkoholu. Teraz widziała… posiłek. Głód odezwał się w niej z dużą mocą.

Rzuciła się na niego, wbiła kły… posmakowała i upiła. Oblizała usta przyglądając się blademu ciału nadal żyjącego człowieka. To było lepsze od woreczków z zimną krwią, jaką raczył się William. Zdecydowanie lepsze. Przyjrzała się odruchowo niedawnej ofierze. Trochę starszy od niej, trochę… otyły, ale w formie. Taki byczek siłujący się w przydrożnych knajpach i wygrywający takie pojedynki. Tak go sobie wyobrażała, gdy leżał nagi i osłabiony utratą krwi. Niemniej będzie żył. Ann wszak nie potrzebowała tu skandalu z trupami. Lukrecja byłaby zła na nią za trupa w pokoju, ba… sama caitifka byłaby zła na siebie z tego powodu. Znała prawa Maskarady, a i nie była przecież morderczynią… zazwyczaj.



Lukrecję napotkała zresztą w głównej sali elizjum. Poirytowaną i rozdrażnioną. Rozmawiała z Joshuą i Nadią, aczkolwiek Tremere wydawała się średnio zainteresowana całą tą rozmową.
- Na Boga… Joshua, u nas ukrywa się Tzimisce! Jak możesz mówić o minimalnym zaangażowaniu się! - syczała gniewnie. - Sabat zalągł nam się pod naszymi stopami. Próbował mnie… próbuje nas zabić!-
- Podchodzisz do tego zbyt osobiście.- westchnął Smith. - Rozumiem twoje wzburzenie, ale to sprawa pomiędzy Tzimisce a Giovanni, nie powinniśmy… za bardzo pchać się między młotek a kowadło. Owszem minimum zaangażowania jest konieczne, ale ostrożność…-
- Nadia… Tzimisce są wrogami twojego klanu, zawsze nimi byli. Poprzyj mnie. - odparła dramatycznie Ventrue.
- Owszem, to prawda. - przyznała spokojnie Tremere tuląc do piersi stosik kart.- Masz rację. Niemniej nie są osobiście moimi wrogami. Nie miałam okazji zmierzyć się z żadnym osobiście, choć… zdarzyło mi się zabić ich pokręcone dziełka. Niemniej, ten Tzimisce…- położyła stosik dokumentów na kontuarze.- Zebrane przeze mnie informacje na jego temat, zakładając oczywiście że to rzeczywiście ten Wenecki Diabeł… potwierdzają jego fiksację na punkcie Giovanni. Są… niepotwierdzone co prawda pogłoski o tymczasowych jego sojuszach z pewnymi członkami mojego klanu o że tak powiem… giętkim kręgosłupie moralnym.-
- Możesz podać imiona?- zapytał Smith.
- Nie. Plotki są tylko plotkami… a i dotyczą przede wszystkim Europy i Meksyku.- wyjaśniła Nadia spokojnym głosem. - Ja natomiast popieram Joshuę jeśli chodzi o minimalne zaangażowanie. Nie chcemy sobie z niego robić wroga.-
- Boisz się go? Były cynglu Palafoxa?- zapytała ironicznie Lukrecja.
- Tak. Boję się. - potwierdziła Nadia poprawiając okulary.- I ty też powinnaś. Ten Kainita wchodzi im w szkodę niemalże od początku istnienia ich klanu. Nieraz próbowali go zabić i to bez skutku. Jakie my mamy szanse, skoro im się nie udało?-
- Larry by nie stchórzył.- oceniła Ventrue. A Tremere wzruszyła ramionami.- Bo Larry to "adrenaline junkie" i razem z śmiertelnością stracił resztki instynktu samozachowawczego.-
Cała trójka nie zauważyła schodzącej z piętra Ann.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-06-2023 o 19:14.
abishai jest offline