Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2023, 13:36   #5
Morph
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany




- Matko bosko, cot cot co to się stanęło? - słowa słynnego virala sprzed lata doskonale oddawały w tym momencie pierwsze myśli i uczucia Karola.
Na jego twarzy zdziwienie mieszało się z fascynacją i podnieceniem. Takiego rzeczy to działy się tylko na filmach i to tych z kategorii X. Coś tutaj było grubo nie porządku, po prostu cała sytuacja zbyt jaskrawie przeczyła wszelkim prawom rządzącym, tym światem.
Karol kątem oka zerknął w prawo, potem w lewo. Obawiał się, że to jakiś cholerny prank
Z drugiej jednak strony jego libido rosło z każdą chwilą i buzowało, niczym wulkan przed erupcją Dziewczyna miała nie tylko urodę i niekwestionowany sexappeal, ale także charyzmę, bezpardonowość i bezczelność, która niemal od zawsze go pociągała.
Wszystkie wątpliwości, jaki miał minęły kiedy obdarzyła go słodki i namiętnym pocałunkiem. To w momencie wytrąciło mu wszystkie argumenty z dłoni i sprawiły, że cisnął w kąt cały zdrowy rozsądek i logiczne myślenie.
Poczuł się, jak w bajce na opak, gdzie to on pełni rolę księżniczki, którą całuje piękny książę. W jego wersji buziak jednak nie sprawił, że się przebudził. Na opak, to na opak. Za sprawą pocałunku Śliwa przeniósł się do magicznego świata, gdzie spełniają się wszystkie marzenia. Brakowało jeszcze tylko pejczy i lateksowych gaci. Skórzany gorset już był na swoim miejscu. Śliwa objął dziewczyną w pasie i mocno przycisnął do siebie. Z radością i satysfakcją odwzajemnił pocałunek.
W końcu, przecież nie odmawia się kobiecie, jeśli dość jest ładna i wie coś o świecie - jak śpiewał przed laty jeden rockowy zespół.
- Nie mam pojęcia kim jesteś - szepnął jej prosto do ucha - ale to bez znaczenia. Wchodzę w tę grę.
- Idziemy? - spytała na koniec - Czy może najpierw… przedstawisz mnie swojemu koledze? Chyba się jeszcze nie spotkaliśmy – dodała posyłając Yegorowi zalotny uśmiech.
- Jasne, że idziemy. Gdzie tylko zechcesz - mówiąc te słowa złapał dziewczynę za rękę i uśmiechnął się do niej szeroko i wciąż patrzył głęboko w oczy, starając się odczytać z nich cokolwiek - To jest Yegor, mój kumpel z zespołu.
Jego najlepszy przyjaciel wyglądał na równie zdziwionego całą sytuacją, jak on sam.
- Kurna, Śliwa… nie chwaliłeś się, że masz dziewczynę. - zdołał wydusić z siebie po dłuższej chwili.
- Widzisz stary… życie jest pełne niespodzianek.




"CZĘŚĆ STWORZONA WSPÓLNIE Z KANNĄ

- Ach, ten - dziewczyna znacząco zawiesiła głos - Yegor.
- Miło było poznać, ale tygrysek jest bardzo zajęty, więc sam rozumiesz. - pomachała Yegorowi i pociągnęła go w stronę bramy ASP.


- Wybacz stary - rzuciła Karol w stronę najlepszego kumpla. Ze skrywaną na dnie duszy rozkoszą dał się porwać dziewczynie. - Mutanty tym razem muszą poczekać.
Yegor nadal stał z szeroko rozdziawioną gębą i obserwował, jak Śliwa znika za przyozdobioną dwoma orłami, kolumnadą prowadzącą na dziedziniec Akademii Sztuk Pięknych.

Gdy Karol wraz z dziewczyną przekroczył niewidzialny próg, oddzielający ich od reszty świata, pchnął ją w stronę drzwi prowadzących do głównego westybulu, gdzie wszystkich studentów witała marmurowa kopia rzeźby Michała Anioła. Mojżesz z rogami na głowie, niemal od zawsze fascynował i w dziwny sposób przyciągał Karola.
Przyparł ją do ściany i wytrenowanym ruchem unieruchomił w oka mgnieniu. Wykorzystując swoją siłę stłamsił jej instynktowny opór i przycisnął ręce do tułowia tak, że wystrojona syrena nie miała żadnej możliwości ruchu.
Nachylił się nad nią i z rosnącym wciąż podnieceniem, wpatrywał się przez dłuższą chwilę w jej rozmarzone i figlarne oczy.
- Mam cię! Moja tyś!- rzucił pół żartem, pół serio.
Chciał powiedzieć o wiele więcej, ale ugryzł się w język i zamilkł nagle. Z lubością przyglądał się jej uroczej twarzyczce i czekał na reakcję dziewczyny. Upływające sekundy wypełniły mocne i głośne uderzenia serce, które dudniły mu wielokrotnym echem w uszach. Gdyby to nie był biały dzień… Gdyby to nie był środek miasta… Gdyby nie tyle otaczających go “ale”... kto wie, jak daleko, by się posunął.
Choć krew buzowała mu w żyłach, to czekał cierpliwie, niczym wilk czający się na nieświadomą niebezpieczeństwa łanię.
- Twój ruch, mała - pomyślał, wciąż wpatrując się w jej chabrowe oczy.

Dziewczyna znieruchomiała, nie szarpała się, ale też nie wyglądała na przestraszoną. A potem spojrzała na Karola tak, jak patrzyła ta baba od polskiego, kiedy po raz kolejny próbował ją przekonać, ze tym razem to naprawdę pies zeżarł mu charakterystykę Balladyny.
- Что с тобой, ты сошел с ума? – popatrzyła na chłopaka. - иди на хуй! – a widząc że nie nadąża wróciła do ojczystej mowy Karola: - Jakżeś się młocie z dupą na rozum zamienił, to sobie gacie na łeb załóż i będzie git.
A potem znów uśmiechnęła się czarująco.
- A teraz puść damę przodem i idziemy. Damę w sensie że mnie - dodała na wszelki wypadek, gdyby Karol znów nie nadążał.


Intrygował go. Miała dziewczyna tupet i pewność siebie, która zawsze imponowała Karoli i działała na niego, jak magnes.
Zwolnił uścisk, zgodnie z jej życzeniem. Czuł, że stoi w szerokim rozkroku nad przepaścią. Widać tego dnia, zwyczajnie właśnie to było mu pisane.
- Co zrobisz? - mruknął cichutko pod nosem - Nic nie zrobisz - dodał po chwili i obserwował, jak “syrenka” rusza przed siebie, kołysząc zalotnie biodrami. Jej ruchy, lekki krok i emanująca z każdego gestu mentalna siła, hipnotyzowały Karola.
Czuł się beztroski i radosny, a jednocześnie gdzieś z tyłu głowy majaczyła mju wizja ryby, która zmamiona przynętą połknęła łapczywie haczyk. W tej przypowiastce, to niestety on odgrywał rolę, tej głupiej ryby.
Spojrzał za siebie. Tłum protestujących przelewał się przez Krakowskie Przedmieście. Ozdobna kolumnada tworzyła idealne ramy kadru, niczym z jakiegoś filmu Wajdy, czy Kieślowskiego.
Prawdziwe kino moralnego niepokoju, a w środku on, niczym ten Tomasz Piątek ze “Spirali” próbował odnaleźć sens pośród otaczającego go chaosu.
- Hej! - krzyknął w stronę nieznajomej, która niczym wiedźma z Eastwick rzuciła na niego urok - Zaczekaj!


- Czekam, czekam - powiedziała odwracając się. Otaksowała go wzrokiem. - Nieźle. - stwierdziła. - Gotowy? Masz pietra?

- Przed tobą? -spytał patrząc jej w oczy -Nie. Nie o to chodzi. To jest jakieś szaleństwo, któremu dałem się ponieść. Śliczna jesteś i w ogóle… - Karol pierwszy raz od wielu lat miał problemy z wyrażeniem jasno swoich myśli - Tylko wiesz… ja cię nie znam.

Zaśmiała się.
- Nie mnie, no co ty. Egzaminu. Denerwujesz się?


Egzamin. Zdążył już o nim zapomnieć, a przecież decyzję o nie podchodzeniu do niego podjął zaledwie kwadrans temu.
- Ja… - znowu zaczął niepewnie, niczym jakiś uczniak tłumaczący się przed nauczycielką - To już za mną. Podjąłem inną decyzję, ale ja mówię o tym, że nie mam pojęcia kim ty w ogóle jesteś. Oczarowałaś mnie i dałem się ponieść emocjom. To jakaś kompletna pomyłka.

Zamachała mu palcem przed twarzą.
- Egzamin. Bez dyskusji. Chodź. - złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę wejścia.


Jej upór i wybiórczy słuch wybił go już całkowicie z magicznego zauroczenia, jakie na niego niewątpliwie rzuciła.
Zatrzymał się nagle tak, aby dziewczyna trzymająca go za rękę również stanęła w miejscu.
- Ej, ej… spokojnie. A ty co? Jakiś anioł zesłany z nieba, aby mi drogi naprostować? Matka byłaby wniebowzięta, choć twój strój na pewno by się jej nie spodobał - kącik jego ust mimowolnie drgnął z powodu własnego żartu - Kim ty do jasnej cholery jesteś dziewczyno? To jakaś pomyłka… urocza i bardzo podniecająca, ale nie pozwolę, aby tego typu nieporozumienie rzutowało na moje życie. Łapiesz?

Popatrzyła na niego, wyraźnie niezadowolona. Westchnęła.
- Ja wszystko łapię, ale ty najwyraźniej nie. Jesteś bystry i wrażliwy, Karol. Nie marnuj tego. Idź na ten cholerny egzamin i go zdaj.
- Tylko tyle. I aż tyle. Dasz radę?
Uśmiechnęła się, jak wcześniej i utkwiła wzrok w czymś za jego ramieniem.
- Widziałeś?
Obejrzał się. Każdy by się obejrzał.
A kiedy znów spojrzał przed siebie, już jej nie było.





Czuł się, jak balon z którego spuszczono powietrze. Omamiony, zmanipulowany, odarty ze swojej emocjonalnej zbroi, nagi, wykorzystany i porzucony. Stał, jak idiota na środku dziedzińca i powątpiewał we własne zmysły i zdrowie psychiczne. Nagromadzona frustracja i buzujące emocje, wołały o natychmiastowe odreagowanie.
Przetarł oburącz swoją wygoloną głowę i zawył niczym rozjuszone zwierzę.
- Aaaaaa! Kurwa! - dodał już normalnym głosem. Kilka osób będących w pobliżu spojrzała na niego z przerażeniem malującym się na ich twarzach.
Nie zważając na ich głupie miny obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku ulicy. Główna fala protestujących zdążyła się już przewalić i tylko ostatni maruderzy ustępowali Shagratowi miejsca. Celowo szedł środkiem ulicy, prowokując i wyszukując awantury. Nikt jednak nie miał odwagi nawet spojrzeć w pełne wściekłości i agresji oblicze chłopaka.




Karową zszedł nad rzekę. Usiadł na betonowych schodkach i bezmyślnie gapił się w nurt. Rozbita zielona butelka po Carlsbergu, czy innej Łomży, leżąca tuż obok, stanowiła idealną metaforę jego emocjonalnego stanu.
Przyłożył szyjkę butelki do krawędzi stopnia i uderzył otwartą dłonią w kapsel, który potoczył się szerokim łukiem i znieruchomiał tuż obok kilkunastu swoich braci.
Niemal jednym haustem wyzerował “Króla” Tego w tej chwili potrzebował. Zimne piwo ostudziło wciąż buzujące w nim emocje. Sięgnął po kolejną butelkę z sześciopaka. Drugą sączył już wolno, rozkoszując się każdym łykiem. Tak minęło mu całe popołudnie i początek wieczoru.

Gdy zaczęło się ochładzać, wrócił chwiejnym kroki do swojej wynajętej kawalerki.

 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 22-07-2023 o 16:15. Powód: kolorek
Morph jest offline