Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2023, 15:50   #17
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Przemówienie Garviela całkowicie wyczerpało temat profesora, gdyż nikt więcej nie podjął się perorować po baronecie. Ojciec Corianu dał więc znać skinieniem głowy grabarzom, że nadszedł czas, by działać i obaj mężczyźni zabrali się do pracy, zasypując energicznymi wymachami łopaty mogiłę Petrosa. W międzyczasie każdy z żałobników patrzył ponuro, jak trumna znika pod kolejnymi zwałami ziemi, a Kendra rozpłakała się, wtulając w burmistrza Dragescu. Ten głaskał ją po głowie niczym małe, wystraszone dziecko i szeptał jej coś do ucha.

Gdy grabarze skończyli pracę, tworząc mały kopczyk z ziemi na grobie Petrosa, radny Muricar oraz Jominda złożyli na nim dwa wieńce z goździków i chryzantem, po czym wszyscy zaczęli się rozchodzić. Kendra postanowiła zostać jeszcze chwilę, gdy miastowi zniknęli już w mgle cmentarza, a wy dotrzymaliście jej towarzystwa. Wpatrywała się w świeżo ukopaną mogiłę ojca przecierając oczy chusteczką a cisza cmentarza, otulająca okolicę mgła i fakt, że żadne z was nie odezwało się nawet słowem sprawiało, że ta chwila wyglądała jak wyjęta spoza rzeczywistości.

Kendra nie miała już na tym świecie nikogo oprócz ludzi, których Petros zawarł w swojej ostatniej woli, jakby wiedział, że będziecie mieć oko na jego córkę i nie pozwolicie, by została w tym najgorszym dla siebie czasie bez pomocy i sama sobie.

Żadne więcej słowa nie były już potrzebne, gdyż wszyscy czuliście nad tą mogiłą to samo. Smutek, żal, poczucie straty i niesprawiedliwości, że odszedł z tego świata człowiek, który wciąż mógł jeszcze wiele zrobić dla krainy pełnej koszmarów, w której dorastał, żył i którą starał się uczynić lepszym miejscem dla kolejnych pokoleń.

Gdzieś na boku siostra Teodora rozmówiła się z ojcem Corianu na temat śmierci Petrosa. Kapłan powiedział jej to samo, co usłyszała wcześniej z ust Kendry - profesor zginął od obrażeń spowodowanych osunięciem się gargulca a jego twarz była tak zmasakrowana, że nie był nawet w stanie porozumieć się z nim po śmierci. Obiecał, że pod wieczór jeden z akolitów dostarczy akt zgonu Petrosa do jego domostwa.

- Nie ma tam jednak niczego innego, niż to, o czym powiedziałem. - Zakończył, udając się w drogę powrotną do miasteczka a paladynka dołączyła do pozostałych.

Kendra w końcu odwróciła się w waszą stronę i po raz kolejny przetarła mokre oczy.
- Burmistrz przyjdzie do mojego domu po obiedzie, żeby odczytać testament ojca. Miał to zrobić jutro, ale jutro radni zbierają się, żeby pomyśleć, co dalej zrobić z ruinami więzienia żeby nigdy więcej nic takiego jak ojcu nie przytrafiło się innym. O ile w ogóle da się z tym coś zrobić. - Westchnęła zrezygnowana. - Dla mnie to nawet lepiej, że dzisiaj poznamy wolę ojca, chcę mieć to wszystko już za sobą. Strasznie mnie to wszystko wymęczyło psychicznie. I jeszcze ten półgłówek Gibbs postanowił namieszać przed samym pogrzebem. - Zacisnęła usta, po czym wypuściła z nich powietrze jednym długim świstem. Widać było, że walczy, by się nie rozpłakać. - Wracajmy do domu, Alina na pewno czeka już z obiadem. Ja się jednak położę na jakiś czas, jeśli nie macie nic przeciwko. Nie dam rady nic zjeść, obym chociaż mogła zasnąć na moment…

Rozumieliście ją. Wystarczyło zresztą tylko spojrzeć na Kendrę, by zdać sobie sprawę, jak mocno przeżywała śmierć ojca. W tym momencie żadne słowa otuchy nie były w stanie pomóc, więc po prostu skierowaliście się wraz z nią w stronę wyjścia z cmentarza.


Powrót przez ciche, niemal uśpione Ravengro do posiadłości Petrosa minął spokojnie, choć jak się okazało, “niespodzianka” czekała przy furtce prowadzącej do domostwa. Wysoki, blady mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu błękitnych oczu wpatrywał się w was odkąd wyłoniliście się z mgły. Był szczupły, choć jego postawa i ruchy zdradzały, że musiał dbać o kondycję i ciało. Miał na sobie szary płaszcz (gdzie po prawej stronie piersi dostrzegliście okrągłą przypinkę szeryfa, jaką nosili stróże prawa z hrabstwa Canterwall), skórznię, wysokie buty pod kolano, a przy pasie zauważyliście długi miecz i sztylet. Kciuk lewej dłoni wciśnięty miał za pas, w drugiej trzymał kapelusz z szerokim rondem, który założył na głowę, gdy się zbliżyliście.

- Panno Lorrimor. - Skinął jej głową, uchylając kapelusza.

- Skoro czeka pan pod moim domem chwilę po pogrzebie mojego ojca, to nie może oznaczać niczego dobrego - odparła Kendra. - Co tym razem? Ma pan jakieś nowe informacje na temat przyczyn jego śmierci? Czy przyszedł pan złożyć kondolencje?

- Obawiam się, że nic z tych rzeczy.

- Tak myślałam. - Odwróciła się w waszą stronę, krzywiąc się. - Moi drodzy, to szeryf Benjan Caeller prowadzący sprawę śmierci mego ojca.
Po wymianie uprzejmości Kendra zapytała.

- Z czym więc pan przychodzi?

- Podobno pani znajomi pobili pana Gibbsa na pogrzebie profesora. Tak przynajmniej stwierdził, gdy przybiegł do mnie niedawno. Miał kilka otarć na twarzy i klatce piersiowej. Choć biorąc pod uwagę jego reputację w miasteczku, wolałem dowiedzieć się u źródła, co zaszło. Dlatego moja obecność tutaj.

Kendra chwyciła kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa, westchnęła ciężko i spojrzała po was.
- Możecie się tym zająć? Ja naprawdę nie mam już dzisiaj siły…

Po tych słowach wyminęła szeryfa, otworzyła skrzypiącą furtkę i po chwili zniknęła w domu. Szeryf odprowadził ją wzrokiem, po czym przejechał wzrokiem po twarzy każdego z was.
- No więc? Jak wyglądała sytuacja? - zapytał spokojnie. - A przy okazji, powiedzcie mi, kim jesteście i jak długo zamierzacie zostać w Ravengro.

 
Ayoze jest offline