Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2023, 21:24   #16
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nie wyrażając sprzeciwu względem sugestii latadła i uśmiechając się (może nieco nazbyt) promiennie, grupa krwiopijców ruszyła za swoją nową przewodniczką. Zera wskazała im udeptaną ścieżkę, toteż szybko pokonali wąski pas zieleni dzielący ich od leśnej gęstwiny. Cienka wstęga gołej ziemi stała się prawie niedostrzegalna pośród masywnych pni drzew. Nawet światło gwiazd nie było w stanie przesączyć się poprzez ich konary.


Szczęśliwie owadzia panna posiadała swoje własne źródło iluminacji - jej antenki oraz odwłok pulsowały delikatnym, złotym blaskiem, wskazując wędrowcom dalszą drogę poprzez bezmiar zielska, chaszczy i gałęzi. Ale mimo to przeprawa nie była łatwa. Po około dwudziestu minutach, umorusani, podrapani i okraszeni liśćmi dotarli do skromnego rozstępu w gąszczu. Ten na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od setek mu podobnych, które zdołali minąć po drodze. Dopiero, gdy zbliżyli się na wyciągnięcie dłoni utkany z korzeni portal zaczął pulsować poświatą identyczną do tej roztaczanej przez Zerę. Po jego przekroczeniu wędrowców powitała ogromna polana. Ponownie mogli zobaczyć gwiazdy. Jednak nikt z grupy nie przykładał szczególnej uwagi do ciał niebieskich, ponieważ została ona w całości pochłonięta przez obiekt tkwiący pośrodku łąki. Była to ogromnych rozmiarów organiczna kopuła, na którą składały się splątane, mierzące kilka metrów grubości pnie oraz ich skrzętnie złączone korony. Z samego szczytu klosza zieleni wyłaniał się pilar srebrzystego światła. Wznosił się pod same niebiosa, rzucając wyzwanie zaścielającym je punkcikom.

Peter odetchnął. Trochę, to trwało, ale w końcu dotarli na miejsce przeznaczenia. Wzrok chłopaka odruchowo powędrował ku ogromnej organicznej kopule. Czy to właśnie w jej wnętrzu znajdowała się Pani ich przewodniczki?
- Im dalej zapuszczamy się w tę bajeczkę, tym gorsze mam przeczucia - warknęła pod nosem Verna, która zamykała wampirzy pochód. Najwyraźniej sceneria nie wywarła na niej pozytywnego wrażenia.
- W baśń - odruchowo poprawiła koleżankę Maxine. Podziw i przestrach walczyły w jej głosie kontrolę.
- Sceneria całkiem pasuje - dorzucił Pete.
- Doświadczyliśmy już w zasadzie wszystkich kluczowych elementów narracji, a teraz, jeśli poprawnie zinterpretowałam schemat, czeka nas audiencja... - Oczarowanie Max zaczynało wygrywać z lękiem, a na jej licach pojawiały się pierwsze ślady dziecięcego zachwytu.
- Niesamowite miejsce - przyznał białogłowy.
Dopiero dźgnięcie łokciem pod żebra w wykonaniu Setha sprawiło, że czarnowłosa nieco się opamiętała. Rudy odchrząknął.
- No to miejmy nadzieję, że trafiliśmy do Andersena, a nie do braci Grimm - rzucił po cichu do reszty nieumarłych.

Pete pamiętał, że baśni tych drugich bywały dość okrutne, ale zwykle kończyły się całkiem dobrze. Natomiast baśnie Andersena miewały przeważnie łagodniejszy klimat, ale nie zawsze posiadały pozytywne zakończenie.
- Najlepiej, jeśli udało się nam trafić do historii z dobrym zakończeniem - skwitował.
Teraz chłopakowi i pozostałym pozostawało tylko czekać na pojawienie się szefowej Zery.

Tyle tylko, że niekoniecznie, bo kto słyszał o władcy wychodzącym na gościniec, aby powitać petentów? Tym bardziej takich, których teoretycznie nawet się nie spodziewał? Wampiryczne grono szło więc dalej, stopniowo zmniejszając odległość dzielącą je od siedziby Pani Zieleni. Z każdym poczynionym przez krwiopijców krokiem drzewna konstrukcja zyskiwała na kompleksowości, zdradzając zarysowania kamiennych ścian oraz baszt pomiędzy grubymi warstwami drewna. Jednak architektura ta nie przywodziła na myśl ani baśniowych zamków, ani nadgryzionych zębem czasu twierdz widywanych w książkach historycznych. Była zbyt smukła, niemalże nowoczesna. Bez trudu łączyła ludzkie budownictwo z tworami Matki Natury. Całość konstrukcji opasały rozmaite kolczaste krzewy. Mierzyły jakieś półtorej metra, a tu i ówdzie zdobiły je różnobarwne kielichy róż. Główna brama posiadała wysoki na cztery metry kamienny łuk. Peter zauważył na nim szereg znaków zbliżonych do tych, które wcześniej widział w komorze z krwawym kielichem. Z kolei wewnątrz przejścia, jakby dla kontrastu, majaczyły klosze zielonego światła. Iluminacja, choć raczej niewyraźna, pozwalała zauważyć kamienne płyty oraz biegnącą przez ich środek warstwę złotych i zielonych płatków. Zera wywinęła podwójną pętlę w powietrzu i, nie mniej podekscytowana niż ci, którym służyła za przewodniczkę, wskazała obydwiema dłońmi przejście.
- Jesteśmy na miejscu! - oświadczyła z dumą.
- Fajno. Tylko może trzymajcie grabki przy sobie. A już na pewno z dala od ogródka, bo jakoś nie uśmiecha mi się czekać kilkaset lat, aż raczycie się wyspać - zajojczyła wampirzyca w czapce, mierząc podejrzliwie krzewy.
- Och nie, zzz-zaręczam, ich urok trwa tylko kilka godzin - objaśniło uspokajająco latadło, podążając za wzrokiem Verny. Wampirzyca aż się wzdrygnęła.
- Ty... ty na poważnie? Bo ja tylko żartowałam...
- O tak, Pani nałożyła na mury obronne zzz-zaklęcia!
- zeznała Zera, nie zauważając, że wszyscy zebrani wlepili w nią czujne spojrzenia. Seth zaśmiał się i pokręcił głową.
- No patrzcie. A mówią, że życie to nie bajka.

Peter podziwiał budownictwo będące połączeniem współczesnej myśli architektonicznej z zamysłami natury. Jego uwagę zwrócił również łuk, na którym znajdowały się widziane poprzednio znaki. Podświadomie czuł, że gdyby tylko mógł je rozszyfrować, zyskałaby lepsze zrozumienie swojej kuriozalnej sytuacji.
- Dobrze, że mamy przewodniczkę, bo oberwanie takim zaklęciem ochronnym, to z pewnością nic miłego... - stwierdził w odniesieniu do mistycznych zabezpieczeń.
Szefowej Zery jak na razie nie było widu ani słychu. Przyjdzie im pewnie poczekać na spotkanie z nią trochę dłużej niż sądził. Może świadomie odwlekała ich audiencję?

Wstąpili na kwietną ścieżkę, brnąc między globami światła. Ta szybko - może nieco za szybko? - doprowadziła ich do kolejnego portalu oraz do sporych rozmiarów kolistego pomieszczenia o piaszczystym podłożu. Na środku ulokowano siedem krzeseł. Meble były w kolorze mętnego brązu i posiadały ciemnozielone obicia. Cechowały je obstrupaciałość i chybotliwość - zdawać by się mogło, że lada chwila rozlecą się na kawałki. Jakieś pięć metrów dalej, bezpośrednio przy ścianie, znajdowało się wysokie na trzy metry podwyższenie. Cylindryczne i otoczone ozdobnymi barierkami, przywodziło na myśl operowe balkony. Na nim również znajdowało się krzesło. Tylko, że już zajęte. Okupująca je kobieta trzymała na kolanach srebrny laptop, a zgrzytliwe stuknięcia klawiatury urządzenia (przywodzące na myśl raczej przedwojenną maszynę do pisania) sugerowały pośpieszne wprowadzanie jakichś danych. Przedstawicielka płci pięknej teatralnie nacisnęła jeden z przycisków i, kończąc pracę, odłożyła na bok elektroniczny prostokąt. Wstała, chcąc lepiej przyjrzeć się gościom, co pozwoliło im na to samo względem niej.


Ale chociaż jej nastawienie i manieryzmy zdradzały obeznanie z otoczeniem i pewną dozę autorytatywności, to sam wygląd kobiety w żaden sposób nie sugerował kogoś, kto nosiłby tytuł Pani Zieleni. Była wysoka, smukła i kapkę blada, a jej oczy przesłaniała para okrągłych szkieł w cienkich oprawkach. Smoliste, najerzone omysiołkami włosy opadały za ramiona, widoczne na tle białej aksamitnej koszuli o długich (choć podwiniętych) rękawach. Wizerunku dopełniała czarna wstążka spięta broszą na wysokości krtani.
- Ech. Znowu wampiry - stwierdziła z niesmakiem, po czym machnęła odprawiająco dłonią w stronę stworzenia ze skrzydłami.
- Dziękuję Ci, Zero, możesz odejść. A wy usiądźcie. Mamy kilka kwestii do omówienia.
Formalnie wskazała krwiopijcom meble pośrodku pomieszczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 28-06-2023 o 08:42.
Highlander jest offline