Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2023, 07:17   #5
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver
Z uwagi na bankiet w ogrodach, kuźnia była teraz pusta. Komputer pokładowy zarządzał maszynami, dzielnie produkując amunicję i pojedyncze przedmioty, które zamówiła załoga. Nessie siedziała przed jednym z licznych komputerów, prowadząc nieustanne testy nad ostrzem trzymanym w powietrzu przez liczne mechaniczne ramiona. Było to podłużne, lekko różowe ostrze, jeszcze nie zamontowane na żadnej broni. Silver od razu wyczuł od niego ogromną siłę magiczną. Nie był to jednak jedyny nasycony magią kawałek stali w pomieszczeniu. Obok Nessie w ramce portretowej na zdjęcia, znajdował się fragment Augusta.
- Cieszę się, że wróciłeś. - przyznała otwarcie, nie odwracając się od komputera. - Trochę się bałam, choć z czasem przywykłam. - stwierdziła. - Nie chciałam tego mówić przy Ainsleyu ale dobrze wiem, że nie usiedzisz trzy dni zanim wpakujesz się w kolejny konflikt. Jeżeli będę się tobą przejmować za bardzo, nigdy nie zasnę spokojnie. - wyjaśniła swoje zimne zachowanie. Jej perspektywa na relacje z Silverem była podobna do ich ojca. Zdawała sobie sprawę z jego siły ale też z odpowiedzialności, która z niej wynikała. Wobec tego, wolała się nie przywiązywać. - Naturalnie zrobię, co mogę, żeby ci pomóc. Rozumiem, że nikt w tej galaktyce nie ma spokojnego życia, nie zrozum mnie źle. Po prostu zdaję sobie sprawę, że twoje bezpieczeństwo jest ceną za nasz spokój.
Co się stało z jego niewinną siostrzyczką… Niestety fakty pozostawały faktami, a ona mimo niepełnej wiedzy podjęła najbardziej racjonalną decyzję. Ten paradoks nie dawał Silverowi spokoju, im bardziej starał się chronić swoich najbliższych, tym bardziej się od nich oddalał. Ale nie mógł już zawrócić z tej drogi, pozostawało dotrzeć do jej końca. Gdy wszystkie zagrożenia zostaną unicestwione, znowu będą razem.
-Przeceniasz moje możliwości nicponiu. - Powiedział podchodząc bliżej i kładąc jej dłoń na ramieniu. - Zamierzam spędzić trochę czasu z wami, zanim znowu polecę nabić komuś guza. Nawiasem mówiąc, to twoja robota? - Zapytał zaglądając jej przez drugie ramię. - Komputer i aparatura zdolne analizować magię, imponujące.

- Moja i Augusta. - odpowiedziała wstając z miejsca. - wykuliśmy kilka artefaktów, kawałów żelaza, które w różny sposób reagują na magię. Mogę obserwować te reakcje i kategoryzować artefakty, oceniać z jakim magiem są związane albo do czego potencjalnie sie nadają. - wyjaśniła. Powolnym krokiem podeszła do trzymanego pod ścianą ostrza i zdjęła je z robota. - To jest dla ciebie. - upuściła ostrze, a to spadając na ziemię uniosło się rozcinając głęboką krechę w podłodze i wystrzeliło wprost na serce Silvera. Mężczyzna musiał gwałtownie zareagować aby je złapać. O dziwo w żaden sposób nie wydawało się ostre w jego palcach. - Musisz mi tylko powiedzieć, jaką chcesz rękojeść.
Ten artefakt zachowywał się dziwnie, zaraz… Zachowywał się? Demonowi przeleciała przez głowę rozmowa z Augustem sprzed trzech lat. Przyczyna mogła być tylko jedna i gdy to sobie uświadomił, poczuł jej aurę.
-Nat… - Słowa uwięzły mu w gardle. Zacisnął palce na ostrzu, czuł ból i wdzięczność… To było emocjonalne catharsis, którego potrzebował.
Po chwili wrócił do rzeczywistości. Rękojeść, w pierwszej chwili chciał powiedzieć o mieczu, ale dotarło do niego, że nie ma takiej konieczności. W przypadku technologii był to wybór optymalny, bo miejsca uchwytu nie dało się zabezpieczyć polem energetycznym, tu jednak ten problem nie występował.
-Zatem, niech będzie włócznia. Daj mi tylko chwilkę. - Na bazie swojego wzrostu, długości ostrza i ramion, wykonał obliczenia dla kilku wariantów drzewca. Przyciągnął telekinetyczne pręty odpowiadające finalnym wynikom i "zawiesił" sobie artefakt za plecami, żeby je przetestować. Wykonał z każdym krótki zestaw ćwiczeń i wybrał ten, którym było najbardziej komfortowo się posługiwać. Wyrenderował model, łącznie z profilem dopasowanym do swojego chwytu. - Wysyłam Ci plik. Mam nadzieję, że projekt jest dość dokładny, by nie ujmować twojemu dziełu. - Nie było w tym krzty ironii. Silver był bardzo dobry w te klocki, ale to Nessie miała za mentora największego żyjącego maga kreacji.

- Nie wymyślimy koła na nowo z drzewcem do włóczni. - zaśmiała się Nessie. - Niektóre rzeczy się po prostu nie zmieniają. Czasami się zastanawiam, czy w końcu nie uda się wynaleźć finałowo optymalnych wersji wszystkiego. Wiesz, skończyć naukę. - w teorii nie było niczego nieskończonego w sekretach uniwersum, wyłącznie nieskończenie trudne wyzwania. - Nie ma jej w tym ostrzu, jak coś. - ostrzegła Silvera, gdy ten się uspokoił. - Nie byliśmy pewni konsekwencji, więc nie zgodziłam się na ryzyko. Wykuliśmy tylko jej miłość. - wyjaśniła.
Mogła mu tego nie mówić… Z drugiej strony, było to całkiem interesujące. Ostrze wykute z miłości brzmiało jak coś z dziedziny April, co przynajmniej częściowo tłumaczyło siłę aury magicznej. I chyba nie bez kozery istnieje powiedzenie, że miłość rani najmocniej.
-Nie chodzi o innowację, tylko staranność wykonania. - Młody October ostrożnie odłożył ostrze na blat. Nie chciał, żeby przypadkiem znów poderwało się do lotu. - Optymalizacja to słowo klucz siostra. Do doskonałego ostrza, trzeba mieć doskonałą rękojeść, inaczej nie da się wykorzystać w pełni jego potencjału. Nie założysz artefaktu na stary kij od szczotki. - Uśmiechnął się. Wykonać pół projektu perfekcyjnie, a pół na odwal się, to jak zbudować statek kosmiczny i zamontować w nim silnik parowy. - Żeby móc wszystko finalnie udoskonalić, najpierw cała populacja musiałaby być absolutnie jednakowa, czyli możemy jedynie gonić za ostateczną doskonałością. - Optymalizacja była subiektywna. Poza tym, parafrazując co kiedyś powiedział pewien wielki naukowiec… Jeśli uważasz, że udało Ci się osiągnąć doskonałość, to znak, że wpadłeś w pułapkę własnej pychy i poniosłeś porażkę.

- Przyznałabym ci rację, gdybyśmy dosłownie nie mówili o kiju. - odparła Nessie. - Od miotły różnił się on będzie materiałem i jego splotem, to nad tym medytowałeś? - spytała. - No, chyba że chcesz w niego gadżety pakować. - wzruszyła ramionami.
-Bez przesady, to nie scyzoryk. - Silver uśmiechnął się lekko. W sumie, to byłby niezły patent. - Dopasowałem parametry użytkowe do swoich preferencji, wybór odpowiedniego materiału zostawiam Tobie. - Fakt, chwilę to zajęło, ale nie walczył włócznią od lat, a jego ciało znacząco się w tym czasie zmieniło. Wyciągnął z jednej ze swoich kieszeni kawałek złotego metalu z Piramidy i położył go na wolnym blacie. - A skoro już przy materiałach jesteśmy, spróbuj to w wolnej chwili przebadać pod kątem nietypowych właściwości, może i magii. Nie wiem, czy wyjdzie coś ciekawego, ale to nie jest metal spotykany w naszej galaktyce. - Demon miał dla niego kilka potencjalnych zastosowań, ale musiał się najpierw dowiedzieć, czy przypadkiem nie będzie się kłócił z jego własnymi mocami.
- Z twoją demoniczną stroną nie powinien, pytanie, co z magią i czy da się go odtworzyć, jeśli jest wartościowy. Lazarus raczej nie da nam błogosławieństwa na rozłożenie Choulula. - oceniła Nessie przyglądając się w palcach metalowi. Wróciła potem do komputera, wpisała kilka parametrów i kuźnia ruszyła do pracy. W pół godziny Silver miał w rękach drąg do swojej włóczni.
Jaki kij jest, każdy wie. Nessie wykorzystała najsilniejsze metale jakie mieli dostępne, wraz z mieszanką nanitów do szybkiej naprawy szkód. Kij miał wysokość dopasowaną przez Silvera do własnego wzrostu, jak i profil grubości pod ergonomię jego dłoni. W walce nie zrobi to olbrzymiej różnicy, ale zawsze było nieco wygodniejsze.
- No badyl. - skomentowała prześmiewczo Nessie.
-Zależy jak leży. - Odparł ze śmiechem Demon. Wykonał kilka efektownych ewolucji z nową bronią by ocenić efekty. - A leży perfekcyjnie. Mała rzecz, a cieszy. Bardzo dziękuję. - Puścił siostrze oko. - Powiedz mi młoda, bo mnie to nurtuje… Jak to się stało, że zostałaś uczennicą Augusta? - Rzecz jasna, ktoś musiał przejąć tę rolę po śmierci Natashy, ale ona stanowiła mało oczywisty wybór. Jej głównym polem zainteresowania była medycyna, nie inżynieria.
- To jeden z najsilniejszych artefaktów w posiadaniu Armstrong Industries. Ainsley nie ma cierpliwości do rzemiosła, więc padło na mnie. Ojciec chciał, aby artefakt był pod kontrolą kogoś z rodziny. Żadnych znajomych, czy pracowników. - wyjaśniła. - Nie zamierzam zajmować się tą magią całe życie. Tym bardziej że nie widzi mi się poświęcanie ludzi celem tworzenia broni.
-I nikt nie będzie Cię do tego zmuszał, o to się nie martw. - Silver pokiwał głową, jemu ta idea też niezbyt się podobała. Podobno można było to zrobić jedynie z kimś kto tego chciał, ale osobiście przychyliłby się do tego tylko w przypadku osoby umierającej.
Młody October zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście powinien wypuścić Augusta na wolność. Miał dość mocy, by przywrócić go do świata ludzi, ale musiałby założyć staremu Miesiącowi krótką smycz, żeby sobie nie pozwalał na zbyt wiele, co oznaczało, że będą tarcia. Z drugiej strony, do swojego wielkiego projektu, potrzebował jego umiejętności.

- Dzięki. - widać było, że Nessie nie spodziewała się innej postawy od Silvera. Znała go zbyt dobrze, aby posądzać go o brutalność. Mimo tego, odparła z lekką ulgą.
Demon uśmiechnął się pod nosem. Pragmatyzm jego młodszej siostry na szczęście nie zaszedł za daleko.
-Niemniej, co z niego wyciśniesz, to twoje. Nie ma czegoś takiego jak wiedzieć, czy umieć za dużo. - Zauważył, choć była to kwestia dość oczywista. - Swoją drogą, muszę zamienić parę słów z Augustem, postaram się Ci nie przeszkadzać. - Wskazał oczami w stronę ramki.

- Śmiało, do niczego go teraz nie potrzebuję.


Roy Genshi, Mike Nor

Po wyjściu ze statku Roy i Mike znaleźli się na leśnym runie. Na planecie krasnoludów łatwo się oddychało, choć powietrze niosło ze sobą słodkawą woń. Great Sage wyjaśnił od razu, że jest to wina niegroźnych elementów w powietrzu, jednak zapach nie ustanie, więc należy do niego przywyknąć.

Po minucie spaceru od statku, zza krzewów para widziała wejście do groty, która miała prowadzić do podziemnego królestwa. Wokół niej znajdowały się liczne skały rozstawione parami. Ich aranżacja sugerowała jakiś symbolizm. Zarówno Mike, jak i Roy mieli dostęp do map kompleksu, co pozwalało im udać się prosto do stolicy. Podziemia posiadały liczne dodatkowe ścieżki, pozostałości po wykopaliskach, jak i najzwyklejsze pułapki na nieproszonych gości. Należało przy tym pamiętać, że mapa była dość przedawniona. Biznes z krasnoludami prowadzono z portu handlowego daleko stąd. Od dawna nie było potrzeby wysłania dyplomatów w te okolice.

Pytaniem było, czy warto kierować się wprost na spotkanie. Mogli również szukać pojedynczych krasnoludów w tunelach, czy spróbować znaleźć mniej oczywiste wejście do stolicy.

- Cóż za prymitywna rasa - westchnął inżynier, łapiąc się za głowę wyraźnie zirytowany. - Nie posiadają portu kosmicznego, czy nawet zwykłego lotniska w swojej stolicy? Cóż za strata czasu - to powiedziawszy wyciągnął przed siebie rękę, a na posadzce rozbłysły dwa portale z których wyłoniły się jednokołowe skutery.

- Powinny być dość wygodne do poruszania się po kopalniach. Wiem, że szybko się uczysz. Ale w razie czego masz tutaj instrukcję obsługi, jeśli nigdy takiego nie dosiadałeś, Mike - zaoferował kompanowi, gdy w wyciągniętej dłoni pojawiła się około dwudziestostronicowa książeczka. Zaś po chwili naokoło Roya zaświeciły znowu portale z których tym razem zaczęły wylatywać mechaniczne ptaki.

Nim Mike odebrał książeczkę od Roya, zobaczył przed oczyma interaktywny tutorial Great Sage. - Jednoślad [model] pozwala na podróż po terenach miejskich, będzie wymagał jednak zwinności w transporcie wewnątrz górskim. Ułóż dłonie na uchwytach. Wykorzystuj przyciski po lewej stronie do zmiany prędkości. Przechylając ciało, możesz zmieniać kierunek pojazdu. Zastosować overlay Y/N?
Małe stado wron rozleciało się we wszystkie strony, szybko oddalając się od dwójki dyplomatów. Na piersiach ptaków widniało godło Nowego Imperium, które miało z dumą poinformować wszystkie napotkane krasnoludy do kogo należały ów maszyny.
- Ci zwiadowcy są wyposażeni w kamerę podczerwoną, radar, głośnik i mikrofon. Po drodze zaktualizuję mapę i sprawdzę czy nie ma w tych kopalniach czegoś interesującego. Jeśli kogoś znajdę, możesz się pierwszy odezwać. Dobrze byłoby mieć też opcję kontaktu gdybyśmy się rozdzielili, więc chciałbym żebyś to założył - poprosił, podając Mike’owi zakładaną na ucho słuchawkę z mikrofonem i małą anteną. - W sprzęcie podręcznym nie stosuję plutonu 238 jako źródła zasilania, więc baterie potrzymają tylko kilka godzin. Za to nie musisz obawiać się o promieniowanie.

Mike poczuł przyjemne ciarki na plecach, a jego ciało zalała fala ciepła, po czym usłyszał w głowie kobiecy głos: - Mam obawy co do waszej możliwości kontaktowania się radiem w tego typu tunelach. Zrobię, co mogę, aby zachować cię w kontakcie z twoim nowym przyjacielem — obiecała Hestia.
Nie wiedziałem, że to potrafisz! Myślałem, że tylko ja mogę się z Tobą porozumiewać, o moja bogini - odpowiedział w myślach Mike. Nie był zaskoczony dziwnym zachowaniem Hestii, przez ostatnie 3 lata niejednokrotnie zachowywała się nietypowo. Niemniej była boginią, a on zwykłym człowiekiem - kimże był, aby ją oceniać? Great Sage’owi z kolei pokiwał głową, czymkolwiek ten overlay był, nie mógł mu zaszkodzić. Ostatecznie odezwał się do Roya, zabierając od niego słuchawkę - Po prostu wejdźmy do nich. Nie mamy się czego obawiać, sprawiedliwość jest po naszej stronie. Przecież przybywamy pokojowo z misją dyplomatyczną, a nie knujemy coś, jak jakieś szczury - rzekł bohater, który zamierzał po prostu wjechać do królestwa krasnoludów.
Hestia odparła na zdziwienie bohatera. - Przeczuwam niepokojące niebezpieczeństwo w tej krainie. Postanowiłam obdarować cię moją opatrznością. - ostrzegła.

****

Mike wyrwał do przodu na swoim monocyklu, zostawiając ostrożniejszego Roya za sobą. Naukowiec nie interesował się dogonieniem partnera — wolał jechać na tyle wolno, aby jego ptaki ostrzegły go na temat swoich znalezisk w podziemiach. Doszukały się nawet jednego krasnoluda, który od razu rąbnął w maszynę kilofem, wyraźnie przestraszony. Uznając to za naturalną reakcję, Roy nie zareagował, trzymając się trasy do podziemnej stolicy.

Jazda trwała dość długo. Z uwagi na nierówny teren i ostre zakręty Mike nie mógł aż tak popędzić swojej maszyny. Mimo tego miał dobry ubaw, zachowując tempo, które pozwalało mu czasem przejechać kawałek po ścianie. Innymi razy spadał w dziury w podłodze, bo tak miała wyglądać trasa. Wszystko wskazywało na to, że krasnoludy wykopywały tunele w poszukiwaniu kruszców i metali, nie dbając o ergonomię podziemia. Jego losowość stanowiła pewnego rodzaju naturalną barierę, która mogłaby zgubić mniej doświadczonych podróżnych. To jednak nie tak, że nie było tu komnat. Mike i Roy kilkakrotnie przejechali przez duże, puste hale, stanowiące byłe lub wciąż funkcjonujące wykopaliska. W wielu z nich widzieli zdobne kamienie rozstawione podobnie jak przed wejściem do jaskini.

Tego typu skalna aranżacja znajdowała się również przed bramą miasta. Będąc już sporo z przodu, Mike ujrzał ją pierwszy. Była to dwumetrowa, podnoszona krata umieszczona w litej ścianie, rosłej na sześć metrów aż po sufit. Kamienna bariera była wypolerowana na płasko i ozdobiona witrażami, pod którymi paliły się liczne świece. Wrota były uniesione, umożliwiając swobodny przejazd. Za bramą był przedsionek w formie dużego kamiennego placu, na którym znajdowały się ławy i posągi krasnoludów. Za przedsionkiem była kolejna brama, tym razem stworzona z litej skały i pozbawiona zdobień. Jej mur był równie wysoki, co pierwszej, jednak nie sięgał sufitu. Jaskinia otwierała się przez całą długość przedsionka, aż w końcu wyrastała na piętnaście metrów w górę. Zbliżając się dopiero do pierwszej bramy, Mike już widział w oddali pnące się po sufit kolumny domów ze światłem w oknach, liczne kamienne ścieżki i mosty.
Mike początkowo chciał wyhamować przed bramą i poczekać na straż. Nie wiedział jednak, jak daleko jest Roy i uznał, że głupio byłoby, jakby załatwił całą procedurę przed seniorem. Co więcej, gdyby jego starszy towarzysz musiał przechodzić proces odprawy ponownie. To byłoby marnowanie czasu oraz wyglądałoby nieprofesjonalnie. Dlatego postanowił poczekać w stosownej odległości do wejścia na towarzysza, aby razem wkroczyli do domostwa krasnoludów. W ten sposób lepiej zademonstrują siłę, powagę i majestat Imperium. Wykorzystał ten czas na zastanowienie się, czy wyważenie wejścia siłą, w razie takiej potrzeby, byłoby akceptowalne. Nie znał na tyle kultury krasnoludów, więc nie wiedział, jak one przechodzą do demonstracji siły. Dlatego zwrócił się z tym pytaniem do Great Sage’a.
- Kultura krasnoludzka nie wykazuje akceptacji niszczenia mienia. W szczególności odnosi się to do tworzywa z materiałów twardych, w tym metali.
Dziesięć minut później Mike usłyszał odgłos trzepoczących skrzydłami mechanicznych ptaków, a chwilę później samego Roya który wyjechał w końcu na spotkanie znudzonego bohatera, wraz ze swoim stadem zwiadowczych wron.
- Wybacz zwłokę, ale chciałem przy okazji stworzyć jak najdokładniejszą mapę kopalni. Zwłaszcza jeśli jest to jedyna droga do stolicy krasnoludów i będziemy musieli ją przebyć ponownie w drodze powrotnej, być może w większym pośpiechu - wyjaśnił się inżynier, pokazując chłopakowi trójwymiarową mapę w postaci hologramu wyświetlanego nad jego otwartą dłonią. - Skoro już na mnie poczekałeś, to nie zaszkodzi też sprawdzić, co jest po drugiej stronie tego przedsionka, zanim sami się tam zbliżymy - zauważył, z zaciekawieniem przyglądając się krasnoludzkim konstrukcjom. W tym samym momencie diody w oczach wron zamigotały na moment, otrzymując nowe polecenia i aktualizację programu. Zwiadowcy mieli tym razem za zadanie polecieć w stronę muru na drugim końcu przedsionka i usadowić się na jego szczycie, tak by mieć otwarty widok na jego przeciwną stronę. Podczerwone kamery miały wykryć żywe istoty, jak również gorętsze miejsca które wskazywałyby na aktywną pracę i być może zaawansowaną maszynerię.

Mike przyjął informację od Great Sage’a bez dodatkowego komentarza. W zasadzie się tego domyślał. Za to był zainteresowany ptakami Roya -Uuu, jakie mają możliwości? Widzą przez ściany? Strzelają laserami? Wykrywają ultradźwięki? I w ogóle, dlaczego wrony, a nie kruki? - zagadnął swojego towarzysza bohater.
Inżynier otrzepał się z kurzu zebranego w trakcie przejażdżki po krasnoludzkich tunelach, a po chwili obraz na jego hologramowym wyświetlaczu zmienił się, by pokazać schemat budowy ptasich zwiadowców.
- Promienie Roentgena nie przenikają przez tak gęste materiały, jak kamień czy metal - rozpoczął szybkie wyjaśnianie. - Mogę im dać laserowe wskaźniki. Ale mocniejsze lasery do użytecznej pracy wymagałyby większego źródła zasilania, które znacząco zwiększyłoby ich gabaryty. Lasery również nie przecinają gęstych obiektów tak szybko, jak na filmach, więc mają ograniczone zastosowanie na polu bitwy. Użyłbym ich na przykład do sabotażu łatwopalnej bądź wybuchowej amunicji w zbrojowni lub ciężkich pojazdach naziemnych. Wrony mogą wykrywać ultradźwięki, jeśli uznałbym to za konieczne i wyposażył je w odpowiednie mikrofony. Jednak do typowego zwiadu bardziej użyteczne są częstotliwości słyszalne przez ludzi. Generalnie używam ultradźwięków tylko do dokładnego mierzenia dystansów. W tym momencie wyposażyłem je w kamery podczerwone, by wykrywały żywe istoty o temperaturze ciała znacząco wyższej niż otoczenie. Wrony mają mniejsze gabaryty niż kruki. A wybieram kształty naturalnych zwierząt na zwiadowców ze względów estetycznych, jak również dlatego, że przyciągają mniej uwagi, gdy z większej odległości ciężko rozpoznać je jako maszyny, nawet jeśli nie przystosowałem ich wyglądu do lokalnej fauny - żmudne wyjaśnienia wyraźnie nie irytowały ani nie męczyły Roya, który z zapałem kontynuował, dopóki na wszystkie pytanie nie została udzielona dokładna odpowiedź.

Mike chwilę się zastanowił i dodał - A to czy widok wrony w środku kopalni jest czymś naturalnym? Kanarek nie byłyby sensowniejsze? Rozumiem dostosowanie do lokalnej fauny, ale chyba trzeba byłoby dopasować również do warunków. Wrona latająca po szybie górniczym chyba nie jest czymś typowym? - to pytanie Mike zadał na głos, ale skierował je również do Great Sage’a. Ciekaw był porównania odpowiedzi Roya do tego, co sam usłyszy.
- Wrony nie zostały zarejestrowane w szybach górniczych żadnej znanej planety. Najpopularniejszym latającym stworzeniem jaskiniowym są nietoperze. - ocenił Great Sage.
- Nie jest - zgodził się Roy, kiwając głową. - Stado kanarków również by nie było. Jeden wypuszczony kanarek musiałby znaleźć wyjście z kopalni w ciągu kilu dni, bądź zdechłby z głodu, prageniania, wyczerpania, bądź stresu. Poza tym wątpię, czy kanarki są częścią lokalnej fauny. Jednak w tym przypadku nie zależy mi na ukrywaniu się. Nie jesteśmy intruzami, lecz oficjalnymi wysłannikami Imperium. Dlatego wrony noszą na piersi godło imperium. Tym razem wybrałem je tylko ze względów estetycznych.

Po drugiej stronie muru ptaki zobaczyły miasto: długie kamienne ulice i liczne przybytki. Wszelkie domostwa budowane były w spiralnych wieżach sięgających po sufit groty. Miasto wyglądało, jakby od początku było tak zaplanowane: krasnoludy oczyściły tę część góry z materiału, pozostawiając filary w których mogli wydrążyć mieszkania. Populacja miasta była nieduża. Ulicami przechodzili pojedynczy, białobrodzi krasnoludzi. Jedyne zgromadzenie znajdowało się pod bramą do drugiej bramy przedsionka. Grupki krasnoludów z armatami stały pod rampami gotowe do wepchnięcia broni, a inny siedział na ławie obok dźwigni wychodzącej z tyłu bramy. Gdy zobaczyli ptaki, spojrzeli po sobie niepewnie. Co zaskoczyło Roya, krasnoludzi nie pojawiali się na podczerwieni. Ptaki były w stanie dostrzec tylko tych, którzy siedzieli w świetle, prezentując się przed kamerami. Temperatura kosmitów była z grubsza identyczna z otaczającymi ich skałami.

- Moi zwiadowcy zauważyli coś ciekawego. Nie jestem biologiem, więc nie wiem jakim procesom biologicznym podlegają mieszkańcy tych jaskiń. Ale wydają się zimni jak skały. Nawet gdyby byli zmiennocieplni, to pod ziemią nie mają słońca które mogłoby ich ogrzać i pobudzić do wyższej aktywności. Więc zakładam, że muszą być mocno letargiczni z taką temperaturą ciała - zauważył kontradmirał, kontynuując wyjaśnianie Mike’owi. - Możliwe też, że są to maszyny. Jednak androidy tej wielkości również powinny być cieplejsze, o ile nie siedzą bez przerwy w ‘standby mode’. Ich technologia również nie wydaje się być na poziomie mikroelektroniki. - zakończył, zamyślając się przez moment. A po chwili odezwał się ponownie do bohatera. - Mike, to jest chyba dobra okazja. Więc powiedziałbyś mi może jaki masz stosunek do identyfikowania inteligentnych istot jako “ludzi”? Czy kładłbyś tą samą wagę na życiu kosmitów o zaawansowanej inteligencji, która może być niższa, bądź wyższa od ludzi z Imperium? Czy ich zaawansowanie technologiczne ma dla ciebie znaczenie? W którym momencie człekokształtna małpa używająca kamieni jako prostych narzędzi przestaje być zwierzęciem, a staje się człowiekiem? I czy uwzględniłbyś sztuczną inteligencję o podobnych zdolnościach rozumowania jako inteligentną istotę która zasługuje na “życie”?
Dużo pytań. Skomplikowanych pytań. Ale odpowiedź była prosta - Tak długo, jak służą mojej sprawie. Jak służą Imperium - dodał - wtedy traktuję ich jak swoich. Gdy jednak służą Demon Lordowi, to są jedynie pyłem pod stopami i przeszkodą do pokonania. - odrzekł bohater, który nie miał czasu na filozoficzne dyskusje, ponieważ czekało go zadanie do wykonania. Nie chciał jednak wyjść na gbura, więc dodał - Jeśli uważasz, że nie są ludzcy i należy ich dla dobra Imperium wyeliminować, to nie mam z tym problemu. Ale Ty tu jesteś od myślenia, więc liczę, że Twoja ocena będzie uczciwa, a nie oparta o kaprys - mówiąc to spojrzał mu prosto w oczy. Mike wiedział, że niektórzy lubują się w zabijaniu dla zasady. Robią to często i gęsto, gdy tylko nadarzy się okazja. Heros samemu niejednokrotnie odbierał życie, ale zawsze stał za tym jakiś ważny powód, a nie emocjonalna błahostka. Dlatego dokończył - Prawdziwą siłą jest niepoddawanie się zwykłym zachciankom, a czynienie dobra. - tak uczyła go Hestia, ale nie skonkretyzowała nigdy, czym jest dobro.
- Oczywiście - odpowiedział Roy, gdy czarna osłona jego hełmu na moment stała się przezroczysta, by pokazać usatysfakcjonowany uśmiech przystojnego mężczyzny z połową twarzy pokrytą wszczepami. - Chyba jednak dobrze się zrozumiemy, Mike. Bałem się, że młody mężczyzna taki jak ty łatwo daje się ponosić emocjom. Ale skoro taką dałeś odpowiedź, to trzymam cię za słowo. Prawdziwy mężczyzna, a tym bardziej bohater, zawsze dotrzymuje słowa, nieprawdaż? Ja również mogę obiecać, że nie dam się ponieść emocjom w ocenie dobra i zła. Wszystko zależy od ich siły, nastawienia i użyteczności, bądź zagrożenia względem Imperium.
Mike kiwnął głową zadowolony z tego, co usłyszał. Nie miał nic więcej do dodania, więc zaproponował, aby po prostu udali się do bramy i zobaczyli, jak sytuacja rzeczywiście wygląda. Bohater faktycznie był ciekaw, co się stało z krasnoludami, że Roy tak specyficznie na nie zareagował.

Gdy dwójka agentów nowego imperium dotarła do mniej-więcej połowy przedsionka, brama wyjściowa przed nimi, jak i brama witrażowa za nimi, zamknęły się z głuchym łupnięciem stalowych krat. Za plecami Roya i Mike’a doszedł gromki, uradowany krzyk - Mōmy jejich! - gdy rozstawione przed wejściem do przedsionka kamienie odwinęły się niczym pancerniki. Z ich wnętrza wyskoczyły okrągłe obrzmiałe nosy, długie sine brody, oraz puszyste, białe brwi, które niemal kompletnie zasłaniały pomarszczone, koralikowate oczy.
- Ci z gōry gŏdali, iże dwōch bydzie, co niy? - spytał jeden z krasnoludów, najmniejszy z ekipy.
- I...i co my mōmy z niymi zrobić? Ôstawić jejich tam? Dlŏ pokoju? - przejmował się drugi, nieco chudszy od pozostałych.
- Kaj ôstawić, ty geodo! Zabić, za nim namieszają jak ci piyrsi! - krzyczał przygarbiony krasnal, podchodząc małymi kroczkami do bramy, chodem przypominającym kaczkę na lądzie. - Dŏwać kanōny! - wrzasnął w stronę bramy wyjściowej.

- Wygląda na to, że zaczęli od pokazu siły. Dobrze, że nie marnują naszego czasu - westchnął z ulgą kontradmirał, a spod jego płaszcza wyleciała opalizująca metaliczna kula wielkości dłoni. Poza tym, że posiadała ogólny kształt orba, jej powierzchnia bez przerwy falowała, jakby była wystawiona na działanie silnego wiatru. Przypominała mocno wzburzoną kulę rtęci.
O dziwo, wyglądało na to, że nie została przywołana przez portal jak wszystkie jego poprzednie gadżety.
- Nie przejmuj się ich działami, Mike. Jeśli obawiasz się, że będą cię w stanie zranić, to możesz trzymać się blisko mnie - ostrzegł cichaczem towarzysza. Chyba póki co chciał sprawdzić tylko zdolności bojowe krasnoludów, nie traktując ich jeszcze jako poważnych przeciwników. - Ale masz wolną rękę. Działaj jak uważasz za stosowne.

Mike wyprostował się. Było widać w tym geście pewną władczość, wewnętrzną pewność siebie. Po czym korzystając ze swojej siły tupnął nogą o podłoże, aby zwrócić uwagę krasnoludów. Spojrzał na nich z góry, ale nie z pogardą, tylko naturalną wyższością dowódcy - wręcz protekcjonalnie. Rzekł donośnym głosem, ale nie krzycząc, bo krzyczą jedynie słabi - To tak traktuje się wysłanników Imperium? - rzucił bohater i pokręcił głową. Po chwili spiorunował wzrokiem najbliższego krasnoluda i zwrócił się do niego - Przedstaw się żołnierzu, bo będę do Ciebie przemawiał. A jeśli tego nie rozumiesz to…

Nastąpiła sekunda przerwy, podczas której Mike poprosił Great Sage’a o pomoc w znalezieniu odpowiednich słów w gwarze krasnoludów. Po chwili dokończył - czmychoj po majstra pieronie jedyn, bo Ci wungiel z batków bydom wyciongać. Ino chyżo, nie szczędź szczewików. A Wy do izby prowadźta, nie bydom tu czekać w tym bajzlu. - rzekł Mike, starając się wszystko intonować. Mówiąc to, wziął się pod boki i patrzył rozmówcy prosto w oczy.

Krasnoludy obróciły się ku sobie na naradę, jednak ich gromkie głosy nie pozwoliły na zachowanie jej w tajemnicy.
- Prziszoł do nŏs jak do swojich! - narzekał jeden
- Zbir! Zbir!
- Byfele wydŏwŏ! Za stary na to je żech! Biermy go dalij! - apelował młody
- Cicho! Słyszoł iże kanōny, a gŏdać prōbuje. Wōntpiã coby kryńciōł, tyn szkła na mordzie niy nosi. Co jak kanōny za słabe na niego? Pogadajmy! - zadecydował w końcu najstarszy. Machnął dłonią do towarzyszy którzy rozpierzchli się w jakieś boczne dróżki jaskini. Sam odwrócił się z powrotem do Mikea i podszedł do bramy, mówiąc:
- Już, już. Niy noś sie pōn. Za stary je żech coby cudzych szanować. Po diŏbła wy do nŏs w górã? Pokojowy wysłaniec by wiedzioł, coby bez szklanne wrota niy przechodzić. Tōż widać, iże zaproszōny pōn niy bōł! - wskazał palcem na witraże w murze, choć od swojej strony Roy i Mike już ich nie widzieli. Nie były one wstawione w oknie, a jedynie od wejściowej strony muru. Najpewniej po to, aby zamknięty w przedsionku nie mógł zrobić sobie dziury do wyjścia z niego.
Roy zauważył, że działa zostały wywleczone na mur. Niepewne krasnoludy przyglądały się jednak sytuacji pod bramą, jeszcze nie strzelając.
- Ah, męcząca ta ich gwara - westchnął ciężko pod maską i pokręcił głową inżynier. - Również spróbuję ją przeanalizować. Ale będę potrzebował na to trochę więcej czasu i danych niż ty, Mike. Więc póki co rozmowa należy do ciebie.
Po tym oznajmieniu, większość ze zwiadowczych wron na murach wzbiła się w powietrze i poleciała w stronę budynków po drugiej stronie bramy, by przysłuchiwać się rozmowom wszystkich krasnoludów jakich napotkały zarówno na zewnątrz, jak i zaglądając przez okna do ich domostw. Starały się jednak trzymać bezpieczny dystans, by nikogo niepotrzebnie nie prowokować. Royowi póki co zależało tylko na zebraniu danych o ich języku. Zaś na murach pozostała jedynie ta sama liczba wron co skierowanych na ich dwójkę dział. Tak, by każdy ze zwiadowców miał na oku jedno z nich oraz obsługujące je karły.

-Chopie, Ty mi tu godoć bydziesz gdzie ja włazić a nie włazić mom? Ja ni hazok jest, halbe postawisz, harynki obalim to wybaczom zniewage - tutaj Mike puścił oko - Haja zbedno mi je, więc pokój tam. Ponoć sami se chceta władać, bez imperyjnej administracyji. Toć przybylim sprawdzić, czy można czy nie można. A żem zastali u Was zwierzoludy hasające to nie łonaczylimy, tylko do Was gibamy. I tak nas witacie? Kanonami w gości? Toć to symboli nie widzita? Hę? Pieruny jedne - tutaj Mike zaśmiał się w głos - huncwoty, kto tu ubermajster jest? Pogadać przybylim, aby wywiedzieć cóż to - zakończył Mike, wykorzystując paplaninę, ustawiając się klatką piersiową do działa. Gest ten miał pokazać odwagę bohatera, a w rzeczywistości chciał on przejąć pędzący pocisk i przekierować go w inną stronę. Plany planami, jednak heros wiedział, że za takimi wyczynami musi stać również jakaś logika, dlatego zapytał Great Sage’a, czy w ogóle taka akcja jest możliwa.
Krasnal splunął na ziemię - Wozić mi sie bydzie gnojek z mordōm dziecka. Żŏdyn sam z gwiŏzd niy przyłaził ilem żōł, narŏz dwie grupy i jeszcze z inkszych włości? Ta jasne! - palcem wskazał na Mikea - Prziznej sie, sōm żeście sam nŏs atakyrować, iże żeśmy za krōlym na szyty niy poszli! - uniósł otwartą dłoń, sygnalizując swoich kanonierów. Nie opuścił jej jednak jeszcze do strzału.
W tym czasie młody bohater otrzymał analizę swojego mędrca. - szansa na przekierowanie toru lotu kuli na twoim obecnym poziomie postaci wynosi około 65%, zakładając standardowy pocisk z działa.
-I mielibym pakować się do kotła Wasego jak gołowąsy jakie? Jeszcze rozmawiać, miast pierdu puścić górkę z dymem? Niby siwy, niby broda zacna, a pod kopułką to Ty masz co rozum, hę? Widać, że nie sztygar. - po chwili przetrawił co usłyszał i już normalnie rzekł - Króla zostawiliście? To komu służycie?
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy, biorąc zamach ręką do wymachu. Powstrzymał się jednak gdy Mike zmienił temat i zamiast tego łupnął nogą o ziemię.
- Sami sie sobom sużymy! W sercu skały jak Odyn chcioł! Żŏdnych magicznych krōlōw nōm niy trza! - gorączkował się.
-A to dobra rzecz! Jak siła jest po Waszej stronie, to i prawo również! - rzekł Mike z uśmiechem i machnął ręką. W ogóle nie było widać po nim, że wycelowane działa oraz cała kłótnia, zrobiły jakiekolwiek wrażenie. Ot, zwykła waśń - To jak decyzje podejmujecie? Jakiś wiec, macie swoich przedstawicieli? I co król nabroił, że go nie potrzeba? - przewroty nie są niczym dziwnym, ale zawsze je coś motywuje, dumał bohater. Nie obala się władzy bez powodu.
Brew krasnoluda podskakiwała, gdy zbierał myśli w całość. - Dobrŏ, powiydz ty mi, fto wy sōm i po co sam prziszli żeście? Może i je żech gotowy ci uwierzić, iże za wartko skoczōłch do wzniōskōw. Choć je żeś tak samo niylynkawy, co te motyki przed tobōm.
Mike wzdechnął i rzekł - My Imperium, Wy chcecie niepodległość. My sprawdzamy dlaczego i czy macie siłę się bronić przed problemami typu zwierzoludy-najemnicy. Tyle - wzruszył ramionami bohater, bo nie było w tym większej filozofii.
Krasnolud zaczął masować się po brodzie przez dłuższą chwilę. Po dobrych dwóch minutach myślenia spytał zdziwiony. - A co wōm do tego?
Roy, który przez ten czas przysłuchiwał się dyskusji, starając się nie zwracać uwagi na swoją szklaną twarz, miał możliwość uważnie analizować ich otoczenie. Krasnoludy wstrzymywały ostrzał nie tylko dlatego, że Mike próbował rozmawiać. Do Roya zaczęły dochodzić dźwięki z wnętrza posągów rozstawionych po przedsionku. Przyglądając się im bliżej zauważył łączenia wskazujące, że to prawdopodobnie maszyny.
Kontradmirał nie otworzył ust. Jednak w słuchawce którą otrzymał od niego Mike rozbrzmiał beznamiętny kobiecy głos. - Wiadomość od Mr. Atom: Posągi krasnoludów są zmechanizowane. Wygląda na to, że szykują na nas następną pułapkę. Nie przerywaj rozmowy. Zastosuję środki zaradcze.
Tymczasem Roy ziewnął głośno, teatralnie zasłaniając czarną maskę ręką, mimo braku takiej potrzeby. Zachowywał się tak, jakby nudziła go ta rozmowa. W następnej chwili wyciągnął przed siebie rękę w której pojawił się mały portal z którego wyłoniła się gruba książka o tytule “Imperium i pokój”. Roy otworzył ją na losowej stronie i zaczął czytać. Portal jednak zamiast zniknąć unosił się dalej w powietrzu, służąc mu jako lampka do czytania.

Mike pokiwał głową, zarówno odpowiadając w ten sposób krasnoludowi co towarzyszowi. Zadarł głowę do góry w zamyśleniu, a potem nagłym ruchem spojrzał prosto w oczy swemu rozmówcy. Na ustach wykwitł mu fanatyczny uśmiech - Słuchaj bratku, to jest tak. Tylko silni przetrwają, na słabych nie ma miejsca. I to przyszliśmy sprawdzić, czy jesteście słabi. Jak tak, to o żadnej niepodległości nie ma mowy, zostajecie częścią Neo Cesarstwa. My jesteśmy dyplomatami, a jeśli nie potraficie w dyplomację, to oznacza, że jesteście słabi. - spojrzał na niego wymownie.
Brak zrozumienia wypowiedzi Mike'a wyrzeźbił się na twarzy krasnoluda. - A ić ty, mynczã mordã z tobōm i dalij nawet niy wiym diŏbły ty chcesz. Jak wybadować naszã siyłã? Po diŏbła? Jake cysŏrstwo? - wrzeszczał oburzony. Idea, że dwójka kosmitów skądś przyszła sprawdzać ich siłę była dla niego zbyt abstrakcyjna i nieoczywista. Nim jednak zdecydował się co chce zrobić, zniecierpliwiony kanonier krzyknął do niego: - To strzylōmy jejich eli niy?! Reumatyzm mi się zaczynŏ ôdzywać!
Stary krasnolud pod bramą machnął na to ręką: - A strzylej! Niesamowicie podyjzdrzane zorty. Pozbywamy się i nigdy niy dotarli
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem