| (Storytelling) SPARE
Kwiecień tego roku był wyjątkowo gorący.
Wszystkie światowe agencje notowały rekordy temperatur , ale tego, co działo się w Polsce nie pamiętali najstarsi górale. Dzieciaki w lany poniedziałek ganiały w krótkich spodenkach, uzbrojone w pistolety na wodę, lub po prostu butelki, i żadni dorośli – nawet najbardziej przewrażliwione matki i babcie - nie martwili się, ze bąbelki złapią przeziębienie. - Giń poczwaro! – wrzeszczał maluch w spodenkach w Psi patrol, oblewając wodą drugiego. – Giń mutancie!
- Synku, nie używamy słowa „mutancie” – pouczyła go matka, nie podnosząc głowy znad komórki. – Mówi się „anormatywny”.
- Giń anormatywny mutancie! – wrzasnął posłusznie dzieciak. - Tylko anormatywny – westchnęła kobieta. - Giń tylko anormatywny? – w głosie malucha nie było już zbytniego entuzjazmu. Trącił lekko kolegę – Lepiej pograjmy w „łapanie eurola”
- Pewnie! Giń eurolu! – drugi dzieciak opróżnił wiaderko na głowę pierwszego, który zaczął go gonić z wrzaskiem.
Matka popatrzyła z czułością na swoich dwóch ślicznych synków. Spali jak małe aniołki, jeden obok drugiego. Ciąże mnogie same w sobie nie były częste, a ciąże bliźniacze, gdzie jedno dziecko rodziło się normatywne, a drugie anormatywne były prawdziwą rzadkością.
Ojciec zaciskał nerwowo pięści. Martwił się, czasy nie były dobre na rodzenie dzieci. Nie chciał, żeby jego syn skończył w cyrku, albo w innym, gorszym miejscu.
- Chyba muszę założyć im insta… - pomyślał. – Zacząć zbierać pieniądze na reterapię genową…
Kwiecień owego roku był tez gorący z innych, zupełnie niemeteorologicznych powodów. Zbliżał się weekend majowy, data wyborów prezydenckich. Kraj żył wyborami, manifestacje, zarówno te legalne, jak i nie, wiece poparcia jak i marsze sprzeciwu często blokowały ulice miast.
- Sytuacja jest trudna – przyznał prezydent Malinowski, podciągając rękawy niebieskiej koszuli i składając dłonie w piramidkę. – Jesteśmy demokratycznym krajem, dążymy do tego, żeby każdy nasz obywatel był traktowany w sposób podmiotowy, z poszanowaniem godności, w oparciu o płynące od Boga wartości zapisane w naszej konstytucjii.
Poprawił okulary.
- Nie możemy jednak lekceważyć pewnych sygnałów wysyłanych przez środowiska sprzyjające i popierające anormatywność. Nie możemy dopuścić, żeby nasze normatywne dzieci były zarażane ideologią anormatywności. To niemoralne i sprzeczne z nauką kościoła.
Prezydent popatrzył po zgromadzonych ojcowskim, zatroskanym wzrokiem. Uniósł nieznacznie dłoń, dając znać, że chce mówić dalej.
- Powtarzam: jesteśmy krajem otwartym, nie chcemy nikogo dyskryminować. Martwi mnie jednak problem napływowych osób nienormatywnych. To są kwestie związane z różnego rodzaju niebezpieczeństwami w tej sferze. Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie. Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne. Badania pokazują, że osoby anormatywne nie chorują, ale mogą zarażać innych… To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować... Ale sprawdzić trzeba – dodał.
Tłum wiwatował.
Bronisław Malinowski popierany przez najsilniejsza partię polskiej sceny politycznej Katolicką Unię Nacjonalistyczną (zwaną w skrócie KUNą), wszedł do klimatyzowanego pomieszczenia, gdzie otarł pot z czoła. Nie znosił upału. Ale nie to martwiło go najbardziej: sondaże nie były przychylne. Jeszcze pól roku temu był pewien reelekcji, ale ostatnio sprawdzona strategia podsycania lęków, którymi żyło społeczeństwo : przed anormatywnymi, covidem, próbą przejęcia Polski przez obce siły i kapitały, zdawała się tracić na siłę.
Wszystko zmieniło się za sprawą młodego – lekko po 40 - energicznego posła z Liberalnych Demokratów (zwanych przez niesprzyjające im środowiska „demoludami”. )
Eustachy Żbik – „Mówicie do mnie po prostu Żbik” – stał się szybko idolem młodych dorosłych, oraz ludzi, którym nie pasowała kierunek, w którym podążała Polska. Mówił o inkluzowym, otwartym, międzykulturowym społeczeństwie. Wiele osób powątpiewało, co do prawdziwości jego personaliów, część postrzegała jako obcego agenta, ba! zarzucano mu ukrytą anormatywność, lub nawet nielegalną terapie genową w celu podbicia różnych umiejętności. Tym niemniej hasło „Żbik zje Kunę i zakąsi maliną” (oraz rozmaite – mniej lub więcej wulgarne jego wersje) zalało Internet, oraz uliczne wiece.
Gdzieś w cieniu tego wszystkiego, czasem z boku sceny, a czasami dokładnie na jej środku toczyło się życie dwóch młodych ludzi mieszkających w Warszawie. Nie znali się, nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu. Obracali się w innych kręgach, mieli inne towarzystwo.
Wiedli normalne życie, wypełnione tym, co ekscytowało młodych ludzi.
Jeszcze nie wiedzieli, że już za chwilę machina historii wessie ich, przeżuje i wypluje. Już całkiem niedługo ich życie miało ulec całkowitej zmianie.
Jeszcze o tym nie wiedzieli, upojeni gorącym, kwietniowym powietrzem.
Poznajmy ich
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |