Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2023, 19:36   #71
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Koszmar. Pobudka. Plany. Ann miała plany na tę noc. Plany związane z śmiertelnikiem, z magiem. Tylko czy czasu starczy na nie? Bo już zaczynało brakować.
Książę zadzwonił do Williama z wieściami. Te były interesujące. Ktoś zostawił list na tyłach Elizjum, przypięty do pozbawionych głowy zwłok Kainity. Jednego z anarchistów którzy ośmielili się napaść na wóz z pieniędzmi Giovanni. List od Diabła Weneckiego informującego o miejscu i czasie wymiany porwanego. Kolejnej nocy, na moście postawionym na rzece wypływającej z jeziora.
Bardzo gangsterskie, bardzo filmowe rozwiązanie… ale cóż, Ann miała okazję poznać tego Tzimisce. Diabeł lubił teatralność. Wymiana na moście… pasowała do niego.
Można więc było sądzić, że teatralny wręcz atak na furgontetkę był inspirowany przez niego właśnie, ale nie…
Według zeznań jeńców całość została zaplanowana przez Białego Węża. Kim był ów Biały Wąż ? Cóż… nie był to Tzimisce.



Wedle informacji zebranych przez Lukrecję, Biały Wąż był anarchem i przywódcą gangu Kainitów. Zbieraniną bezklanowców, cienkokrwistystych i nisko postawionych Kainitów luźno powiązanych z Camarillą. Biały Wąż uważał się za anarcha i siedzibę miał gdzieś na terenie enklawy Strix, acz nie żyli w przyjaźni. Zresztą byli tacy co uważali całe bycie anarchem Białego Węża za wymówkę do bandyterki. Podawał się za caitifa, ale ponoć były przesłanki do tego że nim nie był. Że był tak naprawdę albo szpiegiem Sabatu, albo jakiegoś pomniejszego klanu. Przesłanki to jednak nie dowody… niemniej sprawiały że Biały Wąż przebywał częściej w okolicy miasta niż w samym mieście. Kiepskie relacje ze Strix w tym nie pomagały.

W każdym razie, z tego co wiedzieli jego podwładni, to Biały Wąż nie kontaktował się z żadnym Tzimisce, a w przypadku tej roboty nie kontaktował się z nikim. Od dłuższego czasu on i jego podwładni borykali się z dotkliwym problemem… braku gotówki. Biały Wąż zgromadził wokół siebie liczną gromadkę którą ciężko było wyekwipować z funduszy którymi on i jego gang dysponował. Liczyli że w końcu trafi się jakaś większa ruchawka, jakiś najazd Sabatu który im się pozwoli nająć do roboty. Jakieś wewnętrzne walki między klanami. Jakaś dobrze płatna robótka zlecona przez szychę Camarilli. Cokolwiek… ale nic nie następowało.
Biały Wąż robił się coraz bardziej nerwowy i zdesperowany. Aż w końcu jeden z jego kontaktów powiedział mu forsie przywiezionej z banku należącego Hartley do enklawy Giovanni. Niby nic ciekawego, gdyby nie to że nekromanci wynajęli spory wóz opancerzony.

Biały Wąż nie miał czasu na opracowanie planu. Nie było też pewności czy w ogóle się jakaś akcja odbędzie. Wiedział, że nie może otwarcie napaść na furgonetkę w mieście, ze względu na zemstę Giovanni, ale… kto… wie… może nadarzy się okazja.
I taka okazja się nadarzyła. Gdy śledzony przez nich opancerzony wóz znalazł się na granicy dwóch domen, Biały Wąż nakazał zaatakować mocno, szybko i bezlitośnie. Żadnych świadków, żadnych śladów prowadzących do nich. Liczyli na to że wina spadnie na Sabat albo wilkołaków. Sklecony naprędce plan świadczył bardziej o desperacji niż o głupocie.
Acz zakończył się fatalnie dla bandy Białego Węża.



Jeńcy zostali zabrani do Nowego Jorku. Jeśli mieli szczęście, trafili pod osąd Camarilli. Jeśli mieli pecha… zostali odesłani wprost w ręce Giovanni. Tak czy siak, nie byli już problemem Stillwater, co z pewnością cieszyło Joshuę. On nie lubił kłopotów, a ostatnio te bywały częstym gościem w jego domenie.
Nie cieszył się też z spotkaniem Giovanni i Tzimisce na jego “neutralnej” ziemi, a choć nie chciał tego… wiedział, że on jego poddani są wciągani w tę intrygę. Bo nie mogli tej sytuacji zignorować.
Smith zdecydował, że kolejnego wieczora zbierze tylu chętnych Kainitów ile się da, na krótką naradę i wyruszenie na most wraz z Giovanni, tyle że w roli bezstronnych obserwatorów… całego wydarzenia. I by dopilnować, by cała ta “wymiana” nie wymknęła się spod czyjejkolwiek kontroli. Joshua chciał dobrze, ale jak wiadomo… piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami.
To jednak były plany na następną noc. Tę… Ann miała dla siebie. Żadnych obowiązków, żadnych powinności…
Mogła robić co chciała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline