Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2023, 02:23   #14
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

ANNO DOMINI MCIXII, Puszcza na granicy Litwy z Kurlandią

Gdyby była inna sytuacja można by uznać, iż otaczający ich mieniący się puch miał w sobie pierwotne piękno Gdyby nie obecność tych wilczych bestii z piekła rodem skupiłoby się na atmosferze tego miejsca, tak bardzo wydającej się sielską i spokojną w swej naturze. Gdyby nie zaczął narastać ten chaos mogłoby to być idealne miejsce dla ułożenia zmęczonego ciała na kawałku leśnej ściółki.
Ale było inaczej.
Niemniej musieli podjąć decyzję co do dalszej potyczki i młody Rohrbach wiedział o tym doskonale. Jeżeli działanie młodszego rycerza zaskoczyło starszych kolegów to nie okazali niczego po sobie, ani nawet nie zdecydowali się protestować. po prostu oddając dowództwo Zygfrydowi. nienaturalna sytuacja z jaką się mierzyli wyraźnie wpłynęła także i na morale tych doświadczonych wojowników, którzy z pewną ulgą przyjęli trzeźwy działanie Rohbracha. Zygfryd nie umiał się im dziwić i potępiać. nic nie przygotowywało ich do stanięcia twarzą w twarz z szatańskimi sługami, które najwyraźniej nic nie robiły sobie ze stali. jedynym pocieszeniem dla Zygfryda było, iż te stwory krwawiły, a w końcu to co krwawi może zginąć.

Czarownice zdawała sobie sprawę z ich chęci zmiany taktyki, ale wbrew wszelkiemu rozumowi nie próbowała opuścić tego miejsca czy chociaż wzmóc ataki swoich bestii, które wręcz przeszły do wstrzymania. Jej eteryczna sylwetka miała trudne do rozróżnienia rysy, a i cała postać zdawała się być otoczona lub może wręcz stworzona z wiatru wirującego niczym wodne fale. młodemu rycerzowi czasami zdawało się, że widzi w tej wiecznej plątaninie prawdziwe rysy dość młodej ludzkiej kobiety, ale nim zdołał na nich skupić uwagę to wiatr czynił jego próby płonnymi skrywając prawdziwe oblicze wiedźmy.

Konni spięli konie i ruszyli w kierunku kochanki diabłów... i wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.

Wydawało się, że kawalerzyści dopadną szybko pogańskie nasienie, a przyczajone wilcze bestie nie podjęły za nimi pościgu, łypiąc jedynie na pozostałe na tyłach odddziały Zygfryda. Zachowywały się jakby pozostawione bez ochoty ba dalszą walkę.
Coś tu było nie tak...

Nagle Zygfryda doszło przerażone rżenie koni i tętent wielu par kopyt. Gdy spojrzał w tamtą stronę zauważył w osłupieniu, iż to większość z ich rumaków porwała swoich jeźdźców i oszalało rzuciła się w tył, byle dalej od wiedźmy.Nie każdy z rycerzy był w stanie zapanować nad swoim koniem na tyle by ten go nie zrzucił popłochu. Reymont na te powstrzyniowo swoje zwierzę, że to nie popędziło popłochu za resztą, ale to była jedyna pociecha. rycerz siłował się ze swoim koniem nie chcąc mu pozwolić odbiec, a jednocześnie dać strącić się z grzbietu.
- Spanikowały! - krzyknął jeden z podnoszących się z ziemi i wskazał na bitwę Raimunda z koniem, który robił wszystko, aby nie przybliżyć się do kobiety. - Dziwka diabłów!

Jeden z konnych rycerzy zwalonych z wierzchowca odnalazł na ziemi swój łuk i kierowany tylko emocjami nie zaś rozkazem, z nabożną złością na nałożnicę demonów skierował strzałę w jej skrytą za wiatrem sylwetkę. Ni zdążył Zygfryd go upomnieć ni on poniechał swojego pomysłu, a bez rozkazu posłał pocisk ku wiedźmie.

I trafił mimo szalejącego wokoło powietrza, a strzała wbiła się głęboko w brzuch wiedźmy.

Rohrbachowi wydawało się, jakby las zamilkł w pierwszym momencie, a furia okrywających postać wiatry osłabła. Widział powoli brudzącą ubranie leniwą krew, która poczęła wypływać z rany... ale nie wyglądało na to, aby kobieta wiele sobie robiła z tej niedogodności. Uchwyciła trzonek strzały i bezceremonialnie wyszarpnęła ją z siebie, bardziej jakby niedogodność natarczywej muchy niż śmiertelne zagrożenie.
Odrzuciła na bok pocisk, z którego skapywała jej krew, sama nie próbując tamować rany w żaden sposób. Dopiero w tym momencie Zygfryd mógł lepiej przyjrzeć się kobiecie.

A kobieta to była, choć oblicze zakrywało ciemne odzienie, jakiego poły były obmywane przez zastanawiająco gęste powietrze.


Kaptur zdawał się zbyt agresywnie nachodzić na twarz, niczym gruby welon, ale w tym momencie to zachowanie kobiety stawiało w osłupienie, gdy niefrasobliwie wycisnęła z rany trochę krwi, aby zbrukać nią ziemię, nad którą stała.Gdy krew wchłonęła się w grunt... wtedy cały świat zwariował.
Głosy, wszechobecne szepty przybrały na sile. Nie miały jednego źródła, o nie. Bardziej dochodziły z każdej cząstki ogarniającego ich świata.

Wrzask rycerza, który posłał strzałę wyryje się na długo w pamięci. Ziemia, na której stał wybiła ku górze, opasając zgubionego do dolnych żeber, aby bez zwlekania wzmocnić swój uścisk miłością gruntu i kamienia. Obrzydliwy trzask kości, szczęk zgniatanego metalu zbroi i ten wrzask pełen cierpienia, strachu i błagania o pomoc wypełnił uszy Zygfryda.

- Betolakodó. - dało się usłyszeć syk ze strony wiedźmy szczelnie odzianej w...
...w ubranie zrobione z żywej skóry, która zdawała się lekko podrygiwać w rytm wiatru.






 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem