Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2023, 14:08   #2
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Kolejne miasto, kolejne szare twarze, które nie znaczyły nic dla orka. Kintargo. Dargarsti. Dawno, dawno temu, Belkzen.

Kintargo okazało się całkiem wygodnym miejscem dla typów takich jak on. Gorzała, do której pałał prawdziwą pasją, lała się strumieniami tam, gdzie można było pozwolić sobie na chwilę spokoju od zwyczajnego życia. Były także i plotki: te, które dotyczyły samego miasta i także te spoza.

Srebrne Miasto tętniło życiem: ork, choć przywykły był raczej do wieczorów w portowej dzielnicy, nie mógł nie przyznać, że ciasne uliczki razem z ich mieszkańcami w różnych stadiach bycia pokrytymi brudem miały swój powab.

Grakka był odziany w czarny płaszcz - jego kolor już dawno zdążył wypłowieć. Pod nim skrywał swoją ulubioną broń: zrabowana z jakiegoś grobu wekiera, na której rękojeści ktoś kiedyś wyrył imię Loredare, była nieco zardzewiała i brudna, ale nadal spełniała swoje zadanie. Była dokładnie taka, jakiej potrzebował Grakka: poręczna, lekka, układająca się pod fałdy płaszcza. W ciemności, ćwieki wekiery zlewały się z mrokiem, przez co była doskonała w robocie ograbiania grobowców. Obok wekiery znajdowała się jego sakwa podróżna.


Grakka oblizał się, widząc przechodzące młódki. Może miał jeszcze czas na to? Na to i na parę innych rzeczy? A… Może nie. Najpierw robota, robota. Calindra Jhaltero.

Ork nie bez trudu oderwał oczy, odwrócił się i skierował swoje kroki do starej kamienicy, gdzie czekało na niego jego zadanie. Pociągnąwszy uprzednio z flaszy, ruszył. Przebył przez tłumy, przecisnął się jeszcze przez parę uliczek. Potem schodami na górę i wreszcie wszedł do umówionego miejsca.

Na widok Calindry i pozostałych, skinął głową. Usiadł.

Słuchał. Bez zażenowania podczas słuchania sięgnął do sakwy i wydobył raz jeszcze flaszę, z której pociągnął.

Oceniał Calindrę chłodnym wzrokiem - widział wiele takich, jak ona. Wielu takich, jak Calindra, kończyło źle. Kobieta ze złotem to niezbyt fortunne połączenie.

– Nawiedzone, powiadasz, złotko? Znaczy się, niby przez kogo nawiedzone?

Grakka podrapał się po niemal łysym czerepie.

– Demony? Wampiry? Niespokojni umarli? A, wybacz. Przecież wampiry to także niespokojni umarli. Albo też, gówniarze gżące się pod osłoną nocy? Wiesz… To ostatnie to jest, kurwa, najgorsze. Wyjątkowo paskudny sort. Znaczy się, jestem zainteresowany. Bardzo zainteresowany i nie są to tylko gówniary nocną porą.

Pociągnął z flaszy kolejny raz.

– Cóż się stało później z tą Asethanną? O, i ten sługa Ioseffa Xarwina. On żyje jeszcze? Mamy kogoś z tamtej okolicy? Xarwin wygląda jak, wypisz wymaluj, tfu, tfu, tfu, jakiś mag, co skręcił rozum. Może ten sługa będzie wiedział więcej coś. Na przykład, wystaw sobie, przydałaby się mapa onej szacownej posiadłości. Wszak zostało coś? Cokolwiek? Trzeba by więcej dowiedzieć się o tym ich kurwidole, zanim tam wejdziemy. Dajże i notatki, w których, twoje słowa, szperałaś. Nie wyglądam, ale umiem czytać. Naprawdę.

– Wyprawiłbym się także do tej Krzywej Zatoczki, rozeznać. Popytać. Lubię krzywizny i krągłości. Tedy odczuwam przemożną, niepowstrzymaną potrzebę odwiedzenia tego miejsca. Jak to gadają ci z Cheliax? Rekonesans. Zróbmy se, tego, rekonesans.



 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline