Widok bezdennej, błękitnej pustki nad głową przytłaczał i fascynował. Niebo widziane w rzeczywistości robi nieporównywalnie większe wrażenie niż na starych filmach. Edmund stanął u wylotu jaskini, zadarł głowę do górę, powoli zdjął okulary i zapatrzył się.
- Fascynujące... – wymamrotał. Świadomość niewyobrażalnej przestrzeni kryjącej się w górze, mas powietrza, próżni i gwiazd, niemal na wyciągnięcie ręki, zmusiła jego serce do szybszego zabicia. Pokiwał lekko głową. Jeszcze będzie czas, by delektować się tym lirycznym obrazem
Włożył szybko okulary i podniósł licznik Geigera.
- Promieniowanie lekko podwyższone. Godzina 7.04 czasu krypty. Jesteśmy na powierzchni, panowie i panie.
Gdy licznik Geigera wylądował w kaburze, on pozwolił sobie na spokojne, długie spojrzenie na towarzyszy podróży.
Sammy wlepiał w niego wzrok. Kojarzył chłopaka. Zdawał się być lekko upośledzony, co zresztą całkiem naturalne, zważywszy na warunki w jakich dorastał. Nie miał wiele okazji do rozwijania intelektu. Doskonale. Edmund był –zachwycony-, że wysłali na misje o krytycznym priorytecie downa. Tak jakby nie było dziesiątki innych sposobów, by się go pozbyć. Nie miał pojęcia w czym taka... osoba może im się przydać.
Co do Vaya, to mimo zawsze denerwującej zbieżności nazwisk, Ed cieszył się z jego obecności. To profesjonalista, oddany służbie i prawdopodobnie z pieśnią na ustach poświęciłby życie za powodzenie misji, żołnierzyk. Tacy są zawsze potrzebni. Lepiej, żeby nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, jeśli napotkają tubylców...
Czarnego zupełnie nie kojarzył. Z danych wynikało, ze pracuje w sekcji mechanicznej i przeszedł kurs prowadzenia pojazdów. Być może HAL ocenił szanse na napotkanie działających pojazdów jako realne? Niemniej, technik zawsze mile widziany, no, chybaże jest ekspertem od odsysania rur z gównem, jak ten matoł, Eryk...
Aaa... jest i Andy Bohater, synek tragicznie zmarłego Tony’ego Bohatera. Chyba wysłali go tu tylko ku chwale ojczyzny, bo to, że chłopak umie wymachiwać łapskami jak cholerny Bruce Lee, nie jest w tej misji wielką zaletą... Choć może wylazł tutaj w innym celu. W końcu chodzą te plotki, że sypia z Naszą Światłą Przywódczynią Joanne. Pewnie go wysłali jako ochronę, albo młoda nie zgodziła się rozstać ze swoim drogim...
No i w końcu Matka Jr... Rozwydrzony, bachor z większą ilością szczęścia niż rozumu. Cholerny nepotyzm. Jak taki ktoś mógł otrzymać honor przewodzenia takiej misji!? Jeśli ta decyzja BYŁA konsultowana z HALem, a nie z własnym ego Rady, to jego logika jest zaiste bardzo pokrętna.
Jednym słowem, stado dzieciaków. Bosko. Po prostu tego potrzebuje ta misja. Chyba coś jest w tym „samobóiźmie” misji, pomyślał, nieświadomie wbijając wzrok w Rought...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Ostatnio edytowane przez Judeau : 23-09-2007 o 15:43.
|