Dziwaczny impas sił pośród ekipy odciętej w apartamencie numer dwa nie chciał ustąpić przez dłuższy czas. Wszyscy, a przynajmniej tak się Ivie wydawało, musieli przetrawić niedorzeczne wyznania Karen. Kult, bogini, składanie ofiar… nie tego się spodziewali. Nie taki obraz sekty mieli w głowach wypchanych współczesną popkulturą. Blondynka tkwiąca przy drzwiach w pozie wystraszonego zająca drgnęła i na moment oderwać się od nasłuchiwania co dzieje się po drugiej stronie, żeby zapytać lekarza, o to czego niemal była pewna:
-Ona majaczy, prawda ?
Joel mielił w głowie słowa dziewczyny, próbował zachować spokój. Parę rzeczy mu się nie zgadzało.
- Jednemu z naszych kolegów odstrzelili głowę. To za cholerę nie wyglądało na rytuał, raczej przypadkowe morderstwo – zauważył - Ja to widzę tak, że jesteśmy tylko trybikami a ty kluczem. Więc zapytam jeszcze raz. Kim są ci ludzie i czego od ciebie chcą? Andy cię pozszywał, reszta z nas stanęła w twojej obronie, nie wydaliśmy cię. Jesteś nam winna wyjaśnienia. Pomóż nam to zrozumieć.
- Oni was pozabijają - wyszeptała z trudem. Widać było, że sił ma tyle, co kot napłakał. - Nie cofną się… przed .. niczym…
Westchnęła ciężko.
- Jesteście … dobrymi ludźmi… Tylko, nie wiem, czy … uwierzycie … w to… co …
Jęknęła boleśnie zaczerpnąć oddechu. Musiała chwilę odpocząć.
Na zewnątrz, przez ciężkie drzwi, nie słyszeli niczego. Żadnych dźwięków i ta cisza… przerażała bardziej, niż cokolwiek innego.
Nauczyciel doskonale wiedział, że są na świecie koszmary, które nie śniły się filozofom. Ale nie mają nic wspólnego z bogami, mistycznymi rytuałami czy demonami. Te koszmary nie kryły się za kurtyną rzeczywistości, lecz w chorych ludzkich umysłach. Joel namacalnie ich doświadczył jako dziecko, a teraz po latach jako dorosły mężczyzna.
- Przekonajmy się. Spróbuj– odpowiedział a widząc ile bólu sprawia jej mówienie położył dłoń na jej dłoni, jakby chciał podzielić się z nią ciepłem, które skradła dziewczynie śnieżna burza szalejąca za oknem.
- To ja .. miałam być ofiarą … - wyznanie przyszło jej z trudem. Najwyraźniej bała się, że ją wydadzą w ręce szaleńcow. - Ale … uciekłam … w ostatniej chwili. To na mnie …. polują… ale… rozmawiali też o was … o ludziach tutaj …. w pensjonacie… mieliście być… pokarmem dla Niej…
To Niej zabrzmiało wyraźnie mocniej, jakby ze strachem, szacunkiem i innymi emocjami.
- Ilu ich dokładnie jest? – dopytywał nauczyciel zupełnie ignorując wzmianki o krwawej bogini– I jak się tu dostaliście? Nie widziałem w okolicy żadnych innych zabudowań.
- Dziewięcioro … znaczy teraz ośmioro. I przyjechaliśmy jeszcze nim spadł śnieg …. tutaj … niedaleko … jest chata … ale … pod tym pensjonatem … jest wejście… do jaskini…
- Była nieprzytomna… chyba. - wyrwało się Ivie na wieść o tym, że poszkodowana wiedziała o śmierci jednego z napastników, którego przecież tak niewiarygodnym wysiłkiem położyli Andy z Joelem. Co prawda zwłoki znajdowały się z nimi w jednym pomieszczeniu, ale projektantka nie była w stanie sobie wyobrazić, że przy całym tym bólu, który odczuwała i szoku jaki niewątpliwie przeszła Karen była ona w stanie trzeźwo wiązać ze sobą zaobserwowane fakty. Chyba, że dobrze znała denata na podłodze.
- Znasz ich dobrze? - w końcu zapytała dziewczyny przestraszona chyba bardziej od niej samej kobieta w cieniu pewnych siebie i zdeterminowanych mężczyzn.
- Taaak - krzywiąc się odpowiedziała dziewczyna. - Byłam … jedną z nich.
- W co są uzbrojeni? - zapytał Andy.
- Nie .. wiem … - odpowiedział z wahaniem. - Czekany … może jakieś noże… może kilka pistoletów … ale …
Zamilkła. Z wysiłku, albo z innych powodów.
- …ale? - powtórzył Dutton.
- Ale … są silniejsi i … zwinniejsi …
- To jak mamy sobie poradzić ? - wyrwało się Ivie. Pytanie, jak się zdawało kierowała do wszystkich obecnych w pokoju.