Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2023, 22:04   #4
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
“Bażant” był porządnym zamtuzem. W każdy jeden dzień, nie licząc tylko pewnego letniego wieczoru na krótko po tym, jak wieści o nowych właścicielach zrujnowanej cytadeli Altaerein rozeszły się po Rozgórzu równie prędko jak plaga. Kamieniczka wciśnięta pod mury miejskie tego dnia została zamknięta dla ogółu mieszkańców, ekstrawagancko przyszykowana pod zaplanowaną celebrację odzyskania Czarciego Wzgórza, zaopatrzona w legion butelek wina i góry przystawek, obwarowana wałem ekskluzywności, który przekroczyć mogły tylko starannie dobrane osoby. Katerina Bonheur, organizatorka tego wydarzenia, nie miała w zwyczaju robić czegokolwiek połowicznie, a szczególnie teraz - w momencie gdy trzos wypełniony był błyszczącymi monetami, ponura klątwa rutyny została przełamana wydarzeniami ostatnich dni, a na horyzoncie mgliście rysowały się perspektywy kolejnych eskapad. Celebracja miała być desperacko potrzebną chwilą wytchnienia, całonocnym spełnieniem hedonistycznych potrzeb, którym szermierka w geście niesłychanego sentymentalizmu postanowiła podzielić się z towarzyszami broni z cytadeli - Laveną, Joreskiem, Wugiem, Khairem i Sidoniusem - oraz Smoczą Lożą, której zaproszenie dostarczyła osobiście, obiecując im piękne ariergardy i obwołując ich gośćmi honoru.

Katerina tego wieczoru zrezygnowała ze swoich zwyczajowych stylizacji, w jakich Rozgórze miało przyjemność widzieć ją wcześniej na rzecz jedwabnej sukni w żółtym kolorze przepasanej czarną szarfą, odsłaniającej ramiona i plecy lśniące od wonnych olejków weń wtartych, a zazwyczaj odgarnięte do tyłu i trzymane w miejscu szeregiem strategicznie ukrytych wsuwek kasztanowe włosy opadały luźną, falującą kaskadą. Jako gospodyni balu Katerina wywiązywała się ze swoich obowiązków wręcz wzorowo dłużej, niż można było się tego spodziewać - to jest do momentu gdy hedonistyczna atmosfera nie zagęściła się od przelewanych strumieni wina i oparów fajek wodnych. Zupełnie jakby nie chciała ustąpić choćby najmniejszego skrawka pola Lavenie, która nader skwapliwie korzystała z oferowanych usług i dóbr, Bonheur z rumieńcami na licu rzuciła się w wir odurzenia, przyjemność zabawy, ekstazę uniesień i głębiny hedonizmu, definitywnie dowodząc swoje oddanie calistriańskim wartościom.

Mimo że na następny dzień, który rozpoczynała na długo po tym jak słońce stanęło w zenicie, sala główna “Bażanta” wymagała tyleż samo sprzątania co zrujnowana cytadela, a głowa pulsowała bólem wielkości Rany Świata, Katerina nie żałowała ani sekundy minionej nocy. Nie miała w zwyczaju żałować czegokolwiek, tak samo jak nie frasowała się przeszłością.

Wszak żyło się tylko raz.


Jak się prędko okazało, wejście w posiadanie cytadeli Altaerein - jak wiele rzeczy na świecie - było przyjemnością tylko i wyłącznie na papierze. W rzeczywistości zapomniane nawet przez byłych właścicieli ruiny wymagały włożenia weń mnóstwa czasu, pracy i przede wszystkim pieniędzy już na samym początku, nawet jeśli ich najbliższym celem było zaledwie utorowanie o wiele bardziej komfortowej i krótszej drogi do Kręgu Alsety. Szczęśliwie przy odbudowie warowni mogli liczyć na wsparcie Rozgórza, zapewnione przez Gretę Gardanię i wynegocjowane przez Lavenę, która przy tej okazji na dyplomację sprawdziła się o wiele lepiej niż Katerina. Bowiem gdy przedstawicielka miasta i ich dotychczasowa pracodawczyni odmówiła wypłacenia należnej im kwoty za oczyszczenie cytadeli, zasłaniając się obecnością trzonu Popielnych Pazurów gdzieś hen-daleko w dżunglach Mwangi, jak i niestabilnością Kręgu, muszkieterka gotowa była wykłócać się z nią aż ściany by drżały, uznając jej słowa za obelżywą i marną próbę wymigania się od zapłaty. Dopiero gdy jej twarz nabrała barw królewskiej purpury, Katerina skonstatowała że dalsza dyskusja z Gardanią nie miała zupełnie sensu i wściekła jak osa opuściła jej gabinet, trzaskając drzwiami z naprawdę kwiecistymi wiązankami inwektyw wyrzucanymi jadowitym tonem.

Uprzednio obiecując zapoznać Rozgórze z pięknem i korzyściami galtańskiego anarchosyndykalizmu. Cokolwiek to znaczyło.


Ponowna wizyta Kateriny i Laveny w “Marynowanym Uchu”, aby wprowadzić uknuty na krótko po taktycznym odwrocie ze Ścieżki Strażnika plan wykorzystania piwnicznego tunelu, była o wiele przyjemniejsza niż ta pierwsza. O ile w ogóle można było mówić o jakiejkolwiek przyjemności, odnosząc się do tej zapomnianej przez bogów dziury. Bonheur bywała już w różnych lokalach wątpliwej renomy - ba!, formujące lata młodzieńcze spędziła na szlajaniu się od jednej do drugiej mordowni - lecz nawet jej luźne standardy były urażone tą ruderą i przed przekroczeniem progu profilaktycznie naciągnęła na dłonie rękawiczki. Pomimo że ich pierwsze spotkanie odbyło się w naprawdę kiepskiej, by nie powiedzieć wrogiej, atmosferze, to powrót szarlatanki i wiedźmy do “Marynowanego Ucha” kobiety mogły spokojnie zaszufladkować jako naprawdę udane spotkanie biznesowe. Zwłaszcza że koniec końców Katerina i Lavena zdołały wynegocjować korzystne dla siebie warunki umowy, zbijając absurdalną stawkę babsztyla, której zamarzyła się ćwierć zysków, do zaledwie ośmiu miedziaków na każdą złotą monetę, jaka miała przejść przez tunel łączący cytadelę z miastem.

Dni spędzone na współpracy z braćmi-niziołkami, które miały na celu zasilić nieco kiesę Kateriny i jednocześnie sprawdzić kompetentność ich potencjalnych, pierwszych pracowników, tylko utwierdziły muszkieterkę w tym, jak marny był półświatek Rozgórza. O ile Manin okazał się być akceptowalnym “partnerem” w zbrodni, tak Banin zdołał tylko udowodnić im swoją własną nieudolność. Lavena rzecz jasna nie omieszkała dosadnie i szczegółowo wyłożyć halflingom wszystkich popełnionych błędów, pod czym Katerina mogła się jedynie podpisać.

Cóż, moja droga, bez cienia wątpliwości możemy stwierdzić, którego z nich matula kochała na tyle, by nie upuszczać za często na głowę — zawyrokowała, obracając wręczoną jej przez wiedźmę złotą monetę w palcach i odprowadzając niziołków spojrzeniem. — Przynajmniej mamy potencjalnego kozła ofiarnego, jeśli zajdzie taka potrzeba.


Zawarcie umowy z robotnikami, których potrzebowali do rozpoczęcia prac nad cytadelą Altaerein i odgruzowania schodów prowadzących w podziemia, zostało powierzone Katerinie. Właściwie dziewczyna sama podjęła się tego zadania, co bardzo prędko odbiło się jej czkawką, gdy przyszło jej wysłuchiwać flegmatycznego brygadzisty w ciasnej i zakurzonej oficynie, który monotonnym głosem wykładał jej standardowe warunki umowy i stawki robotników, odczytywał nudne klauzule i podawał jej pisemne rekomendacje poprzednich zleceniodawców. Katerina z maską kordialności na twarzy udawała, że go słucha, tak naprawdę koncentrując pełnię uwagi tuż nad jego ramieniem, gdzie znajdowało się okno wychodzące na rzekę przedzielającą Rozgórze, nad brzegiem której właśnie wylegiwali się pozbawieni koszul robotnicy, korzystający z przerwy od pracy.

Tak, tak, to wszystko świadczy o naprawdę godnym podziwu profesjonalizmie — muszkieterka przerwała w końcu brygadziście, machając wieloznacznie dłonią — lecz ja myślałam o nieco bardziej... przystępnej stawce.

P-panno Bonheur, ależ nas na to nie stać — mężczyzna zamrugał oczami w zaskoczeniu. — Jeśli zaproponujemy państwu niższą stawkę, będziemy zmuszeni uczynić to samo dla reszty. To naprawdę mała mieścina, nie możemy sobie na to pozwolić. Panienka chyba rozumie?

Oczywiście, że rozumiem, przyjacielu — Katerina pokiwała głową. — Ale proszę wziąć pod uwagę, że odnowa cytadeli to poważne przedsięwzięcie, które wymagać będzie wielu napraw. Zatem nasza współpraca, o ile będziemy zadowoleni z pańskich usług, nie zakończy się tylko na odgruzowaniu schodów. Przystępna stawka może przekonać moich przyjaciół, którzy rozważają najęcie Cierniowych Kamieni do tychże robót, do zaoferowania wam w przyszłości ekskluzywnego kontraktu na prace związane z odbudową cytadeli. Czyż nie warto zatem zaoferować nam niższej stawki, która będzie podlegać ponownej negocjacji przy następnym zleceniu?

Brygadzista chrząknął tylko niezobowiązująco, drapiąc się po nosie i ważąc propozycję. Katerina z trudem oderwała spojrzenie od mokrych torsów za oknem, nachylając się w stronę mężczyzny po drugiej stronie biurka.

Oczywiście nie omieszkamy również polecić pańskiej ekipy naszym przyjaciołom w radzie. Mój przyjaciel w “Bażancie” również rozważa generalny remont i wysoce sobie ceni moją opinię. Naprawdę, przyjacielu, nie pożałujesz współpracy z nami.

Hmm, niech będzie, panno Bonheur — zadecydował w końcu brygadzista.

Reszta spotkania była już tylko kwestią negocjacji ostatecznej kwoty, którą ostatecznie Katerina zdołała zbić niemal o połowę, podkreślając po raz kolejny potencjalne zyski w przyszłości, jakimi miała zakwitnąć współpraca z “bohaterami Rozgórza” czy też delikatnie sugerując użycie drobnych technik z kategorii “kreatywnej księgowości”, które pozwoliłyby na ominięcie niektórych z opłat narzucanych przez radę miejską. Muszkieterka ze szczerym już uśmiechem na twarzy złożyła podpis na nowej umowie, o wiele bardziej korzystnej dla nowych właścicieli cytadeli.

Doskonale! — Katerina podniosła się ze skrzypiącego krzesła i uścisnęła dłoń brygadzisty. — Zaczynamy zatem jutro o brzasku!


I jak? Panienka zadowolona?

Katerina nie odpowiedziała od razu, ważąc nowo przekuty rapier w dłoni i obracając go w dłoni, pozwalając klindze złapać parę promieni letniego słońca wpadających przez rozwartą okiennicę. Krasnolud za ladą cierpliwie czekał na odpowiedź, obserwując jak dziewczyna pozoruje wpierw sztych, a w ułamek chwili później piruet i paradę. Aprobata zabarwiła lekki uśmiech na twarzy, gdy odpowiedziała mężczyźnie, podziwiając galtańską lilię wieńczącą rękojeść i eleganckie linie kosza, przekute wedle jej szkiców.

Zacna robota — oznajmiła Katerina, wsuwając ostrze do zdobionej pochwy spoczywającej na kontuarze.

Panienka nie chce tego starego sprzedać? — krasnolud wskazał rapier na biodrze, który był jej wiernym orężem odkąd tylko pamiętała.

To robota najświetniejszego galtańskiego mistrza — muszkieterka prychnęła w odpowiedzi, obruszona. — Cały majątek Isgeru nie przekonałby mnie do sprzedaży tego arcydzieła. Miłego dnia.


Rewelacje na temat natury drobnych wstrząsów, które zdawały się mieć swoje epicentrum pod cytadelą, skwitowała równie wylewnie, co podsumowanie procesu Calmonta i wyrok nań wydany. Katerina wydawała się być bardziej zirytowana tym, że rzeczony incydent przerwał jej drzemkę, jaką ucięła sobie na blankach w przerwie od dokładnej inspekcji i mierzenia komnat, niż przejęta potencjalnym zagrożeniem, jakie mogło nadejść w przeciągu paru miesięcy jeśli wierzyć słowom Joreska.

Może to tylko wzdęło Dahaka — sarknęła, zeskakując na dziedziniec. Przysłaniając oczy dłonią, przeniosła spojrzeniem ku górzę, wskazując jedną z wieżyczek palcem. — Jak naprawimy baszty, to rezerwuję sobie tamtą na moje prywatne kwatery.


Pomimo że Katerina dosyć często odwiedzała cytadelę odkąd odbiła ją wraz z towarzyszami - oficjalnie w celach nadzoru robotników, inspekcji postępu prac bądź pomiaru komnat na przyszłość, a w rzeczywistości z czystych nudów bądź by jawnie podziwiać rosłych mężczyzn przy pracy - to dopiero przy pierwszej próbie naprawy Wrót Łowców po raz drugi postawiła stopę w komnacie Kręgu. Na widok tabliczki z podobizną Voz zamontowanej tuż obok Wrót Zmierzchu potrzebowała paru chwil, aby opanować atak śmiechu i ponownie złapać oddech. Słuchając nieco przydługiego wyjaśnienia opracowanej przez Joreska, Khaira i Sidoniusa metody na naprawdę portalu co prawda chichotała jeszcze pod nosem ilekroć kątem okiem wychwycała znak, lecz gdy nadeszła pora by wprowadzić plan w życiu, spoważniała momentalnie i zbliżyła się do Laveny, gotowa jej asystować. Równie prędko wycofała się o parę kroków unosząc dłonie i wskazując czarownicy portal, gdy ta w dobitnych słowach uznała pomoc muszkieterki za zbędną. Dosyć prędko stało się jednak jasnym, że odmowa przyniosła tylko odwrotny skutek. Ilość uwag wyrzucanych przez Katerinę to poświadczała, zwłaszcza że większość z nich była po prostu narracją działań Laveny.

O psiakrew!

Bonheur odruchowo odskoczyła i osłoniła się dłońmi, gdy portal eksplodował skondensowaną energią w ciemno-krwistej barwie. Gdy jasnym stało się, że wypadek nie miał wyrządzić czarownicy trwałych uszczerbków na zdrowiu, muszkieterka odetchnęła i zainicjowała powolny, kpiarski aplauz.

Zaiste, “Lavena wszystko robi stylowo” — zacytowała, przesadnie afektując akcent wiedźmy. — Nawet jak coś skrewia!


Druga próba naprawy Wrót Łowców zakończyła się sukcesem i ponowne spotkanie w komnacie Kręgu odbyło się już w pełnym rynsztunku i gotowości do wkroczenia w portal łączący cytadelę ze świątynią Ketephysa gdzieś w parnym lesie równikowym Mwangi. Biorąc pod uwagę o wiele bardziej intensywny gorąc i jak bezlitośnie słońce prażyło Czarny Ląd, Katerina na tą okazję wygrzebała z dna szafy kapelusz o szerokim rondzie, ozdobiony barwionym na błękit strusim piórem, nie mając najmniejszej ochoty zrujnować cery przesadną opalenizną.

Panowie przodem — oznajmiła, przerysowanym gestem zapraszając Wuga i Joreska do przekroczenia kłębiącej się w łuku mgły.

Katerina wkroczyła we Wrota tuż po nich, uprzednio biorąc głęboki oddech, niepewna czego oczekiwać. Nigdy jeszcze nie miała okazji być teleportowaną i po krótkim zawieszeniu w dziwnie wibrującej nicości, które groziło wykręceniem śniadania z żołądka, bardzo prędko zapałała nienawiścią do tego środka transportu. Wzbierających mdłości wcale nie polepszyło miejsce, w które wytoczyła się po drugiej stronie. Smród siarki wdzierający się w nozdrza tylko pogorszył rewolucje żołądka. Galtanka splunęła w bok, przeklinając portal za plecami i rozglądając się po tunelu nijak nie pasującym do rzekomej świątyni Ketephysa, do której miały prowadzić Wrota.

”Quelle surprise,” muszkieterka westchnęła w duchu na słowa Renali. Nieprzewidziane komplikacje były do przewidzenia, biorąc pod uwagę trend ostatniego miesiąca, chociaż nie spodziewała się ich tak prędko, dosłownie tuż po przekroczeniu mglistej wierzei.

Magmy, lawa jest lawą tylko na powierzchni — Katerina poprawiła kobietę i przesunęła dłonią po czole by zetrzeć meandrujące nań krople potu, przypominając sobie ten jeden bezużyteczny fakt, który z jakiejś przyczyny zachował się w jej pamięci i był jedyną pamiątką po przelotnej i intensywnej relacji z pewnym geomantą u podnóży Mglistych Wierchów. — Nie dziwota jednak że coś się tutaj zmieniło, moja droga, wszak przechodziłaś tędy zanim “jedna z pięciu najlepszych czaromiotów w Golarionie” uhonorowała ten portal wybuchową próbą naprawy.

Biorąc pod uwagę jaką asystentką pokarał mnie los, cud żeśmy nie wylądowali w najgłębszej otchłani rzyci Dahaka — riposta wiedźmy jak zawsze nadeszła niezwłocznie.

Tego bym tak prędko nie wykluczała — Katerina potoczyła spojrzeniem wokół. — Ten tunel może się w każdej chwili okazać rzycią Dahaka, biorąc pod uwagę jak oddanym sługą był Malarunk. Kto wie co ten jego rytuał miał w zasadzie zrobić.

Bonheur po raz kolejny przetarła czoło dłonią, z ulgą czując jak mdłości zaczynają ustępować. Przewróciła oczami widząc, jak Joresk rusza ze swojego miejsca w kierunku drugiego portalu.

Widzę, że stęskniłeś się chyba za rozbrajaniem pułapek własnym ciałem — sarknęła dobrodusznie w kierunku jego pleców.

Przezornie kładąc dłoń na rękojeści rapiera, Katerina ruszyła w ślad za kompanami, skora jak najprędzej opuścić przesączony smrodem siarki tunel.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 20-08-2023 o 15:02.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem