Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2023, 08:34   #60
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Jak tak czasami cię słucham to się zastanawiam czy przypadkiem właśnie nie jesteś krasnoludzicom…- skomentował Salomon, uśmiechając się do Tenii zawadiacko. Druidka roześmiała się z tego gromko z komentarza, uwalniając w ten sposób część złości i napięcia które w niej tkiwło.
-Może warto by było spojrzeć na te runy?- Itkovian skierował swój wzrok na starca -Mędrcu czy możesz nam nakreślić te runy, które widziałeś w wizji? Może któreś z was coś z tego zrozumie.-
-Oczywiście- odparł starzec. Hugon podał mu kawałek papirusu i niewielki ołówek ciesielski.
-To pierwotny krasnoludzki- stwierdził Hugo -Z tych run zaczerpnęli giganci, zielonoskórzy i kilka innych ras. To dlatego te dialekty w piśmie są tak podobne- wyjaśnił akolita.
-To giganci. Ta runa przedstawia jakąś nazwę własną… Krwawy Potrzask…- wydukał Salomon.
-Krwawy Potrzask? To dawna twierdza krasnoludów, przyjęta kilka dekad temu przez lodowych gigantów…- dopowiedział Hugo.
- Gdzie leży ta twierdza? - spytał Verryn. - Wiesz o niej coś więcej?
-Macie mapę? Mogę wam zaznaczyć to miejsce na mapie. W sumie to nawet nie twierdza, a raczej posterunek- odparł akolita.
- Ja swoją mapę okolicy oddałam karczmarzowi, ale wiemy, jak się nazywa i gdzie jest to już coś Wielebny ale zanim zapomnimy czy mógłbyś powiedzieć coś o tym amulecie Płaczącego Boga przeciw zarazie likantropii? Mam dobre relacje z tym, kościołem może mi wypożyczą? I jeszcze coś o przepisie na miksturę ochronną co ma trudne do zdobycia składniki - Upomniała się Tenia, która nie chciała, żeby o tym zapomnieli.
-Podaj mi pergamin- starzec zwrócił się do swego młodego akolity -Może być ten…- wskazał palcem kartę papieru, na którym narysował runę z swojej wizji. Mężczyzna odwrócił kartę i zapisał na niej składniki oraz proces przygotowywania naparu -Tak jak wspomniałem: większość zielstwa nie występuje w tych rejonach. A co do amuletu, to przecież już powiedziałem, mojego przyjaciela, który był w posiadaniu ów amuletu nie widziałem już od kilku lat i nie wiem co się z nim dzieje, ani gdzie przebywa- wyjaśnił.Kobieta pokiwała głową i wzięła pergamin - Dziękuje i przepraszam. Ten rytuał trochę mną zachwiał i tymczasowo roztroił mi pamięć. Co złego to nie ja! Powodzenia dzieciaku, oświecenia - Rzekła klepiąc Hugona w ramię. Wstała będąc gotową do drogi. Mistrz był miły oraz potężny, ale zdecydowanie nie jej typ duchowości miała dość.
Thulzssa strzelił karkiem jakby dopiero przed chwilą udało mu się do końca obudzić. Nie wyglądał, jednak na skonfundowanego albo wymęczonego narkotyczną wizją, a wręcz przeciwnie. Na twarzy mężczyzny tańczył lekki, zadowolony uśmieszek zupełnie jakby całkiem dobrze się bawił podczas całej tej sytuacji.. Wężokrwisty wysunął parę razy swój rozdwojony język, po czym odezwał się w końcu - Waszsza pewnośśść śśsiebie jesst imponująca, ale poradzenie ssobie z kultem Malara to nie przechadzka do burdelu, no chyba, że mówimy tutaj o burdelu we Wrotach Zachodu. - uśmiechnął się nieco szerzej - Jeśśli ssami nie chcemy skończyć jako ich więźniowe, to zdecydowanie odradzam pochopne skakanie im w paszszczę. Porzuciłbym też raczej nadzieję o uratowaniu tej kobiety na czass. - spojrzał po reszcie towarzyszy. - Myśślę, że możemy się sskupić na dokładniejszszym zbadaniu zagrożenia kultu miast gnania śślepo, byle do przodu.-


Słowa Thulzssy miały niestety sporo racji, co wywołało konsternację u jego towarzyszy, szczególnie zdanie o porzuceniu nadziei, że porwana Rachel nadal żyje. Kiedy jednak każdy myślał o tym ile już przeszli, to wielce prawdopodobne, że nawet nie chcieli dopuszczać do głosu myśl, że poszukiwana dziewczyna może nie żyć.
-Żyje czy nie sprawę trzeba doprowadzić do końca. Malaryci zagrażają całej okolicy. A być może kiedy się z nimi uporamy uda nam się dowiedzieć czegoś więcej o tej niszczycielskiej zimie- rzucił Salomon.
-No cóż. W takim razie chyba nie zostaje mi nic innego jak wam podziękować za pomoc. Gdyby nie wy to pewnie moje truchło leżałoby tam przy starej wieży, obgryzione przez bandę ghuli...- Odezwał się Hugo -Zawsze będę was miło wspominać- dodał, ściskając każdego z awanturników.
-My ciebie też dzieciaku. Nie zmarnuj życia na siedzenie w tej jaskini- odparł czerwonooki, puszczając chłopakowi oczko.
-Proszę- mędrzec wręczył Tenii recepturę na wywar chroniący przed działaniem likantropii -Sługa Cierpiącego Boga nazywał się Bradd. Jeśli nie ma nic więcej, co mogę dla was zrobić, to pozwólcie zatem, że pobłogosławię was moim darem piórkowego spadania-
-Myślę, że wszystko o co chcieliśmy zapytać już zapytaliśmy. Ruszajmy do Er'landa. Nim przejdziemy przez szczelinę minie kilka godzin, ale, tak czy siak, spędzimy noc bezpiecznie a rano będziemy mogli ruszać jak najdalej z tych przeklętych pustkowi- rzekł Salomon.
-W porządku. Zatem stańcie blisko siebie- polecił im mędrzec. Kiedy wykonali polecenie, człek odmówił modlitwę, lecz żadne z nich nie poczuło większej różnicy. Hugonie odprowadź naszych gości do wyjścia- zwrócił się do akolity -Bywajcie. Gdybyście kiedyś pragnęli doznać oświecenia to możecie tu zawsze wrócić- pożegnał ich. Akolita, zaciągnął kaptur szaty na głowę i pomaszerował przodem wąską jamą do zewnątrz.
Już po chwili wszyscy znaleźli się na niewielkiej półce skalnej, skąd widać było oddalone pasmo gór, oraz całą dolinę, którą pokonali wędrując w to miejsce.
-Zaklęcie uaktywni się, gdy tylko oderwiecie się od podłoża. Wiatr was nie zwieje, nie lękajcie się- tłumaczył Hugo -Wylądujecie miękko i bezpiecznie, wiem, bo kilka razy korzystałem z tej magii- dodał.
-To jakieś trzydzieści metrów. Niby niewiele, ale zejście, że tak powiem w klasyczny sposób zajęłoby nam pół dnia, a i należy pamiętać, że w ten sposób ominiemy remorhaza...- wtrącił Salomon -Ktoś pierwszy na ochotnika?- zapytał zerkając na każdego po kolei, lecz nie widząc zbyt wielkiego entuzjazmu wzruszył tylko ramionami -No dobra. To w takim razie widzimy się na dole- dodał na sam koniec i zrobił krok po za krawędź skalnej półki. Jego ciało zalśniły pomarańczową aurą a sekundę później czerwonooki opadał swobodnie i powolnie w dół...


~***~


Los nie wystawiał ich więcej na próbę tego dnia. Każdy z awanturników bezpiecznie opadł na ziemię, całkiem niedaleko szczeliny prowadzącej w środkową partię Kopca Kelvina, do miejsca, gdzie Mamuci Syn miał swój dom. Żadne bestie nie przerywały ich żmudnej i niezwykle męczącej wędrówki w dół. Salomon miał rację w swoich obliczeniach, gdyż nim nastała północ grupa dotarła do progu domu gigantów, w miejsce, gdzie poprzedniego dnia doszło tu do walki pomiędzy dwoma Yeti.
-Cholerny opoj znowu chleje od samego świtu...- rzucił z przekąsem Salomon, kiedy tylko do ich uszu dobiegły dźwięki fałszującego śpiewu spitego Er'landa -Mam tylko nadzieję, że przestanie i da nam spokojnie odpocząć. Szczerze powiedziawszy to nogi mi wchodzą do dupy...- pokręcił głową, lecz każdy z jego kompanów doskonale go rozumiał. Mieli za sobą bardzo trudną wyprawę, lecz zaraz dość owocną. Czegoś się dowiedzieli i pomogli Hugonowi odnaleźć swego mistrza, a także zyskali wartościowego sojusznika, jakim był gigant.
Po dwóch kwadransach marszu dotarli do miejsca w jaskini, gdzie poprzedniego dnia nocowali. Er'land siedział całkiem blisko witając ich potężnym chepnięciem.
-Eeeej! Moi ma - hik!- moi mali koleżcy! Ciągle- hik! - żyjecie! A już- hik! - żem myślał, że już was więcej nie ujrzę i chuj z naszej wyprawy wyjdzie! Ale -hik!- Ale na szczęście jesteście! A gdzie ten -hik!- łysy?- zapytał zaintrygowany nieobecnością Hugona.
- My się też cieszymy — powiedział Verryn. - A ten łysy został ze swoim mistrzem, którego odnaleźliśmy całego i zdrowego — wyjaśnił.
-A! No to ten… to jego zdrowie!- krzyknął gigant wyciągając z kieszeni niewielki (jak na standardy gigantów), złoty przedmiot, który przypominał bawoli róg. Er'land złapał róg między kciuk a wskazujący palec, po czym uniósł, przechylił głowę do tyłu i zaczął nalewać sobie zawartość do ust. Już po kilku sekundach obserwujący całe zajście awanturnicy zrozumieli, że nie jest to zwyczajny róg do picia, gdyż cokolwiek z niego nie leciało już dawno powinno się skończyć.
Mamuci Syn przełknął zawartość z ust i kolejne kilka sekund poświęcił na wlewanie sobie złocistego trunku. Przełknął kolejny raz i znów zwrócił uwagę na gości -Cholernie -hik!- cholernie żmudna to fucha, ale srał to pies -hik!-. Piwsko z tego rogu nigdy się nie kończy i to jest wspaniałe!- niemal krzyknął podnieconym tonem, by ponownie przechylić głowę i zalać usta piwem.
Tenia z całego serca życzyła olbrzymowi śmierci w walce z Malarytami mogłaby wtedy oddać róg dostatku piwa mężowi, który szybciej zapiłby się na śmierć i świat miałby dwóch mniej opojów.
-Wiemy, gdzie mamy iść: Krwawy Potrzask ta twierdza krasnoludzka, którą twój lud przejął a teraz, najwyraźniej jebani pchlarze wypędzili twoich i zaczęli składać krwawe ofiary. Podobno ta wieczna zima to jakieś antyczne zagrożenie dzisiaj odpoczywamy, a jutro idziemy walczyć, żebyś zyskał magiczne przedmioty, bo pewnie się już ci nudzi to piwo ? Idę się pomodlić.


Tenia poszła do Pomnika Auril położyła przed nim sztukę złota jako ofiarę i zaczęła się modlić: ~Królowo Zimy, Władczyni Północy Straszliwa Damo Mrozu nie jestem twoją wyznawczynią, ale żyje w twoim królestwie i szanuję twą władzę nad mrozem… Jakieś kurestwo próbuje podważyć twoją władzę nad Zimą i grozi wiecznym mrozem upraszam cię Królowo Auril o przysłanie nam jakichś kapłanów lub innych sług do pomocy ~ - Nie spodziewała się, żadnej reakcji to nie były już Czasy Kłopotów, bóstwa postępowały inaczej ale warto było spróbować.
Itkovian tylko wzruszył ramionami. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień, więc udał się czym prędzej na spoczynek.
Gigant spojrzał z uniesioną brwią na Tenię -Hik! Właściwie to wszystkie te przedmioty, które uda mi się zyskać -Hik!- trafią do krasnoludów. Kiedy was nie było przehandlowałem z nimi wszystko, co mam od was obiecane za ten róg…- skomentował z dumą w ogóle nie dostrzegając niechęci druidki -Swoją -Hik!- drogą, nieco im o was opowiedziałem. Brodacze mają dla was fuchę, jeśli bylibyście zainteresowani. Ponoć nic nadzwyczajnego, ale płacą -Hik!- uczciwie…- wyjaśnił wielkolud.
Tenia miała czas przemyśleć słowa giganta podczas spaceru i modlitwy gdy wróciła rzekła
- Cóż, skoro szanowne krasnoludy chcą z nami rozmawiać to może na swój sposób potwierdziły wieści o tej wielkim kataklizmie? Skoro mają robotę to ja jestem gotowa iść się spytać i poprosić o pomoc idzie ktoś ze mną? - Spytała.
- Chętnie - powiedział zaklinacz. - A nuż się okaże, że da się połączyć różne zadania - dodał. A na odpoczynek będzie jeszcze trochę czasu.
- Całkiem ładnie to sobie rozplanowałeś i aż mnie dziwi, że nie chcieli jakiegoś zapewnienia w razie, gdybyśmy na ten przykład nie wrócili, co? - Zapytał z przekąsem bard. Rzeczywiście trochę zdziwiła go taka “dobra wola” brodatych pokurczy. Może uważali ten magiczny róg za niepotrzebny albo piwo z niego jest niedobre. - To złote cacuszko tworzy, chociaż krasnoludzki trunek, czy raczej piwo ludzkiej roboty? - Czystej krwi Yuan-ti jednym uchem nasłuchiwał odpowiedzi giganta, ale jednocześnie zerknął w stronę reszt towarzyszy. - Jeśli płacą za robotę, to nie mam nic przeciwko, a nuż Tymora się do nas uśmiechnie i cokolwiek dla nas mają będzie lepsze od błądzenia po jaja w śniegu.. - Przeczesał włosy dłonią. - Polecałbym zająć się ich zleceniem, zanim ruszymy na poszukiwania Malarytów. Z zapłaty za zadanie może będziemy mogli kupić u nich sprzęt i lepsze zapasy. -
-Kurwa -Hik!- jasne, że chcieli zapewnienia, że wrócicie. Na szczęście znam się z tymi od bramy, bo nie raz pomagałem nosić beczki, za czasów kiedy -Hik!- handlowaliśmy. Poprzysiągłem im na własne jaja, że jeśli coś pójdzie nie tak to po prostu oddam róg. Jego zawartość nigdy się nie kończy -Hik!- A piwo raczej średnie zważywszy na to, że różnych już próbowałem. Ponoć stwórca rogu nie grzeszył dobrym smakiem… Najważniejsze jest -Hik!- … jest to, że ile bym go czasu nie przechylał to zawsze coś z niego leci -Hik!-


-No dobra, w takim razie chodźmy, pogadamy z krasnoludami, wrócimy obgadamy między sobą czy się zgadzamy na ich propozycje, odpoczniemy do rana i albo zaczniemy działać, albo ruszymy w kierunku kryjówki gnomiego druida- zaproponował Salomon -Co myślisz?- syknął do Itkoviana.
-Pójdźmy, zobaczmy najpierw czego chcą, potem dopiero będziemy mogli coś planować- odparł Itkovian ciężko podnosząc się z posłania. Nie uśmiechała mu się nocna wycieczka, ale wolał to mieć szybciej za sobą.
-Prowadź panie Er'land!- rzekł dziarsko Salomon. Gigant skinął głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb jaskini.
-To całkiem niedaleko...- skomentował wielkolud, choć z jego ust brzmiało to dość zabawnie, gdyż po każdych, kolejnych dziesięciu krokach musiał się zatrzymywać by jego goście mogli go dogonić. Na szczęście oczekiwanie na awanturników umilał sobie wlewaniem do gęby zawartości złotego rogu.
-Krasnoludy to cholerne -Hik!- sknery i cwaniaki, ale jak już zrobią jakieś-Hik!- cacko, to niech ich drzwi ścisną...- mruczał do siebie coraz mniej wyraźnie. Po około godzinie marszu przez odmęty lodowej jaskini, w której jeszcze niedawno mieszkał cały klan gigantów towarzysze niedoli zaczynali żałować, że postanowili wyruszyć na spotkanie z brodaczami od razu.
-No i mamy to...- burknął Er'land patrząc mętnym wzrokiem na żeliwne wrota ulokowane na krańcu niewielkiej, bocznej jamy. Wrota były misternie zdobione płaskorzeźbą przedstawiającą jakąś bitwę dzieci Moradina z duergarami. W górnej części zamkniętych odrzwi znajdował się otwór, przez który przewleczony był gruby sznur. Gigant pociągnął za niego a gdzieś tam za drzwiami, echem zabrzmiało głośne dzwonienie.
-Trzszszepa szczekać...- wybełkotał, podpierając się o ścianę. Po niespełna kwadransie po drugiej stronie wrót zabrzęczał jakiś mechanizm i kompani wyraźnie słyszeli jakby coś się w ich stronę zbliżało. W końcu dźwięki ustały i coś zastukało w metalowym mechanizmie wrót. Oba skrzydła masywnych drzwi zadrżały, po czym zaczęły się powoli uchylać w stronę awanturników. Ich oczom ukazała się drewniana rampa, oraz liczne kołowroty i łańcuchy, które wprawiały tę "windę" w ruch. Kolejną rzeczą, którą ujrzeli była para krasnoludów o dziwo mężczyzna i kobieta. Oboje dobrze uzbrojeni oraz wyposażeni w dobrej jakości oręż.
-Aj aj!- powitał ich wojak, dzierżący dwuręczny topór. Miał rudo kasztanową, mocno natłuszczoną brodę, bystry wzrok i szerokie bary.
-Faktycznie ciekawa grupka...- skomentowała towarzyszącą mu krasnoludzica. Ona również nie wyglądała jakby była tu przypadkiem. W ręku trzymała obnażony miecz półtoraręczny. Miała ładną twarz, a jej warkocz kasztanowych włosów pasował do brody towarzysza. Dopiero widząc ten szczegół awanturnicy zaczęli dostrzegać, podobne rysy twarzy tej dwójki.
-To Lira- odezwał się krasnolud, przedstawiając towarzyszkę.
-A on to Lares. Jesteśmy radzi, że zgodziliście się z nami pomówić. Wybaczcie, że musieliście na nas czekać- powiedziała Lira.
-Zechcecie udać się z nami w nieco bardziej przystępne negocjacjom miejsce, czy też wolicie byśmy od razu przeszli do rzeczy?- zapytał Lares.

 

Ostatnio edytowane przez Halwill : 18-06-2023 o 08:39.
Halwill jest offline